Biblioteka


TWÓJ BLIŹNI



 

TWÓJ

BLIŹNI

 

 

„Plemię niewierne i przewrotne”
_______________________________________________________________________

 W nas drzemie nienawiść. Zwłaszcza do tych silniejszych, mądrzejszych, szybszych, młodszych, zdolniejszych, piękniejszych, możniejszych, bogatszych. A zwłaszcza do tych, którzy z nami rywalizują, którzy nam zagrażają. A zwłaszcza do tych, co się nam narazili: czasem jednym słowem, jednym spojrzeniem, jednym czynem. Jeżeli nawet trzymają nas formy grzecznościowe, ogłada, przepisy, instytucje społeczne, do których należymy, więzy społeczne, to i tak wybuchamy obelgą, oszczerstwem, złośliwością, obmową, pogardą, lekceważeniem.
 W tobie drzemie nienawiść. A jeżeli potrafiłeś wyrosnąć ponad nią, to dzięki łasce Bożej i swojemu heroizmowi.

 


„Synowie tego świata”
______________________________________________________________________

 Na co cię jeszcze stać? Czy na to, żeby potem przyjść, uścisnąć rękę i powiedzieć: Słuchaj, stary, ale byłeś wspaniały.
 My, pokolenie kibiców, oglądaczy, turystów życiowych, którzy zajęli stałe miejsca nie na arenie, ale na widowni. Z hasłem naczelnym: Nie dać się wciągnąć w rozgrywki, nie zdradzić swoich myśli, zamiarów nawet uśmiechem, nawet ruchem brwi, a już nigdy słowem. I patrzeć, jak sobie łby urywają. A potem – marzysz – gdy się wszystko skończy, gdy załatwią twoje sprawy swoimi rękami, gdy zaczną wynosić trupy bohaterów, wtedy ty, ściskając im w przejściu dłoń i nakładając wieniec laurowy, będziesz wiedział, jak się w życiu ustawić.
 Powiesz, że obraz to za surowy, że gdy o wielkie sprawy chodzi, nie muszą nas szukać. Wtedy nie zawiedziemy. A włączać się w głupstwa szkoda czasu i energii, a nade wszystko szkoda ryzykować. Tylko przyznaj: jakoś tak się dziwnie składa, że na twojej drodze wciąż nie ma tych wielkich spraw.

 


„Kto jest dobry”
____________________________________________________________________

 Nie dorabiaj sobie filozofii do swojej nonszalancji, bezceremonialności; nie twierdź, że formy towarzyskie to jest po prostu oszustwo i obłuda, gdy tymczasem chodzi o dobroć. Prawda jest inna: jeżeli dobre zachowanie jest wyrazem dobroci, wtedy istnieje możliwość odwrotna – przestrzegając zasad poprawnego zachowania, możesz wzbudzić w sobie dobroć. – Na tym polega mechanizm instytucji. Skorzystaj z tej szansy stania się lepszym. A więc nakaż sobie uśmiech, kontroluj słownik, pilnuj punktualności, przestrzegaj higieny osobistej, nie pozwalaj sobie na poufałości, nie dopuszczaj do rozchełstania, wulgarności. Zwłaszcza u siebie, zwłaszcza w czterech ścianach swojego domu.

 


„Wy, którzy źli jesteście”
_____________________________________________________________________

 Niech ci się tylko powiedzie. To już wiesz, co się stanie. Zaatakują cię ze wszystkich stron. Nie przepuszczą. Żadnemu szczęściu, powodzeniu, żadnej twojej radości.
 Niech tylko twemu bratu gwiazdka zaświeci. Już wiesz, co się w tobie będzie działo. Nawet nie, żeby mu ją odebrać i mieć samemu. Ale zniszczyć dla zniszczenia.
 Nie chcę cię straszyć upiorem twojego zła. Chcę tylko, żebyś wiedział o tym, że ono w tobie drzemie i czeka na okazję, by wybuchnąć nienawiścią i zniszczeniem. Nie chcę cię mobilizować do pracy nad opanowaniem twojego zła. Nie chcę, żebyś sobie wytyczał za cel życiowy walkę z grzechem. – Celem twoim jest dobro, tworzenie. Tylko wiedz o tym i pilnuj się, żeby zło, które jest w tobie, nie stało się tobą.

