Biblioteka


CZAS MODLITWY



 

 

CZAS
MODLITWY

 

Królestwo Niebieskie w was jest

  Wokół nas jest inny świat. Blisko. Na wyciągnięcie ręki. Należymy do niego, ale on do nas nie należy. Czasem przyjdzie łaska jak błyskawica i odsłoni go komuś z nas. I wtedy ten, któremu zostało objawione, usiłuje topornymi słowami nazwać to, co przeżył, co ujrzał. A potem z wielkim trudem wpatrujemy się w te słowa, żeby odnaleźć w nich tamten świat.
 Wokół nas jest inny świat. My należymy do niego, ale on do nas nie należy.
 

A zamknąwszy drzwi za sobą, pomódl się do Ojca twojego

 Obecność Boga odczuwać możesz wtedy, gdy się modlisz, gdy spotykasz się z ludzką dobrocią, gdy sam starasz się być dobry.
 Obecność Boga odczuwać możesz, gdy się spotykasz z ludźmi, których życie jest puste, bez Niego, gdy dotyka cię nienawiść, złość ludzka.
 Obecność Boga odczuwać możesz, gdy brak Go w twoim życiu, gdy Go odsuwasz swoimi złymi czynami. – I ta świadomość jest najbardziej przejmująca.
 

Znajdziecie odpocznienie

  Na obszarze twojej samotności i cierpienia, gdy zabraknie ręki człowieka, który by cię podniósł, uciszył, współczuł, ukoił… Na obszarze twojej samotności i cierpienia, gdy nikt nie jest w stanie cię wyzwolić, wesprzeć, pocieszyć – spotkasz zawsze Jego.
 

I stał się Jego pot jako krople krwi

  Łatwo wierzyć wśród przyjaciół, gdy słońce świeci nad głową – w czas pokoju.
 Ale jak wierzyć, gdy cię szczelnie otoczą nieprzyjaciele twoi i z zimną krwią zaczynają cię niszczyć, odbierają ci to, co jest tobą, odsuwają cię od pracy, która ciebie stanowi, blokują ci przyszłość, na którą się cały nastawiłeś; jak nie popaść w panikę, nie dać się opanować rozpaczy, nie przejąć od wrogów ich metody, nie zarazić się od nich nienawiścią. Jak wierzyć – gdy czas nieludzki.
 

Tobie mówię, wstań

  Pan Bóg nie pozostawi cię w rozpaczy.
 Wtedy, gdy będziesz ostatecznie rozgoryczony do ludzi i do siebie, gdy się poczujesz wypruty ze wszystkiego, pusty jak dzban, niezdolny do jakiejkolwiek inicjatywy, kiedy się przekonasz, że już nikt nie może na ciebie liczyć, i nie stać cię na nic wielkiego, kiedy nawet stracisz przekonanie do tego wszystkiego, coś dotąd zdziałał, do całej swojej dotychczasowej pracy i nie będziesz w stanie dostrzec żadnych pozytywnych jej skutków – wtedy na pewno przyjdzie światło: może podejdzie ktoś do ciebie i powie, że jest ci wdzięczny za to, co zrobiłeś dla niego, albo że to, czym się zajmujesz, jest bardzo ważne, może dostaniesz piękny list, albo ktoś się do ciebie uśmiechnie.
 I ten błysk, który spadnie na ciebie leżącego w prochu, który cię postawi z powrotem na nogi, jest zadatkiem oceny twojej pracy przez Boga.
 

I przemienił się przed nimi

 Nie da się żyć w ciągłym zachwycie. On przychodzi jak światło latarni morskiej: pojawia się na krótko, a potem zapada w ciemność. I nie wiadomo, kiedy pojawi się następny błysk.
 Dlatego, gdy otrzymasz łaskę olśnienia i zobaczysz Prawdę, uchwyć ją w żelazne ramy postanowień, wyciągnij z niej pełne konsekwencje na dzień powszedni: abyś ją przeniósł przez czas klęsk, niepowodzeń, rozczarowań, zmagania się z własną małością, tchórzostwem, lenistwem – ażeby trwale wzbogaciła twoje życie.
 

Ten, który mówi: Panie, Panie

  Jak ciężko zejść z góry objawienia. Oczy wpatrzone w niebo opuścić na ziemię. Rękami przyzwyczajonymi do gestu modlitewnego rozplątywać węzły ziemskich spraw.
 Jak ciężko zejść z góry objawienia. Najchętniej by tam pozostać – a może nie wchodzić wcale?
 

Niech się nie trwoży serce wasze

  I gdy kolejny raz przekonasz się, że koledzy z twojej specjalności nie informują cię o rzeczach, które ci są najbardziej drogie, nie pytają o zdanie w sprawach, w których masz tyle do powiedzenia, ignorują cię, pomijają – woleliby, żeby cię wcale nie było; gdy się znowu przekonasz, że cię nie chcą – wtedy nie wracaj sam do pustego mieszkania, nie pozostawaj z samym sobą, ale idź do ludzi, którzy w ciebie wierzą. Stań przed Bogiem, który wierzy w ciebie.
 

Przyszedł do swoich

  My żyjący na okruchach Kosmosu, którego ogrom jest tak obłędny, że nie jesteśmy go w stanie nawet pomyśleć, wierzymy, że Ten, który go stworzył, dostrzegł nas.
 My należący do gatunku nazwanego ludzkością, który w życiu Kosmosu nie trwa dłużej niż mrugnięcie powieki, wierzymy, że Ten, który go stworzył, dostrzegł nas i dał znak: Syna swojego.
 

Wierzę, żeś Ty jest Chrystus

  Czy ty wierzysz w Jezusa? Czy pojawia się On w motywacjach twojego postępowania? Czy choć czasem decydujesz tak a nie inaczej dlatego, iż sądzisz, że i On tak by zdecydował? Czy On jest dla ciebie wzorem?
 A może ty tylko wierzysz w Boga, ale w Jezusa nie wierzysz?
 

Na moją pamiątkę

  Jesteśmy społecznością, która wierzy w Chrystusa. Świętujemy rocznicę Jego narodzenia, Męki i Zmartwychwstania. Świętujemy, bo pamiętamy; świętujemy, bo chcemy pamiętać o Nim. Każda taka rocznica stawia nam Go przed oczy z wezwaniem: „Popatrz, jaki On był – twój Mistrz i Pan. A ty?”. I każda z nich podrywa nas do wielkości: do ufności, odwagi, przebaczania, pokoju – do człowieczeństwa.
 

Szabat jest dla człowieka

  Jak to dobrze, że jest Adwent, Boże Narodzenie, Wielki Post, Wielkanoc, niedziele i piątki. Jak to dobrze, że mamy szacunek dla tych instytucji i podporządkowujemy się ich rytmowi wbrew naszej nonszalancji, zachciankom, wbrew dążeniom do nieskrępowania, dzikiej swobody, folgowaniu modom i stylom. I w niedzielę idziemy do kościoła na Mszę świętą, powstrzymujemy się od ciężkiej pracy, w piątek pościmy, w zimie świętujemy rocznicę Narodzenia, na wiosnę Męki i Zmartwychwstania Jezusa, w lecie Zesłania Ducha Świętego.
 Jak to dobrze, że ustawiliśmy sobie na drodze naszych dni – święta, które nas wyrywają z naszej małości.
 
