Biblioteka


Modlić się



     Modlić się.  Stawać przed tajemnicą modlitwy. Stwierdzać, jak zwykle, że się nie umiesz modlić, że naprawdę sam nie wiesz, czym jest modlitwa. Przypominać sobie katechizmowe określenie, że jest ona sposobem na to, aby łączyć się z Bogiem. Odnajdywać to zdanie jak bezczelność: czy może się człowiek łączyć z Bogiem?
     Kim jest człowiek, że ośmiela się marzyć o złączeniu się z Absolutem? Jeszcze bardziej bezczelne wydaje ci się inne, twierdzące, że modlitwa jest rozmową z Bogiem. Skąd miałoby zaistnieć partnerstwo pomiędzy Absolutem a stworzeniem – choćby nawet najświętszym, ale przecież tylko stworzeniem.
     Modlić się. Upaść krzyżem. Uklęknąć albo usiąść w spokojnym miejscu, gdzie ty nikomu nie zawadzasz, gdzie nikt ciebie nie poszturchuje. Gdzie jest możliwie cicho. Nie patrzeć. Nie słuchać. Nie myśleć. Zatrzymać bieg wyobraźni. Uciszyć się, uspokoić. Zatrzymać kalkulatorek mózgu. Zamilknąć. 
     Stanąć przed Bogiem, który jest Duchem wszędzie obecnym, przenikającym wszystko, który jest Mocą i Potęgą, Ciszą i Pokojem, Miłością i Miłosierdziem, Sprawiedliwością i Porządkiem.
     Stanąć przed Bogiem, który jest zawsze przy tobie, tylko że ty nie zawsze jesteś przy Nim, ale teraz chcesz być. Trwać przy Nim, przed Nim. Nawet nie nadsłuchując, nawet nie czekając na żadne polecenia. Pomagać sobie. Powtarzać: Ty jesteś Ciszą, Ty jesteś Ciszą, Ty jesteś Ciszą. Nie na to, żeby Go wywołać, bo On przecież zawsze jest, ale aby ustał w tobie ten hałas, którym jesteś wciąż napełniony. Hałas ludzi, hałas spraw, kłopotów, rzeczy, pieniędzy, bo tylko w ten sposób istnieje jakaś możliwość, jakaś szansa, że się spotkasz z Bogiem. Abyś ty stawał się Jemu podobny, abyś i ty stał się, choć w ułamku procenta, choć na chwilę, ciszą. Albo powtarzaj: Ty jesteś Pokojem. Nie na to, abyś Go wywoływał, bo przecież On ciągle jest, ale na to, aby opadły napięcia rozciągające cię jak strunę w pragnieniu, dążeniu, biegu, oczekiwaniu, strachu, niechęci. Abyś stał się pokojem choć na chwilę, choć w jakimś ułamku procenta. I wtedy już rozumiesz tajemniczą definicję: że modlitwa jest zjednoczeniem z Bogiem. Ale zjednoczeniem – na ile w tobie ciszy, pokoju, światła, miłości.
     Modlić się. Możesz bez słowa przy Nim trwać, jak grzesznica, która przyszła do Niego, gdy był na przyjęciu u faryzeusza i łzami obmywała Jego nogi, i włosami ocierała. Jak Maria, siostra Łazarza, która w ogrodzie domu swego w Betanii słuchała Go uparcie, choć upominana przez Martę, że nie pomaga jej w pracy. Jeżeli chcesz, mów, co ci serce podyktuje, ale nie zmuszaj się, nie wymyślaj. Tak nas Pan uczy: „A na modlitwie nie bądźcie gadatliwi jako poganie, albowiem wie Ojciec wasz, czego potrzebujecie”. A więc nie mówić w ogóle, nie prosić o nic? Nie. Tylko nie bądź gadatliwy, ale przecież powinieneś prosić. Przecież Jezus nakazuje: „Proście, a otrzymacie, pukajcie, a będzie wam otworzone”. Możesz wołać jak niewidomy: „Jezusie, Synu Dawidów, zmiłuj się nade mną”. Jak trędowaty: „Panie, jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić”. Jak sam Jezus: „Ojcze, jeżeli możesz, oddal ode mnie ten kielich”, „Ojcze, nie poczytuj im tego za złe, bo nie wiedzą, co czynią”. Nawet gdyby nie usłyszeć żadnej odpowiedzi. A więc proś, jak prosi dziecko swojego Ojca. On chce tej twojej prośby i chce cię wysłuchać. „Jeżeli wy, którzy źli jesteście, potraficie dawać dobre rzeczy, gdy was o to proszą, to co dopiero Ojciec was, który jest w niebiesiech”.
