Biblioteka



Ojciec soborowy



 


Ojciec soborowy


Trudno rozstawać się z Bazyliką Świętego Piotra, więc po wyjściu siadam z moim rozmówcą pod kolumnadą Berniniego. Słońce grzeje, fontanna szemrze, dzieci karmią gołębie.


 


     – Co było z księdzem w czasie trwania soboru?
     – Przyjechałem do Rzymu na studia doktoranckie jesienią 1963 roku. Tuż przed rozpoczęciem drugiej sesji soborowej, już za Pawła VI. (Jan XXIII zmarł 3 czerwca 1963 roku, konklawe wybrało 21 czerwca kardynała Montiniego.) Miałem stypendium, zamieszkałem w Collegio Polacco. Tu mieszkał już Karol, podobnie jak przed rokiem, w czasie pierwszej sesji. Zameldowałem się na uniwersytet Angelicum. I natychmiast zgłosiłem się do pracy w auli soborowej jako assignator locorum. To, co zobaczyłem w bazylice, przerosło moje wyobrażenia. Po jednej i po drugiej stronie stały gigantyczne dziesięciostopniowe schody. I na nich umieszczone foteliki dla 2500 biskupów. Przydzielono mnie do tego sektora, w którym miał miejsce Karol. (Sektor to 60 biskupów.) Sesje, zwoływane jesienią, trwały od dwóch do trzech miesięcy.
     – A jak czuł się Karol Wojtyła w Rzymie?
     – Jak ryba w wodzie. Przecież był tu dwa lata na studiach doktoranckich. Zdążył opanować język włoski, poznać ludzi i sam Watykan.
     – A jak na soborze?
     – Intensywnie pracował. Przygotowywał się do każdej sesji sumiennie. I w auli soborowej zaistniał w dosłownym tego słowa znaczeniu. Jako profesor etyki społecznej na KUL-u był świetnie zorientowany w tematyce, którą sobór podejmował.
     – Jakiej na przykład?
     – Temat, który był dla niego szczególnie interesujący, a który był przedmiotem obrad tej sesji, to problem wolności religijnej. Jako pierwszy w auli soborowej odważył się tak sformułować to podstawowe prawo człowiecze. Dotąd mówiono tylko o tolerancji religijnej.
     – A inne tematy?
     – Mówił o godności ludzkiej, o ateizmie, o laikacie.
     – Czy biskupi przemawiali z miejsca, które zajmowali?
     – Nie. Schodzili „na parter” do mikrofonu. Karol też. Zabierał głos, nigdy nie przekraczając limitu 10 minut, który tutaj był ściśle przestrzegany. Mówił swoim wyraźnym, dźwięcznym głosem, po łacinie, jak wszyscy.
     – Czy był zrozumiany, zaakceptowany?
     – Jego wystąpienia zrobiły wrażenie. Zauważono go. I, jak niektórzy mówią, to był powód, dla którego otrzymał 18 stycznia 1964 roku nominację na arcybiskupa, metropolitę Krakowa. Takie było również moje zdanie. I radość. Oczywiście nie uczestniczyłem w jego uroczystym ingresie na Wawelu 8 marca 1964 roku, bo byłem w Rzymie.
     – Miał ksiądz okazję rozmawiania z nim w czasie soboru?
     – Okazji było pod dostatkiem. Choćby wieczorami, po kolacji spacerowaliśmy na tarasie Collegio. Chętnie dołączali się niektórzy biskupi i księża kolegiaści. Tematem rozmów był oczywiście sobór.
     – Czy był jakiś schemat soborowy, który Wojtyłę szczególnie zainteresował?
     – Zwłaszcza zainteresował go schemat XIII: O Kościele w świecie współczesnym. Interesował, zarazem oburzył. Po powrocie z drugiej sesji do Krakowa zorganizował sesję naukową na jego temat. Z kolei napisał swoją propozycję tego schematu i wysłał do Watykanu. Projekt został przyjęty z zainteresowaniem. Na początku trzeciej sesji Karol przedstawił swoje stanowisko. Wyjaśniał, że tekst ten jest zwrócony do współczesnego świeckiego człowieka, dlatego powinien być napisany nie z pozycji ex cathedra, ale nawiązać dialog, jak równy z równym.
     – Czy i jakie były skutki tego wystąpienia?
     – Zaproszono go do Komisji Teologicznej, która miała na nowo przepracować ten dokument. Przyjeżdżał do Rzymu między sesjami soborowymi, ażeby uczestniczyć w pracach komisji. Organizowane były często poza Rzymem. Na przykład woziliśmy go samochodem do Rocca di Papa – ksiądz Alojzy Cader i ja. Czekaliśmy na niego parę godzin i jechaliśmy z powrotem do Rzymu, tradycyjnie wstępując do jakiejś przydrożnej trattorii, gdzie pod gołym niebem albo pod parasolem straganiarskim jedliśmy porchette, zapijając winem, a on opowiadał, kto był na spotkaniu i co się działo. Z reguły był Congar – najtęższa głowa francuskiej teologii tamtych czasów. Pamiętam, jak Karol narzekał, że ludzie zachodniej Europy nie rozumieją nas – ludzi środkowej Europy, a tym bardziej wschodniej Europy. I że to nie chodzi tylko o spektakularne różnice, ale o ducha.