Biblioteka


III



 

III

WIARA

1.  Wyszedłem z kościoła po Mszy. I zastałem przed głównym wejściem kilka osób. Taki tłumek. Podszedłem.
     – A tu do Księdza. Ta dziewczyna.
     Dopiero wtedy zobaczyłem, zwróciłem uwagę na dziewczynę, która stała w centrum zainteresowania ludzi, którzy wyszli z kościoła. Nie znałem jej. Stała w cienkiej sukienczynie. Z gołymi nogami. Tylko tenisówki na stopach. Musiało jej być chłodno, ale nie sprawiała tego wrażenia.
     – Ona do Księdza.
     – O co chodzi?
     – Chciała pożyczyć książkę.
     – Jesteś po śniadaniu?
     – Nie.
     – No to chodź na plebanię, napijemy się kawy, przegryziemy jakąś kromkę, pogadamy.
     Dopiero wtedy okazało się, o co chodzi, czym jest, co robi. Upatrzyła sobie pod lasem pustą chałupę. Poprosiła gospodarza, do którego ta chałupa należała, żeby ją wynajął – on sam zdążył się pobudować, a ta stara chałupa stała bezużyteczna.
     – Co robisz?
     – Modlę się.
     – Co robiłaś dotąd?
     – Uczyłam w szkole.
     – Czego?
     – Angielskiego. A teraz chciałam zostać w samotności. Z Bogiem.
     – A jak przyjdzie zima?
     – Do zimy daleko – uśmiechnęła się.
     – Co z jedzeniem?
     – Wystarczają mi ziemniaki.
     – Nie boisz się sama być w tej chałupie?
     – Nie boję się.
     – Co masz zamiar dalej robić?
     – Co Pan Bóg da.
     – Skąd masz pieniądze na takie życie?
     – Ja nie potrzebuję pieniędzy. A te, które są mi konieczne, zaoszczędziłam. Bo wiedziałam, że pójdę na pustelnię.
     – Jakie chcesz książki?
     – Jeżeli Ksiądz ma świętą Teresę Wielką albo Jana od Krzyża, to chętnie bym pożyczyła.
    
     A tak by się zdawało, że czasy pustelników przeminęły.
     Na Dalekim Wschodzie jest taki zwyczaj, że każdy mężczyzna idzie do klasztoru na parę miesięcy, czasem na parę lat. I potem wraca do normalnego życia. A w klasztorze buddyjskim uczy się żyć z Bogiem. W milczeniu, w modlitwie, w pracach najprostszych, jakich wymaga życie klasztorne.

2.   Skąd wiemy, że Pan Bóg jest?
      Bo Go spotykamy. Bo się nam objawia. Nie tylko Mojżeszowi, prorokom, ale każdy człowiek Go spotyka. W swoim życiu.
    
     Bóg jest Duchem. Spotkać Go można tylko duchem. Doświadczyć można tylko duchowo. I tu słowo „doświadczyć” jest jakimś słowem węzłowym. Bo nie zobaczyć, bo nie usłyszeć, bo nie poznać, tylko coś więcej: doświadczyć.
     W jaki sposób możemy doświadczyć Boga? Czym doświadczamy Boga? Jaka funkcja naszej psychiki należy pod słowo „doświadczyć Boga”?
     To jest intuicja. Czym jest intuicja? Jest to całość psychiki człowieczej. To nie tylko widzenie, to nie tylko słyszenie, to nie tylko wyobrażenie, to nie tylko pojęciowanie, to nie tylko zrozumienie. To wszystko naraz i jeszcze coś więcej – coś nieokreślonego, które idzie w kierunku naszego ducha. Jest bogatsze, pełniejsze, bardziej wyczerpujące temat. Intuicją spotykamy Boga. I to może być przy pracy, przy odpoczynku, przy zabawie, przy smutku, przy tragedii, przy sukcesie, przy przeżyciu piękna, przeżyciu wartości. W kościele i w przyrodzie, w modlitwie i przy pracy. W zachwycie, w podziwie, w tragedii, już na skraju rozpaczy. Przeżycie Boga. Dotknięcie Boga. Spotkanie Boga. Intuicja jest aktem nie tylko poznawczym, ale przeżyciowym.
     I tu kolejne ważne słowo przy spotkaniu z Bogiem: przeżycie. Znowu jesteśmy blisko intuicji. Tylko intuicja raczej jest statyczna, a przeżycie dynamiczne. Niemniej, jest to dotknięcie Boga przez człowieka. Coś niemożliwego, fantastycznego, nieogarnionego, niepojętego – że człowiek może dotknąć Boga, przeżyć Boga, odczuć Boga, spotkać Boga. I to nie tylko dotyczy wielkich mistyków, świętych chrześcijańskich czy niechrześcijańskich, ale to jest dostępne każdemu człowiekowi, to jest udziałem każdego człowieka.

