Biblioteka



Artysta



 


Artysta


Fontanna di Trevi. Oblężona przez turystów. Jedno z miejsc kultowych Rzymu. Woda w fontannach szumi. Błyskają flesze. Siedzę z moimi gośćmi w barze, popijając kawę.


 


     – Jak widać, Japończyków wciąż najwięcej wśród turystów.
     – Ano, odpoczywają po ciężkiej pracy. I świętują.
     – Skąd to słowo „świętują”?
     – „Odpoczywać” to bliskie słowu „leniuchować”, czyli wyspać się, dobrze zjeść, a „świętować” to coś innego. To uruchomić w sobie, pogłębić podstawowe wartości człowiecze, takie jak: piękno, wolność, godność, odpowiedzialność, mądrość.
     – Co ksiądz rozumie pod słowem „świętowanie”?
     – Świętowanie to sztuka i sport, i zwiedzanie, i turystyka, i zabawy, i religijne uroczystości, i obrzędy.
– Jeżeli chodzi o sztukę, to Rzym jest miejscem idealnym. Dzieł sztuki tu pod dostatkiem. Choćby fontanna di Trevi.
     – Kiedyś w rozmowie na ten temat z Karolem powiedziałem: „Przyjechałem do Rzymu nie po to, by zwiedzać zabytki, ale żeby studiować teologię i napisać pracę doktorską”. I to moje oświadczenie spotkało się z krytyką Karola. Powiedział, że nie mam racji, bo pobyt w Rzymie ma za cel oprócz pracy również zwiedzanie. I muszę przyznać, Karol umiał odbierać dzieła sztuki.
     – Świadczy o tym choćby jego utwór „Tryptyk rzymski”, wyrażający podziw dla Kaplicy Sykstyńskiej z freskami Michała Anioła.
     – Jednak nie ograniczał się do kontemplacji obrazów. Pamiętam, gdy zobaczyłem film „Prymas”, w reżyserii pani Kotlarczyk, o kardynale Wyszyńskim, zadzwoniłem do Watykanu i powiedziałem księdzu biskupowi Stanisławowi Dziwiszowi, że Papież powinien zobaczyć ten film. I wytłumaczyłem, dlaczego tak sądzę. Usłyszałem odpowiedź: „Przyjeżdżajcie”. No i przyjechaliśmy. Około 15 osób, z Andrzejem Sewerynem, z prezesem TVP, z dyrektorką drugiego programu TVP Niną Terentiew, z producentem Marianem Terleckim. Po pokazie, gdy zapalono światło, Karol nadal siedział w fotelu. W pierwszej chwili myślałem, że zasnął. Podszedłem, nie spał. Spytałem: „Podobał się film?”. Odpowiedział: „Zrobił duże wrażenie”.
     Na drugi dzień byliśmy zaproszeni na mszę świętą papieską w kaplicy prywatnej. W czasie mszy świętej lekcję przepięknie czytał Andrzej Seweryn. Z kolei Karol przyjął nas w bibliotece na audiencji prywatnej, w czasie której każdy z uczestników miał okazję z nim porozmawiać.
     – Zauważyłem, że w czasie prawie każdej pielgrzymki nasz Papież spotykał się z ludźmi kultury, w tym również z artystami. Pokrewieństwo duchowe?
     – Można to tak nazwać. Artyści nie tylko głębiej przeżywają człowieczeństwo, naszą wolność i opętanie, mądrość i głupotę, sprawiedliwość i krzywdę, dobro i zło, Boga i szatana. Artyści chcą i potrafią dzielić się z ludźmi swoimi przeżyciami – rozterkami i zachwytami, przestrachem, ufnością, miłością, nienawiścią, fanatyzmem, tolerancją. Są z jednej strony prorokami, ale z drugiej – wyrazicielami tego, co w każdym człowieku drzemie, choć nienazwane, choć nieuświadomione.
     – I w tym sensie można powiedzieć: każdy człowiek jest artystą?
     – Nie tylko potrafi odebrać dzieło sztuki, ale i „ma zapotrzebowanie” na nie. Ludzie wszyscy chcą być otoczeni pięknem, żyć pięknie. W liście do artystów z 4 kwietnia 1999 roku Papież napisał: „Świat potrzebuje piękna, aby nie pogrążyć się w rozpaczy”.
     – Tylko żebyśmy nie pogubili się – mówi dziennikarz. – Trzeba odróżnić twórców od odbiorców. Czym innym jest pisanie wierszy, prozy literackiej, dramatów teatralnych, scenariuszy, malowanie, rzeźbienie, komponowanie, a czym innym recytacja napisanych wierszy, odgrywanie skomponowanych utworów muzycznych, podziwianie obrazów lub rzeźb, patrzenie na utwory sceniczne odgrywane w teatrze, na filmy pokazywane na ekranach kin czy w telewizorach.
     – I tak, i nie – odpowiadam. – I tak, bo co innego tworzyć, a co innego odbierać. Z drugiej jednak strony, istotna różnica leży pomiędzy biernym przyglądaniem się i przysłuchiwaniem się a braniem udziału, uczestniczeniem.
     – Na czym to polega? Co jest istotą odbioru prawdziwego?
     – Na utożsamianiu się z dziełem sztuki. W ten sposób jednoczymy się z samym twórcą, z przeżyciami, z których wyrósł ten utwór.
     – Dla przykładu? – zapytuje mnie mój rozmówca.
     – Teatr. Przychodzimy. Zajmujemy miejsce. Zaczyna się spektakl. Oglądamy dramat, który rozwija się przed naszymi oczami. Ale to wszystko nie jest najważniejsze. Najważniejsi jesteśmy my sami, którzy utożsamiamy się z bohaterami dramatu dziejącego się na scenie. To nasz dramat, to nasze losy, to nasze błędy, nasza małość albo wielkość. Nasza głupota albo nasza mądrość. Nasza odwaga albo nasze tchórzostwo. Nasza szlachetność albo nasza podłość. Podobnie gdy chodzi o beletrystykę. Tu znowu losy postaci czytanej powieści – to nasze losy. Trochę inaczej rzecz się ma, gdy chodzi o poezję. Wzruszenia poety, jego zachwyt, przerażenie, jego odkrycia stają się naszym odkryciem. Można więc mówić o jeszcze większym zespoleniu się odbiorcy z twórcą. Oczywiście nie można przesadzić. Nie można wciąż odbierać. Trzeba mieć czas na to, by tworzyć życiem codziennym. A czasem utworami artystycznymi. I tak potrafił żyć Jan Paweł II.