 


„Ty jesteś skała”
____________________________________________________________________

 Chcielibyśmy być jak skała, jak stal albo jak dąb. A my – z gliny. W niej tu i ówdzie kawałek szlachetnego marmuru, nierdzewnej stali. – Obiecujemy i zapominamy. Jesteśmy pewni i wątpimy. Angażujemy się i odstępujemy. Podziwiamy i gardzimy. Grzeszymy i żałujemy.
 Chcielibyśmy, by bliźni nasi byli jak te posągi ze spiżu, z marmuru albo z betonu. A oni tacy jak my: z gliny. Tylko trochę w nich szlachetnego kruszcu. – I przyrzekają, a potem nie dotrzymują. I są wierni, a potem odchodzą. I kochają, a potem zdradzają. I są cyniczni we dnie, a płaczą po nocach. Upadają, i znowu się podnoszą.

 


„Chcę, bądź uzdrowiony”
___________________________________________________________________

To są nasi trędowaci – pijacy, zmarnowane talenty, niedoszli geniusze, upadłe anioły – nasi dawni koledzy. Patrzymy na nich z niechęcią, pogardą. Unikamy ich, aby nie zarazili nas swoim nieszczęściem. Ale to przecież nasze ofiary. To my, z pomocą naszych kumpli, precyzyjnymi pociągnięciami wypchnęliśmy ich z naszego koła. Nie pasowali do nas, a mogli zagrozić naszej stabilizacji. Zostali odcięci od możliwości pracy w swojej dziedzinie. Nie dopuszczeni do głosu. Odsunięci od wszelkich kontaktów.
 Ty masz swojego trędowatego. Patrzyłeś z zimną krwią, jak podejmował się coraz bardziej niekorzystnych prac, które kolejno i tak wyjmowano mu z rąk. Patrzyłeś, jak się rozpadał. A teraz kiwasz głową nad losem człowieka, który do takiego stanu potrafił się doprowadzić. Ty – uczciwy człowiek, odpowiedzialny pracownik, szanowany obywatel.
 A przecież wystarczyłoby, abyś go dotknął.
 A może jeszcze teraz taka szansa istnieje?

 


„Bracia moi”
________________________________________________________________

 Urodziłeś się pod tym niebem i odtąd jesteś tej ziemi przypisany. To jest twój dom: te góry, doliny, rzeki, morza, lasy, łąki, miasta. Nie uciekniesz od nich, choćbyś nie wiem ile świata zwędrował, bo je nosisz w sobie. I zatęsknisz do nich, i będziesz ich tak długo szukał, aż powrócisz.
 Tu jest twój naród, twoja rodzina. Rozglądnij się. To są rodacy, bracia twoi, to są siostry twoje. Te sprzedawczyki, wydrwigrosze, łotry spod ciemnej gwiazdy, błazny, oczajdusze. I te wspaniałe umysły, ludzie nauki, genialni organizatorzy, bohaterowie wielkich dni swojego narodu i bohaterowie dnia codziennego: uczciwej pracy. To jest twoja rodzina. Nie wyprzesz się, choćbyś chciał. Bo ich nosisz w sobie. I będziesz jednym z nich.

 


„Spojrzał na niego z miłością”
__________________________________________________________________

 Nawet w ciemności możesz zobaczyć światło. Nawet na pochmurnym niebie możesz ujrzeć gwiazdę. Nawet w koszu ze śmieciami możesz znaleźć skarb. Nawet na śniegu możesz spotkać różę. Nawet gdy przyłożysz ucho do głazu, możesz usłyszeć bicie serca. Jeżeli zechcesz.
 Jeżeli zechcesz zapanować nad swoimi uprzedzeniami, oporami – potrafisz w każdym człowieku znaleźć wartość. I na niej budować twój ludzki stosunek do niego. I wtedy zobaczysz cud: ten pogardzany, spychany, lekceważony, wyśmiewany, a co najwyżej tolerowany, ten śmieszny czy prostacki, naiwny czy gruboskórny, nieinteligentny czy tępy – pod twoim wzrokiem zacznie rozwijać się jak kwiat. Uwierzy, że jest jeszcze coś wart, że warto żyć i podejmować wysiłek, aby więcej z siebie dać.
 A gdy nauczysz się tak postępować, może i w sobie odkryjesz światło, skarb, serce. A to jest ważne, zwłaszcza gdy przyjdą na ciebie chwile zwątpienia. Ta świadomość, że w tobie jest odprysk złota, blask światła, pozwoli ci żyć dalej.