3.   Bo sięgać nie musimy w zaświaty. Sięgać nie musimy do Niego poza naszą rzeczywistość, bo to jest rzeczywistość również ludzka jak rzeczywistość fizyczna. Bogactwo przeżyć człowieczych polega na tym, że jest mu dostępna sfera widzialna, słyszalna, odczuwalna fizjologicznie i jest mu dostępna sfera duchowa. Dostępna przez intuicję, przez przeżycie duchowe, przez doświadczenie duchowe.
     I to może być w jednym mgnieniu oka. Bo On jest nie daleko, tylko w nas, tylko my jesteśmy w Nim. Bliżej niż na wyciągnięcie ręki, szybciej niż błyskawica, jaśniej niż słońce jawi się nam Bóg nasz, który jest tak samo Duchem, jak my jesteśmy również duchem, nie tylko ciałem.
    
     Są słowa takie, jak mistyka, jak ekstaza, jak zachwyt, o którym to stanie mówią święci. Zwłaszcza święta Teresa z Avila, święty Jan od Krzyża – wielcy mistycy Kościoła.
     A Mojżesz? A Dawid król? A Salomon? A prorocy? – Jeremiasz, Izajasz – którym Bóg się objawiał.
     To ludzie o wielkiej modlitwie, o ogromnej wrażliwości na sprawy religijne. O wrażliwości na sprawy narodowe, ogólnoludzkie.
     A Pan Bóg do nich przemawiał, rozmawiał z nimi.
     Pan Bóg nie ma ust. Nie przemawia tak jak człowiek. Ma inne metody, inne sposoby komunikacji. I inne drogi prowadzą Go do ludzi.
     No a przecież Pismo Święte ma teksty tych rozmów.
     To fabularyzacja. Uprzystępnianie prawdy Bożej, religijnej słuchaczom, czytającym teksty Pisma Świętego. Fabularyzacja.

4.   Świadomie unikałem tego słowa „objawienie”, bo intuicja Boga, przeżycie Boga, doświadczenie Boga dane jest każdemu człowiekowi. Nie trzeba sięgać po wielkich świętych. Ale należy operować swoimi siłami, swoim wyczuciem, swoją umiejętnością modlitwy, bogactwem formy. Począwszy od aktów strzelistych – jak to się dawniej mówiło – a skończywszy na długim i wielkim rozmyślaniu. Począwszy od zachwytu, a skończywszy na zwyczajnym odczuciu Boga jak Ojca, jak Brata, z którym idziemy przez życie spleceni w uścisku braterskim. Na co dzień. Na wiele razy w ciągu dnia. Spotkanie zwłaszcza przy pacierzu, ale nie tylko. Mówię „zwłaszcza”, bo to jest standardowe spotkanie z Bogiem, które może okazać się jałowe, niewykraczające poza znużenie i zmęczenie, i znudzenie. A może być zamieniona modlitwa ranna czy wieczorna na prawdziwe spotkanie z Bogiem.
     Ale nie tylko pacierz. Spotkanie z Bogiem przez milczenie. W milczeniu. Wzbogacone przez muzykę, wzbogacone przez wystrój w kościele, przez ciszę kościelną, przez organy, przez chóry.
     A to wszystko na to, ażeby doszło do tego aktu intuicyjnego, przeżyciowego, otworzenia się – dobre słowo – na Boga, który jest przy nas, który jest w nas, w którym my jesteśmy, stanięcia w obecności Bożej.
 