Jam jest droga, prawda i życie

  Mieli za sobą blisko 150 km ciężkiej, górzystej drogi: On – cieśla z Nazaretu i Ona – kobieta w ostatnim miesiącu ciąży. Nie znaleźli dla siebie miejsca w gospodzie. Po bezskutecznym szukaniu kąta trafili na stajnię, którą wskazała im jakaś litościwa dłoń. Tam, w zimnie nocy, przyszedł na świat Jezus. Po trzydziestu latach ukrycia rozpoczął działalność publiczną, w czasie której oddał się bez reszty swojemu ludowi, przede wszystkim chorym, biednym, grzesznikom. Był Mesjaszem i wystąpił z całą surowością przeciwko zdemoralizowanym i skorumpowanym kierownikom swojego narodu. Został przez nich potępiony i skazany na śmierć. Do końca nie wyparł się niczego, co głosił.
 My jesteśmy z rzeszy tych, którzy w ciągu dwóch tysięcy lat uwierzyli w Niego: uwierzyli, że w Nim Bóg się objawił – ukazał Dobro, Prawdę, Piękno na miarę człowieka. Jesteśmy tymi, którzy poszli za Nim: uznali Go za swój wzór, za kształt swojego człowieczeństwa. Rokrocznie święcimy Jego urodziny po to, abyśmy w tym świętowaniu – w wigilii, szopce, choince, kolędach, kadzidle – napatrzyli się na Niego i ponieśli Jego Światło w nasz zwyczajny dzień.
 
Nie ma nic niemożliwego

  Jest noc, kiedy wilk podaje łapę; lisy jedzą z ręki; tygrysy łaszą się jak koty; lwy nadstawiają karki do czochrania; węże oczy mrużą; skorpiony się uśmiechają; kury przestają gdakać. Nawet małpa z naprzeciwka mówi ludzkim głosem.
 Ale choć jutro cud się skończy i wszystko wróci do normalnego trybu życia, nie
zapomnij, że cud jest możliwy i ludzie mogą być ludźmi – że ty możesz być człowiekiem.
 

I światłość zewsząd ich oświeciła

  Czy słyszysz poprzez hałas ulicy, ludzki gwar, krzyki, śpiewy, narzekania, śmiechy, przekleństwa, poprzez codzienne odgłosy życia – czy słyszysz śpiewy anielskie?
 Czy dostrzegasz wśród świateł ulicznych, wystawowych neonów, okien kamienic, reflektorów samochodowych – Jego gwiazdę?
 Przyszedł, aby nam pomóc żyć: żeby poprzez naszą małość, podłość, nędzę, poprzez chęć prześliźnięcia się przez świat w wygodzie i spokoju potrafiła się przebić nasza wspaniałość; żebyśmy, mali spryciarze, potrafili rzucić na szalę służby Dobru – siebie samych.
 

I pokłonili się Jemu

 Zaświecić świeczki na choince, rozłożyć pod nią wszystkie przysłane życzenia, nastawić płytę z kolędami, zapomnieć, że za oknem ciemno i mróz, wtulić się w gałęzie drzewka, wpatrzeć się w jego blaski, światła, kolory i wędrować wraz z Maryją i Józefem do Betlejem, wędrować wraz z pasterzami do Maryi, Józefa i Niemowlęcia, wędrować wraz z trzema Mędrcami do Świętej Rodziny i jak dziecko uwierzyć – jak wtedy, gdy byłeś dzieckiem – że miłość jest możliwa, że wierność jest możliwa, że poświęcenie jest możliwe, że bezinteresowność jest możliwa.
 Bo zaraz trzeba będzie wstać spod choinki, zgasić świeczki i wyjść w ciemność i mróz.
 

Oto zwiastujemy wam wesele wielkie

  W miarę jak upływają nam lata, coraz bardziej potrzebujemy opowiadania o Synu Człowieczym narodzonym w stajni, położonym w żłobie, dla którego miejsca nie było w gospodzie.
W miarę jak upływają nam lata, coraz bardziej znikają z naszego pola widzenia aniołowie, gwiazdy, jasności, bańki, sztuczne ognie, świecidełka – a pozostaje On, który narodził się w stajni, któremu życie się nie udało: którego w czasie próby odeszli przyjaciele, a On sam został powieszony na krzyżu.
W miarę jak upływają nam lata, coraz bardziej potrzebujemy tego opowiadania, żeby usłyszeć potwierdzenie dla naszych wysiłków, które tak często się nie udają, żeby odnaleźć sens swojego życia.
 

Ujrzawszy gwiazdę, uradowali się

  I nam, tak jak tym Trzem Ludziom ze Wschodu, ukazała się gwiazda wiary. I my, jak oni, niesiemy mirrę cierpienia, złoto miłości, kadzidło uwielbienia. Ale czasem gwiazda znika i zostajemy w ciemności. I wtedy ciążą nam w poranionych rękach niesione dary. I rodzi się pokusa, by je porzucić za rogiem i pójść w swoją drogę. A tu trzeba wytrwać. Bo gwiazda znowu zajaśnieje i idąc za nią dojdziesz do Jego gospody.
 

Wziął Je na swe ręce

  Tyle dróg, ścieżek, śladów, drogowskazów, haseł, transparentów, świateł, neonów, tyle hałasu, nalegań, wezwań, nakazów, próśb. Tyle gwiazd.
 A ty – potrącany przez rozbieganych ludzi, którzy to w tę, to w tamtą stronę, którzy w panice to do przodu, to do tyłu – przytul Jezusa do serca swego, tak jak Matka Najświętsza, gdy szła z Nim przez tłum do świątyni. Nie daj się zastraszyć, zakrzyczeć, zagadać, nie daj się zwieść. Nie daj sobie Go wytrącić z rąk. To wtedy dojdziesz.
 

Na Twoje słowa zapuszczę sieci

  Pan Jezus naucza na brzegu. Nieopodal rybacy płuczą sieci. Tłum słuchaczy rośnie. Nauczyciel wstępuje do jednej z łodzi i stamtąd naucza. Gdy skończył, poleca rybakom, wbrew ich zamiarom, wypłynąć na połów. W krótkim czasie zagarniają wiele ryb. Po powrocie na brzeg zostawiają wszystko i idą za Nim.
 Dla tłumów zakończenie zupełnie niezrozumiałe.
 Dramat wyreżyserowany przez Syna Bożego.
 To nie był przypadek, że przyszedł, aby nauczać, na ten brzeg. Nie był to przypadek, że zastał tam tych ludzi. Nie był to przypadek, że wsiadł do tej, a nie innej łodzi. Uczynił cud: obfity połów ryb. Ludzie stojący na zewnątrz stwierdzili najnormalniejszą rzecz: rybacy wypłynęli na połów i przywieźli ryby. Zrozumiał tylko Piotr i jego towarzysze.
 Czy potrafisz zrozumieć swoje życie?
 

