Biblioteka


OKRES ZWYKŁY



 

X NIEDZIELA ZWYKŁA
UROCZYSTOŚĆ TRÓJCY PRZENAJŚWIĘTSZEJ

„Doprowadzi was do pełnej prawdy”

     Jeszcze popłaczemy na Unię Europejską. Jeszcze będziemy narzekać na nią. Jeszcze będziemy zrozpaczeni. – Mówię to do tych, którzy cieszyli się jak dzieci naiwne, myśląc, że Unia Europejska nam załatwi wszystkie sprawy – załata wszystkie dziury w drogach, obsypie nas pieniędzmi i da nam długie życie, i będzie nam się dobrze powodziło.
     Jeszcze będziemy skakać pod sufit i klaskać z radością. – Mówię to do tych wszystkich, którzy nie chcieli przystępować do Unii. Gdy się okaże, że są szanse, możliwości, których nie spodziewaliśmy się, okoliczności, których nie uwzględnialiśmy. Jeszcze będziemy cieszyć się i radować, gdy zobaczymy nową perspektywę, która otwarła się przed nami, gdy ujrzymy nową szansę, która zaistniała w naszym życiu. 
 

* * * 

     A tak uczciwie powiedzmy sobie – Unia Europejska to jest nowe zadanie, które staje przed naszym narodem, naszym państwem i każdym z nas. Tylko trzeba się rozejrzeć jak najprędzej, zrozumieć jak najszybciej, pojąć jak najdokładniej – co to jest ta Unia. Bo dotąd nie rozumiemy jej do końca. I długo jej nie będziemy w stanie zrozumieć. Ale kto się połapie, rozezna, zorientuje się, kto nie przepuści okazji, spostrzeże szanse, wykorzysta możliwości, kto wdroży to, co się nazywa postępem w jego życiu zawodowym i osobistym, ten pójdzie do przodu. On sam i środowisko, do którego należy.

 

================================================

XI NIEDZIELA ZWYKŁA

„Bo bardzo umiłowała”


     Trzeba kochać. Boga, siebie, ludzi, świat. Być zachwyconym, radosnym, szczęśliwym. Nie zarażaj się złem szatana, jego głupotą, bezsensem. Nie marnuj swojego życia na narzekaniu, biadoleniu. Nie niszcz swojego życia przez brak wiary, ufności, miłości.
     Trzeba kochać. Ale tego się nie da udawać. Tego nie można „na niby”. To musi być autentyczne, spontaniczne, wypływać z głębi serca.
     Jak to zrobić?
     Trzeba otworzyć się na świat, który jest słowem Boga, na ludzi którzy są Jego słowem, na siebie samego który jesteś Jego słowem. 
     Trzeba otworzyć uszy i zachwycić się mądrością Bożą, świata, ludzi, mądrością swoją.
     Trzeba otworzyć oczy i zachwycić się pięknem, dobrem, wolnością – Bożą, swoją, ludzi, świata.
     Może cię nazwą romantykiem, nierealnym, idealistą, nieżyciowym, niechodzącym nogami po ziemi. Ale czy to takie ważne.
     Trzeba kochać. Bo inaczej będziemy handlarzami, którzy zajmują się wyłącznie tym, ile wydali – ile dostali. Albo będziemy przestraszonymi homo sapiens, którzy odliczają dni zbliżającej się śmierci.
     Trzeba kochać. Bo inaczej życie nie ma sensu. Jest smutne, rozpaczliwe – aż do samobójstwa.
     Trzeba kochać. Wtedy dzieją się wszystkie możliwe i niemożliwe cuda. Otwierają się drzwi zamknięte na głucho. Genialne pomysły przychodzą ci na myśl. Uśmiechają się i nabierają rumieńców marmurowe posągi. Znajdujesz zagubione klucze i pieniądze. Głowa cię przestaje boleć. Odzyskujesz utraconych ludzi. Największe uparciuchy przyznają ci rację.
     A to wszystko przez twoją miłość.
 

==========================================

 
XII NIEDZIELA ZWYKŁA

„Opoka”

     Święty Łukasz kończy tę scenę na słowach Pana Jezusa: „Syn Człowieczy musi wiele wycierpieć. Będzie odrzucony przez starszych, arcykapłanów i uczonych w Piśmie, będzie zabity, a trzeciego dnia zmartwychwstanie”.
     Ale święty Mateusz idzie odważnie dalej: A Piotr – którego Jezus przed chwilą nazwał Opoką Kościoła – wziął Go na bok i począł robić Mu wyrzuty: „Panie, niech Cię Bóg broni. Nie przyjdzie to nigdy na Ciebie”.
     To zachowanie się Piotra jest bulwersujące. Dotąd uczeń – względnie apostoł – i nagle taka metamorfoza: bierze Pana Jezusa na bok. Jak kumpla. I zaczyna Mu robić wyrzuty: że głupstwa opowiada, strofuje Go – niech się opamięta, niech kontroluje to, co mówi.
     Psychologicznie, zdawałoby się, rzecz niemożliwa. Ale przyglądnijmy się bliżej naszym dzisiejszym realiom. Iluż to ludzi tak zwanych zwyczajnych, gdy zdarzy im się, że dochodzą do jakiejś władzy – nie musi nawet to być władza bardzo wysoka – zmieniają się. Następuje w nich metamorfoza. Ze zwyczajnych ludzi stają się „nadzwyczajnymi ludźmi”. 
     Ileż razy przeżyłeś taki przypadek. Przecież to koledzy, koleżanki. I co się z nimi stało? To inni ludzie. Czasem nawet nie poznają swoich dawnych przyjaciół. Przestają ich zauważać. Odpowiadają zdawkowo, z góry, patrząc się na nich jak na ścianę. Mówimy: „Zaszumiało im”, „woda sodowa uderzyła im do głowy”, „przewróciło im się w głowie”. Mówimy pobłażliwie, z nadzieją, że to jest tylko chwilowe, że odwrót jest możliwy.
     Ale dzieje się zupełnie inaczej. Oni teraz wymagają szacunku, specjalnego traktowania ich, odnoszenia się do nich.
     I rosną wymagania. Należy im się wszystko. Pensje są wciąż za małe – chociaż czasem dziesięciokrotnie wyższe od tych, które otrzymują ludzie przeciętni. I czują się tak wysoko, że są ponad prawem – że wszystko im jest dozwolone. Że otoczenie musi się zgadzać z ich pomysłami czy wybrykami i akceptować je. I uśmiechać się, i przyklaskiwać.
     Oczywiście, każde kierownicze stanowisko zmienia perspektywy, widzenie, traktowanie rzeczywistości – inna odpowiedzialność, inne obowiązki. Ale żeby aż tak dalece zmieniać swój stosunek do dawnych przyjaciół i kolegów?
     Rzadko tylko zdarzy się, że ktoś lub coś przyprowadzi ich do opamiętania, jak się zdarzyło Piotrowi: Lecz Jezus odwrócił się i rzekł do Piotra: Zejdź mi z oczu, szatanie. Jesteś mi zawadą, bo myślisz nie na sposób Boży, lecz na ludzki.

