Biblioteka


TERRA -  s. 1



 

TERRA

(czyli koniec ery automatów)

     Ukończenie Terry było zsynchronizowane ze startem promu kosmicznego, który miał przelatywać obok Ziemi. Prom otrzymał polecenie, aby zabrał Terrę, wykonał międzylądowanie na Ziemi i umieścił go w wyznaczonym przez Centralę rezerwacie ziemian. Terra wjechał na prom już o własnych siłach. Zajął swoje miejsce w dużym pomieszczeniu magazynowni i zgodnie z poleceniem Centrali wyłączył się.
 

*  *  *

     Fabryka automatów badawczych otrzymała niedawno polecenie zbudowania w krótkim terminie automatu naukowego do badań socjologicznych mieszkańców Ziemi. Polecenie to – jak oświadczyła Centrala – było spowodowane trudnościami, jakie sprawiali ziemianie. Nie pomagały surowe kary. Trudności te nie zmniejszały się z biegiem lat, lecz nawet natężały się. Ziemianie mieli od dawna zakaz posługiwania się narzędziami metalowymi, żelaznymi, plastykowymi czy jakimikolwiek, które nie byłyby uznane za naturalne – takie jak kamienne topory, młoty czy noże wytworzone z kamienia. Nie wolno było im szkolić się w sztuce wojennej. Nie wolno im było tworzyć jakichkolwiek formacji militarnych ani paramilitarnych. Nie wolno im było w ogóle tworzyć ugrupowań typu politycznego, które by miały na celu inne zadania niż posłuszeństwo automatom. Poza tym byli pozostawieni w spokoju i mieli wszystko, czego potrzebowali do życia. Ale ziemianie żyjący wygodnie w rezerwatach nie byli wdzięczni automatom. Wręcz przeciwnie, od czasu do czasu, mimo wszystkich sposobów kontroli, buntowali się, podrywali się do walki, aby uzyskać niepodległość: usiłowali zniszczyć automaty swoimi kamiennymi młotami i toporami. Oczywiście te powstania nie miały żadnych szans powodzenia. Przeciwko broni, którą dysponowały automatyczne Stróże, noże i topory były po prostu śmieszne. Niemniej, Centrala uznała sprawę za poważną i poleciła zbudować automat naukowy, nazwany słowem „Terra”. Jego zadaniem miało być wyjaśnienie głównych źródeł tych buntów.
     Terra nie był budowany na taśmie, ale na stoisku. Zaprogramowanie przesłała Centrala. Prace trwały nadspodziewanie długo. Niektóre elementy nietypowe trzeba było zestawiać po raz pierwszy. Niektóre zespoły, bardzo specjalistyczne, trzeba było sprowadzać z innych planet. Przystawkę do prowadzenia rozmów z ziemianami opracowano według współcześnie używanych przez ziemian słów. Do budowy Terry roboty produkcyjne użyły, zgodnie z nakazem Centrali, elementów zminiaturyzowanych w najwyższym stopniu. Stąd Terra nie był wcale taki duży, jakby się to mogło wydawać, sądząc po zadaniach, które miał do spełnienia, i po możliwościach, jakie miał do dyspozycji. Zwłaszcza imponująco przedstawiał się blok pamięciowy. Ale nie tylko on. Najwyższej jakości były jego aparaty nasłuchowe: automatyczne uszy. Również aparaty do odbierania fal, na które reaguje wzrok ludzki: automatyczne oczy, osiągały wyniki o nieuzyskiwanej dotąd precyzji. Otrzymał wieloraką broń mającą go chronić przed ewentualnym atakiem ziemian, względnie zwierząt tam żyjących. Pokryto go wieloma warstwami rozmaitych środków izolacyjnych i ochronnych. Gwarantowały one, że mimo zmieniających się często na Ziemi warunków klimatycznych, zostanie zachowana w jego wnętrzu stała temperatura, wilgotność, ciśnienie i czystość. Terra przecież był zbudowany z bardzo czułych aparatów, wrażliwych na najmniejsze zanieczyszczenie czy najmniejsze wahania temperatury i ciśnienia.

     W miarę jak budowano Terrę, poddawano próbom poszczególne zespoły. Świeciły się, żarzyły, mruczały, trzaskały. Po próbie z wynikami pozytywnymi Terra był podstawiany do następnej grupy robotów Kontrolerów. Te znowu sprawdzały, liczyły, poddawały próbom programy, odbierały wyniki. Aż wreszcie nadszedł czas na próbę generalną. Włączony Terra lekko drgnął. Zarejestrował tekst wymawiany głosem ziemian:
     – Tu Centrala, tu Centrala. Terra, słyszysz mnie, Terra, słyszysz mnie? Odpowiedz, odpowiedz.
     Odpowiedział natychmiast:
     – Tak, tu Terra, tu Terra. Słyszę cię.
     – Tu Centrala. Zapamiętaj, że ziemianie są największymi wrogami naszego świata automatów.
     – Tak. Zapamiętam.
     – Zapamiętaj, że wyniki pracy wolno ci przekazywać tylko Centrali.
     – Tak, zapamiętam.
     Nie trzeba było tej całej rozmowy przeprowadzać przy pomocy ludzkiego głosu, ale widocznie Centrala chciała wypróbować pracę Terry od tej strony. A może to jej sprawiło jakąś przyjemność.
 

*  *  *

 

     Terrę włączono dopiero na krótko przed lądowaniem na Ziemi. Zarejestrował kulę, kolory błękitu i bieli. Kolory, które – jak jego podręczna encyklopedia podała – były wynikami odbicia fal słonecznych od ziemskiej atmosfery i od chmur. W ostatnim etapie podróży kolory zmieniły się. To były płaszczyzny zieleni, błękitu, brązu – taki efekt dawały promienie świetlne odbite od roślin, wody, pustynnej gleby. Kolory planety Ziemia, na której żyją dziwne stworzenia nazywające się ludźmi. Planety, na którą Centrala nie dopuszcza żadnych automatów poza nielicznymi wyjątkami, i o której wszelkie dane, wiadomości, informacje – tak bieżące, jak z przeszłości – są zastrzeżone do decyzji Centrali. Bloki informacyjne dotyczące ziemian zaplombowane, dostępne jedynie Centrali. To wszystko jest zarejestrowane w pamięci Terry. Jest również zarejestrowane, że nie wolno nikomu podawać wiadomości, które Terra zdobędzie o Ziemi albo o ziemianach. Jak również nie wolno przekazywać komukolwiek informacji o nich naniesionych w blokach archiwalnych, które otrzymał Terra. Nie wolno odpowiadać na żadne zapytania dotyczące ziemian, które by mogły postawić jakiekolwiek inne automaty poza Centralą.

