Biblioteka


ADWENT



 

 Adwent

 
 
Na pustkowiu

  Czas Adwentu. Ziemia chwycona przymrozkiem, przyprószona szronem. Mgła. Nieruchome powietrze, bez podmuchu wiatru. Nagie drzewa, druty gałęzi. Szare niebo wiszące nisko nad ziemią. Przejmujące mokre zimno. Ludzie poruszają się jak we śnie.
 Na wszystko to patrzysz jakby z oddali. Jesteś nieobecny, bo w tobie pustka. Nawet nie smutek, po prostu odrętwiałość. Nawet nie obojętność, tylko nieczułość. Wykonujesz mechanicznie swoje czynności, pracujesz, załatwiasz, rozmawiasz – aż się dziwisz, że cię na to stać. Nie czujesz wiary ni nadziei, nie czujesz miłości. Nie czujesz ludzi, nie czujesz Boga.
 To jest twój czas Adwentu, który przypada czasem na okres liturgiczny, a czasem poza nim.
 


Ja przyjdę

  Wyglądanie przez okno, nerwowe spoglądanie na zegarek, niecierpliwe kroki po pokoju. Albo tęsknota: czekamy na kogoś, czekamy na coś.
 Są rozmaite czekania – te wyraźne, niecierpliwe i te głęboko ukryte, ale nie mniej ciężkie.
 Życie ludzkie składa się z czekań.
 Spośród różnych czekań jest jedno czekanie najważniejsze, wspólne wszystkim – czekanie na Boga.
 


I począł Go kusić

  To przychodzi na ciebie nieoczekiwanie, kiedy się najmniej spodziewasz – w największym rozgwarze zabawy lub gdy wieczorem ulicą wracasz do domu, podczas rozmowy z kimś najbliższym lub gdy zamykasz za sobą drzwi pokoju: nagle zaczynasz rozumieć swoją samotność.
 Jak ręka spadająca bezwładnie po szczeblach drabiny…
 Jak tonący, który wie, że dna stopami nie dosięgnie…
 Obyś wtedy miał siłę uwierzyć, że nie jesteś sam!
 


A znajdziecie odpocznienie

  Jesteśmy jak ćmy tłukące wieczorem o żarówki. A Pan Jezus Frasobliwy podparł ciążącą Mu głowę i patrzy na niepokój człowieczy.
 Kiedy przyjdzie ukojenie?
 Rozbity wóz, na brzegu szosy leżące ciało. Spod gazety widać twarz. Jakiż w niej głęboki spokój. Dopiero teraz?

 

Znalazłam drachmę

  Musi cię wciąż nurtować pytanie o sens życia: czego chcę, na co liczę, co pragnę osiągnąć? Czy odkryłem wartości, z których nie chciałbym nigdy zrezygnować, za które jestem gotów oddać wszystko?
 Nie dziw się, że nigdy nie jesteś spokojny, jak bywa ten, co znalazł. Bo odpowiedź na te pytania dać można tylko całym życiem.

 

Gdzie jest Ten, który się narodził

  Wygodniej byłoby zamknąć swe życie w dialektyce pracy i odpoczynku. Ale On nie pozostawi żadnego człowieka w spokoju. Stanie na drodze twej codzienności. Zburzy twoją pewność siebie i zaufanie do świata. Praca twoja utraci wartość, zabawa stanie się nudna. Zaczniesz Go szukać – chociażby w imię sensowności świata i samego siebie.
 Albo nie zaczniesz.
 Bo całe światy dzielą cię od Niego – ciebie bardziej niż Mędrców.
 Bo trudniej tobie uwierzyć w cud niż Pasterzom.
 Bo kościoły zimniejsze niż Stajnia.

 

Przyszli do Niego faryzeusze

  Chcesz, żebym ci udowodnił istnienie Boga? Nie wiem, co rozumiesz pod słowem: „udowodnić”. Co innego znaczy ono w matematyce, co innego w naukach przyrodniczych, co innego w filozoficznych. A jeżeli to nasze udowadnianie ma być natury filozoficznej, to może najpierw trzeba by szeroko omówić zagadnienie przyczynowości oraz realizm teoriopoznawczy, aby dojść do istnienia Pierwszej Przyczyny. Ale w przyjętym przez człowieka zespole prawd uznanie tej o istnieniu Pierwszej Przyczyny – to jeszcze nie jest religia.
 Religia zaczyna się, gdy powiesz Bogu: Ojcze.

