Biblioteka




Autorytet



 


                                                  Autorytet


Via Conciliazione, która zaczyna się od placu św. Piotra, kończy się na Tybrze. W tym właśnie miejscu utworzony jest mały placyk. Na nim znajduje się miasteczko telewizyjne. Jest tu cały świat. Kilometry kabli rozciągniętych na ziemi, anteny i talerze telewizyjne.
Tutaj żyją i pracują redaktorzy i operatorzy kamer, dźwięku, światła, kierownicy i kierowcy. Praca katorżnicza. Gotowość – 24 godziny. Na każdą sytuację. Na wszystko, co może się zdarzyć. Tutaj śpią, jedzą, mają upał w ciągu dnia i mroźne noce.




     – Proszę ostrożnie po tej drabince na górę. Kolega będzie asekurował księdza. To już tu, na tej blaszanej platforemce. Proszę się trochę cofnąć. Aż do tej rurki za plecami. Proszę się nie obawiać. Można nawet się o nią oprzeć. Proszę nie patrzeć do obiektywu, ale na mnie.
     Aż dziw, że na tej platforemce potrafi się zmieścić dwóch redaktorów, operator z kamerą i ja. Za plecami, w dole, trwa nieustanny szum przejeżdżających samochodów ulicą wzdłuż Tybru.
     – Proszę się przesunąć trochę na lewo. Tak, żeby ksiądz był dokładnie na tle bazyliki. Zaczynam ja, potem kolega. A potem będzie skierowane pytanie do księdza.
     Patrzę, jak nerwowym ruchem obciąga marynarkę, poprawia krawat. Zwraca się do mnie, mówiąc: Zaczynam.
     – Takiego pogrzebu na świecie jeszcze nie było. Żeby głowy państwa, prezydenci czy premierzy z ponad 150 krajów zjechali do tego miejsca, gdzie żył, pracował i zmarł Jan Paweł II. I te milionowe rzesze, które przyszły na ten dzień, ściągnęły dosłownie z całego świata, świadczą o tym samym – że to był niekwestionowany autorytet.
     – Tak nieraz się słyszało – włącza się drugi rozmówca – za czasów gdy żył i nauczał, a mówił i pisał bardzo dużo, 85 tysięcy stron, że ludziom to, co on mówi, jednym uchem wpada, a drugim uchem wypada i ludzie nic sobie z tego nie robią. Słyszą, ale nie słuchają. Jakie jest zdanie księdza?
     – I to się okazało, że nieprawda. Słyszą i słuchają. A świadczy o tym to, że przyszli – i płakali.
     – Jak powstaje autorytet?
     – Mądrość, po pierwsze, buduje się mądrością. To wszystko, co mówił, było mądre. Spójne, logiczne. Po drugie, wyrastające z naszej natury – przez Boga przecież stworzonej. To było zgodne z naszymi pragnieniami, tęsknotami, z tym co w nas – czasem uśpione – ale wciąż żyje, tkwi, jest obecne. On to wydobył na zewnątrz, on to wypowiedział – to, co my tylko intuicją czasem potrafimy wyczuć. On to wyraził, określił, zwerbalizował – pięknie literacko, obrazowo, poprawnie, czysto.
     – A po drugie? – przerywa mi pierwszy.
     – Po drugie, ogromnie ważne drugie – on dawał przykład swoim życiem. Tak jak mówił, tak żył. Mówił, żeby przebaczać – przebaczał. Mówił, żeby darować – darował. Mówił, żeby przepraszać – no, to przepraszał. Przepraszał cały świat za krzywdę, jaką Kościół wyrządził kiedykolwiek, komukolwiek. A już tak całkiem wyraźnie – przecież prosił o przebaczenie. Prosił, żeby mu darowano. Tak jak mówił, tak i robił. Nawet niektórzy narzekali, że za dużo tego bicia się w piersi, że innym to ani w głowie.
     – Co, księdza zdaniem, było Papieża ideą najważniejszą, najważniejszym zadaniem? – zapytuje drugi rozmówca.
     – On chciał ludzkość, poszatkowaną na rozmaite kolory skóry, rasy, religie, nacjonalizmy, złączyć w jedną rodzinę. I stąd to jego pielgrzymowanie po świecie. Jechał do tych, którzy by do niego nie przyszli. A jechał, aby im powiedzieć: Braćmi jesteście. To mówił protestantom w Niemczech, anglikanom w Anglii, prawosławnym w ich cerkwiach chociażby w Polsce. Żydom w Jerozolimie. Muzułmanom w Maroku. To mówił buddystom w Indiach i Japonii, konfucjonistom Korei, hinduistom w Indiach, animistom na Wyspach Salomona i na Nowej Gwinei. To nie było gadanie na pokaz, na niby. To był prawdziwie głęboki szacunek, skierowany ku tym ludziom wyznającym inne religie. Bo oni wszyscy wierzą tak samo jak i my: w Boga – Ducha, Boga Stwórcę, Boga Ojca, w życie wieczne. I on to śmiał powiedzieć. I z tym się zwrócić do nich wprost – jak żaden inny papież dotąd. I tak go odbierali, odczuwali i szanowali.
     – To wszystko. Dziękujemy księdzu. A teraz powolutku, proszę podać rękę, ostrożnie na drabinkę.