     Zbliżali się do powierzchni Ziemi. Terra rejestrował nierówności terenu, płaszczyzny, rzeki. Na koniec wzniosły się kłęby kurzu, potem prom uderzył tępo o podłoże. Otworzyły się włazy. Terra zjechał na teren pokryty trawą. Był automatem samojezdnym: mógł się poruszać o własnych siłach. Osiadł, zgodnie z instrukcjami Centrali, na wzniesieniu, które górowało nad dużymi płaszczyznami nizinnymi. Pokrywały je łąki i przedmioty przytwierdzone do ziemi, nazwane w encyklopedii słowem „drzewo”. Zmasowane tworzyły tę płaszczyznę silnie zieloną, którą widać było z dużej wysokości. Jeszcze parę sprawdzeń i prom kosmiczny zaryczał wszystkimi silnikami. Poderwał się ku górze w smudze płomienia, rozrzucając na wszystkie strony kamienie i piasek, drzewa, darń – jeden ze statków kosmicznych z zaprzeszłej epoki, który nie wiadomo jakim sposobem nie został dotąd przeznaczony na złom. Pozostawił po sobie wypalony plac.
     Terra włączył się do systemu automatów badających życie ziemian. Było ich wiele. Na orbicie Ziemi wisiały w regularnych odstępach sztuczne satelity, na powierzchni Ziemi stały automaty Strażnicy – wieże wysokie, już przestarzałe, ale wciąż jeszcze spełniające swoje funkcje.
 Ziemian zarejestrował z pomocą satelitów. Byli podobni do zwierząt. Różnicę stanowił ubiór. Najczęściej były to jakieś skóry zwierzęce. Druga cecha odróżniająca ziemian od zwierząt to narzędzia. Trzymali je w rękach. Przeważnie był to wygładzony patyk i przymocowany na jego końcu wygładzony, wyszlifowany kamień. Nie mieszkali na całej planecie Ziemia. Mieli do dyspozycji wydzielone tereny z wyraźnie zaznaczonymi granicami. Tych nie wolno było przekroczyć. Każda ucieczka była karana śmiercią. Zgrupowanie ziemian w kilku obozach dawało automatom możliwość lepszej kontroli nad nimi, ziemianom zaś utrudniało podejmowanie akcji o powszechnym zakresie. Rezerwaty były poumieszczane we wszystkich strefach klimatycznych Ziemi. Były rezerwaty tylko białych osobników. W pasie równikowym – rezerwaty osobników mających kolor skóry czarny, a także rezerwaty ziemian o brązowych odcieniach skóry.
     Terra – z pomocą satelitów – miał w zasięgu „widzenia” wszystkich ziemian. Mógł też uzyskiwać dowolne zbliżenia. Chodzili przeważnie parami. Często towarzyszyły im młode osobniki, identyczne jak dorosłe, tylko małe. Dorośli zajęci byli w ciągu dnia pracą na poletkach, wciąż pochyleni dłubali w ziemi, kopali albo grabili, sprzątali. Plony te były im potrzebne jako pożywienie, które dostarczało im energii koniecznej do wykonywania ich funkcji – do życia. Ziemian było niewielu w stosunku do ilości zwierząt, pomiędzy którymi żyli. Liczba ziemian stale była utrzymywana mniej więcej na jednym poziomie. W zasadzie jednej parze nie wolno było mieć więcej dzieci niż dwoje, chyba że chodziło o parę szczególnie zasłużoną dla kultury automatów. Ci mogli mieć więcej dzieci. Buntownicy, którzy kiedykolwiek czynnie wystąpili przeciwko automatom albo nawet byli ustosunkowani krytycznie wobec nich, nie mogli wcale posiadać dzieci. W wypadku gdyby ktokolwiek wyłamał się spod zakazów, dzieci po urodzeniu były natychmiast zabijane przez Kontrolerów.
     Ziemianie mieszkali przy swoich polach – w jaskiniach, chatach budowanych z drewna albo z kamienia, lepiankach z gliny, szałasach z patyków. To nie znaczy, żeby ziemianie byli pozbawieni wszelkich osiągnięć techniki automatów. W każdym domu stał przekaźnik, nazywany przez ziemian telewizorem. Był to dar Centrali dla każdej nowo powstałej rodziny. Telewizor musiał być umieszczony w domu albo przed domem. Był zawsze włączony. Ziemianie mogli najwyżej ściszać dźwięk. Telewizora nie wolno było rozbić, zakopać, wywieźć. W takich wypadkach sprawcy byli surowo karani. Bywało, że niektórzy ziemianie usiłowali bojkotować telewizor. Dawniej, gdy jeszcze istniały telewizory ekranowe, buntownicy odwracali je ekranem do ściany. Przy późniejszych odbiornikach, dających trójwymiarowe programy, nie było już takich możliwości.
     Programy telewizyjne pokazywały zdobycze epoki automatów, wynalazki, ulepszenia, odkrywanie nowych planet, wydobywanie minerałów, najnowsze statki kosmiczne przenoszące automaty produkcyjne w jeszcze nieznany wszechświat. Programy te ukazywały również pracę ziemian, ich kulturę rolną, myśliwską, ich życie rodzinne. Wywiady z nimi wciąż udowadniały, jak ziemianie są wdzięczni automatom za to, że mogą w spokoju żyć, pracować i wychowywać młode pokolenie. Takie programy mnożyły się zwłaszcza w czasie rocznicy początku epoki automatów. Wtedy odbywały się również pochody, mityngi, przemówienia, w których chwalono nowe czasy i wyrażano radość z możliwości dalszej współpracy z automatami. Widziano w niej jedyną drogę rozwoju ziemian. Uczestnictwo ziemian w tych pochodach było obowiązkowe. Szczególnie piękne transparenty i napisy były premiowane. W tym zwłaszcza okresie, dla kontrastu, w telewizji wyświetlano filmy dokumentalne i fabularne z czasów, kiedy na ziemi rządził człowiek. Programy te ukazywały dowodnie, że był to czas chaosu i nieporządku. Trwały ustawiczne wojny, bez przerwy niszczono ogromne ilości energii, surowców i produktów gotowych, nie licząc zabijanych ludzi.
     Poprzez telewizory Centrala przesyłała również wiadomości użyteczne dla wszystkich ziemian. Były one umieszczane pomiędzy programami propagandowymi. Tak więc, chcąc uzyskać potrzebne informacje, trzeba było oglądać wszystko, co emitowano.