     Spotkałem tę dziewczynę po paru latach. Naprawdę przypadkiem. Była ubrana normalnie. Prawie elegancko. Pracowała jako nauczycielka angielskiego. Pogodna, przyjazna ludziom. Nie wracaliśmy już do tamtych dni wspomnieniami. Nie dopytywałem się, jak długo była pustelniczką i czy ma zamiar znowu kiedyś uciec od ludzi. Była normalnym człowiekiem – gdy słowo „normalny” traktujemy jako coś bardzo pozytywnego.

 
 

NADZIEJA

1.   To było po wkroczeniu Niemców do Paryża w 1941 roku. Zdawało się, że Niemcy są u szczytu zwycięskiego marszu przez Europę. Rykszarz mi powiedział: „A i tak im dokopiemy. Bo to jest niemożliwe, żeby ten Hitler zapanował nad światem”.
     Nadzieja. Że to jest niemożliwe, aby miało zapanować nad światem coś, co jest zbrodnią, nienawiścią, pogardą.
     Tak jest w patrzeniu na świat, tak jest w patrzeniu na swoje życie. Mieć nadzieję. Mieć nadzieję. Mieć nadzieję. Marzyć, tęsknić, planować, podejmować inicjatywę. Sięgać po coś, co jest niewyobrażalne, wprost nieosiągalne. Mieć nadzieję. Gdy się jest dzieckiem, gdy przyjdą młodzieńcze lata, gdy nadejdzie wiek dojrzały. Być dynamiczny, prężny, optymistyczny, pozytywny. Garnąć ludzi ku sobie, zapalać ich swoim zapałem, swoją inicjatywą, swoimi pomysłami. Mieć w sobie radość – dziecięcą, młodzieńczą, dojrzałą. Zmieniać świat. Swój świat, ten na wyciągnięcie ręki. I ten świat, który się nazywa rodzina, szkoła, miasto, państwo, naród. Garnąć ludzi ku sobie. Mieć do nich zaufanie, pokładać w nich nadzieję, budować razem, wspólnie. Przemieniać świat na lepszy. Swój świat – nasz świat – polski świat. Cały świat.
     A gdy przyjdzie klęska, załamanie, katastrofa, gdy runą plany, nie spełnią się nadzieje, zamiary, gdy przyjdzie niepowodzenie – nie rezygnować, podnosić się z gruzów, budować nowy dom. Panować nad swoim strachem, niepewnością. Nie bać się. Podejmować nowe wysiłki. Zaczynać od nowa, budować to, co zostało zburzone, to, co się rozsypało.
     Dźwigać tych, którzy upadli, runęli na ziemię, dodawać im otuchy. Żeby uwierzyli w siebie, w swoje możliwości. Być światłem.
     Mieć przyszłość przed sobą. Realizować swoje zamiary na nowo, od początku. Nawiązywać do tego, co jest już poza nami. Z tych doświadczeń, niepowodzeń, któreśmy przeżyli. Nie załamywać się, gdy przyjdą klęski. Gdy zdradzą przyjaciele, gdy odejdą znajomi, gdy wyśmieją.
     Wierzyć, że nie wszystko stracone, że nie przegrałeś życia, chociaż były pomyłki, błędy, chwile słabości, zwątpienia – gdy przyszły trudności nie do przezwyciężenia. Nie poddawać się, nie ulegać, nie zniechęcać się, gdy spotkasz się z nieufnością, z podejrzliwością, gdy ci zarzucą, że robisz tylko własne interesy, gdy odejdą, gdy zdradzą cię.
     Aż nadejdzie starość. Aż pojawią się siwe włosy. Aż przyjdzie choroba. Dźwigaj się z łoża boleści. 
    Iść tak do końca. Gdy przyjdzie drżenie rąk, gdy wzrok osłabnie, gdy sił braknie, gdy pole działania się skurczy. Wierzyć w swoją gwiazdę. Że coś pozostanie po tobie. Że wycisnąłeś ślad na swojej drodze, gdy spełniłeś choć po części swoje plany, zamiary, gdy choć coś ci się udało uzyskać, naprawić. Być jak drogowskaz. Wierzyć, że pójdą twoją drogą. Że będą kontynuować twoje plany, twoje dzieło, twoją mądrość życiową.
     Nie uważaj, że to już jest koniec. Koniec przyjdzie bez twojej zapowiedzi. Ty miej ufność. Że żyjesz, że żyć będziesz, że chociaż umrzesz, gdy pójdziesz do nieba, to będziesz w dalszym ciągu duchem na tym świecie.

