Biblioteka


Prawdziwa godność



 

Prawdziwa godność

 

Jestem poza miastem, w domu tak zwanej spokojnej starości, u mojej znajomej, profesorki wyższej uczelni, mającej osiemdziesiąt kilka lat. Człowiek o ogromnej kulturze osobistej. Delikatna, umysł trzeźwy. Rozmawiam z nią jak z młodym, inteligentnym człowiekiem. Ona wie, co mówi, rozumuje poprawnie, logicznie. A jest po wylewie, który na szczęście się cofnął. Córka przyjechała na kilka dni z zagranicy, bo tam zamężna, i umieściła ją właśnie w tym domu spokojnej starości.
 – A co z mieszkaniem – pytam ją – w mieście?
 – Córka zlikwidowała moje mieszkanie. I wyjechała do siebie za granicę.
 – Jak się pani tu czuje?
 – Proszę księdza, tak tu spokojnie. Ale daleko od miasta. Nie mam żadnego kontaktu z uczniami ani ze znajomymi. Cztery ściany. Ja do czego innego jestem przyzwyczajona. Ale nie narzekam.
 – Czy córka nie mogła pani wziąć do domu, do siebie? Przecież ma za granicą wygodną willę, mieszka tylko z mężem. A pani już jest sprawna.
 – Tak, ale ja byłam tam u niej w czasie ostatnich wakacji. Zaprosili mnie przecież. W którymś momencie jej mąż powiedział: „Na wizycie można być dwa tygodnie, ale nie dwa miesiące. To nie jest tylko moje zdanie, ale również mojej żony”. Wie ksiądz, ja od razu wyjechałam. Ale proszę źle nie myśleć o mojej córce. Ona na pewno tak nie powiedziała. On się musiał przesłyszeć. Ale gdyby nawet tak powiedziała, nie mam do niej o to żalu. Ma swoje życie, ma swoje obowiązki domowe, towarzystwo, swoją pracę. Ja ją bardzo kocham. Ja bym już jej nie prosiła, żeby mnie wzięła do siebie. Chociaż w tej willi faktycznie ma wiele pomieszczeń. Ja tu zostanę. Nie wiem, jak się to dalej ułoży, ale nie chciałabym jej żadnego kłopotu sprawiać. Tym bardziej, że ze strony męża mogłoby ją spotkać jakieś nietaktowne zachowanie.
 Patrzyłem na tę osiemdziesięciokilkuletnią kobietę z największym szacunkiem. Prawie tak jak na Matkę Teresę. Ona też nie żałowała miłości, którą obdarzała córkę. Nie domagała się, by córka jej zapłaciła za miłość.
 Podsumowując ten rozdział, można powiedzieć, że są ludzie jak drzewa: logiczni, zwarci, konsekwentni. Jak drzewa: każdy w swoim rodzaju, nietuzinkowi, niepowtarzalni, oryginalni, autentyczni. Jak drzewa, które biorą z zewnątrz światło słoneczne, wodę, minerały, a przecież liście mają zielone, korę brązową, drewno białe czy różowawe. Ludzie jak drzewa: choć przecież czytają gazety, książki i patrzą w telewizję, to przecież nie są odbitką, kliszą, zachowują swoją godność. Wszystko, co do nich dochodzi, potrafią ocenić, ustosunkować się do nowości, zająć stanowisko, odrzucić albo przyjąć, ale skorygować swoim doświadczeniem. Jak drzewa: chociaż biorą ze świata, ale tylko tyle, ile im potrzeba do życia, nie magazynują z chciwości ani z opętania pieniędzmi, rzeczami, mają swoją godność, nie są owładnięci ambicją, troską o sławę, o rozgłos, o popularność, nie wrzeszczą bez końca: ja, ja, ja!