Biblioteka


Celebrans



 

CELEBRANS


 1. 1. 
W koncepcji, w której posługujemy się pojęciem rzeczywistości Chrystusowej żyjącej w społeczności i wyrażającej się w Eucharystii(24), zaciera się rola celebransa.
 Celebrans jest jednym ze społeczności kościelnej. W nim też jest uruchomiona struktura wiary w Chrystusa. Do tego stanu dorósł wiarą wspólnoty. Przyjęła go ta społeczność w swoje grono aktem Chrztu, uczyła go wierzyć i kochać Boga. Był przez nią kształtowany w sposób szczególny w okresie, kiedy zdecydował się zostać kapłanem i wstąpił do seminarium duchownego czy klasztoru.
 Jego zadaniem jest – po pierwsze – pomagać zgromadzonym w uruchamianiu struktury wiary, a po drugie – wyrażać ich wiarę. Oni domagają się, aby był symbolem ich samych, aby reprezentował to, co w nich jest najlepszego – aby przez swoje życie, przez swoje zachowanie się wyzwalał w nich dobro dotąd nieuruchomione.
 1. 2.  Człowiek nie potrafi ukryć siebie. Jego osobowość ujawnia się przez to,  c o  czyni i  j a k  czyni. Przypominamy tu, że spośród wszystkich form wyrazu najpełniejszą jest zachowanie się człowieka, a tu przede wszystkim słowo: to, co mówi, to, jak mówi. Tym lepiej poznajemy, kim jest człowiek, im ważniejsza dla niego jest sytuacja, w której się znalazł. Wiara nie jest zbiorem teoretycznych zdań, ale angażuje człowieka egzystencjalnie. Dlatego zdradza się on w życiu codziennym poprzez swoje czyny, swoje słowa, czy i jak głęboko wierzy. Ale w czasie sprawowania Eucharystii okazja do ujawnienia wiary celebransa potęguje się, bo nie chodzi tu o jedną ze zwykłych sytuacji życia codziennego. Od chwili rozpoczęcia ceremonii mszalnych, aż po Przeistoczenie rozwija się proces, w który włączeni są celebrans i wierni. On jako ich duszpasterz chciał, żeby przyszli do kościoła. Ma z nimi kontakt w życiu codziennym na rozmaitych płaszczyznach, w rozmaitych sprawach. Zna wielu z nich bardzo blisko, zna ich troski, kłopoty, grzechy, zawiści, nieporozumienia, smutki i dlatego chce, aby się dokonało rozładowanie tych wszystkich napięć i nienawiści, a wie, że dokonać się to może w Chrystusie – poprzez Eucharystię. Chce, żeby w męce i śmierci Jezusa znaleźli symbol siebie samych. Jest najgłębiej przekonany, że człowiekowi najłatwiej przebaczać, wciąż się podnosić z upadku, pracować, poświęcać się, być odważnym, żyć społecznie właśnie we wspólnocie Jezusa(25). Celebrans czuje się przed Bogiem odpowiedzialny za zgromadzonych, za ich wiarę i miłość. Chce dać im to, co jest najgłębszą treścią jego życia i co uważa za najważniejsze dla każdego człowieka. Chce ich zbawienia i stara się przekazać im wiarę w Słowo Boże – Jezusa Chrystusa. Aby tego dokonać, prowadzi, przewodniczy, czyta teksty przepisane przez rubryki albo wybrane przez siebie. Jest tym, który ma prawo wypowiedzieć najważniejsze słowa Przeistoczenia.