Wchodźcie przez ciasną bramę

  On był inny. Inny niż ówcześni nauczyciele w Zakonie, inny niż ówcześni ludzie: pomagał tym, od których się wszyscy odsunęli, był dobry dla tych, których wszyscy potępili, mówił prawdę tym, którym się nikt jej mówić nie odważał, uczył odrzucać sztywne schematy – szedł drogą miłości.
 Niełatwo tak iść. I niebezpiecznie. Bo taka droga prowadzi na krzyż.
 Ale my przecież jesteśmy Jego wyznawcami. Przecież Jego uznaliśmy za swego nauczyciela.
 

Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha

  W Ewangelii jest wciąż o tobie.
 To ty jesteś tym synem lekkomyślnym, który marnuje swoje życie; sługą nieroztropnym, który zakopuje swój skarb; faryzeuszem zadowolonym z siebie; oczyszczonym trędowatym, który nie dziękuje za łaskę uzdrowienia; Piotrem, który ze strachu zapiera się Jezusa; Judaszem, który Go zdradza.
 Ale to ty także jesteś tym ślepcem, który wychodzi na drogę i błaga: „Jezusie, Synu Dawidów, zmiłuj się nade mną”; Zacheuszem, do którego Jezus przychodzi w gościnę; Magdaleną, która płacze u stóp Jezusa; Mateuszem, który rzuca wszystko i idzie za Jezusem; wiernym Janem, który pod krzyżem stoi do końca – Jezusem, który idzie przez ziemię, dobrze czyniąc.
 

Jeżeli mnie prześladowali i was prześladować będą

  Czy idziemy z Nim?
 Czy cierpimy dla sprawiedliwości?
 Czy służymy Bogu a nie mamonie?
 Czy jesteśmy prześladowani dla Imienia Jego?
 Czy jesteśmy głupstwem świata tego?
 Czy idziemy jeszcze z Nim?
 

Po wszystkie dni

  Chociaż wzgardzi tobą człowiek, którego kochasz, chociaż odejdą od ciebie twoi przyjaciele, chociaż przestaną ci wierzyć twoi zwolennicy, chociaż cię ludzie wyśmieją i zostaniesz – łach ludzki – porzucony na skraju drogi, On ciebie nigdy nie zostawi samego. Podejdzie do ciebie, tak jak podszedł do matki młodzieńca z Naim, do jawnogrzesznicy, do Zacheusza i powie ci po prostu: „Nie płacz” – „Odpuszczają ci się twoje grzechy” – „Chcę u ciebie zamieszkać”. Przyjdzie jak Samarytanin do leżącego przy drodze. Naleje w rany wina i oliwy, włoży na bydlę swoje i zawiezie w bezpieczne miejsce.
 

Widzieli tylko samego Jezusa

  Przemień się przed nami. Ukaż się nam w całym blasku i wielkości. Spraw, byśmy się Tobą zachwycili, jak Piotr, Jakub i Jan. Abyśmy, patrząc na Ciebie, wzięli z Twojej światłości.
 Przemień nas. Nie wiemy, o co prosimy. Nie wiemy, na jakie wyżyny możesz nas wprowadzić. Nie wiemy, jakie widoki możesz nam ukazać. Nie wiemy, jakie siły możesz w nas wzbudzić. Ale prosimy.
 Bo czujemy, jak życie nam się przesypuje na niczym, jak coraz energiczniej rozglądamy się za wygodnym fotelem, jak coraz bardziej chcemy mieć święty spokój za wszelką cenę. Przemień nas. Wydrzyj z nas wszystko, na co nas jeszcze stać. Póki czas. Bo już się nasz dzień nachyla i nasze słońce ma się już ku zachodowi.
 

On zmartwychwstanie

  Gdzie palmy w rękach naszych. Gdzie „Hosanna” na ustach naszych. A może ty w bezpiecznym kąciku patrzysz z niepokojem na przeciągający pochód Jezusa. A może, przewidując tragedię, uspokajasz rozentuzjazmowanych.
 Czy ty Mu ufasz. Czy wierzysz, że On ma rację. Czy jesteś przekonany, że ta Jego droga jest słuszna i uczciwa; że ludzkość zawsze na nią wróci, że On zawsze zmartwychwstanie. Jeżeli tak, to po co się kryjesz, to dlaczego jesteś taki przerażony, taki nieufny, taki niewierzący.
 A może ty po prostu w Niego nie wierzysz?
 

Niech będzie ukrzyżowany

  Kto wołał: ukrzyżuj Go?
 Gdzie był wtedy Jego przyjaciel Łazarz, młodzieniec z Naim ze swoją matką, trędowaci, paralitycy, chromi, których uzdrowił; gdzie byli ci, których nakarmił chlebem; gdzie były te setki i tysiące, które przez trzy lata słuchały Go, szły za Nim, cisnęły się do Niego, nie dawały Mu chwili wytchnienia; gdzie byli ci, którzy przed trzema dniami, gdy wjeżdżał do Jerozolimy, rozścielali pod Jego stopy swoje szaty i rzucali gałęzie palmowe?
 A może to i oni także wołali: ukrzyżuj Go.
 

Faryzeusze zgorszyli się

  Został nam w oczach Jezus cierpiący, skrzywdzony, obity, powieszony na krzyżu. A przecież nie to było treścią Jego życia. Powiedział sam o sobie: „Jam się na to narodził i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie”.
 I dawał świadectwo prawdzie. Sobą i słowem. Aż do wyrzucania powrozami kupczących w świątyni. Aż do: „Biada wam, faryzeusze, obłudnicy” – „rodzaju jaszczurczy” – „nasienie żmijowe”.
 Czy przyznajemy się do takiego Mistrza?
 Co my, chrześcijanie, zrobiliśmy z Jego: „Biada wam”? Przechowujemy je w świętych księgach? Co zrobiliśmy z Jego powrozami? Zawiesiliśmy na ścianach kościołów jako relikwie? Czy naprawdę nie ma do kogo już mówić „biada wam”? A może już w tobie nie ma oburzenia na zło? Przywykłeś do niego. Sfilistrzałeś. Już nie taki głupi jesteś, żeby mówić prawdę. Najwyżej czekasz, aż kto inny za ciebie ją powie. Aż kto inny chwyci za powrozy.
 Tylko czy wtedy Jezus się do nas przyzna?
 