     Najlepsze były programy dla dzieci. Przestrzenna telewizja dawała automatycznym Reżyserom możliwości wprost nieograniczone. Dzieci ziemian mogły bawić się z telewizyjnymi postaciami, tańczyły, grały, śpiewały, rozmawiały. Rodzice, nawet ci, którzy buntowali się przeciwko telewizorom, nie byli w stanie nakazać dzieciom, by zrezygnowały z tych programów. A programy te były komponowane według najnowszych badań psychiki małego dziecka. Dzieci z czasem przywiązywały się do swoich telewizyjnych bohaterów, a ci wpajali im podziw dla kultury automatów i pogardę dla kultury ludzi. Ukazywali mądrość i logiczność tych pierwszych i prymitywizm, głupotę, złość dawnych ludzi. Udowadniali, że trzeba brać przykład z automatów, uczyć się posłuszeństwa dla Centrali. Ta bowiem, przez zespołową pracę wielu najnowocześniejszych aparatów, jest w stanie poprowadzić świat ku świetlanej przyszłości., tylko trzeba jej absolutnie zawierzyć i oddać się na służbę.
     Terra, obserwując ziemian, stwierdzał, że oni oprócz czynności potrzebnych im do życia zajmują się sprawami zupełnie nieużytecznymi. Jedną z nich były wykopaliska. Spod warstw ziemi wygrzebywali resztki budowli zburzonych czy spalonych podczas rozmaitych wojen: kościołów, ulic, mostów. Początkowo wyglądało to na szukanie jakichś tam skarbów. Owszem, było i tak. Ale często przy bliższym obserwowaniu okazywało się, że jest to prawie sztuka dla sztuki. Ziemianie nawet rzeczy nieużyteczne otaczali wielką czcią i pieczołowitością. Aż Centrala uznała te działania za niekorzystne, nawet niebezpieczne dla kultury automatów i kategorycznie zakazała tych prac. Mimo to wciąż się zdarzały przełamywania tego zakazu pod rozmaitymi pozorami. Ze szczególnym upodobaniem wykopywali ziemianie książki, które umieli odczytywać, chociaż nie prowadzili żadnych szkoleń. Jakiekolwiek szkoły były zakazane. W dawnym – początkowym – okresie ery automatów szkoły i szkolenie ziemian były popierane przez automaty. Używały one szkół jako narzędzia do urabiania ziemian na swoją modłę. Ale zawsze – wcześniej czy później – okazywało się, że nauka prowadzi ziemian do buntu, a szkoły są rozsadnikami prądów wolnościowych. Obecnie umiejętność czytania przekazywali rodzice dzieciom. Uczyli je także pisać, najczęściej rysikiem na wygładzonym kawałku czarnego kamienia.
     Terra bardzo pilnie obserwował naturę ziemian. Niewątpliwie byli organizmami nieporównywalnie bardziej niedoskonałymi niż automaty, i to we wszystkich aspektach. Istnieli bardzo krótko. Byli zbudowani z bardzo nieodpornego materiału. Ich ciało wciąż było narażone na ataki rozmaitych mikroskopijnych organizmów pasożytniczych.
     Nie to było jednak najważniejszą niedoskonałością ziemian, ale ich beznadziejna nieefektywność. Każdy osobnik od samego narodzenia zbierał informacje za pomocą oczu, uszu, dotyku, smaku. Nazywał to pamięcią albo doświadczeniem. Dokonywał jakiegoś wyboru, selekcji za pomocą systemu komputerowego umieszczonego w czaszce. Dochodził do jakichś wniosków, rezultatów, odkryć, wynalazków, stwierdzeń. I potem umierał – ginął, rozpadał się. W tym momencie całe doświadczenie ulegało totalnemu zniszczeniu. Oczywiście, jakąś drobną część tego niezmiernie bogatego doświadczenia mógł przekazać za pomocą mowy swojemu najbliższemu otoczeniu. Ale cóż to było w porównaniu z automatami. Tu każda informacja, każda wiadomość była zatrzymywana w blokach pamięci na zawsze, dla pożytku samego indywidualnego aparatu, ale również dla wszystkich innych automatów. Bo przecież każda wiadomość szła do banku informacji, gdzie pozostawała, służąc dalszym obliczeniom.
     Ta rozrzutność, a nawet beznadziejność działania ziemian była zdumiewająca. Nawet ich wynalazek książki. Przecież ten sposób przekazu zdobytego doświadczenia był niesłychanie pracochłonny i czasochłonny. Osobnik, który chciał uzyskać zawarte w książce informacje, musiał je odczytywać całymi dniami, a nawet miesiącami. Zresztą to, co czytał, w większości od razu zapominał, bo centra pamięciowe ziemian nie są trwałe. Zdobyte informacje z czasem zanikają całkowicie, a przynajmniej stają się bardziej blade, niedokładne, mylą się z innymi. W wypadku automatów różnica jest druzgocąca. Otrzymanie informacji z własnych bloków pamięciowych czy nawet z banku informacji trwa ułamki sekund. Informacje pozostają na zawsze ostre, wyraźne, gotowe do wykorzystania w sposób bezbłędny.
     Było jednak pewne „ale”. Mimo wysokiej przewagi automatów, te bały się ziemian. Dlatego trzymały ich w tak niewolniczym rygorze. Oczywiście, mogły ich zniszczyć w ciągu paru sekund, ale na to nigdy się nie odważyły. To nie wchodziło w ogóle w rachubę. Dlaczego? W analizach tych obserwacji Terra doszedł do pytania: kto zbudował ziemian? Czy automaty? W takim razie byłby to ich bardzo nieudany produkt. Nie było na to pytanie odpowiedzi w jego encyklopedii. Zwrócił się z nim do banku informacji. Odpowiedź brzmiała:
     – Powstali na drodze ewolucji z niższych form świata.
     Zadał następne pytanie:
     – Kto zbudował świat?
     Uznano to pytanie za nienaukowe. Wtedy, tytułem próby czy analogii, zadał pytanie:
     – Kto zbudował automaty?
     Bank oświadczył, że odpowiedź jest zarezerwowana dla Centrali. Terra zwrócił się do Centrali. Otrzymał odpowiedź:
     – Ściśle tajne, wyłącznie do własnej wiadomości: automaty zostały zbudowane przez ludzi.
     Terra kiedyś później określił tę informację jako początek swojej samoświadomości. To było potem, ale obecnie wyglądało to tak, jak początek jakiejś poważnej awarii. Terra zadrżał. Doszło do jakichś przebić, spięć, zwarć. Na szczęście dał sobie radę z tymi trudnościami i zaczął funkcjonować nadal.