2.    Być jak Jezus. Mając swoje przekonania, swoją prawdę. Głosić tę prawdę tak, jak On to robił. Rozdawać zapał, tak jak On rozdawał. Porywał, zagarniał ludzi ku wyższym pokładom duchowym. Brać przykład z Niego. Czerpać prawdę z Ewangelii. Wspomagać tych, co zabrnęli. Żyć Eucharystią.
     Tak. Bierz przykład z Jezusa. On też chciał dalej chodzić po miastach, miasteczkach, wsiach; nauczać na wzgórzach, z łodzi; uzdrawiać paralityków, głuchym przywracać słuch, niewidomym wzrok, trędowatych oczyszczać z trądu, wskrzeszać umarłych, oddawać ich zapłakanym matkom. On chciał jeszcze dalej mówić przypowieści – nawet piękniejsze niż ta o synu marnotrawnym, o bogaczu i Łazarzu. Chciał dalej ratować te, które były skazane na ukamienowanie. Dalej przychodzić do Betanii, gdzie Maria, Marta i Łazarz – przyjaciele drodzy, najbliżsi. Chciał uciszać burze, rozdawać chleb głodnym. Prosił Ojca: Oddal ode Mnie ten kielich. Jeszcze przede Mną całe życie. Ja dopiero zacząłem pracę nauczycielską. Dopiero mam trzydzieści parę lat, a mógłbym jeszcze długi czas wędrować po Palestynie aż do swojej naturalnej śmierci. I umierać dostojnie, jak sam Mojżesz umierał, z czupryną posiwiałą.
     Ale na tym samym oddechu dodał: Ale nie moja, ale Twoja wola niech się stanie.

3.    Proś o życie. Proś o powrót do zdrowia. Masz jeszcze tyle przed sobą pomysłów niezrealizowanych, robót niewykończonych. Jeszcześ nie powiedział ostatniego słowa. Proś o powrót do zdrowia, proś o życie. Ale na tym samym oddechu dodaj: „Nie moja, ale Twoja wola niech się stanie”. Tyle jeszcze ludzi, którym trzeba byłoby pomóc, którzy wiszą na tobie, których prowadziłeś i prowadzisz przez życie, którym pomagasz. Tyle jeszcze spraw jest potrzebnych do omówienia. Jesteś potrzebny na świecie – tak jak i On był potrzebny na świecie. Ale jeżeli Jego wola jest inna – niech się stanie. Tak jak On chce.
     Tak mów i ty, który masz w tej chwili również rozpoczętą pracę przed sobą i mógłbyś żyć, służyć ludziom i Bogu swoją mądrością, prawdą, którą zdobyłeś. Jeszcze mógłbyś niejednemu pomóc, niejednego pocieszyć, niejednego wesprzeć, niejedną przyjaźń zawrzeć, niejednego człowieka spotkać. – Ale nie moja, ale Twoja wola niech się stanie. Jeżeli chcesz mnie zabrać do siebie, do Twojego nieba, to przepraszam Cię za wszystkie moje grzechy, które popełniłem w swoim życiu; ludzi już przeprosiłem, przeprosiłem za błędy i krzywdy, które może nawet nieświadomie uczyniłem. Mam nadzieję, że mnie przyjmiesz do swojego nieba. Wejdę w Twoją Jasność, ogarniesz mnie swoją miłością, miłosierdziem, przebaczeniem, dobrocią. Spotkam tych, których już zabrałeś wcześniej z tego świata. Chociaż nie jestem w stanie sobie wyobrazić szczęścia, które mnie spotka, radości którą przeżyję, wieczności, w której będę zanurzony. To już jest dla mnie rzeczywistość, której ogarnąć nie jestem w stanie. Ale ufam, że tak to będzie. Tak mi mówi moja intuicja, której się poddałem i poddaję w ciągu mojego życia. Ufam, że spełnią się te słowa, których nauczył mnie Jezus Chrystus, Twój Syn: Dziś jeszcze będziesz ze Mną w raju – i w momencie śmierci zmartwychwstanę do życia wiecznego.