Nie jest uczeń nad mistrza

  To nie tylko Jego życie było takie. Każde życie jest takie. Twoje też. Również i ty masz okresy powodzenia, kiedy żyjesz w uznaniu i podziwie wśród szerokiego kręgu przyjaciół. Ale przychodzą okresy klęski, gdy jedni przyjaciele zdradzają cię, inni zapierają się ciebie i zostajesz sam. Osądzają cię niesprawiedliwie. Wkładają na ciebie szatę błazna. Dźwigasz swój krzyż wśród niezrozumienia i pogardy, popychany jak zwierzę. Upadasz, wstajesz, podnoszony krzykiem i nawoływaniem.
 To nie tylko On tak szedł pod krzyżem – ty także.
 

Jam jest chleb żywy, który z nieba zstąpił

  To był czas dla Niego najważniejszy: czas męki i śmierci. W nim określił siebie: swój stosunek do Boga Ojca i do ludzi.
 W przeddzień ustanowił nam posiłek eucharystyczny. I my, spełniając Jego polecenie, spotykamy się na Mszy świętej, aby uczestniczyć w Jego męce i śmierci i z niej brać na zwyczajny dzień siłę; by kochać ludzi, jak On ludzi kochał, i aby śmierć nasza zakończyła się jak Jego śmierć – zmartwychwstaniem w Bogu.
 
Panie, daj nam tego chleba

  Pozostał nam po tamtej Wieczerzy ołtarz – fragment stołu, opłatek i odrobina wina. Ale to jest Jego przyjęcie, na które nas zaprosił: Jego chleb, Jego wino – Jego życie. I chce, byśmy w tym życiu uczestniczyli.
 Pozostał nam po tamtej Wieczerzy ołtarz – fragment stołu, opłatek, odrobina wina. Ale to są nasze dary, które przynieśliśmy Jemu, aby je przyjął i uznał za swoje – aby nasze życie stało się Jego życiu podobne.
 

Zanim kur zapieje, trzykroć się mnie zaprzesz

  Czy obchodzi cię to, że jest już Niedziela Męki Pańskiej – ostatni tydzień Wielkiego Postu?
 Czy obchodzą cię Gorzkie Żale? Droga Krzyżowa? I pieśni wielkopostne? I to, że obrazy pozasłaniane?
 Czy obchodzi cię, że Jezus został ubiczowany i cierniem ukoronowany? A potem niósł krzyż, pod którym upadał? I że w męce umarł?
 Bo jeśli nie drgnąłeś – to znaczy, że nie kochasz.
 

A gdy pościsz

  Żeby pościć w Wielki Piątek – tylko trzy razy dziennie jeść, w tym raz do sytości. Żeby pościć w Popielec. Żeby pościć w każdy piątek całego roku – bez mięsa. My? Ludzie XX wieku? A czymże ryby są gorsze od mięsa albo na odwrót? A dlaczego trzy razy dziennie, a nie cztery albo dwa? Żeby chodzić w niedzielę na Mszę Świętą – w każdą niedzielę i w każdy dzień święty? A dlaczego w niedzielę, a nie w któryś inny dzień powszedni? A dlaczego w ogóle? Nakazy. Pod grzechem? Może od razu do piekła?
 Jeżeliś tyle z chrześcijaństwa zrozumiał, toś nic nie zrozumiał. Przecież to wszystko tylko po to, żebyś pamiętał o Chrystusie. Żebyś stawał się podobny do Niego. To tylko dlatego piątek, tylko dlatego niedziela, tylko dlatego obowiązek rocznej spowiedzi i komunii świętej. Nie cel sam w sobie. Bo inaczej spotka nas ten sam zarzut, który Jezus wymierzył faryzeuszom. Że umywają kubki, że umywają ręce, że wyliczają sobie ilość kroków w szabat – nie wiadomo po co.
 

Wyszliście z mieczami i kijami, aby mnie pojmać

  Czy ty przyznajesz się do takiego króla: w koronie – ale cierniowej, na tronie – ale krzyża. Króla, który poszedł na śmierć za prawdę, który, konając, przebaczał swoim wrogom.
 Czy przyznajesz się do takiego Jezusa? A może ty uważasz ten stan za tymczasowy i wolisz poczekać aż zmartwychwstanie i zacznie rozdawać chleb.
 A może ty tylko do takiego się przyznajesz, który rozdaje chleb.
 

Droga krzyżowa

 1. STACJA NIESŁUSZNIE POTĘPIANYCH

 Jezus zginął dlatego, że wytknął faryzeuszom i saduceuszom fałsz, obłudę, nieuczciwość. Postanowili się Go pozbyć: osądzili Go i skazali na śmierć. Być może, mógłby uratować się, gdyby wycofał się z tego, co głosił, gdyby zaprzeczył temu, co było podstawą oskarżenia. Ale tego nie zrobił. Piłat pod naciskiem Żydów wyrok zatwierdził.

2. STACJA TYCH, KTÓRZY PRZYJMUJĄ SWÓJ KRZYŻ

 Już nie było innych możliwości, nie było innej drogi – wszystkie były pozamykane uczciwością, poczuciem godności. Można było tylko tak postąpić: wziąć krzyż i wejść na drogę śmierci.

3. STACJA UPADAJĄCYCH POD KRZYŻEM NA POCZĄTKU DROGI

 To był chyba przypadek: potknął się o kamień albo pośliznął się na błocie ulicznym. Jeszcze nie umiał iść z takim ciężarem. Upadł całym ciałem. Powstał i poszedł dalej, starając się bardzo, aby nie dopuścić do powtórnego upadku.

4. STACJA TYCH, KTÓRYM W DRODZE KRZYŻOWEJ TOWARZYSZY MATKA

 W luce pomiędzy idącymi obok żołnierzami i przepychającymi się faryzeuszami – w murze obojętności i nienawiści – pojawiła się Matka. Nie spodziewał się, że Ją zobaczy. Nie oczekiwał Jej obecności. Nie przypuszczał, że będzie Mu towarzyszyć. Zasmucił się, że Ona widzi Go z krzyżem na ramionach. Ale był Jej wdzięczny, że nie jest tak osamotniony, że tuż obok jest ktoś nieobcy, niewrogi – ktoś najbliższy na świecie.

5. STACJA TYCH, KTÓRZY MUSZĄ KORZYSTAĆ Z CUDZEJ POMOCY

 Już od dłuższego czasu wiedzieli, że On nie doniesie krzyża na szczyt. Przystawał, zataczał się, oddychał coraz ciężej, krzyż coraz bardziej przyginał Go do ziemi. Rozglądali się za kimś, kto mógłby Mu pomóc. Wreszcie spostrzegli Szymona z Cyreny – wracał z pola, teraz przystanął i przyglądał się orszakowi skazańców. Zawołali na niego, żeby podszedł bliżej. Podszedł, nie wiedząc, czego zażądają. Wtedy kazali Mu dźwigać krzyż. W pierwszej chwili nie mógł się zorientować, o co chodzi, potem, gdy zrozumiał, sprzeciwił się kategorycznie. Nie pomogło. Przymusili go. Niechętnie ujął krzyż silnymi ramionami i począł iść pod górę. Jezus poczuł żal, że Mu odebrano Jego krzyż, że nie może go nieść sam.