 

Nowe życie

  Życie wiary zaczyna się od uznania istnienia Boga – niezależnie od tego czy Go zobaczysz jako Piękno czy Miłość. Potem idą następne łaski, które dozwalają ujrzeć świat takim, jaki jest naprawdę. Świat ukazuje się jako dar Boży. Nie tylko cały wszechświat, ale i twój świat, ty sam, twoje uzdolnienia, twoja rola życiowa, człowiek, który obok ciebie idzie, środowisko, stosunki polityczne i gospodarcze, cierpienia, przykrości, nieszczęścia, radości, zdrowie. Cokolwiek spotka cię złego czy dobrego – to wszystko widzisz jako dar Boży. I wtedy życie twoje staje się sprawą z Bogiem, który jest wymagający, surowy, każe zdać sprawę z włodarstwa – i który jest Dobrocią.
 Ale to potem. Zaczyna się od uznania istnienia Boga. To jest pierwszy krok. Każda następna łaska jest uzależniona od tego, czy odpowiesz na poprzednią.

 

Przejrzyj

 Wiara jest uznaniem istnienia świata nadprzyrodzonego, istnienia pełni rzeczywistości. Wtedy rzeczywistość widzialna ukazuje się jako fragment wielkiej całości. Dopiero wtedy wszystkie fakty rzeczywistości widzialnej znajdują swe ostateczne uzasadnienie i wytłumaczenie. Dopiero wtedy odnajdujemy odpowiedź na pytanie o sens świata, ludzkości, każdego człowieka, śmierci i cierpienia. Dopiero wtedy możemy w pełni zrozumieć grozę zła i wielkość dobra.

 

Błogosławieni, którzy uwierzyli

  Pana Boga nie udowodnią ci na wykładach teologii. Nie przekonasz się o Jego istnieniu po przestudiowaniu dzieł naukowych ani nawet Ewangelii świętej. Nie wyliczysz Go sobie jak niewiadomej w równaniu.
 Wtedy ci z cenzusem, choćby byli źli, doszliby do wiary w Pana Boga, a dobrzy, ale niewykształceni, wiary zdobyć by nie mogli. Pan Bóg nie może dopuścić, by Go dotknął niegodny. Wiara jest łaską.

 

Jam jest

  Nie myśl, że chrześcijaństwo widzi jako jedyną możliwość kontaktu człowieka z Bogiem przepisane przez siebie formy, takie na przykład jak Msza święta, sakramenty, modlitwa. Ono tylko cię zapewnia, że w tych obrzędach możesz na pewno Boga spotkać. Ale Boga możesz również spotkać w kontakcie ze światem – z rzeczami, z ludźmi. Nie podam ci żadnych konkretnych przykładów: mogłoby się zdarzyć, że pomiędzy nimi nie znalazłbyś swojego przypadku. Bo naprawdę twoje spotykanie z Bogiem jest jedyne. I nie wiem nawet, czy ty To, co spotykasz, nazywasz Bogiem, czy może raczej Światłem, Sensem, Istotą Rzeczy, Mocą. Nie wiem, czy ty Go w ogóle jakoś nazywasz. Masz tylko właściwie jedną pewność: że jest.

 

Stworzyciel

  W jednej z wielu galaktyk pędzących w przestrzeni jest słońce podobne do milionów innych słońc. Wokół niego, jak i wokół innych, kręcą się planety rozmaitych wielkości. Na jednej z nich żyje człowiek, którego istnienie wobec wieku wszechświata trwa niewiele dłużej od istnienia zapalonej zapałki.
 Stanął, wsadził ręce w kieszenie i pyta: „Gdzie jest Stworzyciel?” Ostatecznie gotów jest umieścić na mocno podniszczonym tronie tak zwanego Pana Boga, ale to potem, na razie Pan Bóg jest podejrzany o nieistnienie. Podejrzany jest jeszcze o niejedno. Jak mógł stać się człowiekiem i narodzić się w stajni? Jak mógł zmartwychwstać? Jak może być jeden, a w Trójcy Osób?
 W ten sposób nie postąpimy naprzód. Trzeba wychodzić z pozycji stworzenia a nie sędziego. Z pozycji, której jest świadom każdy człowiek, niezależnie od tego czy jest prosty, czy wykształcony, z poczucia własnej skończoności, niekonieczności. Bo tylko ta pozycja jest prawdziwa.