     Mieć nadzieję. Mieć zaufanie. Mieć przeświadczenie. Mieć pewność. Mieć radość życia, ale i mieć radość wieczności. Radość wieczności. Mieć radość zmartwychwstania. Radość zmartwychwstania. Mieć radość bycia z Tobą, radość życia wiecznego. Radość życia wiecznego. Zaufać swojej intuicji i Pismu Świętemu, Jezusowi, który tego mnie również uczył przez całe moje życie.
     Masz do Niego pełne zaufanie. I wiesz, że to, co On uczyni, będzie płynęło z miłości ku tobie. Bo On cię kocha i chce twojego dobra. Najlepszego z wszystkich możliwych. Poddaj się Jego woli. 

     Jechałem z moimi przyjaciółmi samochodem. Małżeństwo i ja. Żona przy kierownicy.
     – Jutro niedziela – powiedziała do mnie rzecz oczywistą. – Cieszę się na niedzielę.
     – A na co się cieszysz?
     – Że pójdę do kościoła.
     – Są jakieś uroczystości? Odpust w kościele?
     – Nie, normalna niedziela.
     – To z czego się cieszysz? Będzie odprawiał Mszę świętą jakiś gość? Zaproszony misjonarz? Z dalekiego świata?
     – Nie, nasi księża.
     – To z czego się cieszysz?
     – Dla mnie Msza święta to spotkanie ze Zmartwychwstałym.
     – Że co?
     – To spotkanie ze Zmartwychwstałym.
     Czekałem na dalszy ciąg jej wypowiedzi.
     – I mam malutką nadzieję, że zmartwychwstanę tak jak On.
     Jechaliśmy dalej w milczeniu.

 

MIŁOŚĆ


1.
    Będziesz miłował Pana Boga swego całym woim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem.
      Kto to mówi? Kto tego się domaga? Kto do nas przemawia w imieniu Boga? Czy On może, Bóg, takiej formy słownej użyć? Czy można domagać się miłości, żądać miłości, wymagać miłości, stawiać jako jedyny warunek, najważniejszy warunek życia człowieczego, społeczności ludzkiej – miłość? Określać miłość jako sens życia? Czy można żądać miłości? W imię czego? Za co? Jeżeli słowo „za co” jest prawidłowe, to pytamy, za co mamy kochać największą miłością. Za co traktować jako jedyny warunek bytowania naszego na ziemi, dla którego zostaliśmy powołani do życia. Miłość, która określa nasz cel jako jedyny, najważniejszy, jako istotną treść naszego bytowania. Czy wolno domagać się miłości, żądać miłości? Kto tego się domaga? Ten, kto nas stworzył. Dlatego żyjemy, abyśmy Go kochali? Miłość za stworzenie nas? Czy miłość jest interesowna? Czy za miłość wolno płacić? Czy życie jest taką wartością, która tego się domaga, tego żąda, to warunkuje.
     Czy można płacić za życie miłością? Czy jest do zapłacenia – nasze życie? Czy to są wartości porównywalne? Z tego samego poziomu? A jeżeli tak, to czy Stwórca zniżył się do tego stopnia, aby domagać się miłości za nasze życie, za nasz byt? Żąda? Prosi? Domaga się? Błaga? Warunkuje?
     A jeżeli nie spełnimy tego warunku, nie dopełnimy tego żądania. To co się stanie?
     A jeżeli nie posłuchamy, a jeżeli nie pokochamy, jeżeli nie będziemy miłować, czym wypełnimy nasze życie, jaką treścią? Czy jest inna wartość?
     A jeżeli tak, to co się z nami stanie? To zostaniemy ukarani? Jak ukarani? Niebytem? To zamienimy się w nicość? Mówi się: piekłem. Co to jest piekło? Świat bez miłości. Czy można żyć bez miłości.
     Co się z nami stanie?
     Czy Stwórca jest godzien naszej miłości? Czy nasza miłość jest na tyle ważna, wartościowa, że może zrównać się z istnieniem naszym na ziemi?
     Kto w Jego imieniu przemawia? Kto Jego wolę wyraża? Kim jest ten człowiek, który ośmiela się w imieniu Boga występować? Kto interpretuje Jego wolę, Jego zamysł? Kto wyraża Jego żądanie? Czy to nie jest pomyłka? Czy to jest odwaga, czy bezczelność to domaganie się, żądanie, to przykazanie – jedyne i najważniejsze w życiu dla każdego człowieka.
     A może to przykazanie tkwi w każdym z nas? Nie ma autora, nie ma nikogo z ludzi, kto odważyłby się pod nim podpisać. Każdy człowiek sam to czuje, każdy to wie, każdy to doświadcza, każdy jest z tym zgodny, do tego przekonany. Każdy wie, że się tak należy, że to się należy, ze to jest zgodne z wolą Najwyższego.
     Kto jest autorem tego przykazania?