6. STACJA OBDARZONYCH NIESPODZIEWANIE LUDZKĄ DOBROCIĄ

 Przemknęła pomiędzy ciężko stąpającymi żołnierzami. Zrobiła to tak szybko, że nie zdążyli nawet zagrodzić jej drogi. Jednym ruchem założyła swoją chustę na twarz Jezusa. Nie odważyła się jej wytrzeć, bo bała się, że zahaczy płótnem o koronę cierniową. Zresztą nawet by nie zdążyła, bo już któryś z żołnierzy szarpnął ją brutalnie do tyłu i wyrzucił poza kordon. Dla Niego to było jak łyk zimnej wody. Chłód płótna usunął gryzący pot i krew zalewającą oczy.

7. STACJA UPADAJĄCYCH W ŚRODKU DROGI KRZYŻOWEJ

 Nawet nie wiedział, dlaczego upadł. Podłożył Mu ktoś nogę czy też sam się potknął. Upadek był niespodziewany. Zemdlał. Orszak na chwilę przystanął. Aż dźwignęły Go na nogi uderzenia i krzyki zniecierpliwionych tym, że zakłóca porządek.

8. STACJA TYCH, KTÓRYM LUDZIE OKAZUJĄ WSPÓŁCZUCIE

 Zobaczył je rozszlochane, zrozpaczone, patrzące w Niego z przerażeniem. Nie chciał tego. Nie chciał zaprzątać ich swoim cierpieniem. Odwrócił ich uwagę: „Nie płaczcie nade mną, ale same nad sobą płaczcie i nad synami waszymi”.

9. STACJA TYCH, KTÓRZY UPADAJĄ NA KOŃCU SWOJEJ DROGI

 Tak bardzo chciał wytrwać, iść zgodnie z rytmem grupy, ale nie wytrzymał tempa. Uświadomił sobie, że nie potrafi iść dalej. Szedł, dziwiąc się każdemu krokowi, który stawiał. Serce waliło rozpaczliwie, przed oczami pojawiały się czarne płaty, pot spływał po całym ciele. Powtarzał sobie: jeszcze jeden krok, jeszcze jeden. Nagle zrobiło Mu się słabo, kolana zwiotczały i osunął się na ziemię. Był skrajnie wyczerpany.

10. STACJA PUBLICZNIE WYDRWIONYCH

 Koniec Jego drogi. Teraz czekał Go ostatni etap: śmierć. Zdarli szaty przywarte do ran. Otoczyli Go szerokim kołem. Przyglądali Mu się, drwili z Jego słabości i klęski.

11. STACJA LEŻĄCYCH NA ŁOŻU BOLEŚCI

 Położyli Go na wąskiej belce krzyża, zsunęli nogi, rozciągnęli ręce, tak jak się układa przedmioty na swoim miejscu. Zobaczył nad sobą sufit nieba i twarz kata zajętego swoją robotą. A potem uderzył Go straszny ból rozpychanych żelazem kości. Ocknął się, gdy podnoszono krzyż w górę. Poczuł, jak rozdzierają się rany i znowu zemdlał.

12. STACJA UMIERAJĄCYCH

 Chwile świadomości przerywane omdleniami z bólu, z których znowu wyrywał Go ból. Czasem budziły Go przekleństwa i szyderstwa. Jeszcze ostatnia troska o Matkę. Z największym trudem wypowiedział polecenie do Niej i do Jana: „Niewiasto, oto syn Twój”. „Oto Matka twoja”. Spalone usta, obręcz ognia na głowie, ręce – palące pochodnie, nogi – palące słupy. Umrzeć jak najprędzej, przestać czuć, przestać myśleć, przestać żyć. „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił”. I zagarnęła Go wielka cisza.

13. STACJA TYCH, KTÓRZY UMARLI

 Wyrwali gwoździe ze sczerniałych ran, bezwładne ręce założyli na swe ramiona. Głowa i korpus przewaliły się im na plecy. Delikatnie znieśli ciało na ziemię. Położyli na przygotowanym płótnie. Odczepili cierniową koronę. Ręce ułożyli równo obok tułowia. Umęczone ciało owinęli prześcieradłem.

14. STACJA ZŁOŻONYCH DO GROBU

 Trzeba się było spieszyć, bo zbliżał się zachód słońca. Włożyli ciało na prowizoryczne nosze i zanieśli do grobowca. W orszaku pogrzebowym była Matka i paru przyjaciół wiernych do końca. Ciało złożyli na ławie kamiennej w jaskini grobowej. Wyszli. Wejście założyli kamieniem.
 

Wtedy wszedł ów uczeń, który pierwszy przybył do grobu – zobaczył i uwierzył

  To my wracamy razem z Apostołami od grobu, który pozostał pusty. To my razem z trzema Mariami zobaczyliśmy anioła, który powiedział: „Nie masz Go tu. Zmartwychwstał”. To nam ukazał się w ogrodzie, gdyśmy Go szukali z Marią Magdaleną. To do nas powiedział, że się z nami jeszcze zobaczy.
 

Stojąc na środku świątyni

  Jak daleko nam, uczestniczącym we Mszy świętej, do wiary Apostołów z Wieczernika. Jak często idziemy w niedzielę do kościoła popychani tradycją, nawykiem. I wtedy pojawia się pytanie: czy wolno w takim stanie przychodzić na Mszę świętą? Czy warto?
 Tak. Bo nawet gdy dopiero za którymś razem wyniesiemy stamtąd jakieś przeświadczenie, myśl, przekonanie, które nas powstrzyma przed złem, wskaże drogę, pomoże pokonać swoją małość – to już warto.
 

Dwóch ludzi weszło do świątyni

  Przychodzimy na Mszę świętą, bo podjęliśmy przykazanie miłości.
 Przychodzimy na Mszę świętą, aby święcić pamiątkę męki i śmierci Jezusa i wziąć od Niego, czego naszej miłości nie dostaje.
 Ale tylko ludźmi jesteśmy i tak łatwo ze środków robimy cel. I tak szybko przywiązujemy się do rzeczy, obrzędów, słów, a zapominamy o tym, co one miały wyrażać. I gotowi jesteśmy słuchać nudnych kazań, śpiewać staroświeckie pieśni, patrzyć na niezrozumiałe obrzędy, rzucać na tacę pieniądze, byle czuć się usprawiedliwionymi, że spełniliśmy naszą powinność wobec Boga.
 A On nie tego chce od nas.
 

Miłosierdzia chcę, a nie ofiary

  My nie na to żyjemy, aby chodzić do kościoła. Ale my na to chodzimy do kościoła, aby żyć jak ludzie.
 A tymczasem odróżniają nas od innych po tym, że chodzimy do kościoła w niedzielę. A przecież ma być inaczej: „po tym poznają, żeście uczniami moimi, jeżeli miłość mieć będziecie jedni ku drugim”.
 

