Biblioteka


OKRES ZWYKŁY (2)



XXXI NIEDZIELA ZWYKŁA

„Wy wszyscy braćmi jesteście”

     A my przyzwyczailiśmy się do tego, żeby schować się w swoje dziuple. I zbierać. Sprytem, inteligencją, pracą, roztropnością, ale i naciąganiem, ale i fałszem, ale i kłamstwem gromadzić, zgarniać, naściubiać, napełniać swój dom. Żeby było wszystkiego pełno, bogato – aż pod sufit. I to nas tylko obchodzi.
     A bywa, że nie znamy naszych sąsiadów zza ściany, z piętra powyżej, z piętra poniżej. Bo boimy się ludzi – że nam mogą zagrozić. Patrzymy na nich z niechęcią. Spode łba – jak na wroga, spode łba – jak na konkurenta, spode łba – jak na rywala.
     „Wybory? A co mnie one obchodzą. Byle u mnie dobrze, spokojnie, dostatnio, dostojnie. Niech sobie tam na górze łby urywają. Przed wyborami opowiadają dyrdymały, obiecują gruszki na wierzbie, a potem robią swoje. Zbijają majątki, bogacą się za nasze pieniądze. Wszyscy złodzieje. Nie mam zamiaru w to się mieszać. A do tego pokomplikowali te wybory. Kto by się na tym wyznał. Na kogo głosować? Nieznane nazwiska na listach, obce nazwiska, nic nie mówiące nazwiska”.
     Poutykaliśmy szpary w naszych dziuplach, umocniliśmy nasze drzwi i ściany. A przychodzi nasz Jezus i mówi: „Po tym poznają, żeście uczniami moimi, jeśli miłość mieć będziecie jedni ku drugim”. 
     I nagle życie społeczne ukazuje się jako nowy wymiar miłości. I może otworzą się nam oczy, rozszerzą się ściany naszych domów. I zobaczymy drugiego człowieka jako naszego bliźniego. Że to brat, że to siostra. A więc ktoś bliski, za którego jestem odpowiedzialny.
 

* * *

     Trzeba powiedzieć, że my się tego dopiero uczymy. Bo w poprzednim okresie przyzwyczajono nas, żeby siedzieć cicho, nie wychylać się, bo może nas przykrość spotkać. Że od decydowania są ci na górze.
     A teraz trzeba się nauczyć normalnego życia. A to znaczy tego, że należymy do dzielnicy, należymy do miasta, należymy do narodu, należymy do ludzkości. Należymy nie w sposób bierny, ale to należenie powinno mieć wymiar uczestnictwa naszego w życiu społeczności.
     Bo tego trzeba się wciąż uczyć. Trzeba zaczynać od samego początku. Aby rozpoznawać się – w kamienicy, w bloku, na ulicach. Kto jest kto i co jest wart. Czy on naprawdę potrafi poprowadzić, zrozumieć, poświęcić się robocie społecznej.
     Temu również służy nasze cotygodniowe spotykanie się w kościele. Społeczność eucharystyczna powinna rzutować na budowanie społeczności w wymiarach świeckich. Każda Msza święta powinna łączyć jej uczestników więzami zaufania, serdeczności. Żebyśmy się siebie przestali bać. Żebyśmy na siebie nie patrzyli jak na wroga, jak na obcego. Nie przechodzili obok siebie, nie widząc się. Żebyśmy potrafili powiedzieć jeden do drugiego „Dzień dobry”, „Co słychać? Jakieś kłopoty? Mogę w czymś pomóc?”.