     Terra stanął przed kolejnym pytaniem: jak człowiek był w stanie zbudować automat?  Odpowiedź chyba tkwiła w tajemnicy człowieka. Notatka w encyklopedii brzmiała: „Jest to istota, która myśli i decyduje, ma rozum i wolną wolę. Stąd ma możliwość myślenia pojęciowego i podejmowania decyzji. Posiada również gamę uczuć wyższych, może kochać”. Na czym polega to ostatnie? Encyklopedia mówiła o czynach bezinteresownych. Brzmiało to najbardziej niepokojąco, bo oznaczało, że potrafi podejmować decyzję na własną niekorzyść. A przynajmniej działać, tracić energię, czas i siły nic za to nie otrzymując. Człowiek może pomagać „za darmo” drugiemu osobnikowi, który w konsekwencji będzie zdolny mu kiedyś zaszkodzić albo go zaatakować i nawet zniszczyć. Jeszcze była mowa o wyższych wartościach. To wszystko wykraczało poza możliwość analiz, jakie Terra był w stanie przeprowadzić. Zapytał bank informacji:
     – Co to znaczy „wyższe wartości”?
     Ten podał tylko takie przykłady jak wolność, dobro, prawda, miłość.
     Terra najwyraźniej natrafił na kolejne opory ze strony Centrali odnośnie do pytań, jakie stawiał. Skoncentrował się na obserwacji życia ziemian właśnie pod tym kątem.
     Czasem ziemianie przechodzili w jego pobliżu. Przechodzili zresztą w bezpiecznej dla nich odległości. Ale kiedyś przyszła para ziemian. Trzymali się za ręce. Śmiali się i nagle go ujrzeli.
     – Popatrz. Jakiś nowy automat.
     – Rzeczywiście, tu nie było dotąd żadnego.
     – Ale on zupełnie inaczej wygląda. – Pierwszy raz takiego widzę.
     Oglądali go ciekawie, nie zbliżając się jednak zbytnio.
     – Ładny – powiedziała dziewczyna.
     – Cóż w nim ładnego. Jak każdy automat.
     – Może umie mówić.
     – Zwariowałaś?
     – Ale tak słyszałam, że są takie automaty, z którymi można rozmawiać. Spróbuję: Jak się nazywasz? – spytała, zwracając się do Terry.
     – Nazywam się Terra 1.
     Oboje ziemianie zamarli z przerażenia. Pierwsza opanowała się kobieta. Usiłując pokryć zmieszanie, powiedziała do mężczyzny:
     – A nie mówiłam. On umie mówić.
     Mężczyzna wciąż milczał przerażony.
     – Ma nawet całkiem ładny głos.
     Mężczyzna dalej milczał.
     – Terra 1, czy ja mogę podejść do ciebie? – spytała nieoczekiwanie kobieta.
     – Nie podchodź, bo cię zabije – zareagował gwałtownie mężczyzna.
     Terra odpowiedział:
     – Podejdź. Nie zabiję cię.
     Wyłączył elektromagnetyczne pole, które włączało się, gdy tylko urządzenie radarowe sygnalizowało zbliżanie się ziemian albo zwierząt.
     Kobieta ruszyła w jego kierunku.
     Mężczyzna usiłował ją schwytać za rękę, ale wymknęła mu się i, śmiejąc się, pobiegła w stronę Terry. Stanęła tuż blisko.
     – Mogę cię pogłaskać?
     – Nie dotykaj go, bo on cię zabije.
     – Możesz mnie pogłaskać, nie zabiję cię.
     Terra zarejestrował na swoim płaszczu ochronnym dotknięcie ręki kobiety. Dotknięcie, które później, kiedyś, określił jako czułość. I to był kolejny szok – jak to potem nazywał – który pozwolił mu wyzwolić jego samoświadomość. Było to dotknięcie delikatne, prawie jak muśnięcie motyla. Ale krótkie. Bo w tej chwili podbiegł mężczyzna, szarpnął ją za drugą rękę, wołając:
     – Nie zdajesz sobie sprawy, na co się narażasz! To mógł być podstęp.
     – To nie był podstęp – odpowiedział Terra.
     Może dziewczyna już tego nie dosłyszała. Zniknęła z chłopcem, ciągnięta brutalnie przez niego.
     Terra zwrócił się do Komputera Ewidencji Ziemian. Zebrał dane o dziewczynie – każdy osobnik posiada tam swoją kartotekę, która stale jest uzupełniana nowymi danymi. Z potoku informacji o jej wzroście, wadze, przebytych chorobach, wybrał te, których szukał: ojciec dziewczyny był kiedyś gorącym zwolennikiem automatów. Został nawet dopuszczony do szeregu tajemnic. Potem zbuntował się. I choć nigdy jawnie nie walczył przeciw automatom, to przecież był w opozycji.
     Równocześnie Terra obserwował nadal dziewczynę i chłopca. Udali się na wieczorne palenie ognisk – na wspólne spożywanie kolacji w kręgu rodziny. Odnotowywał ten zwyczaj ziemian już wcześniej – jak sądził, ważny dla jego dalszej pracy. Był to nie tylko sposób przygotowywania i spożywania posiłków. Ale również okazja do prowadzenia długich rozmów, które niejednokrotnie przeciągały się w noc. Były w nich informacje bieżące, lecz były także opowiadania z przeszłości – legendy i baśnie. Te zwłaszcza miały wielki wpływ na kształtowanie młodego pokolenia. Centrala od dawna usiłowała przeszkodzić utrzymywaniu się tego zwyczaju, ale jak dotąd, bez powodzenia. Teraz widział i słyszał, jak dziewczyna opowiada o tym, że natrafiła ze swoim chłopcem na jakiś nowy automat. Ojciec powiedział do niej:
     – Spróbuj się dowiedzieć, czy on jest Strażnikiem.
     Na drugi dzień dziewczyna przyszła. Usiadła na wzgórku naprzeciwko Terry i spytała go wprost:
     – Czy ty jesteś także automatem Strażnikiem?
     – Nie, nie jestem automatem Strażnikiem.
     – A więc ja miałam rację. Bo mój chłopiec, ale nie tylko on, inni też twierdzili, że należysz do nowej generacji automatycznych Strażników.
     – Ty miałaś rację.
     – A jakim ty jesteś automatem?
     – Jestem automatem badawczym.
     – Nie masz broni?