Wolni synowie

  Kościół jest miejscem, gdzie powinieneś się czuć wolny. Tu nikt nie ma prawa cię niewolić. Tu nie musisz kłamać, udawać. Tu nie przychodzisz na sąd, ale przed Tego, który chce twojego dobra, mimo wszystko i za każdą cenę: stoisz przed Tym, kogo się nie musisz bać.
 

Abyście życie mieli

  Jak wierzyć, skoro wokół tylu egoistów?
 Jak ufać, skoro wokół tylu zrezygnowanych?
 Jak kochać, skoro wokół tylu niemiłosiernych?
 Jak wierzyć, ufać, kochać – skoro w nas samych tyle nieufności, niewiary, taki brak miłości? Czyż nie prościej jest odwrócić się od tego niepokoju i zająć się robieniem pieniędzy, załatwianiem swoich spraw, dbaniem o swoje zdrowie?
 Jeżeli tego nie robimy to dlatego, że chociaż to nikły płomyk, to jednak wskazuje drogę, że chociaż to tylko kruszyna, to jednak nie pozwoli umrzeć z głodu – że to jest to najcenniejsze, co w nas jest.
 I tak rozdarci pomiędzy wiarę i niewiarę, ufność i nieufność, miłość i jej brak gromadzimy się wokół ołtarza, ażeby uczyć się żyć od Tego, który za prawdę oddał życie swoje.
 

Krew Przymierza, która za wielu ma być wylana na odpuszczenie grzechów

  To jest najświętsza modlitwa, jaką człowiek potrafił sformułować. To jest największa ofiara, jaką człowiek potrafił ponieść za drugiego człowieka. To jest najpiękniejsze dziękczynienie, jakie kiedykolwiek człowiek potrafił wyśpiewać Bogu.
 Msza święta może stać się twoją modlitwą, ofiarą, dziękczynieniem.
 

Ten jest chleb, który z nieba zstąpił

  My, którzy jesteśmy coraz bardziej świadomi naszego pogrążania się w śmierć; my, którzy tak bardzo łapczywie sięgamy po życie – przychodzimy co niedzielę do stołu Jezusa. Do stołu Tego, który umarł, ale zmartwychwstał, który powiedział, że jest życiem; i że kto wierzy w Niego, chociażby umarł, żyć będzie.
 

Wtedy Jezus przyszedł drzwiami zamkniętymi

  On przyjdzie do każdego. Tak jak przychodził do nich. Pogrzebany, niechciany, zapomniany albo oczekiwany – w radości lub smutku.
 Przyjdzie, abyś mógł Go dotknąć, uwierzyć, że nie na darmo niesiesz krzyż, cierpisz rany, idziesz w samotności. Że nie na darmo.
 

Kto pożywa moje ciało i pije moją krew

  A może kościoły są zbyt piękne, tabernakula zbyt wspaniałe, liturgia zbyt celebrowana, mowa kościelna zbyt barokowa, hierarchia zbyt pompatyczna. I zapomnieliśmy, że to my jesteśmy świątynią Ducha Świętego, że to my – ludem wybranym, narodem świętym, królewskim kapłaństwem, że w nas mieszka Bóg.
 

Ja jestem z wami

  Dlatego przychodzimy do kościoła, że On jest tutaj obecny. To On nas tutaj naucza. Pomimo niedoskonałości tego wszystkiego, co się tutaj słyszy: nieporadnych, nieraz niezrozumiałych słów, staroświeckich nieraz ujęć – On tutaj naucza.
 On tutaj święci. Pomimo całej nieraz dziwności ceremonii, drewnianych gestów, niezgrabnych szat, fałszywego śpiewu – On tutaj święci: pamięć swojej Męki, Śmierci i Zmartwychwstania.
 Dlatego my tu przychodzimy, że On tutaj jest obecny.
 

Kim jesteś

  To są nasze ludzkie przemiany: patrzysz na swoje zdjęcie z lat dziecinnych i z trudem usiłujesz dopatrzyć się w nim siebie. Z trudem usiłujesz sobie przypomnieć, jak to wtedy było – tylko jakieś uciekające w głąb szczegóły na granicy marzeń sennych.
 To są nasze ludzkie przemiany: czas młodzieńczy – lata zachwytów, nadziei, miłości. Tego czasu nie chcesz oddać najdłużej. I wciąż jeszcze pytasz: gdzie są chłopcy z tamtych lat, gdzie dziewczęta? I długo zdaje ci się, że na ulicy mignęła ci tamta twarz. Aż cię opamięta młodość twojego dziecka albo dzieci twoich przyjaciół: ich ufność, porywy, miłości. Dopiero wtedy zobaczysz, że ty już tak nie potrafisz, że jesteś wypalony.
 To są nasze ludzkie przemiany: czas starości – kiedy spoglądasz ze zdziwieniem na te lata, gdy byłeś silny i zdrowy, i wszystko mogłeś, i nic ci nie szkodziło, i niczego się nie bałeś.
 To są nasze ludzkie przemiany znaczone sakramentami Chrztu, Bierzmowania, Małżeństwa, Namaszczenia Chorych. Nie wiesz, na którym stopniu zatrzyma się twój krok. Byleś tylko każdy przeżył z Bogiem.
 

A pod krzyżem Jezusowym stała Matka Jego

  Matka Jezusa. Jakaż Ona Matka? Przecież wiedziała – tak jak wszyscy, bo szło po całej Palestynie – co Jemu grozi. Wszystkim znane były Jego utarczki z faryzeuszami, z saduceuszami. Wiedziała – bo powtarzano z ust do ust – że czyhają na jego życie, że „szukają, jakby Go o śmierć przyprawić”. Przecież zdawała sobie sprawę, że On nie ma szans na zwycięstwo, a zakończeniem takiej drogi jest tylko śmierć. Dlaczego więc nie przyszła i nie błagała Go, aby dał im spokój? Niech ich nie atakuje, nie wytyka przestępstw, a gdy Go zaczepią, niech po prostu milczy albo odpowiada wymijająco. Niech naucza o miłości, ale na tyle ogólnie, aby ich nie drażnić. Żeby mógł chodzić dalej wśród zbóż, wypływać ze swoimi uczniami na nocne połowy, siadywać w upalne południe przy studni Jakuba i pić zimną wodę, zachodzić do Marii, Marty i Łazarza w Betanii i cieszyć się ich szczęściem.
 Jakaż Ona Matka? Czemu nie przyszła wtedy, gdy postawiono Go przed sądem? Czemu nie przyszła i nie przyrzekła zebranemu sanhedrynowi, że On wróci do Nazaretu, przestanie nauczać i będzie pracował jako cieśla do końca swoich dni. Żeby mógł swoimi spracowanymi rękoma odgarniać włosy znad czoła, jeść chleb w zaciszu swojego domu, rozmawiać w zapadającym zmierzchu z przyjaciółmi.
 Jakaż Ona Matka? Czemu nie przyszła do Piłata, gdy ten wydawał na Niego wyrok śmierci, aby prosić o ułaskawienie. Niech Go skaże na dożywotnie więzienie; na galery czy do kamieniołomów; nawet w największym pohańbieniu i nędzy. Ale żeby mógł oglądać wschody i zachody, grzać się w słońcu, spać kamiennym snem w chłodne noce.
 A Ona szła z Nim bez słowa, gdy dźwigał krzyż, stała bezczynnie, gdy konał.
 I dlatego jest nie tylko Matką Jezusa. Ale jest Matką Zbawiciela, Odkupiciela – jest Matką naszą.
 