 


„Małej wiary”
____________________________________________________________________

 Mały człowiek jest agresywny. Wszystkich podejrzewa, że chcą go zniszczyć. To splot urazów, kompleksów, pretensji, uprzedzeń. Nie ma się jak do niego dostać. Nawet nie można go pogłaskać. Cokolwiek by ktoś do niego powiedział, jakkolwiek by się wobec niego zachował, wszystko to odczytuje jako atak na siebie. Zacieśnił się do obrony przed zniszczeniem.
 Nie bój się. Nikt nie jest cię w stanie zniszczyć, jeżeli tylko ty tego nie chcesz.

 


„Jeśli miłość mieć będziecie”
_____________________________________________________________________

 Każdy z nas jest inny. Każdy z nas ma inne uzdolnienia, odmienne poglądy, opinie, zwyczaje, formy bycia. Każdy stanowi odmienny świat. Stąd musi dojść do zderzeń w szczegółach, jak i w rozwiązaniach ogólnych. I to jest normalne. Nienormalne rozpoczyna się od chwili, gdy w tobie zapanuje chęć wyłączności, zdominowania swoich oponentów, zniszczenia tych, którzy są inni: zaprowadzenia twojego porządku świata.
 Łatwiej jest być wyrozumiałym dla słabości, ułomności, nieporadności, przywary. Ale uznać talent, tolerować, nie przeszkadzać, a nawet popierać, współpracować, pomagać w rozwoju, podziwiać, to już nie sprawiedliwość, tylko heroizm.

 


„Biada wam”
____________________________________________________________________

 Nie pozwalaj krzyczeć na siebie. Pytaj o rację, o prawo, o słuszność. Pytaj, czy nie ma winy i po drugiej stronie. A nawet, gdy przypłaszczony krzykiem przywarujesz na ziemi i nie będziesz w stanie wykrztusić słowa, to przynajmniej milcz, nie zaczynaj od bicia się w piersi, od tłumaczenia się.
 Nie pozwalaj krzyczeć na siebie. – Chyba że to z miłości. Wtedy nawet krzyk niesie ci radość.
 Nie wrzeszcz. Chociaż masz rację. Krzyk jest nieludzki, nieczłowieczy. Nie krzycz na ludzi. Nie masz takiego prawa. To jest znęcanie się. Nawet gdy cię usłuchają, to z nienawiścią, za to, żeś podeptał ich człowieczeństwo – żeś ich skrzywdził.
 Nie krzycz na ludzi. – Chyba że z miłości. Bo w miłości zawsze jest radość.

 


„By światło twoje nie stało się ciemnością”
______________________________________________________________________

 Nie dziw się, gdy dochodzą do ciebie twoje słowa, których nigdy nie wypowiedziałeś, twoje czyny, których nigdy nie dokonałeś. Nie narzekaj, że ludzi wciąż szepcą za twoimi plecami, posądzają o występki, przypisują ci złe intencje. To jest cena twojej wolności. Tego, że kimś jesteś. Zazdroszczą ci, w obliczu swego zmarnowanego życia, że potrafisz myśleć, że się nie boisz mówić, że stać cię na czyn. Nie darują ci twego szczęścia. Znieść cię nie mogą, bo jesteś dla nich wyrzutem sumienia.
 Ale i ty uważaj, gdy w twojej duszy zacznie się budzić niepokój, smutek i złość, że się komuś udało życie, że ktoś jest wolny, twórczy, że coś robi. I wtedy albo będziesz chciał zabić to światło, by było ciemnością, taką jaką ty sam jesteś, albo będziesz się starał, żeby bardziej zajaśniało.

 


„Prawda was wyswobodzi”
___________________________________________________________________

 Żebyś przynajmniej raz w życiu prawdę powiedział tym, którym trzeba: tym, którzy cię zmuszają, byś czarne nazywał białym a białe czarnym. Nie tłumacz się, że to nieważne, czy powiesz tak czy inaczej, czy uśmiechniesz się, czy skiniesz głową; że oni sobie mogą mówić, a ty i tak swoje wiesz.
 To nieprawda: z czasem uwierzysz, że białe jest czarne, a czarne jest białe.

