Biblioteka



Watykańczyk



 


Watykańczyk


Ulica Botteghe Oscure, przed polskim kościołem Świętego Stanisława w Rzymie kłębi się tłum ludzi. Już im nie wystarcza chodnik, zajmują prawie połowę ulicy. Policja reguluje ruch. Akurat jest po mszy świętej. Ludzie wcale nie rozchodzą się, ale jak gdyby rozpoczynają nowe życie. Słowa powitania, radosne uściski, świąteczna atmosfera, prawie odpustowa, prowizoryczne stoisko z gazetami polskimi przywiezionymi akurat z Polski.


 


     – Co robisz? Gdzie pracujesz? Gdzie mieszkasz? – wyskakują z tłumu pojedyncze głosy.
     – To po co ci ludzie przyszli? – pytają moi towarzysze. – Żeby uczestniczyć we mszy świętej niedzielnej czy spotkać się ze znajomymi, szukać pracy i mieszkania? – słyszę ocenę krytyczną tego, co się dzieje przed naszymi oczyma.
     – I jedno i drugie – odpowiadam. – Bez pierwszego nie ma drugiego, bez drugiego nie ma pierwszego. Taka jest również rola Kościoła. Miłość, której uczymy się na mszy świętej, znajduje i taką formę wyrazu jak ta, którą widzimy.
     – Czy bywał w tym kościele również kardynał Wojtyła?
     – Nieskończoną ilość razy. Oficjalnie, na uroczystościach, w czasie których celebrował mszę świętą i mówił kazania, ale również prywatnie, żeby w kościele się pomodlić i pogadać z duszpasterzem Polaków za granicą, którym był ksiądz arcybiskup Szczepan Wesoły.
     – Dlaczego „był”?
     – Osiągnął wiek emerytalny i zastąpił go ksiądz biskup Karpiński z Lublina. Jednak w dalszym ciągu tu mieszka i w dalszym ciągu duszpasterzuje. Jak zwykle ruchliwy, otwarty, serdeczny i niosący ludziom pomoc. Ma do dyspozycji zespół duszpasterski Chrystusowców, którzy tu zakotwiczyli i dzielnie pomagają w duszpasterstwie na terenie Rzymu, a nawet wyjeżdżają z pomocą duszpasterską poza granice miasta.
     – Ksiądz kiedyś powiedział „watykańczyk” o kardynale Wojtyle.
     – Bo dziedziną, która Karola coraz bardziej absorbowała, był Rzym. Chodziło zwłaszcza o synody biskupów. Instytucja posoborowa, stworzona przez Pawła VI, będąca – jak to mówiono – ciągłym soborem. Delegaci wszystkich episkopatów świata co dwa, trzy lata przyjeżdżali na miesiąc do Rzymu, ażeby omawiać aktualne problemy, niecierpiące zwłoki. Tutaj Karol jak gdyby odkrył swoje umiejętności dotąd uśpione. Bo to, że był myślicielem, tośmy wszyscy wiedzieli. Jednak że potrafi organizować pracę ze stuosobową grupą kardynałów i biskupów z całego świata, tego nikt nie przypuszczał.
     – Jak to robił?
     – Zachowywał się względem swoich kolegów z szacunkiem i z serdecznością, nawet gdy trzeba było być stanowczym. Zwłaszcza wobec tych, którzy słyszeli odmienne zdanie z jego ust niż to, które sami mieli. W dyskusji bardzo wyważony. Nie dawał się ponieść panice – co niektórym biskupom się zdarzało – przeświadczeniu, że Kościół stoi na przegranych pozycjach. Że trzeba wszystko zmienić albo nic nie ruszać, że już wszystko stracone, że już za późno na to, żeby cokolwiek ratować. On głowy nie tracił. Gdy zabierał głos, analizował na spokojnie zarzuty i propozycje. Znajdywał rozwiązania, formę umiarkowaną, centrową, która przyjmowała nowości, ale bez charakteru nowinek, zachowywała wartości podstawowe, jakie Kościół stanowi, ale bez konserwatyzmu i reakcjonizmu. I na koniec synodu, gdy należało ogłosić jakiś dokument, potrafił w burzliwych dyskusjach wychwycić nurty istotne, spisać i doprowadzić do zatwierdzenia. Jego zachowania zostały ocenione jak najbardziej pozytywnie. Wybierano go do sekretariatu synodów za każdym razem, co było faktem bezprecedensowym.
     – Jakie tematy były poruszane na synodach?
     – Dla przykładu: Na drugim synodzie biskupów, który się odbył w październiku 1969 roku, tematem była kolegialność władzy. W 1971 roku, jesienią, na trzecim synodzie, omawiano problem kapłaństwa i drugi: sprawiedliwości na świecie, w który Karol bardzo się zaangażował. W 1974 roku, na czwartym synodzie, podjęto temat: Ewangelizacja w świecie współczesnym. Karol mówił na temat wolności i godności osoby ludzkiej, jak również podkreślał, że troska o prawdziwy rozwój i postęp ludzkości należy do misji Kościoła. W 1977 roku temat piątego synodu stanowiło nauczanie religii dzieci i młodzieży.
     – Jak się domyślam, wypowiedzi kardynała Wojtyły, choć dotyczyły życia całego Kościoła, korespondowały bezpośrednio z tym, co się działo w Polsce.
     – Karol nie był odważny tylko w Rzymie, ale te same problemy poruszał w Polsce w kazaniach, w wystąpieniach publicznych, w listach pasterskich. Domagał się równych praw dla wierzących i niewierzących, upominał się o wolność wyznawania swoich przekonań w oparciu o Kartę Praw Człowieka. Sprzeciwiał się dyskryminacji ludzi, którzy nie należeli do PZPR – protestował przeciwko niedopuszczaniu ich do stanowisk kierowniczych i traktowaniu jak obywateli drugiej kategorii.
     – To są tematy, które w pewien sposób powtórzyła „Solidarność” w 1980 roku.
     – Gdy patrzę z perspektywy czasu na synody i tematy społeczne, w które Karol się angażował, widzę jasno, jak te synody przygotowywały Karola do jego działalności we własnym kraju. A idąc jeszcze dalej – do tej działalności społecznej i politycznej, którą podjął jako papież.