Z Maryją, Matką Jego

  Co ty myślisz, patrząc na Nią zamodloną w czasie Zwiastowania, trzymającą Dziecko na rękach, stojącą na Golgocie, obejmującą Jego ciało zdjęte z krzyża?
 O co Ją prosisz, co Jej przynosisz, czego się od Niej spodziewasz, na co czekasz?
 Ty – w wieku lat osiemnastu, trzydziestu, pięćdziesięciu, siedemdziesięciu.
 Jak ty się do Niej modlisz?
 

Oto syn Twój

  Kto jeszcze dzisiaj chce być matką – człowiekiem na etacie poświęcającego się?
 Pozostać dziewczyną. Na zawsze, do śmierci. Nawet gdy będą dzieci. Niech je przedszkole, szkoła, teściowa, koledzy, ciotki, niech je zabawki wychowują. Byle nie przeszkadzało, nie krępowało, nie obciążało, byle było jak najmniej w domu.
 I tak nam to słowo „matka” zanikło. Zblakło. Zatraciło się. Nam, szukającym tak histerycznie miłości.
 

I od owej chwili wziął Ją ów uczeń do siebie

  Bądź z nami w godzinie naszego konania.
 Bądź z nami w godzinie naszego cierpienia: gdy nas skrzywdzą ci, których uważaliśmy za przyjaciół.
 Bądź z nami w godzinie naszego nieszczęścia: gdy my kogoś krzywdzimy – abyśmy potrafili uznać swoją winę i starali się naprawić wyrządzone zło.
 Bądź z nami teraz i w godzinie śmierci naszej.
 

Matka Pana mego

  Bądź nam Matką. Uczyń z nas swoje dzieci.
 Spraw, abyśmy umieli zgodzić się na swój los, tak jak Ty w chwili Zwiastowania; znosić biedę, jak Ty, gdyś rodziła w stajni; przyjmować upokorzenia, jak Ty, gdyś musiała uciekać do Egiptu; szukać Jezusa, jak Ty w świątyni jerozolimskiej; prosić Go, jak Ty w Kanie Galilejskiej, gdy zabrakło wina na godach; cierpieć, jak Ty, gdyś stała pod krzyżem umierającego Syna; modlić się, tak jak Ty w wieczerniku, czekając Zesłania Ducha Świętego.
 Prosimy Cię, uczyń z nas swoje dzieci. Bądź nam Matką.
 

Różaniec

 T A J E M N I C E    R A D O S N E

1. ZWIASTOWANIE

 Wciąż trwały w Niej słowa objawienia: „Oto poczniesz i porodzisz Syna i nazwiesz imię Jego Jezus”. Tamta chwila zmieniła w Niej wszystko. Całe życie nabrało innego sensu, innego koloru. Dni oddalające Ją od tego wydarzenia nie potrafiły w Niej uciszyć fali radości, która wtedy wybuchła – wdzięczności za łaskę powołania na Matkę Mesjasza.
 Maryja jest przy tobie, gdy spotyka cię jakaś niespodziewana łaska. Jest przy tobie, kiedy Bóg ukazuje ci sens twojego działania, cel, dla którego masz żyć. Jest przy tobie, żebyś się nie odwrócił, nie zmarnował daru przeznaczonego tylko dla ciebie. Ona chce, aby ta radość, która Ją przepełniała, była i twoim udziałem.

2. NAWIEDZENIE

 Elżbieta miała rodzić. Maryja poszła do niej. Chciała pomagać Elżbiecie w pracy domowej, chociaż Jej samej nie było lekko. Przecież i Ona spodziewała się Dziecka.
 Ona jest przy tobie, gdy jesteś zapracowany, zmęczony. Ona jest przy tobie, gdy ci brak czasu dla siebie. Obyś uwierzył, że chociaż sam jesteś obciążony, stać cię na to, abyś pomagał ludziom potrzebującym. Choć sam nie masz czasu, stać cię na to, aby poświęcić chwile tym, którzy ich potrzebują. Wtedy poznasz, co to jest radość przebywania z ludźmi.

3. NARODZENIE

 Zimna, mokra noc. Stajnia. W żłobie leży Narodzony. Obok Matka zmęczona, ale szczęśliwa, że Dziecko przyszło na świat. Jeszcze chwila i pojawiają się nieznani przyjaciele: Pasterze i Mędrcy. Dołączają się do Jej radości. Jakżeż im była wdzięczna, że przyszli. Jak bardzo się tym ucieszyła, że ktoś Go zauważył, odkrył, uczcił.
 Ona towarzyszy twojemu stawaniu się. Cieszy się twoimi osiągnięciami. Każdym uznaniem, jakie cię spotyka ze strony ludzi.

4. OFIAROWANIE

 Świątynia jerozolimska pełna ludzi i ich spraw. Wśród tłumu Ona, która tu przyniosła na rękach swój Skarb. Przyszła, aby Go ofiarować Bogu Ojcu.
 I ty jesteś Jej skarbem. Ona wciąż ciebie oddaje w ręce Boże. Nie bój się ani o siebie, ani o swoich, ani o przyszłość, ani o przeszłość. Nie bój się, że możesz coś utracić.

5. ZNALEZIENIE

 Szukała Go przez trzy dni. To nie była Jej wina, że zginął. Został w świątyni, bo sam tak chciał. Powiedział Jej: „Czyż nie wiecie, że w sprawach Ojca mego potrzeba, abym był”. Tak bardzo się ucieszyła, że Go znalazła. Ale nie zrozumiała tych słów Jezusa. Nie zrozumiała tego wytłumaczenia. Musiała z tą niewiedzą wrócić do Nazaretu i żyć dalej.
 Ona jest z tobą, gdy twoją radość zmrozi przykrość. Gdy u twoich najbliższych spotkasz się z zagadką, na którą nie znajdujesz odpowiedzi. Gdy pozostajesz poza kręgiem wtajemniczonych.

 

T A J E M N I C E    B O L E S N E

1. PAN JEZUS W OGROJCU

 Ona nie była z Nim w Ogrodzie Oliwnym, ale od dawna bała się o Niego. Obserwowała nienawiść, jaka Go otaczała. Przeczuwała Jego śmierć. Słyszała zbliżające się jej kroki. Nie widziała śpiących uczniów, ale od dawna czuła pogłębiającą się Jego samotność. Towarzyszyła Mu troską i modlitwą, by Bóg pomógł Mu sprostać zadaniu, które przed Nim stanęło.
 Ona jest z tobą, gdy stoisz przed drzwiami trudnych decyzji. Ona jest z tobą w twojej samotności. Ona jest z tobą, abyś nie uląkł się niebezpieczeństw, byś nie stchórzył.