     Modlić się. Prosić o pomoc jak apostołowie: „Panie, naucz nas modlić się”. A On odpowiedział: „A gdy się modlić będziecie, mówcie: Ojcze nas”. Tylko co to znaczy mówić. Powiedzieć naprawdę „Ojcze nasz”. Powiedzieć tak, aby to się stało w tobie. Przyjąć ten tekst tak za swój, aby to, co mówisz, stało się twoim wyrazem. Przyjąć tak, abyś ty naprawdę Boga uważał za naszego Ojca. Tak naprawdę? Potrafisz? I dalej. Potrafisz to naprawdę powiedzieć – to spełnić: „Jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”? Ile razy tak trzeba powtórzyć, żeby stało się to twoim? Czy też bać się, że każde kolejne powtórzenie jeszcze bardziej spłyci twój odbiór, rozumienie tego, co mówisz? A może nigdy się na to nie odważyć? Odmawiać mimo wszystko, żeby choć strzęp tej rzeczywistości został w tobie?
     Modlić się. Nawet wtedy, gdy tego nie zamierzałeś. Może to najść na ciebie przy słuchaniu muzyki Bacha, Beethovena, Brahmsa, Chopina czy jakiejkolwiek innej, wielkiej muzyki. Zacznie ogarniać cię szeroką falą ta upragniona cisza, ten wytęskniony pokój, ta wzniosłość wewnętrzna, pokora człowiecza, tęsknota za światłem, czułość dziecinna, że już nawet nie musisz upaść krzyżem na ziemię, bo już jesteś przy Nim o krok, skruszony i cichy, przebaczający i miłosierny. To może na ciebie najść wtedy, gdy zasłuchasz się w szum lasu, gdy zapatrzysz się w bezkres morza, w wygwieżdżone niebo.
     Podprowadzi cię ta potęga, bezkres, bezczas, piękno przed sam próg, za którym jest już On sam. To może cię najść w pustym kościele. Na cmentarzu. Przed obrazem twojego ulubionego malarza. Może przyjść taka chwila w twoim zmęczeniu, w osamotnieniu, w rozczarowaniu.
     Modlić się koniecznie. Bo i w tym tkwi tajemnica modlitwy: że ty, tak trwając przed Jedynym, Niepojętym Bogiem, choćby związany z Nim tylko jedną nicią światła, jednym pokornym spojrzeniem, tęsknotą czy uwielbieniem, że ty napełniasz się Nim. Rośnie w tobie światło, miłość, pokój. Modlitwa za modlitwą, dzień za dniem upodabnia cię do Niego. Coraz bardziej masz z czym powracać do życia powszedniego. Wchodzisz w twoje codzienne zajęcia coraz bardziej innym człowiekiem: napełniony światłem, jasnością, mądrością i ciepłem. Powoli realizuje się to, co Jezus powiedział, że trzeba się zawsze modlić, a nigdy nie ustawać. Twoje wypełnianie obowiązków staje się coraz bardziej uczciwe. Twoja praca staje się coraz bardziej solidna. Staje się coraz bardziej służbą. Trwasz z Nim złączony przez twój trud, uprzejmość, cierpliwość, wyrozumiałość, przebaczenie.
     Odkryć sprzężenie zwrotne pomiędzy modlitwą i życiem: im lepsza modlitwa tym lepsze życie – im lepsze życie tym lepsza modlitwa. Odkryć sprawdzian modlitwy: choćby modlitwa twoja trwała długo, a jeżeli życie jest byle jakie, pełne złości, lenistwa, to znaczy, że jest modlitwa zła – jeżeli twoje życie jest nieudane, pełne stresów, goryczy, to znaczy, że potrzebuje dobrej modlitwy.