Biblioteka


2. NIEDZIELA ZWYKŁA



2. NIEDZIELA ZWYKŁA

Ewangelia:                                                                     J 1
Jan zobaczył Jezusa, nadchodzącego ku niemu, i rzekł: „Oto Baranek Boży, który gładzi grzech świata. To jest Ten, o którym powiedziałem: Po mnie przyjdzie Mąż, który mnie przewyższył godnością, gdyż był wcześniej ode mnie”.

Mówią Święci:
Ten, który wszystkim dał słowo, stał się podobny do baranka milczącego przed strzyżącymi go, abyśmy śmiercią jego wszyscy zostali oczyszczeni; dany (nam został) jakoby środek magiczny, który oczyszcza ze wszystkich mocy przeciwnych, a tych, którzy chcą przyjąć prawdę – z grzechów. Śmierć bowiem Chrystusa osłabiła moce zwalczające ród ludzki i wyrwała z grzechu mocą niewypowiedzianą życie. 
                                                                                         Orygenes (+254)

Psalm:                                                                Ps 40
Z nadzieją czekałem na Pana,
a On się pochylił nade mną
i wysłuchał mego wołania.
Włożył mi w usta pieśń nową,
śpiew dla naszego Boga.
Nie chciałeś ofiary krwawej ani z płodów ziemi,
ale otworzyłeś mi uszy.
Nie żądałeś całopalenia i ofiary za grzechu.
Wtedy powiedziałem: „Oto przychodzę”.

Rozważanie:
Nie wpatruj się w siebie: ani w swoją przeszłość, ani w swoją przyszłość, ani w swoje powodzenia, ani w klęski, ani w swoją młodość, ani w starość, bo ogarnie cię obłędny strach, rozpacz. Trzeba przekroczyć krąg własnego „ja” przez zaangażowanie, poświęcenie, miłość, ufność, wiarę.
To jest droga prawdziwych artystów, prawdziwych rodziców, prawdziwych działaczy, prawdziwych twórców, prawdziwych chrześcijan – prawdziwych ludzi.

Poezja:
Życia mojego codzienny – zawsze nad siły! – wysiłek
poplątały powszednie losy, zdarzenia zwyczajne rozbiły.
Wlokłam kłody po ciężkim piachu, płynęłam wodospadom naprzeciw:
każdy mój czyn się rozkruszył, każdy się statek rozleciał.
Nie umiałam modlić się, Boże, ani walczyć o Ciebie czuciem,
tylko złapać najbliższy ciężar i na przeszkodę się rzucić!…
Trzeba Cię sercem chwalić, wznosić do Ciebie kadzidłem,
ale mnie szept modlitw usypiał, „wyłamywał do dołu” skrzydła.
…Dziś runął dom mój, zwaliły się belki w dół i kamienie…
A może byłby się ostał – budowany tylko na tchnieniu?
A może byłby mocny, wyniosły i niespożyty,
gdyby nie z czynu się zrodzić chciał, ale z modlitwy?!
                                                 K. Iłłakowiczówna, Nie z czynu, ale z modlitwy