     Autorem tego przykazania jest sumienie nasze. Co to znaczy sumienie? To definicja człowieka. Sumienie, które określa człowieka, osądza człowieka, decyduje o człowieczym bytowaniu. Jest najwyższym sędzią. Najwyższym. Najwyższym i nieodwołalnym. I ono domaga się od nas miłości Boga. To ono domaga się od nas miłości Boga.
     Ale sumienie jest dziełem Stwórcy. Na obraz i podobieństwo Boga jesteśmy stworzeni. I tu urasta do niebotycznego rozmiaru prawda, że jesteśmy z Bogiem złączeni, zjednoczeni z Nim, który jest Miłością. I to jest najbardziej wstrząsająca prawda, określająca byt człowieczy, sens życia człowieka – człowieka jako takiego.
     Tylko kochając potrafimy żyć złączeni z Nim. Tylko kochając należymy do Niego, stajemy się jednością, wracamy do swojego początku całym swoim życiem, do aktu stwórczego nas.
     Miłość jest jedynym słowem, które nas określa, definiuje. Tak jak jedynym słowem jest nasz Stwórca. A tym słowem jest: Miłość.

2.    Nie będziesz miał bogów cudzych przede Mną. 
      Pierwsze przykazanie. Tu przemawia sam Bóg, w pierwszej osobie. Nie Jego prorok, nie Jego sługa, nie Jego stworzenie, ale On sam: Nie będziesz miał bogów cudzych przede Mną.
     Co to znaczy „bogów cudzych”? Kim są ci „bogowie cudzy”? Zakres niebotycznie wielki. Ogarniający wszystko, co istnieje na świecie, możemy zamienić w „cudzego boga”. Bogactwo, bogactwo i jeszcze raz bogactwo. Władza, władza, jeszcze raz władza. Pycha, pycha, jeszcze raz pycha. Nienawiść, nienawiść, jeszcze raz nienawiść. Każda wartość, która ogarnia całego człowieka, która go definiuje, która jest celem, sensem życia na co dzień i od święta, może stać się nowym bożkiem, nowym bóstwem, które się podszywa pod prawdziwego Boga. Stawia się na Jego miejscu, usuwa miłość z życia, kosztem wszystkiego innego, co jest marnością świata. Od rzeczy po wartości duchowe; od pieniądza aż po narkotyki czy alkoholizm.
     Nie będziesz miał. – Żądanie kategoryczne, jedyne, ostateczne, najważniejsze, niepodważalne: Nie będziesz miał bogów cudzych przede Mną. Bo wszystko inne to uzurpatorzy. To fantomy, to szatani.
     Ja jestem tylko prawdziwy, jedyny, rzeczywisty, niepodważalny. Ja tylko mogę być treścią życia człowieczego, każdego człowieka, całej ludzkości. Ja, czyli Miłość.
     I dlatego trzeba, żebyś się modlił. Żebyś łączył się z Bogiem – twoim Bogiem – w modlitwie. Która nie jest schematyczna czy czystym powtarzaniem wyuczonych formułek, ale spontaniczna. Najlepiej utrzymać stary system pacierza rannego i wieczornego. Ale do tej starej instytucji, z dziecinnych lat zapożyczonej, trzeba żebyś włączył życie autentyczne. Żeby to była chwila ciszy, skupienia się na fakcie obecności Boga tu i teraz, w tobie, przy tobie. On jest wciąż. To musisz sobie uświadomić w swojej modlitwie. Tak, żeby ta prawda wzniosła cię na najwyższy poziom twojego duchowego stanu.
     A modlitwa pomaga ci żyć. Pomaga ci napełniać życie twoje pięknem, prawdą, uczciwością, pracowitością, dobrocią dla ludzi w pracy zawodowej, serdecznością, życzliwością. Do tego stopnia, że przekształcasz to życie tak zwane świeckie w życie autentycznie Boże. Bo czym jest twoja dobroć, jeżeli nie odblaskiem miłości Bożej? Czym jest twoja życzliwość, jeżeli nie odblaskiem życzliwości Bożej? Czym jest twoje przebaczenie, jak nie odblaskiem rzeczywistości Bożej?