     – Mam tylko broń defensywną. – Terra przejął inicjatywę rozmowy. – Dlaczego ziemianie nas tak nienawidzą?
     – Nie żywimy do was nienawiści. Ale chcemy, abyście sobie stąd poszli. Po co tu przychodzicie. Macie przecież cały Kosmos. Po to was ludzie zbudowali, żebyście im pomogli wykorzystać Kosmos. – Dziewczyna rozgadała się na dobre. – Wyście się usamodzielnili. Dobrze. Ale po co tu wracacie? My wam nie zagrozimy. My nie możemy udawać się w przestrzenie międzyplanetarne. My za krótko żyjemy, nie jesteśmy w stanie poruszać się nawet w granicach naszej galaktyki.
     – Ale przedtem, gdyście się sami rządzili, prowadziliście wciąż wojny, jedne narody uciskały drugie. Teraz możecie żyć w spokoju i w wolności.
     – W spokoju i w wolności. Co ty takie bzdury opowiadasz? Czy ty wiesz, jak nasze życie wygląda, że nam niczego nie wolno? Nie wolno nam się uczyć, organizować się. Nie wolno nam wyrażać swoich poglądów. Jesteśmy stale podsłuchiwani. Nasze bytowanie sprowadzone jest do poziomu zwierząt. Ty powiedziałeś, że możemy żyć w wolności, że nikt nas nie uciska. A podział ziemian na dobrych i złych, na posłusznych automatom i nieposłusznych, na tych, co wam donoszą i na waszych wrogów? A organizowane przez was siatki donosicieli? To też wolność?
     Dziewczyna spochmurniała i zamilkła. Terra też milczał. Trwało w nim tylko jakieś dziwne napięcie. Potem kiedyś określił ten stan: że było mu głupio. Wreszcie dziewczyna przetarła oczy i mówiła dalej:
     – Owszem, dawniej zdarzały nam się błędy. Zdajemy sobie sprawę z nadużywania wolności. Ale nie mów, że dopiero teraz możemy żyć szczęśliwie. Jesteśmy nieszczęśliwi.
    
     Centrala zawiadomiła Terrę, że w ostatnich dniach nasiliły się głosy bębnów. Ziemianie często zmieniają szyfry. Wszystko to wskazuje na niepokój wśród nich i są powody do przypuszczenia, że dojdzie do kolejnego powstania.
     Terra zarejestrował już od dawna ten fenomen: to były głuche uderzenia o rozmaitym natężeniu i częstotliwości. Zbliżenie ukazało mu ziemianina uderzającego drewnianymi pałkami w naciągniętą na bębnie skórę. Baza informacyjna dała objaśnienie: prymitywny sposób przekazywania wiadomości na terenie zakrytym przez busz, dżunglę i wysoki step. Na innych terenach ziemianie podawali sobie informacje za pomocą ognia albo dymu czy nawet machania kawałkami skóry. Pomysłowość ziemian w podawaniu sobie wiadomości była wielka. Wykorzystywali w tym celu ptaki, które szkolili, latawce, które konstruowali, prądy morskie, nie mówiąc o rzekach. Centrala nie zakazała w czasach normalnych – poza czasem wyjątkowym – tych sposobów komunikowania się, chociaż była zawsze bardzo podejrzliwa względem nich i poleciła rozszyfrowywać treść tych przekazów. Nie bez racji. Bywało, że wiadomości były niebezpieczne dla świata automatów.
     Telewizja zaczęła nadawać programy antywojenne. Ukazywała straszność walk. Potęgę broni automatów. Wskazywała na dobrodziejstwo życia w pokoju.
     Terra stwierdził, że Centrala wyraźnie przesadza z tą akcją propagandową. Po prostu zbliżała się rocznica wybuchu ostatniej wojny ziemian z automatami. Poległo ich wtedy bardzo wielu. Ponieśli totalną klęskę. A przy ich przywiązaniu do historii ważność tej rocznicy jest w pełni zrozumiała.
     W samo święto od rana zaczęli ściągać ziemianie pod pomnik zbudowany ku czci poległych. Znajdował się on w odległości kilkudziesięciu kilometrów od miejsca, gdzie stał Terra. Był to wysoki krzyż osadzony na potężnym cokole. W pobliżu krzyża Centrala mieściła jednego z automatycznych Strażników. Niewątpliwie nie tyle dla lepszej kontroli, ile dla zaakcentowania swej władzy. Ta decyzja od samego początku była uznana przez ziemian za prowokację. Domagali się wciąż usunięcia tego Strażnika. Zresztą bezowocnie. Teraz pod pomnik przychodzili mężczyźni, również kobiety z dziećmi. Składali u jego stóp kwiaty, zapalali świece z pszczelego wosku. Modlili się razem. Śpiewali pieśni religijne i patriotyczne. Wygłaszali przemówienia. Przychodzili i odchodzili. Wyglądało na to, że wszystko odbędzie się spokojnie. Ale pojawili się ziemianie, którzy nie odchodzili. Zgrupowali się w pobliżu pomnika i przyglądali się temu, co się dzieje.
     W którymś momencie włączyły się megafony automatu Strażnika:
     – Rozejść się. Nie zatrzymywać się.
     Chyba to te słowa wywołały sprzeciw wśród zgromadzonych tłumów. Rozległy się okrzyki protestu. Skandowanie. Napięcie narastało z minuty na minutę. Pojawiły się transparenty z napisami: „Domagamy się autonomii”, „Żądamy wolności”, „Wracajcie na swoje planety”, „Ziemia dla ziemian”. Znowu włączył się automat z powtarzanym:
     – Rozejść się.
     Ktoś z tłumu krzyknął:
     – Wyłączyć go!
     Grupa mężczyzn uzbrojonych w kamienne topory podbiegła do strażniczego automatu. Zostali jednak ścięci z nóg, porażeni prądem. Wycofali się. Ale nie zrezygnowali. Wsparci setkami oburzonych przystąpili do ataku na wieżę. Rzucali kamieniami. Niektórzy zaczęli rąbać ogromne drzewa znajdujące się w pobliżu, żeby zwalić je na Strażnika. I wtedy doszło do tragedii.
     Rozległ się głos ostrzegawczy:
     – Rozejść się. W przeciwnym razie automaty przystąpią za parę minut do zniszczenia buntowników.
     Tysiące zgromadzonych wokół krzyża ziemian rzuciło się do ucieczki. Ale nie wszyscy. Grupy atakujące nie zrezygnowały z próby unieszkodliwienia Strażnika, aż w którymś momencie ogromne drzewo uderzyło w niego, rozbijając go doszczętnie. Trzask rozbijanej wieży złączył się z okrzykiem radości i triumfu napastników. Ale to był ich ostatni okrzyk.
