Biblioteka


ADWENT



 

ADWENT

 I NIEDZIELA ADWENTU

„Przyszedł potop”

     Coraz bardziej pogrążamy się w ciemnościach. Coraz głębiej toniemy w błocie. Tak, że podchodzi pod same usta, że prawie nas dusi. Coraz więcej arogancji i bezczelności. Bezprawie staje się prawem. Rabunek, morderstwo – na co dzień. Gazety nasze ociekają krwią, utaplane w błocie. Chamstwo, brutalność, ordynarność, głupota wyrastają na najważniejsze zasady postępowania społecznego. Oszustwa, wyłudzania pieniędzy, kłamstwa podatkowe, obchodzenia prawa i wszelakie nadużycia – do obrzydliwości. Ukazuje się nam coraz ciemniej rzeczywistość, w której żyjemy – czujemy, że otacza nas coraz bardziej nieludzki świat.
     Ale gdy się wpatrzysz, to spostrzeżesz, że w tej ciemności błyska światło Gwiazdy. Ale gdy się wsłuchasz, to usłyszysz wśród przekleństw, wrzasku pijanych śpiew anielski. Ale gdy tylko zechcesz, to w rechocie tych, którzy się odgrażają: „my wam teraz pokażemy” – dojdzie do ciebie tupot osiołka wiozącego Maryję w towarzystwie świętego Józefa.
     Adwent to czas, w którym widzimy zło w całej jego ostrości. Równocześnie rośnie w nas pragnienie, aby wydobyć się z niego. Wyrwać się z bagna, które nas chce pochłonąć. Wyjść z tej ciemności, która nas zakrywa. Rośnie w nas tęsknota za światłem, za śpiewaniem anielskim, za betlejemską szopką. Stajemy się podobni do pasterzy nawiedzonych przez aniołów. Do Trzech Króli powołanych Gwiazdą przez Boga.
     Tylko czy można być człowiekiem normalnym w tym świecie – tak zaplugawionym, tak zakłamanym? Czy to nie jest wariactwo postępować uczciwie?
     Ale jak żyć, jeżeli nie będziemy wierzyli w dobro? Jak żyć, jeżeli nie będziemy wierzyli w miłość? Jak żyć, jeżeli nie będziemy wierzyli w wolność? Jak żyć?! Po co żyć?!
     A więc my chcemy być wariatami, którzy czekają na światło i uderzą się w piersi, gdy postąpią źle. A gdy im się coś uda dobrego – cieszą się jak dzieci.
     Chcemy być wariatami, którzy wierzą w choinkowe bańki, w łańcuchy, włosy anielskie. Którzy budują szopkę jak dziecko. Którzy czekają na kolędy.
     Chcemy być tymi wariatami, którzy wierzą w dobro, w miłość, w prawdę, w przyjaźń, w szczerość, w serdeczność, w pracę, w uczciwość, w sprawiedliwość, w prawdomówność.
     Chcemy być tymi wariatami, którzy wierzą w nawrócenie. W powrót do Boga grzeszników. Którzy wierzą w to, że można się wyzwolić z nienawiści, pazerności, chamstwa, że można się uratować od zła tego świata.
     Chcemy być tymi wariatami, którzy pragną budować tu na ziemi królestwo Boże.

 

=================================================

II NIEDZIELA ADWENTU

„Nawróćcie się”