=========================================== 

XIII NIEDZIELA ZWYKŁA

„Pójdź za mną” 

     My mówimy: „Serce Jezusa, dobroci i miłości pełne” – a wylatują w powietrze samochody-pułapki; wybuchają bomby i miny; spadają rakiety i zabijają ludzi.
     My mówimy: „Serce Jezusa, gorejące ognisko miłości” – a płonie wojna w Iraku, w Ziemi Świętej, w Czeczenii, w Afganistanie i w tylu innych miejscach na świecie.
     My mówimy: „Serce Jezusa, sprawiedliwości i miłości skarbnico” – a w naszym kraju kłopoty z offsetem amerykańskim, kłopoty z Unią Europejską, z konstytucją. A poza tym afery, przekręty, oszustwa, kłamstwa.
     My mówimy: „Serce Jezusa, cnót wszelkich bezdenna głębino” – a w telewizji, w radiu, w gazecie reklama obiecuje, że – tylko trzeba kupić, tylko trzeba jak najprędzej kupić, trzeba już kupić! I będziesz szczęśliwy, radosny, zadowolony, i będziesz mógł się pochwalić. Tylko już trzeba kupić! 
     My mówimy: „Serce Jezusa, z którego pełni wszyscyśmy otrzymali” – a do nas dociera oszustwo, przychodzą, namawiają: Podpisz umowę, dostaniesz wielokrotnie więcej niż teraz zapłacisz. Tylko podpisz. Uśmiechają się, namawiają serdecznie, miękko, cichutko, głośno: Tylko podpisz!
     My mówimy: „Serce Jezusa, zjednoczenie serc wszystkich” – a na ulicę wyjść wieczorem – niebezpiecznie. A w nocy – naprawdę niebezpiecznie. Nawet w ciągu dnia – niebezpiecznie. A na ulicę dziecko wypuścić – niebezpiecznie, na ulicę wypuścić dziewczynę – niebezpiecznie, na ulicę wypuścić chłopca – niebezpiecznie. A w ogóle niebezpiecznie!
     My mówimy: „Serce Jezusa, źródło życia i świętości” – a musimy patrzeć, gdzie stawiamy każdy krok – żeby nie wpaść w zasadzkę; musimy patrzeć na to, jaki nam dają pieniądz – czy nie jest oszukany; musimy uważać na to, co podpisujemy – żeby nie ściągnąć sobie burzy na głowę; jesteśmy otoczeni oszustwem, cygaństwem tych, którzy chcą od nas wyłudzić pieniądze.
 

* * *

     Przecież tak nie można żyć! – W nienawiści, w oszustwie, w kłamstwie, w wyzyskiwaniu! To jest nieludzkie życie.
     Tylko miłość może zaleczyć rany. Tylko miłość może załagodzić, uspokoić poszarpane nerwy. Tylko miłość może stworzyć warunki normalnego życia.

============================================= 

XIV NIEDZIELA ZWYKŁA

„Bliskie jest królestwo Boże”

     Gdyby Piotrowi ktoś powiedział, że stanie na czele Kościoła złożonego przede wszystkim z nawróconych pogan, to chyba uznałby tego człowieka za wariata. A na pewno by mu nie uwierzył.
     Gdyby ktoś Pawłowi powiedział, że będzie apostołem nie wśród Żydów, ale wśród pogan, to by się na pewno zdziwił i nie uwierzył.
     Wielkość Pawła polega również na tym, że podjął na pozór przypadkowe wydarzenie jak rewelację. A stało się to tak, gdy gmina żydowska odrzuciła jego naukę, a przyjęli poganie, którzy byli rozproszeni wśród rzeszy żydowskiej. Zachwycili się nauką Pawłową o Bogu, który kocha nie tylko Żydów, ale wszystkich ludzi. Przyjęli ją z otwartymi rękami.
     Paweł i Piotr potrafili dostrzec ten znak Boży. Ocenić to wydarzenie jako nowe zadanie swojego życia i działania. 
     Możemy podziwiać tak Piotra jak i Pawła. Przecież byli ściśle związani z religią Mojżeszową. Byli wrośnięci w jej myślenie, obyczaj, w jej obrzędowość. Zwłaszcza Paweł jako dawny faryzeusz. Mieli wbite w głowę nakazy i zakazy. Gdy tylko pomyślimy o tym, że Żyd prawowierny powinien uważać, żeby cień poganina nie padł na niego, że Żydzi pogan uważali za przeklętych od Boga. Jakiż Piotr i Paweł musieli mieć wielki umysł i serce, żeby te opory przełamać i wyrosnąć ponad swoje dotychczasowe przekonania religijne.
 

* * * 

     To nie tylko dotyczy Piotra i Pawła. To dotyczy każdego z nas. I my mamy takie znaki, które powinniśmy dostrzec, głosy, które powinniśmy usłyszeć, zdarzenia, które powinny odmienić bieg naszych dróg.
     Są znaki, które nazywamy znakami czasu – przez Boga do nas sygnalizowane. Którymi nas upomina, kieruje, którymi nam wskazuje drogę.
     Obyśmy je zobaczyli, usłyszeli, obyśmy je przyjęli.

 

==========================================
 

XV NIEDZIELA ZWYKŁA

„Co mam czynić” 

     Jesteśmy biednym narodem. Zacofanym. Niedouczonym. Potrzebujemy wszystkiego. Zaczynając od miejsc pracy, żeby zlikwidować nękające nas bezrobocie poprzez dotkliwy brak profesjonalnych polityków aż po brak wielkich autorytetów.
     Potrzebujemy po prostu mądrości. Nie chodzi tylko o mądrość uniwersytecką, wyższych studiów, profesorów, docentów, doktorów, wreszcie studentów, ale chodzi również o mądrość rządzących i rządzonych – wyborców i posłów jak i senatorów, sprzedawców i kupujących, pracodawców i pracowników, nauczycieli i uczniów, rodziców i dzieci.
     Trzeba nam mądrości jak najwięcej. Bo potrzeb jest dużo.
 

* * * 

     Źródłem mądrości jest Bóg. On daje się nam również przez Jezusa. A my o tym musimy pamiętać, że Bóg dał Go nie tylko ludziom żyjącym w Ziemi Świętej przed dwoma tysiącami lat, ale daje Go również nam żyjącym obecnie, aby był naszym Nauczycielem na co dzień.

* * *

     Jezus przemawia do nas zwłaszcza w czasie każdej Mszy świętej. Bo Msza święta uobecnia nam Jezusa. Powinniśmy Go słuchać, brać Jego naukę w swoje serca, kształtować swój umysł Jego prawdą. My – zebrani wokół Stołu Eucharystycznego.
 

=============================================

 
XVI NIEDZIELA ZWYKŁA

„Przysłuchiwała się Jego mowie” 

     Wakacje to czas stosowny, aby zabrać się do naszych wykroczeń przeciwko miłości, czyli przeciwko Dziesięciu Przykazaniom Bożym.
     Jeżeli istotą Dekalogu jest przykazanie miłości, istotą grzechu jest brak miłości. A ten brak miłości ujawnia się wyrządzaniem krzywdy sobie, drugiemu człowiekowi, światu. A to jest niczym innym, jak drogą na skróty do szczęścia wymyślonego przez nasz egoizm. To więc nieuporządkowana miłość samego siebie.
     W poszukiwaniu grzechów możemy iść przykazaniami i zapytywać siebie samych, czy wykroczyliśmy przeciwko któremu z nich. Ale można wybrać inną drogę i zapytać się, co jest powodem, że dopuściliśmy się tej krzywdy czy tych krzywd. Czy nie ma w nas jakiegoś źródła zła, z którego biorą początek nasze grzechy.
     I tutaj napotykamy na siedem takich źródeł:
     pycha,
     chciwość, 
     nieczystość,
     zazdrość,
     nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu,
     gniew,
     lenistwo.
     To, do czego doszła teologia moralna – nazwała grzechami głównymi. Niektórzy wolą mówić o wadach głównych, o złych skłonnościach czy też o nałogach. Żeby nie mylić grzechów głównych z grzechami ciężkimi – bo to jest zupełnie co innego.
 