 


„Wilki drapieżne”
___________________________________________________________________

 Nie tylko inni ciebie wykorzystują: zabierają twój czas, wymagają ponad miarę, nie dotrzymują zobowiązań. I ty także wykorzystujesz: wtedy gdy jesteś w sytuacji bez wyjścia i żądasz pomocy, ale i wtedy gdy z lenistwa wyręczasz się innymi, spychasz na nich swoje obowiązki, rozporządzasz bezceremonialnie ich czasem, zapominasz prosić i dziękować.
 I wcale nie jest takie pewne, czyje konto jest bardziej obciążone: kto bardziej wykorzystuje.

 


„Wyrzucili Go za miasto”
_______________________________________________________________________

 Gdybyś nawet niewidomym przywracał wzrok, a głuchym słuch, wskrzeszał zmarłych, trędowatych z trądu oczyszczał. Gdybyś mówił takie najmądrzejsze nauki, jak ta o synu marnotrawnym albo o miłosiernym Samarytaninie. To i tak będą tacy, którzy pójdą za tobą, ale i tacy, którzy cię oskarżą i na krzyżu zawieszą.
 A ty ani paralityków nie uzdrawiasz, ani nie stać cię na nawracanie Magdalen. Powiedzą – rzadko w oczy, najczęściej poza oczy – żeś obłudnik albo dureń, żeś nic nie wart, żeś podły. Jak długo twojej drogi na ziemi i jak długo twojej na niej pamięci, będą pluli za tobą, naigrawali się z ciebie – i będą tacy, którzy cię będą kochać.
 Dlatego – tak jak On – nie wpadaj w euforię z powodu pochwał, ani niech cię nie paraliżuje pogarda. Staraj się być sobą.

 


„Chwała Twoja”
____________________________________________________________________

 Tak byś chciał, aby ludzie uwierzyli w ciebie. Tak byś chciał zapewnić sobie na zawsze godną szacunku pozycję, dojść do takiego stanowiska, do takich wyników, abyś nie musiał się bać, że coś zburzy twój spokój. Tak byś chciał przekonać swoich wrogów, umocnić swoich przyjaciół, zyskać powszechne uznanie – żeby raz na zawsze skończyły się za twoimi plecami chichoty, pomruki, oszczerstwa. Żeby wreszcie twoi Tomasze dotykali ze współczuciem twych ran, twoi Piotrowie płakali nad tym, że się ciebie zaparli, twoi Judasze żałowali swojej zdrady.
 Ale tak nigdy nie będzie. Chociażbyś nie wiem jakie wysokie stanowisko zajął. Chociażbyś nie wiem jaki wielki sukces odniósł. Natychmiast usłyszysz za twoimi plecami szepty, plotki, obmowy. Nigdy tak nie będzie, żebyś zyskał powszechne uznanie. Pojawią się zawsze wśród twoich bliskich Piotrowie, którzy się ciebie wyprą, Judasze, którzy cię zdradzą, Tomasze, którzy ci nie będą wierzyć.
 Jeżeli szukasz tylko ludzkiej chwały, to się zawsze rozczarujesz.

 


„Cieszmy się, bo to jest brat twój, który umarł był, a ożył”
_____________________________________________________________________

 Wtedy jesteś chrześcijaninem, kiedy umiesz przebaczać. To znaczy: odpuścić, darować, przekreślić. Jak gdyby nigdy nic nie zaszło. Uznać za niebyłe. Traktować normalnie.
 Wtedy jesteś chrześcijaninem, jeżeli – gdy powrócisz – jesteś w stanie uznać siebie za oczyszczonego. Jeżeli naprawdę uwierzysz, że ci darowano, przebaczono, przekreślono. Nawet gdyby twoje grzechy były jako szkarłat – że nad śnieg wybielałeś.