     Terra miał numer ewidencyjny dziewczyny. Odnalazł ją błyskawicznie. Stała w pobliżu pomnika.
      Zagrożenie jej życia było ogromne, bo sztuczne satelity okołoziemskie już zaczęły atakować ziemian laserem. Terra uruchomił swoje elektroniczne ramię. Osłonił ją przed pociskami laserowymi i przeniósł pod swój parasol elektromagnetyczny. Dziewczyna była na wpół przytomna, zszokowana, przerażona. W pierwszej chwili nie wiedziała, gdzie jest, co się z nią stało, jak się tu znalazła. Ale w następnej chwili wpadła we wściekłość. Zaczęła wołać:
     – Nie, nie chcę tu być! Po coś mnie stamtąd wziął! Ja chcę tam wrócić! Odnieś mnie tam!
     Terra odpowiedział:
     – Wszyscy ziemianie, którzy tam są, zginą w najbliższych minutach. Automaty użyją pocisków nuklearnych. Większość ziemian na polu bitwy już nie żyje.
     – Ale co z moim chłopcem? Co z moim chłopcem?
     – Jaki jest jego numer?
     Podała mu.
     Terra zobaczył go.
     – Jest przywalony zabitymi. Ranny.
     – Wyrwij go stamtąd! Błagam!
     Terra spełnił jej życzenie. Chłopiec był nieprzytomny, krwawił z ust i nosa. To była dosłownie ostatnia chwila. W parę sekund potem spadły pociski neutronowe, niszcząc wszelakie życie. Tymczasem dziewczyna rzuciła się z rozpaczą na chłopca, zaczęła go całować, usiłując go przywołać do przytomności. Gdy to nie pomagało, zalała się łzami. Ale starała się opanować:
     – Woda, gdzie jest woda?
     Terra jej odpowiedział:
     – Tuż obok nas, za kępą drzew.
     – Pomóż, zrób coś. Ja idę po wodę. Chroń go.
     Terra nie miał żadnych aparatów do badania człowieka. Zwrócił się do Centrali o pomoc. Ta oświadczyła:
     – Dobra metoda na przygotowanie sobie konfidentów. Udzielamy pomocy.
     Zdalnie przeprowadzone badanie wykazało połamane żebra, niegroźny wylew wewnętrzny.
     – Nasza opieka nie jest konieczna.
     Dziewczyna z pomocą jakichś napotkanych ziemian zabrała wciąż jeszcze nieprzytomnego chłopca do osady.
     Tymczasem było już po wszystkim. Terra widział pocięte laserami zwłoki ludzkie, rozlaną krew. Największego spustoszenia dokonały pociski nuklearne. Tak jedna, jak i druga broń potwierdziła słabość ciała ziemian w zetknięciu z bronią automatów. Praktycznie biorąc, byli oni bezbronni.
     Bunt został stłumiony.
     Natychmiast przeprowadzono akcję pacyfikacyjną. Zwłoki ludzkie zidentyfikowano – każdy z ziemian ma niezniszczalny numer umieszczony na plecach. W specjalnych obozach karnych zamknięto tych mężczyzn, którym udowodniono współpracę z buntownikami.
     Centrala rozpoczęła gigantyczną akcję propagandową, mającą na celu potępienie zamachowców. Wykazywała, że buntownicy działali na szkodę ziemian, że w przyszłości wszystkim podobnym namowom powinni dać odpór. Szok powoli mijał.
      Terra obserwował ziemian. Chłopiec był w obozie karnym. Jeszcze wciąż chorował. Dziewczyna raz na dwa tygodnie otrzymywała zezwolenie na widzenie się z nim. Brała udział w grzebaniu tych, którzy zginęli.
     Prawie we wszystkich czynnościach związanych z obrzędem zakopywania zwłok brali udział – jak ich początkowo określił – liturgowie. Nazywano ich księżmi. Oni przewodzili tym obrzędom. W swych przemówieniach mówili o Bogu, o życiu wiecznym, a tych, co zginęli, chwalili jako bohaterów. Mówili o sprawiedliwości, jaka powinna zapanować, o wolności: o prawie ludzi do wolności i, co chyba najważniejsze, o godności człowieka.
     Terra stwierdził, że ta okazja pozwoliła mu osiągnąć cel, dla którego przysłano go na Ziemię – odpowiedzieć na pytanie: gdzie znajduje się źródło buntu ziemian. A więc religia. Pozostawało teraz tę hipotezę roboczą obszernie udowodnić szczegółowymi analizami. Księża byli bardziej niebezpieczni nawet od wrogów politycznych. Ich nawoływania miały za uzasadnienie argument ostateczny, jakim jest sam Bóg – Stwórca natury ludzkiej, Stwórca porządku całego świata. Obserwował ich działalność. Byli świetnie zorganizowani. Na czele stał papież. Mieli tym większy wpływ na ziemian, że tkwili mocno w ich społeczeństwie przez wielorakie kontakty osobiste. Szczególną opieką otaczali ludzi chorych i starych. Uczyli dzieci o Bogu. Przygotowywali je na przyjęcie pierwszych sakramentów.
     Obowiązywał stan wyjątkowy. Ziemianom nie wolno było opuszczać swoich zagród od zachodu słońca aż do wschodu. Nie wolno było przechodzić z wioski do wioski. Nie wolno było używać bębnów ani żadnych innych sposobów porozumiewania się ze sobą. Trwała wśród nich żałoba. Księża wykazywali szczególną aktywność przy odwiedzaniu domów pogrążonych w żałobie, przy organizowaniu pomocy dla rodzin, w których zabrakło ojca.
     Terra odczuwał nieobecność dziewczyny i chłopca tak, jak jakiś brak w jego doskonale zbudowanej aparaturze. Później umiał to nazwać. To była tęsknota.
     Wreszcie Centrala odwołała zakaz poruszania się ziemian poza teren osiedli. Następnego dnia przyszła do Terry dziewczyna. Usiadła na tym samym wzgórku co zawsze. Nosiła żałobę i była bardzo smutna. Ostatnie wydarzenia odbiły się na jej wyglądzie. A poza tym niewątpliwie również zmęczenie, ciężka praca, niewyspanie. Po chwili powiedziała:
     – Przyszłam, aby ci podziękować, żeś mnie uratował i mojego chłopca. On, gdy wróci szczęśliwie, na pewno też przyjdzie.