* * * 

     Można by zapytać, dlaczego siedem wad głównych nazywają się głównymi?
     Dlatego, że pączkują rozmaitymi grzechami na przestrzeni wszystkich Dziesięciu Przykazań. Są wciąż obecne. Nie do uchwycenia przez jedno przykazanie, ale obecne wszędzie, po kolei we wszystkich. Tak jak są obecne w naszej osobowości.
     Nie. Nie wszystkie siedem. Nie wszystkie naraz. Dla jednego tą dominującą wadą jest pycha, dla drugiego chciwość, dla innego alkoholizm, dla jeszcze innego bylejakość płynąca z lenistwa. Czasem pysze towarzyszy chciwość, lenistwu – pijaństwo. I niszczą nas. A to zniszczenie oznacza niezdolność do miłości. Pycha czy chciwość, alkohol czy nieczystość tak człowieka potrafią opętać, że on o niczym innym nie myśli, nie tęskni, nie pożąda, tylko za tym jednym.
     I trzeba odkryć, co jest naszą wadą główną. Co nas najbardziej niszczy. Póki czas, póki jest przez nas do odkrycia. Bo potem tak się do niej przyzwyczaimy, że przestaniemy ją dostrzegać, stanie się naszą drugą naturą. I potrzeba będzie wielkiego wstrząsu albo nawet katastrofy, żeby nam oczy się otworzyły. Albo prawdziwego przyjaciela, który by powiedział nam prawdę.
     Choć to może zawieść: nie uwierzymy mu. Obrazimy się na niego, że nam zarzucił takie wady, od których dzielą nas przepaście. Jak śmiał nam coś podobnego powiedzieć.
 

* * * 

     Krok dalej, a wtedy okazuje się, że jesteśmy w chorobach psychicznych, dewiacjach. Jeżeli wady główne nie są jeszcze chorobami psychicznymi wprost, to jednak są związane, idą ku temu. Stan zaawansowany oznacza odejście od normalności, odejście od człowieczeństwa. Zarówno zarozumiałość jak pazerność, erotomania, jak zazdrość, obżarstwo jak pijaństwo, wściekłość, jak lenistwo. To są zaburzenia już psychiczne. Odejścia od normy, kompleksy, zahamowania, psychozy, aberacje. To jest już konieczność leczenia. To jest droga do psychologa, do psychiatry, który może pomóc ratować się człowiekowi.
     Ale zanim będzie konieczny psychiatra względnie psycholog, może instynkt samozachowawczy wezwie nas do samoobrony – do ratowania siebie samego. Bo jeszcze możemy lawinę wstrzymać, jeszcze możemy katastrofie zapobiec.
     Tym ratunkiem jest nawrócenie, metanoia, którą można by nazwać zmianą usposobienia – zawrócenie z fałszywej drogi i powrót na drogę miłości. Na ten akt składa się zawstydzenie albo inaczej mówiąc żal, że odeszliśmy z właściwej drogi. I postanowienie, że z niej nie zrezygnujemy.
     Takim dobrym miejscem na te odkrycia są czasem rekolekcje ale i wakacje, wczasy, urlopy.


===========================================
 

XVII NIEDZIELA ZWYKŁA


„Przyjdź królestwo Twoje” 

     Pycha ma zaczepienie w niepowtarzalności osoby ludzkiej. Każdy z nas jest inny. I tacy mamy dorastać, stawać się, realizować się. Ale to, że jesteśmy inni, nie znaczy, że jesteśmy najlepsi, lepsi od wszystkich innych ludzi. I na tym polega błąd pychy.
     Z niej płynie lekceważenie, brak szacunku, a nawet pogarda w stosunku do innych ludzi. To odczuwa otoczenie. Stajemy się dla niektórych nieznośni, dla innych śmieszni. Jeszcze innych takie stanowisko obraża. Odchodzą od nas ludzie nawet ci najbardziej tolerancyjni i  wyrozumiali. Bo czują, że nas rozsadza ambicja i chcemy górować nad innymi za wszelką cenę.
     Rozsądek stara się przyprowadzać nas do porządku. I tłumaczy nam, że jesteśmy inni, ale niekoniecznie najlepsi pod każdym względem. Pycha polega na tym, że tę interpretację zdroworozsądkową negujemy, a na pewno odrzucamy i żyjemy w świecie nierealnym – w świecie wywyższonym ponad wszystkich ludzi. To jest życie w fałszu, w zakłamaniu – w iluzji, z której trudno jest obudzić się. Każde – choćby najdrobniejsze – wyróżnienie, pochwała, odznaczenie potwierdza i umacnia naszą pychę: przekonanie o własnej wielkości. Ale gdy te wyróżnienia nie pojawią się, to i tak nie powoduje przyprowadzenia nas do porządku.
     Przyczyna jest w nas. My nie chcemy tego. Tylko rośnie gorycz, gdy naszego mniemania o naszej wielkości nie potwierdza świat, a nawet otoczenie najbliższe. Rośnie pretensja do społeczeństwa, które nas nie dostrzega, nie uznaje, nie wyróżnia, nie nagradza.
     A tymczasem mamy być tylko odrębni. Mamy mieć własne zdanie – na podstawie tej optyki, którą posiadamy. Mamy zajmować stanowisko we wszystkich kwestiach samodzielne. Nawet gdy w oparciu o zdania, opinie naszego otoczenia. Ale to nie znaczy, że jesteśmy najmędrsi. Tak samo jak nie znaczy, że jesteśmy najlepsi, nawet gdy potrafimy zrealizować jakiś czyn w miarę perfekcyjnie.
     I dlatego trzeba nauczyć się zaczynać rozmowę nie od jakiegoś swojego twierdzenia, które uważamy za bezdyskusyjne, ostateczne, pewne na sto procent, niepodważalne. Ale zaczynaj zdanie od: „Mnie się zdaje, moim zdaniem, uważam, że”. W ten sposób zakładam, że mogę spotkać się z innym zdaniem. Zakładam szacunek wobec innych ludzi i wobec innych ich opinii. Przystępuję do dyskusji, nie twierdząc w sposób autorytatywny, że mam rację i z mojej racji nie ustąpię, nie zgodzę się na żadną krytykę, nie pozwolę, żeby zakwestionowano moje zdanie. Ale do dyskusji przystępuję, zakładając, że być może zostanę przekonany do zmiany stanowiska, że będę musiał ustąpić, negocjować, zmienić zdanie, zgodzić się na to, co rozmówca twierdzi. A nawet gdy nie zostanę przekonany, jeżeli zostanę przy swoim stanowisku, to stanie się to z przyczyn merytorycznych a nie ambicjonalnych.
     Pycha – ten kompleks wyższości – może mnie obciążać jako jednostkę, a może ogarniać mnie jako naród. Jest to przekonanie o tym, że należymy do nadzwyczajnego narodu, o cechach wynoszących nas wysoko ponad wszystkie inne narody – gdy chodzi o inteligencję, wrażliwość, uzdolnienia.
     I znowu, podobnie jak w wypadku pychy osobistej, tak i tutaj występuje pretensja, że nas świat nie docenia, nie dostrzega, krzywdzi. A tymczasem prawda tkwi gdzie indziej: jesteśmy inni, ale to nie znaczy, że najwybitniejsi. Mamy inną wrażliwość, inną historię, inne losy nas kształtowały. Inne wartości były dla nas ważniejsze. Utworzyliśmy nieco inną hierarchię wartości. I to powinniśmy nadal szanować. Mamy pozostać sobą. Szanować i rozwijać to, co w nas mądre i wielkie, ale z tą samą nieustępliwością walczyć z małością i wszelakimi wadami, które w nas tkwią. 
 