================================ 

XXXII NIEDZIELA ZWYKŁA

„Nie wiecie dnia ani godziny”

     Nie spiesz się. I tak nie odwiedzisz w ciągu jednego dnia ani dwóch dni wszystkich swoich grobów. Porozrzucane są po rozmaitych cmentarzach.
     Dlatego jest oktawa tego święta – osiem dni. Dlatego jest listopad – przedłużona oktawa na cały miesiąc.
     I nie spiesz się. Odmów przy kolejnym grobie – tak jak to twoi rodzice cię uczyli – „Ojcze nasz”, „Zdrowaś Mario”, „Wieczne odpoczywanie”. Zapal świeczkę, połóż kwiat. Ale na tym nie kończ. Nie odchodź, nie uciekaj. Zostań. Poczekaj. Grób to dobre miejsce, aby sobie uprzytomnić duchową obecność twoich zmarłych przy tobie. I odezwij się do nich – ale nie przez „on” czy przez „ona”, nie przez „oni”, jak do obcych, ale przez „ty”. I słuchaj. Mają ci dużo do powiedzenia. Bo oni już wszystko wiedzą. Bo oni już wszystkiego doświadczyli do końca. Bo oni wszystko zrozumieli. Niech ci mówią. Usłysz ich.
     Nie spiesz się. Bo potem trzeba ogarnąć jeszcze żołnierzy z II wojny światowej, którzy też swoje wiedzą i mają ci to do powiedzenia. I tych z I wojny światowej. Godziłoby się ich odwiedzić, godziłoby się przed nimi stanąć. Tak jak na Wawelu przed królami naszymi. Przed Łokietkiem, Kazimierzem Wielkim, Jagiellończykiem, Warneńczykiem, Jadwigą. Jeszcze przed Piłsudskim się pokłoń.
     Trzeba by było zajść także na Skałkę. Bo przecież tam Długosz, Wyspiański, Malczewski, Szymanowski i tylu innych wielkich Polaków.
     Niech ci mówią o Polsce, dla której żyli. Niech ci mówią o naszych polskich wartościach, które ci chcieli przekazać. A ty sprawdzaj w sobie, czy dotarło. A ty sprawdzaj swoją polskość, swoje człowieczeństwo.
     Nie spiesz się. Idź spokojnie – od grobu do grobu, od sarkofagu do sarkofagu, od trumny do trumny. Gdy ci kwiatów braknie i świeczek, to nie narzekaj. Ważniejszy jesteś ty, któryś stanął przed nimi.
     Masz czas – cały listopad. Wykorzystaj go. To jest nauka naszego człowieczeństwa, naszej tożsamości narodowej, tożsamości rodowej, tożsamości rodzinnej.

====================================== 
 

XXXIII NIEDZIELA ZWYKŁA

„Pan powrócił”

     W Krakowie – porucznik Antoni Stawarz zerwał z żołnierskiej czapki bączek austriacki, przyczepił polskiego orła i wezwał swoich podkomendnych stacjonujących w koszarach na Podgórzu do tego samego. I ruszyli w miasto, rozbrajając żołnierzy austriackich.
     Tak było w Krakowie. Podobnie było w całym kraju – wybuchała Polska niespodziewanie, spontanicznie. A to na Śląsku Cieszyńskim, a to na Górnym Śląsku, a to w Poznańskiem, a to w Lublinie, a to we Lwowie zrywały się głosy: Polska, Polska, Polska! Jeszcze Piłsudski nie przyjechał z Magdeburga, a Polska już płonęła.
     Instynktem jakimś genialnym wiedziano, że tylko teraz, tylko już, tylko w tej chwili. Bo za moment już będzie za późno. Że to jest jedyna okazja, jedyna szansa, jedyna możliwość na to, żeby Polska powstała do życia. Ta wyśniona, wymarzona, wytęskniona. Wyprorokowana przez Mickiewicza i Słowackiego. Wyśpiewana przez Moniuszkę, wygrana przez Chopina, wymalowana przez Malczewskiego, Wyspiańskiego, opisana przez Prusa, Sienkiewicza.
 