 2. 1.  Eucharystia, jak każdy inny sakrament i czynność liturgiczna, „stać się” może tylko wtedy, jeżeli celebrans będzie „obecny”. Tym bardziej „stanie się” dla zgromadzonych, im bardziej przez jego obecność zostanie wywołana, spotęgowana „obecność” społeczności. Tylko wtedy może powstać communio, wspólnota wierzących. Wspólny Posiłek będzie ich wyrazem, jak również przekazem – Eucharystia wytworzy wspólnotę. Stąd jeszcze bardziej uwidacznia się rola celebransa, dla którego każdy kolejny akt liturgiczny musi być twórczością, nowym, niepowtarzalnym przeżyciem, obcowaniem z Jezusem. Wtedy tylko może trwać dialog: wyraz – przekaz pomiędzy celebransem a liturgią, którą spełnia: pomiędzy nim a czynnościami, które wykonuje, słowami, które wymawia. Dlatego powinien on tak wypowiadać teksty, tak wykonywać ruchy, by wyrażały jak najlepiej tajemnice, których są symbolami. Aby mógł wciąż siebie znajdować w tym, co spełnia. W ten sposób wszystkie przepisane rubrykami gesty i słowa otrzymują osobisty kształt, jaki im nadaje celebrans. Z drugiej strony, one mają się stawać dla niego samego inspiracją: przekazem treści nadprzyrodzonych: to są dla niego jakieś zadania, do których stara się doróść. Dlatego powinien je tak zrozumieć, tak spełnić, by wziąć jak najwięcej z treści, które zawierają.
 2. 2.  Trzeba zdawać sobie sprawę z niebezpieczeństwa, które w takiej sytuacji grozi: jest nim przyzwyczajenie(26). Przy powtarzaniu słów i ruchów powoli podnosi się fala znużenia, nadchodzi pokusa ułatwiania sobie życia wypracowanymi gestami, intonacjami, do których celebrans kiedyś doszedł, które odkrył kiedyś, w jakimś autentycznym przeżyciu, a które teraz wykorzystuje. Człowiekowi nie wolno stać się automatem do odtwarzania raz zrozumianych tekstów. Tak jest w wypadku mówienia kazań jak i celebrowania obrzędów liturgicznych. To, co pierwszy raz wypowiedziane było słowem najgłębszym, mechanicznie powtarzane przemienia się w banał. To, co było gestem najdostojniejszym, mechanicznie powtarzane wygląda śmiesznie. W ten sposób celebrans jest coraz bardziej nieobecny, a obrzędy nieludzkie – nie do zniesienia. Dochodzi do tego, że jest nieobecny dla tego, co spełnia, dla Tego, kogo powinien wyrażać i przekazywać, jest nieobecny dla tych, którym powinien przekazywać, których powinien wyrażać. Wtedy napotka identyczną reakcję u ludzi patrzących na to: po okresie niechęci czy zniecierpliwienia popadają w taką samą nieobecność i drętwotę; nie dzieje się w nich nic. Nie dochodzi do uruchomienia struktury wiary.
 2. 3.  Przyczyn tego zagrożenia nie można doszukiwać się w niezmienności form liturgicznych. To jest sprawa koncepcji osobowości, która nie jest „dana”, ale wciąż do zdobycia, sprawa wiary, której nie można „mieć”, lecz którą trzeba żyć. Przy stałym rozwoju osobowości każdy obrzęd liturgiczny – chociaż powtarzany – będzie dla celebransa inny, bo i on jest nie ten sam co wczoraj, wciąż zmienia się i inaczej tego obrzędu potrzebuje, inne ma on dla niego znaczenie, inną ma wartość(27). Podobnie – chociaż przed celebransem stoją ci sami ludzie, którzy byli przed tygodniem, są oni już inni – o czym celebrans powinien wiedzieć – narosła cała suma spraw i rzeczy, oni chcą znowu, w tę kolejną niedzielę „uporządkować” się przed Bogiem, chcą znowu oddać Mu wszystko – siebie samych, chcą znowu stać się Jemu podobni, stać się jednością w Nim – pod przewodnictwem celebransa. Stąd inaczej potrzebują Eucharystii, ma ona inne dla nich niż poprzednie znaczenie. Dlatego też celebrans powinien swój wysiłek skoncentrować na dążeniu do stworzenia wraz ze zgromadzeniem liturgicznym atmosfery misterium – powiedzmy dla uniknięcia nieporozumień: atmosfery modlitewnej. W tym celu musi nie tylko sprawnie operować przepisanymi modlitwami, gestami i rzeczami, ale musi wyróść ponad ceremonie, które sprawuje: potraktować je jako narzędzie do wyrażenia struktury wiary swojej i społeczności, a z drugiej strony jako narzędzie przekazu, w tym celu, aby zaktywizować tak w sobie, jak i w zgromadzonej społeczności strukturę wiary w Chrystusa – aby te ceremonie stały się symbolem ich wszystkich.