 


„Zrozumieliście to wszystko? A oni odpowiedzieli: tak”
____________________________________________________________________

 Patrzysz na swoich bliźnich, na ich postępowanie, słuchasz tego, co mówią i w głowie ci się nie mieści, jak oni mogą się jeszcze uważać za chrześcijan. Bo zupełnie nie dotykają istotnych prawd, biorą tylko ich fragmenty, a nawet te interpretują rozmaicie. Czy oni w ogóle rozumieją, o co Jezusowi chodzi.
 I patrzą na ciebie ludzie, i dziwią się, jak ty się możesz nazywać chrześcijaninem. I słuchają ciebie ludzie, i patrzą na twoje czyny, i podejrzewają, że ty nic z tej Ewangelii nie rozumiesz.
 A przecież już tyle lat słuchamy, bierzemy i karmimy się Słowem Bożym.

 


„I szły za nim wielkie rzesze”
______________________________________________________________________

 Nie wytrzymujemy tłumu. Nie jesteśmy zdolni ogarnąć tych ludzi, którzy zewsząd na nas napierają. Nie jesteśmy w stanie przyjąć ich cierpienia, które nas oblega. Bo choćby nawet płakać cały dzień, to nie wypłaczesz ludzkiego nieszczęścia. Bo choćby nawet pomagać ludziom całe życie – to jest kropla w morzu ludzkich potrzeb. Bo gdyby nawet otwierać serce każdemu szukającemu, to ilu obdzielisz – dziesięciu, stu, tysiąc; a gdzie reszta?
 Nie wytrzymujemy tłumu. Stoimy sterroryzowani ogromem ludzkiego bólu. I zatrzaskujemy przyłbicę, i opinamy na sobie pancerz, żeby się obronić, wytrzymać, żeby żyć. Na zimno porządkujemy ludzi według schematów – jako przechodniów, sprzedawców, urzędników, interesantów, znajomych. Samotni, niedosięgli, patrząc szklanym wzrokiem na wszystkich, przechodzimy przez życie. Niczemu się nie dziwiąc, do nikogo nie mając żalu.
 Jak żyć?
 Według miary Łaski, jaką cię Bóg obdarzył, według wielkości swego serca: według swojej wrażliwości ogarnij miłością tych, którzy przychodzą do ciebie.

 


„Jakie jest największe przykazanie”
_____________________________________________________________________

 Wierzysz jeszcze w miłość? Czy wierzysz, że może być człowiek na świecie, który potrafi zrobić coś dla ciebie, a nie dla swojego interesu. Czy ty wierzysz w miłość: w to, że ty sam możesz żyć bezinteresownie – żyć dla kogoś a nie dla siebie.
 Pytam o to tym bardziej, im więcej masz lat. Im bardziej się sparzyłeś na ludziach i na sobie samym. Im bardziej przejrzałeś wszystkie okrągłe słowa, słodkie uśmiechy, serdeczności, podarunki i świadczone usługi – które okazują się pozorami mającymi na końcu zawsze własny interes.
 A nie możesz nie wierzyć. A przecież takie życie bezinteresowne jest warunkiem twojego człowieczeństwa – twojego zbawienia.

 


„Bo wielce umiłowała”
___________________________________________________________________

 Czyś ty choć raz w życiu powiedział: „Jak dobrze, że jesteś”; „jak dobrze, żeś przyszedł, zadzwonił, odezwał się”. Czyś ty przynajmniej raz w życiu zachwycił się i przestałeś być sam – przestałeś się bać: świata, ludzi, siebie, swojej choroby, swojej śmierci. Czyś ty choć raz w życiu był szczęśliwy.
 A może miałeś jeszcze coś więcej? Może czułeś na sobie wpatrzone oczy, mówiące: „Jak dobrze, że jesteś”. – Nie tylko kochałeś, ale byłeś kochany.
 A czy teraz kochasz? Czy jeszcze jesteś kochany? Nie mów, że tamte czasy minęły. Wszystko zależy od ciebie. Patrz wokół z taką samą świeżością jak dawniej. Wtedy odkryjesz wspaniałych ludzi, zobaczysz wielkie i ważne sprawy.

 


„Są jedno”
____________________________________________________________________

 Żeby mieć na świecie jednego jedynego człowieka, który cię całego zaakceptuje i zawsze będzie przy tobie, niezależnie od tego, co by się stało – który nigdy nie uwierzy w twoją klęskę. Wtedy nic ci się nie może przydarzyć. Wtedy możesz mieć nawet wszystkich i wszystko przeciwko sobie. Wtedy możesz żyć.
 …Żeby mieć na świecie jednego jedynego człowieka, którego w pełni zaakceptujesz.