 

======================================

XVIII NIEDZIELA ZWYKŁA

„Życie”

     Chciwość wywodzi się ze strachu przed klęską materialną, przed głodem, nędzą, ubóstwem. Z przekonania, że muszę zabezpieczyć się i jak najwięcej nazbierać, by się przygotować na okres trudny. Póki mam okres „siedmiu lat tłustych”, powinienem zgromadzić wszelakiego dobra jak najwięcej, bo przyjdzie z pewnością okres „siedmiu lat chudych”.
     Drugi argument dla chciwości to ten, że trzeba mieć jak najwięcej. Po to, żeby móc pracować intensywnie, wydajnie. W tym celu trzeba mieć mieszkanie wyposażone w wszystkie potrzebne urządzenia, samochód na dojazdy i pieniądze. 
     Ale potem ten argument traci granice. I uwaga, i wysiłek zaczyna się skupiać i koncentrować na samych środkach, a cel znika z pola widzenia. Od mieszkania – do większego mieszkania, od większego mieszkania – do domu, od domu – do domu z ogrodem, od samochodu zwyczajnego – po samochód luksusowy, od konta w banku – do coraz większego konta w banku. Niepostrzeżenie przesuwa się granica tych wszystkich instytucji, które mają mi pomóc w pracy, na same instytucje jako cel. Już nie praca, ale mieszkanie, ale dom, ale willa w górach, dom nad morzem. Żeby mieć jak najwięcej, jak najwygodniejsze mieszkanie, jak najbardziej bogato wyposażone mieszkanie – nawet jeżeli nie „klamki ze złota”.
     Ale najsmutniejszą formą chciwości jest zbieranie pieniędzy. Gromadzenie ich w kasie czy w banku. Taki człowiek żyje przeważnie skromnie, nad wyraz oszczędnie, żeby nie powiedzieć biednie, i tylko składa wszystkie pieniądze. I nic z tych pieniędzy nie ma, nic nie użyje. Nie da innym ani sam z nich nie korzysta.
     Chciwość rozciąga się również na dobra duchowe. Już nie chodzi tylko o rzeczy, ale i o stanowiska, zaszczyty, odznaczenia, dyplomy, nagrody, sławę. Również dlatego, że wszystkie one w konsekwencji czy nawet w dalszej perspektywie zaowocują przypływem nowych pieniędzy.
     Do chciwości dołącza się pycha. „Pieniądz daje władzę nad światem”. Bardzo dobrze jej sekunduje, uzupełnia, towarzyszy. Żeby przebić swoich znajomych. Wyjść na czoło ze swoim mieszkaniem, ze swoim domem, ze swoim samochodem, ze swoją willą. A jeżeli nawet nie wyjść na czoło, to znaleźć się wśród najlepszych. „Żeby mnie szanowali, żeby wiedzieli, kim jestem”.
     Do chciwości dołącza się jeszcze zazdrość, która podobnie jak pycha podbudowuje chciwość – „Jeśli on ma to, dlaczego ja tego nie mam. Nie jestem gorszy chyba niż on”. A dopóki tak się nie dzieje, to zazdrość popycha do biegu naprzód, do wyścigu po wszelakie dobro.

========================================= 

XIX NIEDZIELA ZWYKŁA


„Pochodnie gorejące”

     Najważniejszym sensem życia – a właściwie jedynym sensem życia – jest miłość. Miłość do Boga, do świata, do siebie samego i wreszcie do drugiego człowieka.
     Największe przeżycie w tym względzie dotyczy miłości małżeńskiej – miłości tak wielkiej, że zakochany decyduję się na wyjście z domu rodzinnego, złączenie się z ukochanym człowiekiem na zawsze. 
     Nieczystość jest zaprzeczeniem tego najważniejszego aktu, jakim jest miłość w ogóle, a miłość małżeńska w szczególności. Nieczystość to nie miłość, tylko i wyłącznie seks, który przesłania wszystkie inne wartości ludzkie – co się nazywa krótko erotomanią. Podrywanie dziewcząt, podrywanie chłopców. Tu nie ma miejsca na żadną miłość. Tu nie wchodzą w rachubę żadne wartości duchowe – mądrość, wdzięk, urok dziewczęcy czy męski, inteligencja, delikatność, takt, bezinteresowność, bogate życie wewnętrzne. A jeżeli nawet to wszystko jest brane pod uwagę, to tylko jako margines, jako czynnik pobudzający przeżycia seksualne, ale chodzi w zasadzie tylko o akt fizyczny.
     I to jest największa katastrofa człowiecza, ponieważ znika z jego życia możliwość miłości – prawdziwej miłości. Erotoman a la longue nie potrafi nigdy już kochać. Będzie tylko podrywaczem albo podrywaczką. Będzie myślał – będzie myślała – tylko o tym jednym: doznaniu seksualnym. Nic więcej nie interesuje go ani ją. Nawet gdy wejdzie w związek małżeński, to trwałość jest tylko iluzoryczna. Gdy napotka na drodze kolejny obiekt pożądania, bez najmniejszego wahania zdradzi swoją małżonkę czy swojego męża. Nawet na jeden raz, na krótki przelotny romans. Albo odejdzie na zawsze i zwiąże się z tym drugim partnerem, z ta drugą partnerką – ale tylko na krótko, bo gdy napotka kolejny obiekt pożądania na swojej drodze, postąpi tak samo jak w pierwszym wypadku.
     Ta atrofia miłości nie ogranicza się wyłącznie do miłości do drugiego człowieka, ale seks niszczy każdą formę prawdziwej miłości. Erotoman czy erotomanka nie potrafi już kochać ani Boga, ani świata, ani siebie. To już człowiek kaleki.
     Zdążyliśmy się już nawet dorobić nowych form wypaczeń seksualnych, a mianowicie w Internecie pod nazwą: programy erotyczne. I są już psychicznie chorzy: ludzie, którzy wgapiają się godzinami w to, co dzieje się na szklanym ekranie, podnieceni, onanizują się. Już nie potrzebują partnera czy partnerki. I nadają się tylko do leczenia. Z tym, że najpierw muszą tego chcieć. Czyli muszą mieć jeszcze na tyle instynktu samozachowawczego, żeby się ratować. A na to już nie wszystkich stać. Ale gdy się już zdecydują, wyłania się jeszcze jedna trudność, że nie mamy skutecznej metody leczenia, nie bardzo jesteśmy w stanie przeprowadzać kurację odwykową. 
 
 

==========================================

XX NIEDZIELA ZWYKŁA

„Troje stanie przeciw dwojgu”  