 

Wierzy w Boga

  Czy ty rzeczywiście nie wierzysz w Boga? A może to, co odrzucasz, a co nazywasz Bogiem, jest reliktem z lat dziecięcych: dość bezradnym starcem na złotym tronie. A może jest tym, co reprezentują twoi ochrzczeni znajomi, a co w tobie wywołuje odrazę?
 Ale pracujesz solidnie, pomagasz bezinteresownie, starasz się być uczciwy, ufasz, poświęcasz się, jesteś wierny, kochasz.
 Czy ty rzeczywiście nie wierzysz w prawdziwego Boga?

 

Mieszkanie u niego uczynimy

  Nie dlatego wierzysz, żeś się przekonał, żeś sobie udowodnił, żeś tak postanowił; że doprowadziło cię do tego twoje logiczne rozumowanie. Wiara jest łaską – ale nie w sensie jakiegoś pozwolenia czy jakiejś przekazanej wiadomości. Wiara jest dawaniem się Boga tobie, a zarazem twoim otwarciem się na Niego, co także jest Jego dziełem.
 Wiara jest rzeczywistym zamieszkaniem Boga w twojej duszy.

 

Przyjdźcie do mnie

  Jak trudno Murzynom przebić się do wiary w Chrystusa poprzez chrześcijan, którzy napadali ich nadmorskie wsie, porywali przodków i wywozili do Ameryki w potwornych warunkach, gdzie zmuszali do nadludzkich prac. Poprzez chrześcijan, którzy eksploatowali ich ciemnotę w ciągu tylu wieków.
 Jak trudno Indianom przebić się do wiary w Chrystusa poprzez chrześcijan, którzy ich mordowali i demoralizowali alkoholem, przynieśli gruźlicę i odebrali ziemię.
 Jak trudno było Rzymianom i Grekom przebić się do wiary w Chrystusa poprzez niezdarne opowiadania prymitywnych Żydów, którzy głosili się świadkami Zbawiciela.
 Jak trudno nam przebić się do wiary w Chrystusa poprzez obleśnych bigotów i dewotki; zwyczajną złość i głupotę tych, którzy mienią się Jego wyznawcami.
 Jak dużo trzeba tu tęsknoty za prawdą, dobrej woli – Łaski.

 

Jam jest Pan Bóg twój

  Nigdy ludzkość nie była tak bliska prawdy Chrystusowej jak w czasach obecnych. Myśli, tezy, żądania głoszone i wysuwane przez artystów, polityków, społeczników – o wolność, tolerancję, pokój, poszanowanie praw drugiego człowieka, opiekę nad dzieckiem, zabezpieczenie starości – to wszystko nam jest bliskie, więcej: znajduje potwierdzenie w Ewangelii.
 Nigdy ludzkość nie była tak bliska prawdy Chrystusowej jak w czasach obecnych. Ale humanizm współczesnego świata nie jest równoznaczny z chrześcijaństwem. Dzieli go od chrześcijaństwa przepaść, która jest przepaścią, chociażby nawet była tylko szeroka na dłoń: „Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną”. Nawet gdyby tym bogiem był pokój czy stopa życiowa.

 

Nie samym chlebem

  W laboratoriach, w pracowniach, w gabinetach, w studio, w atelier – pochyleni nad obliczeniami, nad projektami; szukający jedynego słowa, które by wyraziło jakieś wzruszenie w wierszu, jedynego zestawienia zdań, które by wstrząsnęło czytelnikiem powieści, jedynego zestawienia kolorów na płótnie, jedynego ujęcia okiem obiektywu, jedynej konstrukcji…
 Od pierwszej chwili, od pierwszego „co to?” i „dlaczego?”, poprzez szukanie odpowiedzi na zawiłe zagadnienia naszych czasów aż po najgłębsze problemy światopoglądu i religii.
 To wszystko to jest nasz trud człowieczy, nasza jedyna droga, na której spotkać można Tego, który powiedział o sobie: „Jam jest Prawda”.

 

Wszystko moim jest

  Boga nie wolno zamykać w zakrystii.
 Dzieła Boga Ojca nie można ograniczać do stworzenia, dzieła Syna – do śmierci krzyżowej, dzieła Ducha – do Łaski w sakramentach. Boga nie można łączyć tylko z aktami czysto religijnymi. Każdy dzień i każda noc, wszystko dobre, mądre, piękne, co ludzie tworzyli i tworzyć będą – jest Jego dziełem.