„Lisy mają swoje jamy”
____________________________________________________________________

 Człowiek potrzebuje domu. Nie: „zwłaszcza w dzisiejszych czasach”; nie: „coraz bardziej”. Zawsze. Odkąd człowiek jest człowiekiem i jak długo chce być człowiekiem. Nie czterech ścian, nie hotelu, nie noclegu, nie przytułku, ale źródła pokoju, odpoczynku, siły, miłości – domu.

 


„Znaleźli Maryję z Józefem oraz Dzieciątko”
____________________________________________________________________

 Od początku swojego istnienia ludzkość tyle już przeżyła, popełniła już tyle głupstw, piramidalnych błędów, już tak bardzo palce poparzyła, ale zawsze w chwilach opamiętania nieodmiennie wraca do tego, że najważniejsze jest: mężczyzna, kobieta i dziecko. I coraz bardziej już wiemy, że niezależnie od tego, co jeszcze ludzkość wynajdzie, jakie przewroty przeżyje, do jakich dojdzie osiągnięć, to dokąd będzie istnieć, jej podstawą pozostanie: mąż, żona i dziecko. I im więcej doświadczeni, tym głębiej przekonani jesteśmy o tym, że nie ma zbyt wysokiej ceny, którą ludzkość powinna zapłacić, nie ma zbyt wielkiego wysiłku, który ludzkość powinna podjąć, ażeby stworzyć jak najlepsze warunki, żeby umocnić w sposób najbardziej korzystny ten związek: ojca, matki i dziecka.

 


„Do domu swojego”
______________________________________________________________________

 Chamiejemy. Coraz więcej w nas brutalności. Ranimy się. Krzywdzimy się nawzajem. Na ulicy, w tramwaju, w pracy, w szkole. I jest coraz gorzej.
 Bo stygną nasze ogniska rodzinne. Coraz mniej matki w matkach naszych. Coraz mniej ojca w ojcach naszych. Domów coraz mniej. Bo coraz mniej domu w naszych domach. To już tylko hotele, barłogi noclegowe. Ginie wspólny stół. Napychamy się po kątach, nad blachą, przy palnikach gazowych. Byle jak najprędzej iść w miasto, dalej od domu, gdzie nudno i pusto.
 Tak nie zbudujemy świata. Chociażbyśmy mieli nawet bardzo wysoką technikę. Ludźmi nie będziemy.

 


„A wy nie nazywajcie się nauczycielami”
_____________________________________________________________________

 To z lenistwa przyjmujemy postawę mistrza, instruktora – bo chcemy najmniejszym wysiłkiem załatwić sprawę wychowania. To ze strachu – bo się boimy, że odsłoni się nasze puste i jałowe wnętrze. I dlatego prawisz morały, grozisz, dajesz wskazówki. Ale to jest tresura, którą każdy człowiek, posiadający jaką taką godność, odrzuci.
 Jeżeli naprawdę zależy ci na wychowaniu ludzi, którzy są z tobą, jeżeli naprawdę ich kochasz, to zejdź z piedestału mistrza, nauczyciela. Miłość nie jest dawaniem jałmużny: bogaty – biednemu, możny – bezradnemu, silny – słabemu. Odrzuci ją każdy, kto ma choć trochę poczucia godności. – Miłość jest dzieleniem się. Chcesz komuś pomóc, to bądź razem z nim. Wtedy w każdym momencie przekazujesz siebie. Nawet gdy będziesz opluty, wyśmiany, wzgardzony, więcej nauczysz niż gdybyś całe życie prawił morały – tą jedną chwilą.

 


„Kto by zgorszył jedno z tych najmniejszych”
____________________________________________________________________

 Co chcesz dać światu? Jaki kształt chcesz na nim odcisnąć? Jak chcesz wychować swoje dziecko, przyjaciela? Na człowieka? Na operatywnego człowieka, na zręcznego człowieka, na zaradnego człowieka, na człowieka umiejącego pracować, zachować się? Ale co te słowa u ciebie znaczą? Jaka filozofia życiowa za nimi się kryje? Filozofia człowieka, który nie pozwoli się zagryźć, a który zagryza spokojnie tych, którzy mu stoją na drodze, czy też człowieka, który chce czynić dobrze?
 To dajesz światu, czym sam jesteś. Nie skryjesz się za kurtyną swoich słów. Wychowujesz swoje dziecko, przyjaciela, ludzi, z którymi obcujesz, na kształt swojej osobowości.