     Zazdrość to specyficzny gatunek kompleksu niższości. Można być zazdrosnym o bądź co. Ale zawsze jest obecne poczucie, że ja nie mam tego, co ma drugi, ja nie mam tego na tyle dużo, na ile ma drugi, na tyle bogato, na ile ma drugi. To jest smutek z powodu szczęścia drugiego człowieka i radość z powodu jego klęski. To jest smutek z powodu sukcesu, powodzenia, sławy, nagrody innych ludzi. To jest satysfakcja, gdy mu się nie powiedzie, nie uda. Gdy wpadnie, potknie się zwłaszcza ten, któremu dotąd wszystko się udawało, który był szczęśliwy. Człowiek zazdrosny jest cierpliwy – czeka nieszczęścia szczęściarza. A gdy się doczeka, wtedy oddycha z ulgą: kolejny konkurent odpadł. 
     To jest najsmutniejsza wada. Bo nie tylko, że nie widać końca, ale nie ma nawet błysku radości. Nic nie usatysfakcjonuje tego człowieka. Żaden sukces nie dostarczy mu zadowolenia. Bo dręczy go natychmiast myśl, że inni też to mają, co on dokonał, co otrzymał, co osiągnął. A nawet otrzymali wcześniej, a nawet otrzymali dużo więcej. Rozeszła się o nich sława daleko szerzej, gratulowali im ludzie wybitniejsi niż jemu. Paradoksalnie można powiedzieć: prześladuje go myśl że na jego pogrzebie nie będzie tylu ludzi, co na innych pogrzebach.
     W zasadzie zazdrość przeżera całą osobowość człowieka. To nie jest zazdrość tylko o stan posiadania większego czy mniejszego konta. To nie jest wyłącznie sprawa lepszego czy gorszego zdrowia, wyglądu, kontaktów towarzyskich, znajomości języka, mieszkania, domu, samochodu, posady, wyróżnienia. Jest zazdrość permanentna i o wszystko.
     Jest to wada, którą można określić, że żyje innych życiem. Człowiek nie potrafi się skupić na swoim życiu, na swojej historii, na swojej osobie, ale żyje wciąż w kontekście innych ludzi. Gdy nawet prześcignie kogoś, o kogo był zazdrosny, to natychmiast się przerzuca na drugiego, trzeciego, dziesiątego, którzy go wyprzedzają w tym biegu o pieniądze, o sławę, o powodzenie. Nic go nie potrafi usatysfakcjonować. Nic go nie potrafi ucieszyć. Bo wyskakuje natychmiast kolejny rywal i podrywa go do następnego biegu.
     I tak zazdrośnik jest samotny. Nie potrafi się prawdziwie zaprzyjaźnić. Bo w chwilowym przyjacielu zaraz odkryje rywala, konkurenta, zaraz dostrzeże u niego zalety, których on sam nie ma albo nie ma w tym samym stopniu. I przyjaźń się kończy.


==========================================

 

XXI NIEDZIELA ZWYKŁA

„Dopuszczający się nieprawości”

     Trzeba sobie powiedzieć i to: jestem jak maszyna, która musi być odpowiednio zadbana. Która potrzebuje paliwa, możliwie najlepszego paliwa. Ale nie żyję dla paliwa ani nie żyję na to, żeby być wyłącznie zadbanym, ale żyję na to, żeby być sprawnie funkcjonującym człowiekiem. Jak to mówi przysłowie: „Nie na to człowiek żyje, żeby jadł, ale na to je, żeby żył”. 
     Nieumiarkowanie jest zaprzeczeniem tego założenia, zatraceniem istotnego sensu życia, celu życia. Człowiek, który objada się cheepsami – bo smakują, kremówkami – bo smakują, słodyczami w ogóle – bo smakują, golonką i tłustymi sosami – bo smakują, lodami – bo smakują dochodzi do tego, że dźwiga przez cały dzień i przez całe życie niepotrzebne kilogramy tłuszczu na sobie, które nie tylko nic mu nie dają, ale wyraźnie utrudniają życie, pochłaniają energię.
     Ci puszyści panowie i te puszyste panie szukają nałogowo najlepszych i najszybszych kuracji odchudzających. Aby po ich ukończeniu powracać do ulubionych potraw, pod hasłem: Nie mam zamiaru katować się, raz się żyje.
     Dla odmiany – są takie dziewczyny, które w trosce o szczupłą sylwetkę, jaka promują namiętnie modelki, potrafią staczać boje z rodzicami, aby nie wziąć do ust jeszcze jednej kromki chleba posmarowanej masłem ani, broń Boże, zupy na obiad jako pierwszego dania.
     To samo dotyczy nadużywania picia alkoholu. To już nie jest jedna lampka wina czerwonego, to nie jest jedna porcja koniaku. Ale to jest pięć butelek piwa, które się pije jedną po drugiej. Ale to jest druga setka wódki po pierwszej setce – „żeby było na obie nogi”, a potem jeszcze jedna „na twoje zdrowie” i „na nasze zdrowie” – aż do zawirowania, do otępienia, do utraty kontroli nad tym, co się mówi, jak się zachowuje.
     W tym wypadku tej wadzie sekunduje pycha – „czego to ja nie potrafię”, próżność – „jestem lepszy niż inni”, fałszywy wstyd – „No nie napijesz się? Boisz się mamy? Jaki z ciebie chłop? Co z ciebie za dziewczyna?”
     Do tego rozdziału należy również palenie papierosów, które stanowi ewidentny absurd naszego sposobu bycia. Absurd, ponieważ palenie jest stwierdzone ponad wszelką wątpliwość jako zabójcze. I nie ma miejsca jakakolwiek tolerancja w tym względzie. Jest to środek szkodliwy tak dla palącego jak i dla otoczenia.
     Tu należą również narkotyki, które urastają do rzędu najgroźniejszych wrogów naszych czasów. I znowu największe zagrożenie stanowią dla młodzieży, Tym gorzej, że obejmuje to niebezpieczeństwo coraz młodsze grupy wiekowe.
     Narkotyki demolują człowieka totalnie. Głód narkotykowy może człowieka doprowadzić do najgorszego. To już nie tylko wykradanie z domu wszystkiego, co da się spieniężyć. Ale może doprowadzić do morderstwa i do samobójstwa.


=========================================
 

XXII NIEDZIELA ZWYKŁA

„Przyjacielu” 

     Gniew. Zaczyna się wszystko od protestu przeciwko naruszeniu naszych praw czy godności człowieczej. Ktoś się zachował wobec ciebie niedelikatnie czy nawet nieludzko. Ktoś cię dotknął, oskarżył, przezwał, wyśmiał, sponiewierał, zarzucił rzeczy niebyłe.
     Albo w inny sposób – prowadziłeś samochód, a on zajechał ci drogę. Wyjechał z podporządkowanej, a ty byłeś na głównej. Zmusił cię do gwałtownego hamowania. O mało nie doszło do wypadku. Ktoś cię wyprzedza, przekraczając ciągłą linię. Ktoś gwałtownie hamuje, wyraźnie cię prowokując. 
     Okradli cię, oszukali. Nieuczciwie postąpili wobec ciebie.
     A więc masz rację, że protestujesz. Tylko chodzi o to – jak. Jeżeli cię to doprowadza do wściekłości, do szału, do reakcji nieobliczalnych, jeżeli cię to oburza pod samo niebo, że zaczynasz się zachowywać nienormalnie, przeklinasz, używasz słó nieparlamentarnych, wygrażasz pięściami, może nawet rzucasz się do bójki – to jest właśnie błąd a nawet zło, o które tu chodzi, czego ci nie wolno. Bo wywołujesz reakcję łańcuchową – zaatakowany też nie zostanie ci dłużny. Dojdzie do awantury, do kłótni, do wyzwisk po obu stronach, a może do rękoczynów. Może dojść – nie daj Boże – do czegoś najgorszego: do zranienia czy zabicia człowieka. I wtedy może dopiero opamiętasz się, żeś zawinił – żeś przekroczył wszystkie normy zachowania się ludzkiego, że dałeś się ponieść nerwom, emocjom i skrzywdziłeś człowieka i skrzywdziłeś samego siebie.
     To jest tak, że przypisuje się kierowcom brak fachowości brak umiejętności prowadzenia samochodu. Ale to jest tylko oficjalna wersja. A wystarcza, żeby nagrać to wszystko, co kierowca mówi w czasie jazdy o innych kierowcach – to istny horror. To wtedy można łatwo się przekonać, że głównym powodem wypadków na drodze nie jest nieumiejętność prowadzenia samochodu, ale po prostu wściekłość, brak opanowania swojego gniewu – jako reakcja na błędy innych kierowców na trasie.
     Tego braku opanowania, braku panowania nad swoimi emocjami, nad swoim gniewem, nad swoją wściekłością dziecko niestety uczy się w domu. Tą złą szkołą są awantury pomiędzy matką a ojcem, awantury pomiędzy rodzicami a dziećmi. To już tu padają najcięższe słowa. To już tu trwa krzyk, a nawet wrzask. To już tu dochodzi do rękoczynów. „Mamo, nie bij taty”, „Tato, nie bij mamy” – przerażenie w oczach dziecka na widok podniesionej ręki do bicia.
     I zdaje się wszystkim, że ten zły przykład odstraszy dziecko na całe życie od takiego postępowania. A naprawdę tak nie jest. To wróci w życiu dziecka jak bumerang – ono też będzie tak wrzeszczało na swoją żonę czy męża, na swoje dzieci.
     Opanować się. Nie powiedzieć jednego słowa za dużo. Nie użyć ani jednego słowa nieparlamentarnego. Trzymać nerwy na wodzy. To sztuka, to wielki wysiłek, to wielka klasa człowiecza – zachować się zawsze kulturalnie, przemawiać do rozsądku, nie podnosić głosu, a już nigdy nie podnieść ręki.