 

Czy jecie, czy pijecie

  Nie ma przedziału pomiędzy modlitwą i pracą, pomiędzy aktami religijnymi i życiem świeckim, pomiędzy Bogiem i światem. Jesteśmy zanurzeni w rzeczywistości Bożej. Możemy się na nią otworzyć przez wszystko, co jest przekroczeniem nas samych: naszego strachu, egoizmu, małości; tak przez modlitwę, jak i przez wielkoduszność, odwagę, poświęcenie, pracę, twórczość – przez wszystko, co mieści się w słowach „miłość bliźniego”.
 Dlatego pełnia osobowości jest równoznaczna z życiem w łasce i na odwrót.

 

Szukajcie najpierw Królestwa Bożego

  Jeżeliby się doszukiwać przyczyn osłabienia życia religijnego, to chyba pierwszą jest fakt, że jest nas więcej. Ciągle natykamy się na ludzi; to stwarza p9oczucie bezpieczeństwa. Uspokajamy się, stwierdzając, że inni jakoś żyją, że nie rozpaczają, widząc swoje pogrążanie się w śmierć, ani nie szaleją w obawie przed odpowiedzialnością za swoje zło, że widocznie dają sobie jakoś radę z problemami, które i nas niepokoją. Po drugie: nie spotykamy się z obcą nam przyrodą, ale ze światem kulturalnym, a więc przyrodą przekształconą przez człowieka. Ju,z nie boimy się tak bardzo piorunów ani posuchy, ani wylewów rzek.
 Być może zostanie wprowadzone automatyczne kierowanie samochodami na szosie i nie będziesz się musiał bać, że jakiś kolos rozdusi cię, gdy nastąpi awaria w układzie kierowniczym. Być może nauczymy się wywoływać deszcze i rozpędzać chmury. Być może znajdziemy lekarstwo na zawał, na raka, na sklerozę. Jeszcze trudniej nam będzie o religijność. Łatwo było zawsze – dzieciom, poetom i mistykom.
 Ale ostatecznie człowiek jest we wszystkich epokach tak samo biedny. Ale ostatecznie zawsze zza zakrętu wychyli się nowe niebezpieczeństwo, nowa choroba. Ale zawsze pozostanie nieskończony margines śmierci, bezsensu, smutku.

 

Kto pragnie

  Dlaczego przychodzisz w niedzielę na Mszę świętą? Bo grzech ciężki?
 Dlaczego rano i wieczór mówisz pacierz? Bo tak trzeba? Bo rodzice nauczyli?
 Dlaczego idziesz do spowiedzi i Komunii świętej? Bo „przynajmniej raz do roku w okresie Wielkiej Nocy…”  I znowu perspektywa piekła?
 Czy zdarza ci się, że modlisz się nie tylko wtedy, kiedy „trzeba”?
 Pan Jezus powiedział, że kto pragnie, niech przyjdzie do Niego i pije. Czy ty pragniesz?
 Że nie przyszedł uzdrawiać zdrowych, ale źle się mających. A jeżeli ty całkiem dobrze się masz?
Że nie przyszedł do sprawiedliwych, ale do grzeszników.
Że błogosławieni ubodzy duchem.
Jeżeli ci nie ciąży twoja grzeszność, jeżeli nie tłuczesz się w klatce swojej skończoności, jeżeli na nikim się nie zawiodłeś, a dobrze ci, a już się ułożyłeś wygodnie – to nie potrafisz być religijnym, to nie potrafisz się modlić.

 

Bóg prawdziwy

  Strzeż się, żebyś nie wystrugał sobie Boga na obraz i podobieństwo swoje i nie ustawił Go w kącie swojej duszy.
 Strzeż się, żebyś nie wystrugał sobie Boga na obraz i podobieństwo swoje i nie ustawił Go w kącie swojej duszy, aby tam od czasu do czasu składać Mu hołd, odmawiać pacierz i cieszyć się, że Go masz, że wierzysz.
 Uwierzyć w Boga to co innego.
 Jeżeli chcesz się przekonać czy wierzysz, to popatrz na swoje życie.
 