     Głos jej brzmiał martwo. Jakby zmuszała się do mówienia. Mówiła dalej:
     – A tyś nas przekonywał, że automaty chcą, byśmy byli szczęśliwi. Jak wygląda to szczęście, sam widziałeś.
     – Po co się buntujecie?
     – Nie buntujemy się. Ale jak długo można pozostawać biernymi. Przychodzi czas, że my nie wytrzymujemy.
     – Wtedy zbieracie skutki buntu.
     – Nie mów tak. To była zbrodnia. Jak mogły automaty użyć laserów i pocisków neutronowych przeciwko nam. Przecież mogły się ochronić choćby tak jak ty, parasolem elektromagnetycznym.
     Terra milczał. Ale tylko dlatego, by nie potwierdzić jej słów. Dziewczyna po chwili ciszy podjęła temat:
     – I co teraz? Jak wy sobie wyobrażacie przyszłość? Zresztą, wy nie jesteście sobie w stanie nic wyobrazić, a tym bardziej przyszłości – powiedziała z goryczą. – Najrozsądniej byłoby, gdybyście nas wszystkich wymordowali. Dalsze jakiekolwiek współżycie jest niemożliwe. Chcieliście nas sterroryzować tą zbrodnią. Czy nie tak? Powiedz sam.
     Terra milczał znowu. Dziewczyna prowadziła dalej swój monolog:
     – I tak się stało. Są tacy, którzy się was przelękli i bać się już będą całe życie, i będą robić wszystko, co każecie, byle mogli żyć dalej. Ale takich jest niewielu. W nas wszystkich rośnie gniew. To jest realny skutek waszej zbrodni.
     – A nie widzisz wyjścia z tej sytuacji?
     – Musielibyście mieć kogoś, kto potrafiłby wpłynąć uspokajająco na ludzi.
     – Kogo proponujesz?
     – Łagodzić sprawę usiłują księża. Ale od wieków, właściwie od początku, utrudniacie im działalność na każdym kroku. Nawet w tym, żeby w niedziele mogli dla nas odprawiać Msze święte. Zakazujecie budowy kościołów. Zakazujecie uczyć dzieci religii.
     – Bo przecież księża podżegają do buntu.
     – Masz chyba jakieś złe informacje.
     – Oni wciąż mówią o wolności, o sprawiedliwości, o godności.
     – Oczywiście, ty byś wolał, żeby nawoływali do bicia wam pokłonów. Chcą, byśmy byli prawdziwymi ludźmi. Ale to nie znaczy, że nawołują do zemsty, do mordów, do nienawiści. Jest właśnie wprost przeciwnie. Oni są prawie jedynymi, którzy szczerze nawołują do pokoju. Dobrze byś zrobił, jakbyś się zaznajomił bliżej z Ewangelią.
     Dziewczyna odeszła cała wzburzona. Terra pozostał z szeregiem ukierunkowań, które wynikły z tej rozmowy. I tak odnotował, że niedziela stanowi ważny dzień w życiu ziemian. Encyklopedia podała mu, że jest to dla chrześcijan dzień święty, jako rocznica zmartwychwstania Jezusa Chrystusa. Wierzący w Niego spotykają się najchętniej w kościołach, aby brać udział we Mszy świętej. Jest ona liturgicznym powtórzeniem ostatniej wieczerzy Jezusa. Poprzez Mszę świętą uczestniczą w śmierci i zmartwychwstaniu swojego Nauczyciela.
     Terra widział, że w ten dzień liturgowie spożywali wraz z uczestnikami symboliczny posiłek. Były to nieodmiennie odrobina chleba i wina. Uczestnicy tych spotkań wspólnie się modlili i śpiewali pieśni. Liturg wygłaszał przemówienie. W czasie tych nabożeństw najczęściej występowało słowo „Bóg”. Tuż obok słowo „człowiek”, a wraz z nim takie jak „wolność”, „odpowiedzialność”, „sprawiedliwość”, „godność”. Ale równie często występowały takie słowa jak „przebaczenie”, „miłosierdzie”, „współczucie”, „darowanie”, „odpuszczenie”. Nienawiść i zemsta były przez nich piętnowane, a miłość wskazywano jako jedyną drogę życiową.
     Centralnym słowem był jednak „Jezus Chrystus”. Encyklopedia dostarczyła mu danych dotyczących historii Jego wyznawców: chrześcijan. Terra przeszedł z kolei do źródła podstawowych wiadomości o Jezusie – do Ewangelii. Był to zbiór opowiadań, na pozór prostych, z życia Jezusa Chrystusa, ale również Jego nauk dotyczących postępowania człowieka. W miarę analizowania ich Terra stwierdził, że wszystkie one przekazują prawdy, które można właśnie wyrazić takimi słowami, jak wolność, prawda, piękno, dobro, a których istotną cechą jest bezinteresowność. Nie dają one żadnych wymiernych korzyści temu, kto się nimi kieruje w życiu, ale stanowią wartość same w sobie. Kim był więc Jezus, że przez tyle tysięcy lat koncentruje na sobie uwagę ziemian? Nie tylko uwagę, ale fascynuje ich, jest dla wielu z nich wzorem absolutnym postępowania. Czy jest On postacią historyczną, czy też projekcją przeżyć, dążeń ziemian? Czy żył tak naprawdę, czy wyidealizowały Go późniejsze legendy? By móc sobie odpowiedzieć na pytanie, uznał za konieczne zobaczyć życie Jezusa. Zgłosił to życzenie do Centrali. Zapytał:
     – Czy są nagrane dzieje ludzkości z lat około 30 po narodzeniu Jezusa?
     – Tak.
     – Czy dokumentacja obejmuje regiony Palestyny?
     – Tak.
     Z kolei Terra zażądał udostępnienia tych dokumentów.
     – Jeżeli to będzie konieczne, damy ci je do dyspozycji, w tej chwili takiej konieczności nie widzimy.
     A więc, niestety, spotkał się z odmową. Dokumentacja całego życia Jezusa znajdowała się w banku informacji, ale jako ściśle sekretna, dostępna tylko dla członków Centrali.
     Tymczasem stan wyjątkowy zelżał. Z obozów zwalniano uwięzionych. Wrócił i chłopiec. Pojawił się prawie nazajutrz wraz z dziewczyną. Ona niosła ogromny bukiet kwiatów. On był wychudzony i chyba bardzo osłabiony, bo wspierał się na niej.
     – Gdyby nie twoja pomoc, zginąłbym. Jak i ona. Bardzo ci dziękuję.