 

=========================================== 

XXIII NIEDZIELA ZWYKŁA

„Kto nie nosi swego krzyża”

     Lenistwo. Trzeba uświadomić sobie to, że człowiek rozwija się przez pracę. Że praca jest nieodzownym elementem do tego, aby człowiek się rozwinął nie tylko intelektualnie ale osobowo. Aby zaczęła pracować wyobraźnia, aby rodziły się pomysły, aby doszło do głębokiego przeżycia. Ale to właśnie na bazie wypełniania swoich obowiązków, zadania które człowiek wziął na siebie.
     Jeżeli w życiu człowieka się nic nie dzieje, jeżeli człowiek potrafił tak się wygodnie urządzić, że nie ma żadnych obowiązków, to nie oznacza szczęśliwego życia, ale klęskę osobową. Jeżeli człowiek nie podejmuje żadnych prac odpowiedzialnych, jeżeli nie staje przed zadaniem, które na pozór przerasta jego siły, jego doświadczenie, jego przygotowanie – to grozi stagnacją, to jest zamieranie jego jako człowieka, to powoduje brak rozwoju osobowego.
     A pracować powinien człowiek całe życie. Już jako dziecko. Wtedy jeszcze na zasadzie bajek, zabawy – plasteliny, pędzla, flamastra. W miarę upływu czasu dziecko powinno przechodzić niepostrzeżenie od zabawy do wykonywania obowiązków tak domowych jak szkolnych. A więc powinno mieć zakres działań domowych. Powinno mieć zakres działań szkolnych. Innymi słowy, żeby rodzice nie robili wszystkiego za nie – od sprzątania do prania, od ubierania do mycia, od zadań szkolnych do pomysłów. Dziecko w miarę upływu lat musi dorastać do tego: „ja sama, ja sam”. I powinno mieć radość z pracy. Tę radość daje poczucie rozwoju, sprawność, zdolność, mądrość, zasób wiedzy. Jak również umiejętności manualne, zręcznościowe, fizyczne. Do tego prowadzą takie zajęcia jak wychowanie fizyczne, zajęcia praktyczno-techniczne. Z biegiem lat rodzice i nauczyciele powinni umiejętnie stawiać dziecko przed coraz wyższą ścianą, przed coraz wyższą poprzeczką. Żeby żądać od dziecka wysiłku, który na pozór jest za wielki, ale przecież do wykonania przy staraniu, nawet dużym, ale jednak.
     Gdy chodzi o pracę dorosłego już człowieka, to powinien on traktować ją jako twórczość, a nie mechaniczne, wręcz bezmyślne wykonywanie czynności. Bo tylko wtedy, gdy trzeba intensywnie myśleć, jak zadanie wykonać najlepiej, najskuteczniej, najbardziej nowatorsko, odkrywczo, wtedy jest to prawdziwie praca człowiecza. W przeciwnym razie może go zastąpić automat. Bo tylko taka praca, która wymaga inwencji, namysłu, wynalazczości, która wywołuje jakąś formę stresu, rozwija człowieka, czyni go prawdziwym twórcą, a nie „robolem”. Jeżeli więc ktoś stwierdzi, że już wszystko powiedział, co miał do powiedzenia, to powinien odejść i poszukać nowych zadań, które go zmuszą do wysiłku.
     To w jakiś sposób odnosi się do ludzi odchodzących na emeryturę. Żeby nie wpaść w dołek bezczynności, ale żeby znaleźć nowy obszar, który będzie wymagał jego twórczości. Na pewno inny niż praca zawodowa, ale jednak. 

 

==========================================

XXIV NIEDZIELA ZWYKŁA

„A znów ożył”

     Wojna polsko-niemiecka w 1939 roku to zbyt wielka tragedia, aby do niej nie wracać. To największe wydarzenie polskich dziejów współczesnych. Przecież to było wiadome, że nasze siły są nieporównywalnie słabsze od potencjału hitlerowskiego. Pod każdym względem. Tak pod względem jakości jak również ilości – samoloty, czołgi, artyleria, zmotoryzowana piechota – wszystko nowocześniejsze, lepsze i w większej ilości. Nikt z fachowców nawet w najśmielszych marzeniach nie mógł zakładać, że możemy oprzeć się potędze hitlerowskiej. Wobec tego na co liczyli nasi generałowie, doradcy, rząd, marszałek Rydz-Śmigły. Po co się porywali na taką wojnę?
     Liczyli na Francję i na Anglię, które to dwa mocarstwa przyrzekły, podpisały układy i umowy, że nas wesprą. I nie wsparły. Trzeciego września wypowiedziały wojnę Niemcom – i na tym się skończyło.
     I tu jest nasze rozczarowanie. Francja miała dogodną sytuację. Ponieważ wszystkie niemieckie siły zostały rzucone na Polskę, jak dzisiejsi stratedzy mówią: armia francuska mogła dojść do Berlina. Anglia, która obiecała nam pomoc samolotami, sprzętem, nie pomogła.
     17 września – zgodnie z układem Ribbentrop-Mołotow – ziemie wschodnie naszego kraju zostały zagarnięte przez armię czerwoną. 
     Ponieśliśmy totalną klęskę. Doszło do kolejnego rozbioru Polski. Ziemie zachodnie zagarnęły Niemcy, ziemie wschodnie – Związek Radziecki, południe kraju zostało nazwane Generalnym Gubernatorstwem.
     I tu ciśnie się pytanie: Czy można było to przewidzieć?
     I tak, i nie. W szczegółach nie. Ale było jasne, że tak Niemcy hitlerowskie jak Związek Radziecki patrzy z nienawiścią na nasze państwo. Można było przewidzieć, że Anglia i Francja nie ruszy się.
     Czy więc nie lepiej było zgodzić się na żądania Hitlera i poczekać, kiedy dojdzie do jego klęski. Bo do klęski dojść musiało. To też należało przewidzieć.
     Ktoś powie: „Dobrze mówić o tym wszystkim z perspektywy czasu”.
     Ale obowiązkiem każdego rasowego polityka jest wybieganie myślą do przodu. Domyślanie się tego, co jest niedopowiedziane, a co unosi się w powietrzu. Przykładem takiego polityka był Piłsudski, który chciał wszcząć wojnę prewencyjną przeciwko Niemcom łamiącym traktaty z 1918 roku i błyskawicznie dozbrajającym się. Ale Zachód odmówił współpracy i Piłsudski musiał ustąpić.