3.    Nie będziesz brał Imienia Pana Boga twego nadaremno. 
      Brać Imię. Brać Jego Istotę. Istotę Boga. Boga samego. Brać Jego władzę. Brać Jego osobę, podszywać się pod nią, tworzyć fikcję, zastępstwo Boga prawdziwego, zastępstwo miłości. Nie wolno. Zabraniam identyfikować się ze Mną, z moją Istotą.
     Wzywać Mnie zawsze możesz. Powoływać się na Mnie zawsze możesz. Wzdychać, wzruszać się z Moim Imieniem na ustach – zawsze możesz. Wtedy, gdyś przestraszony, gdyś szczęśliwy, gdyś radosny, w twoich ustach Moje Imię z radością słyszę. Byle to nie było nadużycie, zbezczeszczenie, kpina, dwuznaczna aluzja – obraza Moja, zlekceważenie Mnie, wyśmianie Mnie. Wystarcza tego, co Moi szatani z Moim świętym Imieniem wyczyniają. Nie potrzeba się jeszcze tobie dokładać.

4.   Pamiętaj, abyś dzień święty święcił. 
      Są dnie święte, są dni moje w sposób szczególny, jedyny, wyłączny. Dzień, który sobie zastrzegam, który jest moim dniem świątecznym – twoim dniem świątecznym. Dniem miłości, dniem przebaczenia, dniem darowania, dniem zadośćuczynienia, dniem wynagrodzenia, dniem żalu, dniem przyjaźni, dniem zgody, dniem w którym nie oszukuje się, bo to byłoby niegodne. Dniem, w którym świętuje się. Świętuje się w sposób szczególny Mnie – Miłość. Dniem, w którym nie ma miejsca na pracę, na jakąkolwiek pracę, na interesy, na jakiekolwiek interesy, na pieniądze, na jakiekolwiek pieniądze. Człowiek musi wrócić do swojej godności, do szacunku do siebie samego, do najwyższych wartości, dla których został stworzony, umocnić się w nich przez świętowanie, przez czynności święte; przez spacer swobodny, jak i przez uśmiech niezakłamany, serdeczny, przez śpiew ku chwale Bożej i ludzkiej.

5.    A bliźniego swego jak siebie samego. 
      „Jak siebie samego” albo „jako siebie samego” – to jeszcze mocniejsze, jeszcze wyraźniejsze. Mój bliźni jest moim bratem, moją siostrą, kimś, z kim jestem spokrewniony, związany pochodzeniem, pokrewieństwem, losem. Tworzymy jedną wielką rodzinę – naród, ludzkość. 

6.   A podstawową społecznością jest rodzina. Czcij ojca twego i matkę twoją. Czcij. To nie tylko: słuchaj. To nie tylko: bądź posłuszny. To nie tylko: wypełniaj ich polecenia, rozkazy. To nie tylko: służ im. Ale czcij. Bo to jest też człowiek, jak ty, dzieło miłości Bożej, ale rodzice są jakimiś pośrednikami pomiędzy tobą a Bogiem twoim. I im się należy szczególny szacunek. W odróżnieniu od wszystkich innych ludzi.