* * *

     Czy już mamy Polskę? Nie. Do niej idziemy. O nią walczymy każdym dniem. Każdym posunięciem oficjalnym i nieoficjalnym, indywidualnym i społecznym.
     Przyglądamy się naszym ludziom polityki, publicystom, działaczom społecznym i zapytujemy każdego z nich: Ty jesteś Polska? Ile w tobie Polski? Czasem nam się zdaje, żeśmy trafili, żeśmy odkryli, żeśmy znaleźli człowieka właściwego. Ale często musimy z rozczarowaniem powiedzieć: To nie, to nie ten, to jeszcze nie Polska.
     Ale wciąż jej szukamy, w ludziach i w sobie, świadomi tego, że trzeba dorastać do Polski. Wrastać w nią – każdym dniem świątecznym jak i codziennym.

================================= 

XXXIV NIEDZIELA ZWYKŁA

„A daliście mi jeść”

     Tę litanię można by kontynuować:
     Byłem uczniem w szkole, a uczyliście mnie mądrze, cierpliwie, do tego stopnia, że ciągnąłem do szkoły jak pszczoła do ula, żeby się z wami spotkać. Z wami, którzy byliście dla mnie jak przyjaciele, jak zastępcy rodziców.
     Ciekło mi w mieszkaniu z kranu, gaz ulatniał się z rur, ogrzewanie przestało funkcjonować, a przyszliście do mnie z solidną wiedzą, z techniczną sprawnością i pomogliście mi żyć.
     Byłem chory, a przebadaliście mnie uczciwie, postawiliście trafnie diagnozę, zapisaliście mi znakomite lekarstwa, wyznaczyliście mi bardzo świetny sposób postępowania, który doprowadził mnie do zdrowia.
     Byłem rencistą i ledwo mogłem z renty wyżyć, nie miałem za co opłacać mieszkania, brakowało na elektrykę, gaz, telefon, nie mówiąc o jedzeniu, a wy mi pomogliście. 
     Byłem bezdomny, wykwaterowali mnie, bo nie płaciłem czynszu, a wy wybudowaliście bloki komunalne. Mam dach nad głową.
     Byłem bezrobotny, szukałem pracy bezskutecznie, ale pomogliście mi się przekwalifikować i wreszcie znalazłem miejsce pracy.
     Byłem zatrudniony w sferze budżetowej, źle opłacany. Protestowaliśmy, domagaliśmy się godziwej zapłaty za pracę. I usłyszeliście nas.
     Panował w naszym państwie chaos gospodarczy i prawny, a wy – prawnicy, politycy, parlamentarzyści, członkowie rządu – staraliście się wymyślić takie reformy, uchwalić takie ustawy, rozporządzenia, przepisy, które zaprowadziły porządek w państwie.
     Dziury w naszym prawodawstwie były jak w szwajcarskim serze, a wyrośliście ponad podziały partyjne, zatroszczyli się wspólnie o stan naszego ustawodawstwa, a uspokoiliście waśnie, swary, kłótnie, zajęliście się istotnymi sprawami.
 

* * *

     Ta przypowieść Jezusa o sądzie ostatecznym nabiera nowych znaczeń. Że miłość bliźniego to nie tylko doraźne działania, akty miłosierdzia względem potrzebujących szybkiej pomTa przypowieść Jezusa o sądzie ostatecznym nabiera nowych znaczeń. Że miłość bliźniego to nie tylko doraźne działania, akty miłosierdzia względem potrzebujących szybkiej pomocy. Ale miłość bliźniego to nasza zawodowa fachowość, profesjonalizm, wykształcenie, praktyka, nieustanne doskonalenie swoich umiejętności. Nie tylko dla własnej satysfakcji, ale właśnie aby ułatwić życie drugiemu człowiekowi. Uczynić je mniej bolesne, a bardziej radosne. Mniej przypadkowe, a bardziej racjonalne. Mniej zróżnicowane w wynagrodzeniach, a bardziej sprawiedliwe. Mniej chaotyczne, a bardziej uporządkowane.
     Ale na to trzeba wiedzieć „co” i wiedzieć „jak”. Potrzeba fachowości, fachowości i jeszcze raz fachowości.
     A pielgrzymki, nabożeństwa, a zwłaszcza Msze święte są na to, żeby nam się chciało tak żyć.