 

======================================== 

XXV NIEDZIELA ZWYKŁA


„Synowie światła” 

     Moim zdaniem, jedna z najważniejszych prawd chrześcijańskich to prawda o obecności Boga w naszym życiu. Bóg nie jest jedynie naszym Stwórcą, a my Jego stworzeniami. Bóg nie jest w naszym, życiu „na doczepkę” czy może na jakiś wypadek nadzwyczajny – „gdy Go poprosimy, to może z nieba ześle nam jakąś łaskę”. Ale my trwamy nieustannie w kontakcie z Nim. On uczestniczy w naszym życiu. Jest wciąż obecny. A Bóg jest prawdą, wolnością, mądrością, odwagą, miłością. I chce, żebyśmy z Nim szli. To znaczy, żebyśmy żyli w prawdzie, żebyśmy byli odważni, żebyśmy byli mądrzy, twórczy, pracowici, wolni, żebyśmy byli przebaczający, miłosierni. Nie tylko tacy jak On, ale abyśmy byli Nim samym: Jego cząstką.
     Ale nie na siłę. Nie pod przymusem. Nie łamiąc naszej wolnej woli. On nie przymusza nas do miłości, przebaczenia, wolności, pokoju. Ale tylko proponuje, podsuwa, zachęca do życia w wolności, w odwadze, w mądrości, w twórczości, do przebaczenia, do darowania. Ukazuje miłość, prawdę, wolność, pokój jako wartości najwyższe, które są Nim samym. I my Go przyjmujemy albo odrzucamy. Nasze postępowanie jest wynikiem trwającego dialogu nas z Bogiem. I każdy nasz dobry czyn, pracowitość, twórczość, dobroć, odpowiedzialność, obowiązkowość jest wynikiem współdziałania naszego z Bogiem.
     Karl Rahner – jeden z największych teologów naszych czasów – mówiąc o łasce, mówił o „Selbstmitteilung Gottes” – „Bóg sam siebie udziela”.
 

* * * 

     A grzech ciężki? Jest odejściem od Boga. Odejściem od mądrości, miłości, wolności, odwagi, od przebaczenia. I to tak kategorycznie, że zrywamy z Bogiem kontakt.
     Nawrócenie następuje wtedy, gdy decydujemy się znowu kochać, przebaczać krzywdy które nam wyrządzono, żałować za swoje grzechy, przestać się bać, przestać być opętanym przez nałogi. 
     Wtedy jesteśmy w niebie. Bo takie będzie nasze niebo. Oczywiście w sposób wielokroć doskonalszy niż tu na ziemi. Ale jednak to przeczucie nieba się sprawdzi w pełni.

 

==================================== 

XXVI NIEDZIELA ZWYKŁA


„Niech ich przestrzeże”

     Jezusa postrzegamy przede wszystkim jako Tego, który wskrzeszał umarłych, uzdrawiał chorych, niewidomych, głuchych, chromych. Ale przecież to, czego Jezus dokonał i dokonuje do dzisiejszego dnia, to duchowe cuda: że potrafi prostować nasze psychiki. Że wydobywa nas z kompleksów. Dowartościowuje każdego człowieka, niezależnie od tego jaką funkcję sprawuje w społeczeństwie, w którym żyje. Uświadamia każdemu, że Bóg go kocha i ceni pracę, którą wykonuje. Nadaje sens naszemu życiu – prawdą, że Bóg jest naszym Ojcem. To znaczy, nie tylko Stwórcą, który nas powołał do bytu, ale Ojcem który nas prowadzi przez życie. Który nam wskazuje, drogę postępowania, pociesza, wspiera, upomina, grozi nawet, ciągle nam towarzyszy. Ale nie łamie naszej wolnej woli. Decyzja pozostaje zawsze w naszych rękach: czy podejmiemy to, co nazywamy głosem sumienia, czy też nie; czy skorzystamy z tej wskazówki, czy nie.
     Bóg pomaga nam na rozmaite sposoby – przez natchnienia wewnętrzne, ale i przez ludzi których nam podsyła, którzy czasem nas upomną, doradzą, pocieszą, wskażą sposób wyjścia, a czasem nic nie powiedzą na nasz temat, tylko swoim przykładem pomagają nam iść przez życie.
 

* * *

     Razu pewnego do Jezusa przyszło dziesięciu trędowatych, prosząc o uzdrowienie. Jezus ulitował się nad nimi i polecił im, ażeby poszli i pokazali się kapłanom – jak ówczesny obyczaj nakazywał. W drodze zostali uzdrowieni. Jeden z nich wrócił się, upadł do nóg Jezusowi i podziękował Mu. A Jezus zapytał: A dziewięciu gdzie jest? Tylko jeden okazał się być wdzięczny?
     Bóg nie potrzebuje naszej wdzięczności. To my potrzebujemy okazywania wdzięczności Bogu za dobro, które nam wyświadcza, żebyśmy sobie uświadamiali Jego miłość ku nam.

 

 =====================================

 

XXVII NIEDZIELA ZWYKŁA


„Słudzy nieużyteczni”

     A my tacy niepozapinani, niedoprasowani, niezasznurowani, niedoczesani, nieposprzątani, niedomyci, niedogadani, niedoprecyzowani, niedoczytani, zapóźnieni, zawsze na ostatnią chwilę, tacy bez planu, tacy „jakoś to będzie”, „w przyszłości się okaże”, „może się uda”, „nie ma się co przejmować”. Jesteśmy gotowi prawie na każdą propozycję, nie licząc się ze swoimi możliwościami. Bo my wciąż z fantazją, wciąż z temperamentem, patrzący pobłażliwie na tych, którzy cierpliwie budują szczegółowe plany, dyskutują kolejne wersje, dopracowuja pomysły.
     Tak nam brakuje porządnej analizy sytuacji, możliwości, sił którymi dysponujemy, trudności przed którymi stoimy, okoliczności w jakich się znajdujemy, ludzi na których możemy liczyć, którzy nam mogą pomóc, przejąć część odpowiedzialności. 
     My wieczni amatorzy, bez planowania dalekosiężnego. Ufni w to, że coś się stanie, coś się samo załatwi, coś się samo otworzy, jakaś klapka opadnie, jakiś błysk rozjaśni i da się zrobić, przeprowadzić, że uda się, choć się wydaje że to niemożliwe, ale że w tej ostatniej chwili sprawa będzie uratowana. Gdy trudności piętrzą się, liczymy na pomysł, na błysk geniuszu, który rozwiąże wszystkie problemy, ukaże drogę wyjścia, odnajdzie zagubione zaplecza.
     A gdy się to wszystko zawali, gdy pozostanie kupa gruzów, wzruszamy ramionami, mówiąc: „No nie udało się”. I tak do następnego razu.
     Ale nie ma wniosków i postanowienia, żeby zrobić solidny plan, dogadać wszystko do końca, przewidzieć wszystkie ewentualności, wyeliminować niespodzianki, a nawet przewidzieć wersje alternatywne. Na to, żeby niepotrzebnie nie szarpać nerwów, niepotrzebnie nie tracić czasu, nie przegrywać w szczegółach, żeby nie narzekać potem na los, na bliźnich, na prawo, na instytucje – ale wciąż nie na siebie.
     I przez to tracimy, zaprzepaszczamy najlepsze pomysły, najkorzystniejsze projekty, najśmielsze inicjatywy.
     Jesteśmy wspaniałymi projektodawcami, pomysłodawcami, ludźmi którzy mają intuicję, ale którzy nie wykańczaja, niedopracowują, niedookreslają tej intuicji, tych pomysłów, które się w nas rodzą jak grzyby po deszczu.
     Gdybyśmy potrafili jednocześnie zachować fantazję nowicjusza, ale dodać solidność w robieniu planów, projektów, dokonać tego cudu, żeby przejść ze stanu amatorszczyzny do profesjonalizmu, od fantazji do rzeczywistości, od pomysłu do solidnego planu, od obietnicy do odpowiedzialności – to byśmy mogli osiągnąć wyniki, których się nie spodziewamy ani my, ani świat.