2. BICZOWANIE

 Stała w tłumie na placu przed pretorium. Patrzyła, nie dowierzając, na parodię procesu sądowego i nagle usłyszała wyrok Piłata: „Ubiczować”. Rozumiała, co to znaczy. Widziała oczyma duszy, jak Go obnażają, przywiązują do słupa, a potem biją. Z zaciśniętymi oczyma modliła się, żeby wytrzymał.
 To i za ciebie Ona się modli. Za ciebie, który cierpisz, a zwłaszcza – gdy cierpisz niezasłużenie. Za ciebie, na którego spadają bolesne uderzenia. Abyś wytrzymał i nie popełnił czegoś, co niegodne twojego człowieczeństwa.

3. CIERNIEM KORONOWANIE

 Gdy Piłat wyprowadził Jezusa przed tłum, w pierwszej chwili Go nie poznała. Zlany krwią płynącą spod czapy cierni, którą wtłoczyli Mu na głowę, nie przypominał Jej Syna. Dopiero gdy Piłat, wskazując na Niego, powiedział: „Oto człowiek”, zrozumiała, że to jest On. Z przerażenia zbudził Ją ryk tłumu: „Ukrzyżuj Go!” Nie mogła pojąć wybuchu tej nienawiści. Czego oni od Niego chcą? Za co chcą skazać Go na śmierć? Za to dobro, które czynił?
 Gdy jesteś niesłusznie osądzony, gdy cię potępiają, oczerniają, szkalują, Ona jest przy tobie, tak jak wtedy była przy Nim. Ona cię rozumie, ocenia całe dobro, jakie uczyniłeś.

4. DROGA KRZYŻOWA

 Szła w orszaku śmierci. Potrącana przez żołnierzy i nienawistny tłum. Starała się iść możliwie najbliżej Niego. Z przerażeniem patrzyła na Jego chwiejne kroki. Czasem, odepchnięta, traciła Go z oczu. Najchętniej podeszłaby, aby Mu pomóc dźwigać krzyż.
 Gdy dźwigasz swój krzyż, Ona idzie z tobą, tak jak wtedy szła z Nim. Ona ci towarzyszy, gdy upadasz; modli się, abyś powstał znowu.

5. UKRZYŻOWANIE

 Stała pod krzyżem, gdy konał Jej Syn. Słyszała każdy Jego oddech, każde westchnienie, każdy jęk. Towarzyszyła Mu, gdy tracił przytomność, budził się, zapadał w omdlenie. Czuła, że On kona, że odchodzi coraz bardziej. Umierała razem z Nim. „W ręce Twoje oddaję ducha mego” – jeszcze jeden okrzyk boleści i umarł. Nie umarła. Trzeba było się oderwać od krzyża i zająć się sprawami Jego pogrzebu.
 Ona jest przy tobie, gdy z przerażeniem patrzysz na odchodzącego bliskiego ci człowieka. Jest przy tobie, gdy stoisz nad grobem człowieka, którego kochasz. Żebyś, nie tracąc tej miłości, potrafił oderwać się od trumny i wrócić do normalnego życia. Ona będzie i pod twoim krzyżem. Będzie i w chwili twojej śmierci. Weźmie cię w ramiona, jak wzięła Jego ciało, gdy je zdjęto z krzyża.

 

T A J E M N I C E    C H W A L E B N E

1. ZMARTWYCHWSTANIE

 Chyba wcale się tym wszystkim nie zdziwiła, co opowiadały trzy Marie o odwalonym kamieniu, co mówił Piotr i Jan – że zastali pusty grób. Chyba wcale się nie zdziwiła tym, co Jej doniesiono o dwóch uczniach idących do Emaus – że spotkali Jej Syna. Wszyscy zastanawiali się, dlaczego do Niej nie przyszedł, dlaczego Jej się nie ukazał. To prawda, chciała Go widzieć. Ale jeżeli On miał inne plany, to niech tak będzie, jak On chce.
 Ona jest z tobą wtedy, gdy cię ominie radość, która ci się należy, gdy cię ominie chwała, która tobie przysługuje.

2. WNIEBOWSTĄPIENIE

 Niebo to jest Jego chwała. Chwała takiego życia. Ona to wiedziała, że Jezus nie mógł być starty przez zło. Że Jego życie musiało być zakończone powrotem do Ojca.
 Ona chce, żebyś przez swoje życie i ty doszedł do Ojca.

3. ZESŁANIE DUCHA ŚWIĘTEGO

 Wieczernik – izba, gdzie odbyła się Ostatnia Wieczerza. Teraz znowu wypełniony uczniami Jezusa, ale bez Niego. Osamotnieni jak owce bez pasterza. Przerażeni. Wciąż nie mogą zrozumieć, co się stało. Nie mogą zrozumieć Jego Śmierci, Jego Zmartwychwstania, Jego Odejścia. Jak się Ona modliła, by Bóg ich oświecił. Żeby zrozumieli. Jak Ona się modliła, żeby Bóg dał im odwagę. Żeby się nie bali. Była bezradna wobec ich słabości. I wtedy stało się to, co nazwano zesłaniem Ducha Świętego. Potem uczniowie wychodzą z Wieczernika. Przemawiają do zgromadzonych Żydów. Są mądrzy i odważni.
 Ona jest i przy tobie, gdy cię przysłoni cień niewiedzy, gdy zagarnie cię mrok, przestrach. Ona modli się i o ciebie, żeby Duch Święty cię oświecił: żebyś był mądry i odważny.

4. WNIEBOWZIĘCIE

 Uczestniczyła we wszystkich sukcesach apostołów. Cieszyła się każdym nowym nawróceniem, każdym człowiekiem, który brał jej Syna za swój wzór. Cieszyła się, że Kościół rośnie. Ale równocześnie tęskniła. Chciała być ze swoim Synem. Wierzyła w niebo jak nikt z ludzi. Wiedziała, że jedynym niebem jest być razem z Nim. Jeżeli jest możliwa śmierć z tęsknoty, to taką była Jej śmierć.
 Ona się modli za ciebie, żebyś wierzył w niebo. Żeby śmierć dla ciebie była, tak jak dla Niej, przyjściem do Jezusa.

5. UKORONOWANIE MATKI BOŻEJ

 Tam jest zupełnie inaczej, ale jakoś i po ludzku. Tam ludzie żyją na innych zasadach, ale każdy jakoś zostaje sobą. Ona jest tam, jak i tu, Matką. On jest tam, jak i tu, Jej Synem. Ona tam jest tą samą Matką, która zaproszona do nowożeńców w Kanie Galilejskiej troszczy się o to, żeby niczego nie brakowało.
 Ona tam, jak i tu, troszczy się o ciebie, żeby i tobie niczego nie brakowało. Ona tam jest twoją Matką.
 

 

 CZAS
SŁUŻBY