Biblioteka


Charakter



 

Charakter

 Należy stwierdzić, że mamy dużo zdolnej młodzieży. Rozbudzonej intelektualnie, specjalistów w rozmaitych dziedzinach, zapowiadających się mniej lub więcej na geniuszy. Talent niewątpliwy. Zdolności – nieprzeciętne. Po prostu – przyszłość polskiej nauki, techniki, handlu, przemysłu, organizacji, może nawet przyszłość rangi światowej. Młody człowiek sprawdzony na wiele sposobów, w rozmaitych olimpiadach wojewódzkich, ogólnopolskich, międzynarodowych.
 I potem go nie ma. Rozglądamy się za tą gwiazdą, która się pokazała na estradzie szkoły podstawowej, średniej czy uczelni. Rozpytujemy – nikt o niej nie wie. Wreszcie ktoś ci rzuci: „Brakło charakteru. Zakałapućkał się, zaplątał, zabałaganił – i znikł. Potem, gdy się opamiętał, to już było na wszystko za późno. Zniknęła szansa. Urwały się kontakty. Za duża strata do czołówki. Brakło ochoty, by nadrabiać zaległości. Zresztą, to już nie ten czas. Krótko mówiąc: Brakło charakteru”.
 Każdy z nas ma takich geniuszy w swoim otoczeniu. Ja też. Jest taki chłopiec, długi na prawie dwa metry – choć dopiero w pierwszej licealnej. Układa programy komputerowe i o komputerze wie prawie wszystko, a przynajmniej bardzo dużo. Gdy miałem jakiś kłopot i fachowiec nie wiedział, co się dzieje, ten przyszedł, coś tam ruszył i w przeciągu minuty usunął usterkę. Jest drugi, który robi dwa fakultety – fizykę i matematykę – równocześnie, dał się poznać nie tylko w kraju, ale i za granicą, małomówny, spokojny i genialny.
 Przyznam, że o nich się nie boję. Mają jako zaplecze dobre domy – kochających rodziców i kochające się rodzeństwo, którzy pomagają kształtować ich charakter. Co to znaczy kształtować charakter? To znaczy dbać o rozwój osobowości, chociażby na podstawie czterech cnót kardynalnych, które wypracowały pokolenia: roztropność, sprawiedliwość, wstrzemięźliwość i męstwo.
 Może spytasz, dlaczego one i dlaczego ta kolejność. Święty Tomasz gdzieś powiedział, że z wszystkich cnót, jakie możemy mieć, najważniejsza jest roztropność. Poddaje ona człowiekowi każdy problem pod rozwagę. Pomaga mu odnaleźć wewnętrzną równowagę. Na drugim miejscu postawiłbym wstrzemięźliwość. Przekładając na język współczesny: opanowanie, które nam, Polakom, charakteryzującym się „słomianym ogniem”, jest bardzo potrzebne. Ale na trzecim miejscu dałbym męstwo. Bo do tej cnoty przynależy wytrwałość. A my, Polacy, jak „słomiany ogień” – jesteśmy dobrzy na krótki dystans albo wrażliwi jak mimozy. Szybko zniechęcamy się, mówiąc: „Jak nie, to nie”. Nawet tam, gdzie nie wolno ustępować pod grozą katastrofy życiowej.
 Mówię to o młodzieży. A naprawdę troska o swój charakter obowiązuje każdego. Bo zawsze wisi nad człowiekiem cień zagrożenia. I to nie tylko teraz, na etapie szkoły, ale przez całe życie. Bo nikt nie może być pewny siebie do końca, dopóki żyje.
 Do takiego życia potrzebni są również ludzie dobrzy. To ludzie, do których lgniesz. Zwłaszcza gdy ci ciężko. Idziesz do nich, by „zagrzać nosa”. Żeby przy nich posiedzieć. Wtedy gdyś obolały, potłuczony, obity, zmaltretowany, smutny, przygnębiony. Gdy cię spotkało nieszczęście, gdy wyrządzono ci krzywdę i nie jesteś w stanie być sam. Nawet gdy nic nie mówisz, to dobrze ci przy takim człowieku. Wystarczy ci patrzeć, jak nalewa herbatę. To ten, którego się nie boisz. Możesz być przy nim szczery. Możesz mówić swobodnie, co cię dręczy. Nie usłyszysz od niego tanich pociech, ale prawdziwą prawdę, trafną ocenę sytuacji twojej osoby. Niejednokrotnie z surową oceną twojego postępowania. Wytknie ci błędy, lekkomyślność, nawet głupotę. Ale nie ze złośliwością. Tylko dla twojego dobra. Będziesz czuł serdeczność, życzliwość w każdym zdaniu. Zostaniesz potraktowany z miłością. To drugie piękno człowieka – promieniujące z jego miłości.
 Kiedyś Anna Turowiczowa opowiadała mi z zachwytem o spotkaniu z arcybiskupem brazylijskim Helderem Camarą. „Ma twarz jak rozdeptany pantofel – powiedziała. – Ale co za człowiek! Cudowny!”. Wyjaśniam, żeby nie było wątpliwości: to arcybiskup, który oddał biednym swoją rezydencję biskupią, a sam zamieszkał w małym mieszkanku i walczy bez przerwy o tych najbiedniejszych, bezdomnych, bezrobotnych, pokrzywdzonych. Znienawidzony przez władze – uwielbiany przez ludzi z marginesu.
 Podsumowując ten rozdział: Człowiek w aspekcie bonum to człowiek wrażliwy na wszelkie dobro i zło. Zachwyca się każdym dobrem, złem jest oburzony, przestraszony, wstrząśnięty, stroni od zła. Inaczej mówiąc, człowiek dobry to człowiek, który cieszy się każdym dobrem, umie je dostrzegać na każdym kroku, w każdym człowieku, żyje bezinteresownie: dla samego dobra, które spełnia. Dla niego są po prostu nieważne pieniądze za pracę, sława, rozgłos, zaszczyty. To człowiek, który nie czyni krzywdy ani sobie, ani ludziom, ani światu. Wobec zła, które widzi, które nawet bezpośrednio go nie dotyka, ale o którym słyszy, nie zachowuje się biernie, ale w miarę swoich możliwości stara się zagrożonych chronić, a tych, co wpadli, ratować.