 

=========================================

 
XXVIII NIEDZIELA ZWYKŁA


„Twoja wiara”

     Jesteśmy przejęci tym, co się dzieje w Iraku, w Palestynie. Wszystkim, gdzie płonie wojna. Czy to Afganistan, czy Sudan.
     Jesteśmy zaniepokojeni naszą polską kulawą polityką, kulawą gospodarką, bezrobotnymi, nierozwiązanymi problemami społecznymi. 
     Do trosk o sprawy, które się dzieją na świecie – jak i w naszym kraju – które napełniają nas obawą, przerażeniem, które wstrząsają nami – dochodzą wszystkie kłopoty, jakie mamy na terenie naszej rodziny, wszystkie nasze smutki osobiste.
     Bądźmy przejęci – ale nie zrozpaczeni! Bądźmy zaniepokojeni, ale nie zdenerwowani. Bądźmy wstrząśnięci, ale nie smutni! Beznadziejnie smutni. Rozpaczliwie smutni.
     Na te wszystkie biedy nasze potrzeba nam wciąż wiary, nadziei i miłości. Ażebyśmy mogli wykrzesać z siebie choć trochę uśmiechu, spokoju, pogody, optymizmu, serdeczności.
     Trzeba żebyśmy się umieli przymuszać do uśmiechu w głębi duszy i na zewnątrz. Żebyśmy wśród ludzi nie siali paniki, ale byli zwiastunami pokoju. Żebyśmy umieli się przymuszać do panowania nad swoimi emocjami, do trzymania nerwów naszych w garści. Nad swoim strachem, rozpaczą, beznadzieją. Zwłaszcza wtedy, kiedy dochodzą do nas tragiczne wiadomości – to z lewa, to z prawa.
     Przymuszajmy się do spokoju. Żebyśmy się nie dali zniszczyć przez strach i beznadzieję. Od nas zależy, czy będziemy rozpaczliwie smutni, czy spokojni – chociaż przejęci.
     Bo pomimo wszystko trzeba żyć jak ludzie wolni – mądrze, odważnie, wspaniałomyślnie, z planami na przyszłość.


=======================================

XXIX NIEDZIELA ZWYKŁA


„Obroń mnie” 

     Pokój nastanie na świecie, kiedy nie będzie głodnych, bezdomnych, bezrobotnych. Kiedy nie będzie różnic pomiędzy ludźmi tak wielkich – że jedni nie mają nic, a drudzy mają wszystko. Kiedy narody nie będą do siebie żywiły nienawiści. Kiedy wyznawcy różnych religii nie będą się nawzajem zwalczać. Kiedy ludzkość będzie stanowić jedną wielką rodzinę.
     Ale również pokój nastanie na świecie, kiedy w naszych rodzinach będzie panowała zgoda. Kiedy nie będzie zazdrości, niechęci, złośliwości, braku „przepraszam”, braku „dziękuję”.
     Kiedy w naszych zakładach pracy nie będzie podkopywania dołków pod swoimi kolegami i koleżankami. Gdy będzie twórcza wspólna praca. 
     Ktoś powie: „Przecież to niemożliwe. Bo zawsze będą bezrobotni, głodujący, bezdomni, bo zawsze będą różnice pomiędzy tymi, co mają wszystko, i tymi, co nie mają nic. Bo zawsze jakieś narody będą się nienawidzić. Bo zawsze jakieś państwa będą przeciwko sobie skierowane. Bo zawsze w naszych rodzinach będzie się wciąż coś złego działo. Tak jak i w naszych zakładach pracy”.
     A przecież trzeba sobie zdawać sprawę z tego, że pokój to nie jest skarb, który się za darmo otrzymuje i który można przechowywać jak w kasie. Ale to jest rzeczywistość, która musi być realizowana przez nasz osobisty wysiłek. Pokój jest w rękach każdego indywidualnego człowieka, w rękach każdego narodu, w rękach całej ludzkości.
     Pokój już nastaje, gdy ci, którzy mają dach nad głową, będą się starali, aby nie było bezdomnych. Gdy ci, którzy mają pracę, będą pomagali bezrobotnym znaleźć pracę. Gdy ci, którzy wiele zarabiają, będą się dzielili z tymi, którzy otrzymują głodowe zarobki.
     Pokój nastanie, gdy będziemy serdecznie a równocześnie realnie myśleli jedni o drugich, gdy będziemy skutecznie troszczyli się jedni o drugich. I to tak na terenie rodziny, zakładu pracy, państwa i narodu.


======================================= 

XXX NIEDZIELA ZWYKŁA


„Nie śmiał nawet oczu wznieść” 

     Jeszcze w uszach naszych śpiewy, muzyka, przemówienia. Mowy pochwalne, teksty. Komentarze ludzi, którzy byli świadkami jego dzieciństwa, jego młodości, jego dojrzewania do tego wielkiego urzędu papieskiego. Jeszcze w oczach naszych filmy dokumentalne, fabularne, reportaże, rozmowy. Wszystko o Ojcu świętym Janie Pawle II. O jego życiu, o jego śmierci. 
     I czy nie może powstać w nas kompleks niższości?
     „A ja taki prosty. Moje życie takie nieważne. On taki mądry, a ja taki niemądry. On taki wielki, a ja taki mały. O nim książki. O nim albumy. O nim filmy fabularne i dokumentalne”.
     Czy nie przyszła ci myśl do głowy: „Co ze mną? Czy jestem winien, że nie mam interesującego życia? Że moje życie nic nie warte? Nie warte tego, żeby było spisane, żeby było nakręcone, żeby było nagłośnione? O mnie nic. Żadnej notatki w gazecie. Żadnego zdjęcia. Żadnego nagrania. Nikt się mnie nie pyta o zdanie”
 

* * * 

     Książki zetleją, taśmy filmowe, płyty z filmami pójdą do archiwów – pokryje je kurz zapomnienia.
     Jedyną książką, jedynym nagraniem, jedynym dokumentem, jaki jest wiecznie trwały, jesteś ty sam. Każda twoja myśl przetrwa na wieki, każda twoja decyzja. Każde słowo, każdy czyn jest notowany. Odnotowany, utrwalony, uwieczniony. W twojej osobie, w twojej historii życia. Którą piszesz osobiście, własnoręcznie. Zostaniesz – jako książka autentyczna, najważniejsza, jedyna – tylko ty. Twoja osoba. Ty jesteś taśmą nagraną, filmem nakręconym.
 

* * *

     Żebyśmy się nie wstydzili własnego życia. Że takie zwyczajne, że takie pospolite, że nie takie wielkie jak innych ludzi na świecie. Jest najdroższe – dla Boga. Jest najbardziej ukochane dla Boga. Jest najbardziej umiłowane przez Boga. Jesteśmy przez Niego stworzeni z miłości.
     I to jest najważniejsze. Żebyśmy uwierzyli w miłość Boga ku nam. Że przyjmuje od nas wszystko dobro, które czynimy.
     Każde dobre słowo, każda dobra decyzja, każdy dobry czyn to jest nasza odpowiedź na miłość Boga ku nam. 

 

=======================================

CIĄG DALSZY:

XXXI NIEDZIELA ZWYKŁA
XXXII NIEDZIELA ZWYKŁA
XXXIII NIEDZIELA ZWYKŁA
XXXIV NIEDZIELA ZWYKŁA * UROCZYSTOŚĆ CHRYSTUSA KRÓLA