     Nie dajmy się okłamywać słowom „sprawiedliwy odwet”. Nie dajmy się okłamywać, że odwet przynosi pokój. Powiedzmy wyraźnie: odwet to tylko eskalacja nienawiści. 
     Słowo: „odwet” to jedno ze słów najbardziej kompromitujących ludzkość. „Tak jak wy nam, tak my wam – oko za oko, ząb za ząb. Ty mnie tyle, to ja tobie też tyle. Jeżeli wyście nam wymordowali tyle a tyle ludzi, to i my wam tyle samo wymordujemy. A na wszelki wypadek trochę więcej. A naprawdę, dziesięć razy więcej albo sto razy więcej, bo nasi ludzie więcej wartają niż wasi”.
     Oczywiście najpierw się mówi, że to tylko będą ukarani zbrodniarze, terroryści. Ale potem okazuje się, że giną kobiety, dzieci, niewinni ludzie. „Przypadek” – się mówi. „Pomyłka” – się mówi. A to nic innego tylko okrutna, bezlitosna wojna. Ta niesie zbrodnię. I tylko zbrodnię.
     A takie postępowanie jakoby uzasadnia się podstawowym przykazaniem sprawiedliwości i tłumaczy się, że tylko na zasadzie ściśle przestrzeganej wzajemności można budować współżycie międzyludzkie. I to jest teoretycznie logiczne i przekonujące. Ale w praktyce nie sprawdza się. A w konsekwencji jest ono groźne. Bo wymierzaniu sprawiedliwości towarzyszy z reguły nienawiść, zemsta, pycha i pogarda. A taka sprawiedliwość wywołuje takie same reakcje w przeciwniku.
     Dlatego sama sprawiedliwość nie wystarcza. Sprawiedliwości musi towarzyszyć miłosierdzie, wyrozumiałość, tolerancja, ustępstwo, bo sama sprawiedliwość wcześniej czy później doprowadza do katastrofy.
 

* * *

     Tylko skąd się to bierze, że ci „na górze”, ci odpowiedzialni, ci reprezentanci narodu, państwa doszli do takiej potwornej zasady odwetu, wyrównywania rachunków! 
     To wyrasta z dołu! Na zasadzie sprzężenia zwrotnego. Czytamy w gazetach, pokazują nam w telewizorze, w komputerze, że człowiek jest szmata i można go zabić, skopać i sponiewierać. I potem się dzieje to samo na naszych ulicach, w naszych domach. I to idzie do góry! I po takie rozwiązania sięgają dostojnicy państwowi. I koło się zamyka.
     Jakie jest wyjście z sytuacji? Bardzo proste. Jeżeli będziemy żyć – my „na dole”! – jak bracia, to się uspokoi tam „na górze”. I tylko tak uspokoi się świat. I odwrotnie – jeżeli my „na dole” nie odrzucimy zasady odwetu, my ludzie zwyczajni, codziennej pracy, rodzicielskiej opieki, jeżeli nie będziemy się kierować zasadą miłości, to nasi reprezentanci – ci „na górze” – będą stosować zasadę odwetu.
     I taki jest również sens Adwentu! Sens przygotowania do Bożego Narodzenia, które ma być narodzeniem w nas miłości. Żeby się narodziła miłość społeczna, musi iść od każdego indywidualnego człowieka! Żeby nie było w żadnym sercu pogardy, nienawiści, zemsty – odwetu. Tak zwanej czystej sprawiedliwości! Wobec tych, którzy nam uczynili krzywdę.

 

=============================================== 

III NIEDZIELA ADWENTU

„Który ma przyjść”

     Cicho. Już zasnął. Wobec tego na paluszkach wokół żłobu. Żeby Go nie zbudzić. Zafrasowani, onieśmieleni, udający że nie bardzo wiemy, o co chodzi.
     Choć przecież przygotowujemy się na to Jego przyjście. A gdy przyjdzie, wciąż nie potrafimy uwierzyć, że to również o nas chodzi, że to również dla nas, z tęsknoty za nami przychodzi na świat. Że to również nas chce pouczyć o miłości Boga ku nam. I leży w stajni, w żłobie, na sianie. I śpi. 
     No to my cichutko, na paluszkach, zawstydzeni, niepewni, niedowierzający! Czyż to jest możliwe?! Czyż to w ogóle jest możliwe do pomyślenia, żeby Bóg mnie tak ukochał.
 

* * *

     Są święta w roku liturgicznym na pozór ważniejsze. Chociażby święta Wielkiego Tygodnia – kiedy Jezus wisi rozpięty na krzyżu. Bo taka kara Go spotkała za prawdę, którą głosił światu o Bogu-Miłości.
     Są święta ważniejsze na pozór, o większym znaczeniu dla naszego zbawienia. Zwłaszcza Jego zmartwychwstanie, które jest dowodem, że Bóg potwierdza wszystko, czego Jezus nauczał.
     Ale nie ma święta tak nas wzruszającego jak to święto Dziecięcia leżącego w żłobie – z miłości ku nam.
     I zdawałoby się, że gdy lata nam mijają, to powinniśmy się do tego faktu przyzwyczaić. Przecież już tyle Adwentów za nami, tyle świąt Bożego Narodzenia przeżyliśmy, tyle Wigilii. I zdawałoby się, że to już jest nam swojszczyzna.
     Ale przychodzimy inni w każdym roku do świąt Bożego Narodzenia. Nie jesteśmy ci sami co przed rokiem, co dwa lata temu, co przed dziesięciu laty. Inne problemy, inne sprawy, inne zainteresowania, inne radości, sukcesy, osiągnięcia, inne kłopoty, boleści, inne pytania, na które nam trudno odpowiedzieć.
     Dlatego też jesteśmy za każdym razem tak samo zaskoczeni, nieśmiali, niepewni, niedowierzający – tak samo nie potrafimy w pełni uwierzyć, że to możliwe.
     Bo jeżeli tak, to jak odpowiedzieć? Czym odpłacić się, odwdzięczyć się za tę miłość nam okazaną?

