Biblioteka




5. Narkotyki


 


     – Jesteśmy małżeństwem już jakiś czas. I tak zastanawiamy się nad tym naszym ewentualnym dzieckiem.
     – W jakim sensie ewentualnym?
     – No bo gdy tak tylko pomyśleć, jaki jest ten dzisiejszy świat i co się dzieje na tym świecie: przestępstwa, gwałty, napady, zbrodnie, i gdy człowiek sobie wyobrazi, że dziecko nasze w ten świat wejdzie, to się może człowiekowi odniechcieć dziecka.
     – I wy jesteście na tym etapie?
     – Dokładnie tak.
     – A co budzi w was szczególną zgrozę?
     – Chyba narkotyki. Bo przed zbrodnią czy kradzieżą można dziecko jakoś ustrzec. Ale ta narkomania. Przecież ona sięgnęła szkoły. Nie tylko średniej, ale już podstawowej. A takie małe dziecko jest wtedy bezbronne, nieprzygotowane do walki ze złem.
     Jak je przed tym uratować? A to się rozprzestrzenia jak zaraza. Rozpytywałem pomiędzy ludźmi, co na ten temat myślą. Skąd się bierze ten błyskawiczny zalew naszego społeczeństwa narkotykami. Jakimi kanałami to idzie. Na jakiej zasadzie znajduje odbiorców. Dlaczego lgną do nich młodzi ludzie. Zresztą nie tylko młodzi. Uporczywie dopytywałem się o źródła. Okazało się, że trudno o jednoznaczną odpowiedź. Padały opnie bardzo rozbieżne.
     – Po pierwsze, pieniądze, po drugie, pieniądze, po trzecie, pieniądze. To świetny interes dla tych, co fabrykują, co produkują, jak i dla tych, co sprzedają. Można zarobić łatwo ciężkie pieniądze. I to w krótkim czasie. A w Polsce szczególnie łatwo. Bo działa się właściwie bezkarnie.
     To prawda.
     – Ciekawość. Dzieci są ciekawskie. Chcą spróbować, skosztować, zobaczyć. Jedno od drugiego kupuje, bierze, uczy się. Nawet się nie spostrzeże, kiedy wpadnie. Przyzwyczai się i już się nie odczepi od tego nawyku. Na tym zresztą żerują sprzedawcy: na zaintrygowaniu.
     Też prawda.
     – Presja otoczenia: „Cóż, boisz się? Taki maminsynek? No co? Bierzesz czy nie? Tylko ostrzegam: możesz nie brać, ale to znaczy, żeś nie jest swój człowiek. Wynoś się. Nie potrzebujemy takiego. Tu dla ciebie nie ma miejsca. Może jeszcze doniesiesz, komu trzeba?”
     Tak bywa. To duże zagrożenie.
     – Szpan. Zaimponować. Zwłaszcza jeżeli się nie może czym innym. Zwłaszcza gdy się nie ma zainteresowań. Zwłaszcza gdy się młodzież nudzi.
     I w tym momencie stwierdzić należy, że to jest chyba nurt najbardziej istotny, droga do zrozumienia narkomanii. Gdy się odczuwa pustkę, wtedy przychodzi propozycja, żeby sięgnąć po narkotyki. Gdy się nie ma rozbudowanego życia intelektualnego, własnych zainteresowań, zachwytu światem, nauką, sztuką – czymkolwiek. Wtedy człowiek czepia się namiastki: narkotyków, które stwarzają pozory bogatych przeżyć uczuciowych, dostarczają fantastycznych obrazów, przenoszą w świat pozornie bogatych emocji.
     Do tego należy dodać to, że prawie natychmiast, prawie niepostrzeżenie taki człowiek znajduje takich samych, podobnych sobie ludzi. Z jednej strony – tych raczkujących, tak jak on, poszukujących nowych wrażeń, z drugiej strony – zaawansowanych w tej materii, obytych doradców, którzy „biorą” od dawna. I to jest moment, który powinien zadziałać jak prysznic: widok ludzi uzależnionych, dla których już nie ma innego tematu jak tylko ten – ćpanie. Gdzie kupić, za ile, kto ma dobry towar i pytanie istotne: skąd na to wziąć pieniądze. A gdy ich nie ma, to opętanie w oczach, absolutna determinacja, że pieniądze muszą się znaleźć za wszelką cenę, nawet za cenę życia. To, co miało być narzędziem do sprawiania przyjemności, staje się przekleństwem.
     Ale jeszcze jedno zdanie mnie uderzyło:
     – Wszystko to prawda. Ale z każdego dołka można wyjść. Najłatwiej, jeśli zaczęło się „brać” z ciekawości, gdy się człowiek spostrzeże, jak się za nią drogo płaci. Można również wytrzymać presję otoczenia, zwłaszcza gdy człowiek znajdzie oparcie w drugim, podobnym do siebie. Można zaśmiać się na taki „szpan”, który właściwie jest dziecinadą.
     – Ale co stanowi największe zagrożenie?
     – Najtrudniej jest obronić się przed narkomanią, gdy się ma zimny dom. Człowiek ucieka z zimnego domu w świat ułudy. W świat, który pozwala mu zapomnieć o smutnych realiach codzienności, daje poczucie ciepła, serdeczności i bezpieczeństwa. Bo człowiek to nie tylko intelekt, ale cała sfera uczuciowa. Jeżeli brak w domu ciepła, to wtedy daje tę fikcję narkotyk, pozornie zaspokaja podstawowe ludzkie potrzeby.
     I w ten sposób dochodzimy do dwóch elementarnych rozwiązań: po pierwsze, trzeba starać się, ażeby kwitło w domu rodzinnym życie intelektualne – tak dorosłych, jak i dzieci. Zaczynając od najprostszej sprawy, jaką jest rozmowa. Dbać o poziom rozmów: przy stole i przy każdej okazji. W domu, jak i w środowisku, w którym żyjemy. Po drugie, dbać o to, co czytamy, co inni czytają. Służyć książką. Podsuwać dobrą książkę, mądrą książkę. Dawać książkę. Po trzecie, szukać ludzi mądrych, mądrych przyjaciół, mądrych rodzin. Utrzymywać z nimi kontakty. Po czwarte, korzystać z dóbr kultury: dobry teatr, dobra estrada, filharmonia, dobry film.
     – A dalej?
     – Należy starać się, by domy nasze były ciepłe. Serdeczne, pełne radości. To, że dziecko potrzebuje pieszczot, przytulania, pocałunków, to powinno być poza dyskusją. I tym powinniśmy obdarowywać nasze dzieci.
     Ale po drugie, trzeba być świadomym, że tego potrzebuje żona od swojego męża, mąż od swojej żony, babcia, dziadek. Tego potrzebuje każdy człowiek, każdy mieszkaniec tego domu. Nie należy się wstydzić okazywania sobie serdeczności. Do tego przynależy w sposób oczywisty umiejętność przebaczania, przepraszania, darowania. Umieć wyciągnąć rękę. Powiedzieć: nieważne. Tego potrzebuje każdy człowiek, aby mógł normalnie funkcjonować. I to jest zarazem jedyna skuteczna obrona przed plagą narkomanii.