Biblioteka


 Spotkać Jezusa  



     Spotkać Jezusa. Dochodzić do wniosku: Jeżeli Syn Boży zechciał stać się człowiekiem, to należały Mu się najpiękniejsze owoce tej ziemi. Trzeba było wybrać dla Niego kraj najpiękniejszy, o klimacie najłagodniejszym, o polach pełnych zielonych łąk, złotych zbóż, o górach niosących chłodny wiatr, o rzekach pełnych ryb, morzach którymi mogłyby przypływać okręty z całego świata. Trzeba Mu było wybrać naród przyjazny, mądry, spokojny. Przygotować najwygodniejsze miejsce, najwspanialsze otoczenie, najlepsze warunki, jakimi świat dysponuje. Spośród pałaców wybrać jeden, przewyższający wszystko, co człowiek potrafił zbudować, spośród cienkich tkanin, puchatych becików przygotować te najdelikatniejsze, jakie ręka ludzka potrafiła sporządzić. Spośród służby wybrać najzdolniejszych, którzy zapewniliby Mu należytą opiekę. Zapewnić bezpieczeństwo, by żaden zły człowiek nie mógł Mu wyrządzić najmniejszej krzywdy. A potem – jeżeli już tak swe życie raczył pokierować – zadbać o najwrażliwszych, najdelikatniejszych wychowawców, o najmądrzejszych nauczycieli. A w końcu, gdy przyjdzie czas, który wyznaczyłby sobie na nauczanie Bożej mądrości, spośród rzesz młodych, zdolnych ludzi wybrać Mu uczniów – ludzi najzdolniejszych, którzy potrafiliby choć w części ogarnąć swoim umysłem nieskończoną mądrość, jaką Syn Boży chce przekazać światu w swoich naukach. Zapewnić Mu pisarzy, którzy by notowali każde Jego słowo, opisywali starannie, z największą wiernością każdy Jego czyn, zdarzenie, aby zachować je w formie najprawdziwszej dla wszystkich pokoleń, jakie będą zamieszkiwały do końca ziemię. A kiedy by zechciał odejść do nieba z tego świata – w sędziwej starości – pożegnać Go uroczyście, dziękując Bogu Ojcu za ten niezwykły dar, jakim była obecność Logosu – za Jego Słowo między nami.
     Spotkać Syna Bożego. Zapytywać wciąż: dlaczego od samego początku i potem cały czas takie trudne życie. Znajdować na to pytanie odpowiedź najprostszą ale i jedyną, tłumaczącą wszystko, ale zarazem zobowiązującą do końca, odpowiedź mającą konsekwencje na całe nasze ludzkie życie, życie nawet najcięższe, najbardziej trudne: Przyszedł na to, aby nam dać przykład życia. Chciał przejść z nami wszystkie etapy rozwoju człowieka – od dzieciństwa przez lata młodzieńcze, do lat dojrzałych i do śmierci – bez żadnej taryfy ulgowej, w warunkach ciężkich, prymitywnych. Na to, by mogły się z Nim identyfikować szerokie rzesze żyjące właśnie prostym, niełatwym życiem.