 

============================================ 

 
IV NIEDZIELA ADWENTU

„Nawiedził swój lud”

     „Jeszcze trzeba mak ukręcić, pierogi nie chciały się zlepiać, bo mąka w tym roku jakaś nie taka, karpia – jedni wolą smażonego, drudzy gotowanego – trudno wszystkim dogodzić – a jeszcze inni w galarecie, niektórzy bardziej na słodko, inni bardziej na słono. Pieczenie ciast – chyba w nocy. Bo to przyjdą tacy, którzy lubią ciasto drożdżowe, a inni wolą kruche. Poza tym jeszcze drzewko trzeba ubrać. A jeszcze: co na siebie włożyć? Tak jak w tamtym roku – nie bardzo wypada, nie mogą mnie pamiętać ciągle w tej samej sukience. Jeszcze zdążyć do fryzjera, zamówiona jestem akuratnie, tylko żeby się to nie przeciągnęło. Żeby człowiek zdążył z wszystkim do jutra”.
     I tak sobie wyliczamy. Ta wyliczanka trwa, zawsze się wydłuża. Trudności się piętrzą, nie jesteśmy w stanie wszystkiego przewidzieć, co się jeszcze może zdarzyć po drodze, jakie ewentualne wpadki są możliwe.
     A równocześnie wciąż drąży nas myśl, że to wszystko jest nieistotne! Że nie chodzi o kluski, nie pierogi, mak, orzechy, rodzynki, nie zabawki, nie bańki, nawet nie drzewko, ani nawet nie szopka, sianko, nawet nie opłatki – chociaż to już jest całkiem blisko, już całkiem ciepło, już całkiem gorąco! Ale jeszcze to nie jest to! 
     Zbliżamy się do tej tajemnicy Bożego Narodzenia na najrozmaitsze sposoby. Z pewnością: Wszystko to jest przechowywane w naszej tradycji, zwyczajach rodzinnych i narodowych, wszystko to pomaga, przybliża, nastraja. Wszystko to w pewien sposób niesie, ale to jeszcze nie jest to!
     Tajemnicę tych Świąt przechowujmy w sobie jak skarb najdroższy. Zbliżamy się do niej – do tego, co intuicyjnie migocze w nas, choć domyślane nigdy być nie może. Dlatego szanujmy to przeczucie, zachowując cichość serca. Tę delikatność „na paluszkach”. Tak jak włosy anielskie cieniutkie, tak jak daleka melodia kolędy grana na fujarce. Zachowujmy te przeczucia, które nas przenikają, oszałamiają nas prawie do zawrotu głowy.
     Ogromnie dużo zależy od tego, jak potraktujemy te tradycyjne obrzędy – Wigilię, Pasterkę, pierwszy i drugi dzień świąt: na ile autentycznie, szczerze, spontanicznie, przełamując wszelakie opory, nieśmiałości a także zadawnione uprzedzenia.
     Wobec tego skup się na tej chwili, gdy staniesz przy rodzinnym stole, aby połamać się opłatkiem z twoimi najbliższymi. Z tymi, wobec których zawsze są jakieś zaległości, nieuregulowane rachunki, sprawy do załatwienia, sprawy niedopracowane, niedomówione, niedopłakane, niedośmiane, nie dość przyjazne. Niech uścisk ręki, powiedziane słowa, pocałunki niech nie będą zdawkowe. Niech będą prawdziwe. Tak jak ma być prawdziwa cała nasza Wigilia. Jak mają być prawdziwe te nasze święta.