Który widzi w ciemności

  Boimy się Pana Boga. Nie umiemy znieść Jego rzeczywistości. Chcielibyśmy Go raczej umieścić w jakimś umownym świecie, w jakimś świecie bytów prawdopodobnych. Gotowi jesteśmy podtrzymywać zasłyszane zarzuty przeciwko religii, byle tylko stonować realizm obecności Bożej.
 Boimy się samotności, aby nie stanął przed nami oko w oko. Boimy się ciszy, aby do nas nie przemówił.
 Barykadujemy się przed Nim żądaniem zapewnień miłości i wierności.
 Chcemy Go nie potrzebować, podwyższamy się stanowiskami, tytułami, szacunkiem. Uciekamy przed Nim w obowiązki, powinności, w zabawy, rozrywki.
 Zagłuszamy Go rozmową, muzyką, śpiewem, hałasem.
 Usprawiedliwiamy się niezrozumiałością obrzędów kościelnych.
 Tłumaczymy się nudą kazań, nieatrakcyjnością dogmatów, złymi ludźmi, którzy uważają się za katolików.
 Ale w głębi duszy wiemy, że to nic nie pomoże; że On jest, chociaż nie chcemy o Nim wiedzieć; że mówi, chociaż nie chcemy Go słyszeć; że spotykamy Go, chociaż go tak unikamy; że tym cięższe będzie spotkanie z Nim w ostatni dzień.
 
 

Obcy

  Można płakać nad śmiercią człowieka. Można rozpaczać przy rozwalonym domu. Ale wobec góry trupów obozu koncentracyjnego, wobec zrównanych z ziemią miast – nie ma miejsca na współczucie, na ból, na rozpacz. Człowiek tężeje, zamyka się. Straszony niebezpieczeństwem wojny atomowej, zagrożony w swym bycie przez pył radioaktywny, mając nad sobą obojętnie patrzące odwieczne konstelacje gwiazd, żyjąc w rytmie nieodmiennie powtarzających się pór roku, niezrozumiany przez współludzi – przechodzi przez świat jak cudzoziemiec.
 Chyba, że ponad zburzone miasta, stosy trupów, ponad pył radioaktywny ujrzy tamtą gwiazdę – zwiastującą przyjście Nadziei.
 
 

Czekający na przyjście

  Okna już wymyte, kurze pościerane, zrobione świąteczne pranie. Udało się dostać płaszcz zimowy, przyszły na czas buty. Ryby są. Wszystko popieczone.
 Jeszcze tylko podłogi wypastować, pójść do fryzjera, no i to by było chyba wszystko.
 Gdyby ktoś z daleka patrzył na nasz glob, byłby zaskoczony tym gorączkowym przygotowywaniem, tym rosnącym z dnia na dzień jak lawina ruchem w sklepach, tym gwałtownym praniem, pieczeniem, gotowaniem.
 Do czego się tak przygotowują?
 Kto ma do nich przyjść?
 

Będziecie patrzeć, a nie ujrzycie

  Nie zobaczysz św. Józefa, ani Najświętszej Panny, ani Pana Jezusa. Nie usłyszysz aniołów śpiewających, a co najważniejsze, nie przeżyjesz faktu, że On dla ciebie się narodził. Dostrzeżesz tylko choinkę zawieszoną kolorowymi bańkami, może jeszcze stół wigilijny z białym obrusem i może usłyszysz kolędy, ale one ci i tak niewiele powiedzą. Po świętach pozostanie ci niesmak, jak po utrudzeniu, które nie dało rezultatu.
 Nie zobaczysz Pana Boga – jeśli nie będziesz na Niego czekał.
 
 

Przyszedł na świat

  Wigilia. Jeszcze dużo zamieszania i ostatnich prac, przeciągających się do popołudnia. Gorączkowy ruch na ulicach. Ale gdy zacznie się ściemniać, pustoszeje miasto, tylko jacyś ostatni przechodnie przemykają ulicami.
 Są domy w święta za ciasne. Dzieci przyjechały do rodziców. „Dzieci”. Trudno nawet już tak powiedzieć, tacy wyrośnięci, zmężniali. Ubrani odświętnie gromadzą się wokół stołu, dowcipami pokrywają rosnące wzruszenie. Na stole, na obrusie, pod którym siano – opłatek. Za chwilę dwie dłonie spotkają się. Pretensje rodziców, żale dzieci odchodzą w mrok, nikną. Przebaczenie, darowanie.
 Są domy w święta za wielkie. Cztery czyste ściany, schludnie urządzony pokój. Przy stole zasłanym obrusem jeden człowiek. Matka staruszka, o której dzieci w świecie trochę zapomniały. Jakiś młody człowiek w hotelu robotniczym. Na obrusie leży opłatek. Za chwilę trzeba będzie wziąć go i podzielić się. Z nimi wszystkimi, nieobecnymi, z którymi kiedyś szło się przez życie. To za chwilę, najpierw modlitwa: tak jak dawniej, tak jak w domu rodzinnym. Odchodzi ból, żal, poczucie krzywdy – rodzi się przebaczenie.
 Bóg się rodzi.