Biblioteka


Wieś - tęsknota za utraconym rajem



 

Wieś – tęsknota za utraconym rajem

     Odkrywamy, że najbardziej normalnym środowiskiem była społeczność wsi, gdzie wszystkie te aspekty były rozwijane harmonijnie. Była wielka mądrość, wyrosła z doświadczenia, z pracy, z codziennego obcowania z przyrodą – niebezpieczną i trudną, ale mającą swoje prawa, według których wszystko funkcjonuje; była mądrość wyrosła ze współżycia społeczeństwa, które nazywało się wsią. Ta mądrość pozwalała czy nakazywała kodyfikować prawa, według których należało postępować, aby nikt nie był pokrzywdzony, ale wszyscy mogli żyć w wolności, szanując się wzajemnie. W tym aspekcie nazywano zło – złem, dobro – dobrem. I na tym samym oddechu istniało piękno. Piękno architektury budowanych domów, krytych strzechą czy gontem, piękno wnętrz tych domów, urządzanych tymi samymi rękami, które wznosiły chałupę – a więc zydle, ławy, stoły, skrzynie, łyżki, widelce, kosze, dzieże, beczki, obrusy, makatki, obrazy, świątki, także ubrania – te na co dzień, te od święta, wreszcie – obrzędy, tańce, śpiewy, muzyka. A wszystko to wyrastało z nieustannego kontaktu z przyrodą i z wiejską społecznością.
     Ludziom miast odebrany jest w ogromnej mierze kontakt z naturalnym światem przyrody. Ludzie miast są pokrzywdzeni środowiskiem masy. Mówimy „masy”, bo trudno zbiorowość wielkomiejską nazywać społecznością. Jest ona w dużej mierze sztuczna i anonimowa. Jednostka prawie zawsze, jeżeli nie z reguły, żyje samotnie, wyalienowana, choć w bloku pełnym ludzi czy w kamienicy. W ten sposób ulegają atrofii podstawowe sposoby patrzenia na świat i współżycia z ludźmi.
     „A więc z tego wynika, że najlepiej byłoby, gdybym ja się zabrała do szycia sukienki, a wcześniej może do tkania materiału na sukienkę. A brat żeby wziął się do robienia mebli”. Naprawdę tak byłoby najlepiej. Ale doszliśmy już do takiej specjalizacji, że praktycznie rzecz biorąc, jest to niemożliwe, niewykonalne. Może jeszcze uszycie jakiejś prostej sukienki, może jeszcze zrobienie czegoś na drutach. I niestety w tym kierunku idziemy, że nawet nie będzie się opłacało robić samemu obiadu. Przecież nie pieczemy już sami chleba ani bułek, nie robimy masła, sera na śniadanie. I tak coraz to mniejszy mamy kontakt z naturą, a coraz większy z przetworami wszelakiego rodzaju. Czasem na chwilę budzimy się i w ramach protestu robimy jesienią konfitury.
     Musimy być tego świadomi. Utraciliśmy w dużej mierze i wciąż coraz bardziej i bardziej tracimy poczucie naturalności: tego, co naturalne. I postępujemy coraz częściej i coraz bardziej nienaturalnie, zapędzając się w kozi róg. Ulegamy modzie, trendom, wynalazkom, a właściwie quasi-wynalazkom. Najbardziej ulegamy reklamom. Kupujemy to, do czego nas namawiają piękne telewizyjne prezenterki czy prezenterzy. A więc raz margarynę – jako że bez cholesterolu, raz masło – jako produkt bardziej naturalny. Raz mięso wołowe, innym razem brojlery. Raz indyki, innym razem jagnięta. Raz brokuły, innym razem pomidory. Palimy papierosy, bo jak reklama marlboro pokazuje, świadczą o naszej męskości. Objadamy się marsami, snickersami, milkywayami czy innymi słodyczami.
     Zdaje się nam, że jesteśmy w tym wolni, a naprawdę jesteśmy sterowani, manipulowani, jak pajace pociągane za sznurki. Wykonujemy działania zgodne z tym, czego chcą od nas ludzie polityki, gospodarki czy od spraw społecznych. A ci zatrudniają fachowców od reklamy. Jemy najrozmaitszego rodzaju chipsy, produkowane na olejach (starych), solone i paprykowane, których trwałość i przydatność do jedzenia zaskakuje nawet nas, a równocześnie z naiwnością dziecka wierzymy, że nie zawierają żadnych środków chemicznych, tak jak głosi napis na opakowaniu.
     Może zaprzeczysz, oświadczając, że ty nie dajesz się uwieść żadnej reklamie. Odpowiem nie wprost, pytaniem: Czy ty wiesz, ile kosztuje jedna sekunda reklamy w telewizji w czasie tak zwanej wysokiej oglądalności? Jeżeli nie wiesz, to spróbuj się dowiedzieć, a usłyszysz sumę, która zwala normalnego człowieka z nóg. O czym to świadczy? O tym, że opłaca się wydawać te sumy na reklamy.
     A więc jawi się pytanie: Jak powrócić do normalności? I czy w ogóle „powrócić” to jest odpowiednie słowo? Przecież powracać można tylko tam, gdzie się bodaj raz było. Ale my nigdy nie byliśmy w warunkach normalnych. Wobec tego – jaka rada? Trzeba budować swoją normalność również opierając się na transcendentaliach. Zobaczyć siebie w tych czterech podstawowych aspektach. I dokonać tej operacji nie raz, ale wciąż być wyczulonym na ten sposób widzenia świata i siebie.