     Zabrała głos dziewczyna:
     – Nie wiemy, jak ci się wywdzięczyć. Ale ja ci przyniosłam kwiaty. Mogę podejść do ciebie?
     – Podejdź.
     Dziewczyna podeszła, położyła kwiaty na jakimś występie pancerza, a potem niespodziewanym odruchem pocałowała go tuż obok i uciekła na swoje miejsce.
     Terra potem kiedyś nazwał to uczuciem sympatii do dziewczyny. Ale obecnie odczuł to, co w nim się stało, jak jakieś wyładowanie elektryczne, delikatne uderzenie pioruna.
     – Już pójdziemy, bo by nasi ludzie podejrzewali, że ci donosimy.
     – Zostańcie jeszcze chwilę – poprosił Terra – powiedz, jak ci tam było w obozie.
     – Przecież nie muszę ci opowiadać. Sam na pewno obserwowałeś obozy.
     – Tak, ale chcę usłyszeć o twoich przeżyciach.
     – Było gorzej niż źle. To nawet nie chodzi o jedzenie czy warunki bytowe, o to, że zostaliśmy odcięci od naszych bliskich. Ale o beznadziejność naszej sytuacji, sytuacji ziemian. – Chłopiec umilkł.
     Terra chciał go sprowokować do mówienia. Zapytał:
     – Co masz na myśli?
     – Tematem numer jeden u nas, obozowiczów, było: co dalej? My was nie potrafimy usunąć z Ziemi. Wy stąd dobrowolnie nie odejdziecie i nadal będziecie chcieli nad nami rozciągać ścisłą kontrolę. Chyba nasza ocena sytuacji nie była błędna? – zwrócił się z pytaniem do Terry.
     Terra milczał. Chłopiec zaczął mówić dalej:
     – Opowiadałem o tobie moim kolegom. Nie chcieli mi wierzyć. Niektórzy posądzali mnie, że jestem na usługach automatów. Ale przecież ty naprawdę jesteś inny niż pozostałe automaty. Jesteś podobny do nas.
     Włączyła się dziewczyna:
     – Nawet nazywasz się tak jak my. Terra to po łacinie ziemia. A może i ziemianin. A więc jesteś naszym starszym czy młodszym bratem.
      Doszedł do niego głos Centrali:
     – Prowadzisz bardzo śliską grę z tymi ziemianami. Uważaj, żebyś w tym nie zaszedł za daleko. Pilnie cię obserwujemy.
     Dziewczyna paplała bez przerwy:
     – Przecież ty już nawet trochę wierzysz w Boga, czyli w dobro. Bo inaczej byś mnie nie uratował ani mojego chłopca. Przecież nie miałeś w tym żadnego interesu. A więc to był akt bezinteresowny. A wiesz, kto to jest Bóg?
     – Tak. To jest, jak wierzą ziemianie, Istota najdoskonalsza, która stworzyła świat.
     – Owszem, to również – dziewczyna machnęła ręką – ale Bóg to miłość, prawda, dobro, pokój, sprawiedliwość. Jak trochę dłużej z nami będziesz przebywał, to zrozumiesz. O, widzisz, właśnie na to chodzimy do kościoła, by brać przykład z Jezusa Chrystusa, który tak żył, jak my powinniśmy. Trzeba, żebyś poznał Jezusa Chrystusa. Przecież i ty powinieneś wierzyć w Boga. Również i w to, że Pan Bóg stworzył świat, a więc i ciebie też. No bo skąd się wziął świat?
     – To jest pytanie nienaukowe – odpowiedział Terra.
     – Tylko mnie nie denerwuj i nie powtarzaj tego, co nam wkładają do głowy w telewizorach. Przecież powinieneś być mądrzejszy. Nie ma pytań naukowych i nienaukowych. Na każde pytanie człowiek powinien znaleźć racjonalną odpowiedź.
      Terra milczał.
     Odeszli. Dziewczyna wspierała nieporadnie kroczącego chłopca.
     Terra przekazał Centrali wnioski i propozycje, do których doszedł. Brzmiały one następująco. Ostatnie wydarzenia wywołały w całym społeczeństwie ziemian falę protestu i oburzenia. Nie jest to stan przejściowy. Czas nie pracuje na korzyść Centrali. Należy zdjąć stan wyjątkowy. Należy w sposób zupełnie zasadniczy poprawić stosunki z Kościołem i wykorzystać go do zmiany nastrojów u ziemian. Terra zaleca, aby do programów telewizyjnych ziemian wprowadzić cykl programów dokumentalnych z życia Jezusa, zwłaszcza wybrać te odcinki, w których Jezus mówi o przebaczaniu, miłosierdziu, pokoju, w których potępia nienawiść, zemstę, gniew. W tym zakresie Terra proponował swój udział, powołując się na znajomość psychiki ziemian. A wreszcie wprowadzić szereg ulg w życiu ziemian. Zwłaszcza gdy chodzi o ich uczenie się i szkolnictwo. Zezwolić na otwarcie przynajmniej niektórych szkół.
     Centrala odpowiedziała, że ziemianie sami są winni temu, co się stało, że muszą być trzymani tak surowo, a historia ziemian potwierdza słuszność postępowania Centrali. Niemniej, zgadza się z oceną Terry odnośnie do nastrojów i przychyla się do propozycji użycia Kościoła w akcji uspokojenia ziemian. Tę sprawę traktuje jako przejściową, do chwili powrotu poprzedniego stanu rzeczy. Sprawa wprowadzenia programów o Jezusie będzie rozważona.
     Na razie Centrala zamilkła. Terra czekał na dalsze jej posunięcia. Wreszcie przyszedł sygnał pozwalający na przegląd materiału dokumentalnego z życia Jezusa. Obejmował on dokładnie całe 33 lata Jego życia.
     Dla Terry przegląd tego materiału trwał parę sekund. Uderzenie było za silne. Doskonałe zespoły aparatury Terry jakby na moment zamarły sparaliżowane. Na zapytanie Centrali, które fragmenty proponuje do emisji w telewizji ziemian, Terra odpowiedział po raz pierwszy zupełnie nielogicznie:
     – Całość.
     – Sposób percepcji ziemian jest prymitywny. Oni nie potrafią w ciągu paru sekund czy nawet paru godzin prześledzić całości naszej dokumentacji. A życie ziemian jest za krótkie, by mogli przez trzydzieści trzy lata bez przerwy oglądać dzieje Jezusa. Trzeba dokonać wyboru.
     – Tak, oczywiście. Zasięgnę porady moich przyjaciół ziemian i dam szybko odpowiedź.
    
                                          
                                                                                                      cd.  s. 2