 
 PRZYPISY:
 

  24) Kapłaństwa wszystkich wiernych nie można nazwać tylko uczestnictwem w urzędowym kapłaństwie. To raczej cały Kościół (wspólnota) jest właściwym i pierwszym nosicielem powierzonego mu posłannictwa zbawczego, a poszczególne osoby – papież, biskup, kapłan czy świecki – mogą działać tylko w jedności ze wspólnotą i jako organ tejże wspólnoty. Por. KK 10-12, 33 nn.

  25) „Kapłaństwo urzędowe różni się od kapłaństwa powszechnego istotą, a nie tylko stopniem”. Por. KK 10. „Powszechne kapłaństwo ludu Bożego realizuje się w sakramentalnym obrzędzie przede wszystkim w ten sposób, że lud Boży w aktywnym współofiarowaniu czyni z siebie współpodmiot ofiary Chrystusa, uobecnionej w obrzędzie sakramentalnym pośród circumstantes. Chrystus uwielbiony, który jest właściwym ofiarnikiem … stworzył sobie widzialnych zastępców, przedstawicieli, odtwórców. Swój urząd sprawują przede wszystkim w kulcie czy uczcie eucharystycznej, w której działają w zastępstwie (in persona) Chrystusa”. KK 28.

 26) Tu można by zastosować w szerszym znaczeniu to, co św. Paweł mówił o złych spotkaniach eucharystycznych. Myśl św. Pawła przedstawia się następująco: zgromadzenie nie jest jakimkolwiek zgromadzeniem ludzi. Jest ono samym Kościołem, samym Ciałem Chrystusa. Wszelki grzech przeciwko zgromadzeniu jest grzechem przeciwko Ciału Pańskiemu. Takie spotkania, na których – jak z naciskiem podkreśla Paweł – nie panuje atmosfera miłości, czynią zło zamiast dobra (1 Kor 11, 17), gdyż okazuje się na nich pogardę „Kościołowi Bożemu” (w. 22). Nie jest to już „Wieczerza Pańska” (w. 20). Postępować tak, to znaczy spożywać chleb i pić kielich Pański niegodnie. Kto zaś to ma na sumieniu, „winnym się staje Ciała i Krwi Pańskiej” (w. 27). To znaczy, staje się odpowiedzialnym za śmierć Chrystusa, łącząc się z tymi, którzy Go ukrzyżowali, ponieważ nie zważa na Ciało Pańskie (w. 29).

 27) Powyższe stwierdzenia prowadzą do wniosku o konieczności jak najgłębszego związania celebransa ze społecznością eucharystyczną. Chodzi tu przede wszystkim o parafie miejskie, które gromadzą przeważnie zupełnie przypadkowy zespół ludzi. Procesowi konsolidacji przeciwdziałają dodatkowo np. częste zmiany w obsadzie poszczególnych Mszy świętych, co uniemożliwia wiernym uczęszczanie na Mszę świętą i kazania określonego kapłana. Tłumaczenie takiego postępowania obawą przed zbytnim przywiązaniem się ludzi do danego księdza jest błędem, gdyż każdy ksiądz gromadzi wokół siebie ludzi, których najlepiej reprezentuje, wyraża, a wierni szukają kościołów, gdzie „stawaliby się obecni”, szukają księży, którzy byliby ich symbolami. Wtedy mają możliwość pełniejszego uczestnictwa we Mszy świętej, w sakramentach świętych, głębiej przeżywają rzeczywistość nadprzyrodzoną.
W związku z tym wydaje się nam, że trzeba tworzyć społeczności eucharystyczne właśnie w oparciu o duszpasterzy, a w tym celu przede wszystkim dany ksiądz musi odprawiać Mszę świętą i mówić kazanie o tej samej zawsze godzinie. Wtedy zacznie się rodzić odpowiedzialność księdza za te właśnie spotkania eucharystyczne. Wtedy będzie mógł powoli przekształcić tę przypadkową grupę w społeczność eucharystyczną, która będzie nią również poza murami świątyni, w sprawach życia codziennego. Celebrans powinien też starać się nawiązywać kontakty osobiste z tymi, którzy uczestniczą w „jego” Mszy świętej, oraz prowokować do tego, by pomiędzy nimi kształtowały się jakieś grupy przyjaciół. Musi starać się, by nie tworzyła się w życiu tych ludzi przepaść pomiędzy światem modlitwy a ich dniem codziennym. Tylko na tej drodze może pomóc wiernym w przekształcaniu  przez miłość zwyczajnych spraw w najświętsze.

 

 CDN.