     Spotkać Jezusa – dziecko. I wtedy nie było Mu nic odjęte. Już jako dziecko przeżył ucieczkę z Betlejem do Egiptu. Żyli tam na statusie uchodźców przez parę lat, aż do śmierci Heroda. Potem był powrót i trudne życie w domu ojca, ubogiego cieśli. Dojrzewał pod opieką swoich rodziców i – jak odnotował ewangelista – był im posłuszny. Nie było w tym życiu żadnego wydarzenia odróżniającego Jego życie od normalnego rytmu przeciętnego Żyda. Tak, że nawet ewangeliści nie uważają za potrzebne podawać jakichkolwiek szczegółów z tego okresu trwającego prawie 30 lat. Spotkać Jezusa jako młodego człowieka. Było to chyba wczesne ranne wstawanie, posiłek przed pracą, krótsza lub dłuższa droga na miejsce budowy i dzień wypełniony ciesielskim trudem. Przy stojącym wysoko słońcu, przy spiekocie trwającej od rana do wieczora, z sięgnięciem po kubek wody, po kęs chleba przyniesiony w zawiniątku, przygotowany przez Matkę. Zwyczajne ludzkie rozmowy przy pracy. Polecenia wydawane, polecenia wykonywane. Rozmowy w czasie południowej przerwy, przy posiłku spożywanym w jakimś zacienionym miejscu. Popołudniowe narastające zmęczenie, gdy pot coraz obficiej zalewa oczy, gdy ból obejmuje wszystkie mięśnie. Wreszcie koniec dniówki i powrót do domu. Wieczorny posiłek w gronie domowników i przyjaciele, znajomi przychodzący na wieczorno-nocne pogwarki przy kagankach oliwnych, przy blasku księżyca i wielkich, wyraźnych gwiazdach nad drzewami.
     Zwyczajny trud człowieczy przetykany cotygodniowym świętowaniem szabatu z modlitwami w miejscowej synagodze i z uroczystymi posiłkami w domu. Zwyczajny trud człowieczy przerywany corocznym wędrowaniem do Jerozolimy, aby tam w rocznicę wyjścia narodu żydowskiego z Egiptu spożyć złożonego uprzednio na ołtarzu w świątyni baranka.
     Spotkać Jezusa jako nauczyciela. Nie dlatego wybrał tę drogę życia, aby móc nosić szerokie filakterie przy szatach, by być pozdrawianym na placach, by być tytułowanym „rabbi”, by zajmować pierwsze miejsca na ucztach. W czasie pracy nauczycielskiej życie w drodze, prawie co dzień gdzie indziej. Często bywało, że nie miał miejsca, gdzie by głowę skłonić. Bywało, że z uczniami głód cierpiał, że uczniowie łuskali ziarno z kłosów, by się choćby tak nakarmić. W Jego życiu nauczycielskim nie było nic z sielanki, tylko codzienne utrudzenie napierającymi na Niego tłumami. Rzesza chorych prosząca o uzdrowienie, poszczególni ludzie przynoszący Nauczycielowi swoje osobiste zmartwienia, szpiedzy, podglądacze, donosiciele przekazujący swoim mocodawcom wszystko, co Nauczyciel mówi i czyni, wreszcie sami kapłani i faryzeusze, którzy przychodzili, aby zaatakować Go w przemyślany sposób, skompromitować przed ludem, przyłapać na niezgodności z Prawem, z nauką Mojżesza, z tradycją żydowską. A więc znowu żadnej taryfy ulgowej, a nawet trudności od samego początku. Choćby takie, że jest samozwańczy, że nie wyszedł z żadnej szkoły rabinackiej. Nie mówiąc o istotnych zarzutach: że ośmielił się poprawiać naukę faryzeuszy, że wystąpił przeciwko zwyczajom i obyczajom niezgodnym z przykazaniem miłości. Stąd też wszystko dobro, którego dokonywał wśród ludzi, liczne nawrócenia, które działy się pod wpływem Jego nauczania, nie przełamały nieprzyjaźni kapłanów, faryzeuszy i uczonych w Piśmie. Nie przekonały ich do Niego liczne uzdrowienia, a nawet wskrzeszenia umarłych. Wprost przeciwnie, były brane Mu za złe, przypisywano Mu współdziałanie z szatanem. W tym ukropie potrafił znaleźć chwile wytchnienia z największym trudem. Odchodził na miejsce pustynne, by się modlić, czasem – gdy był w Jerozolimie – do Ogrodu Oliwnego albo do Betanii, gdzie mieszkali Jego przyjaciele – Łazarz, Maria i Marta. Spotykać Jezusa w rytmie roku liturgicznego.