 


„Nauczajcie”
_________________________________________________________________

 Tylu wokół nas ludzi, którzy wciąż lepiej od nas wiedzą, jak mamy iść, co robić, jak postępować. Którzy wciąż nas upominają, grożą, mają za złe, trzeszczą, skrzeczą, kraczą. I odrzucisz ich i ich „nauki” w imię swojej własnej godności. A pójdziesz zawsze za tym, kto cię obroni, jak Jezus obronił jawnogrzesznicę, kto ci pomoże, jak Jezus pomógł sparaliżowanemu, kto cię przygarnie, zaprosi do stołu, wciągnie do swojego towarzystwa, jak On to robił.
 Nie baw się w „nauczyciela”. Nie gań bez przerwy swojego bliźniego, bo wzgardzi tobą w imię własnej godności. Jeżeli chcesz go nauczyć, to mu pomagaj. Wtedy tak pójdzie z tobą, jak ty pójdziesz z nim.

 


„Za zbawienie świata”
_______________________________________________________________________

 Jakiej wysokości dosięgasz? Czy mówi ci coś słowo: rodzina? Miasto? Naród? Ludzkość? Czy reagujesz na słowo: Ojczyzna? Wytłumaczysz mi, że to już nie te czasy. A twoje miasto? Uśmiechniesz się pobłażliwie. A zakład pracy? Machniesz lekceważąco ręką. Jakiego wzrostu jesteś? Co cię przejmuje, boli, niepokoi? Jakie sprawy, którzy ludzie? Twoja matka, twoja siostra, kolega, znajomy, współpracownik, przechodzień, rodak, drugi człowiek? O kogo się troszczysz? Na kim ci zależy? Za kogo czujesz się współodpowiedzialny? Jakiej wysokości sięgasz? Jakie widzisz horyzonty?

 


„Przynieśli Mu dary”
____________________________________________________________________

 Są na świecie Mikołajowie. Są na świecie Aniołowie. I przychodzą nocą do dzieci, czasem również do starszych, aby przynieść im podarunki. Są w nas mikołajowie i są w nas anieli, którzy czasem zdobywają się na to, by drugiemu człowiekowi sprawić radość. My – tacy na co dzień wyrachowani, interesowni, nastawieni na to, że wszystko za coś: grosz za grosz, czyn za czyn, pomoc za pomoc – nagle potrafimy dawać bezinteresownie, potrafimy odczuwać radość dawania.
 Jest w nas coś z Boga. Zostało w nas coś z Jezusa.

 


„Pójdźcie błogosławieni Ojca Mego”
______________________________________________________________________

 Wszystko zaczęło się w twoim życiu od chwili, gdy poczułeś się odpowiedzialny za siebie, za kogoś, za coś. Twoja dojrzałość zaczęła się, odkąd przestałeś biernie wyczekiwać, że ktoś, że coś, że kiedyś, że chyba przy zmianie układów, że może zależnie od okoliczności – że samo z siebie potoczy się, wyjaśni, zadecyduje. Twoje człowieczeństwo kształtuje się, na ile przygarniasz, pomagasz, opiekujesz się, bierzesz w obronę, zabezpieczasz, kierujesz- na ile troszczysz się o sprawę, o człowieka, o siebie. I tym większy jesteś, im szerszy krąg ogarniasz swoją troską.
 I tak też przebiega twój regres, rozpad, twoje umniejszanie się, twoje karłowacenie: gdy umywasz ręce, zrzekasz się, wycofujesz, nie interesujesz się ani sobą, ani ludźmi, ani sprawami – zrzucasz z siebie odpowiedzialność.

 


„Aby choć rękę na nie włożył”
______________________________________________________________________

 W nieskazitelnie białej koszuli, dokładnie zaprasowany. Bijący brawo jedną ręką. Oglądacz wystaw, kin, kościołów, mszy świętych, dusz ludzkich, ich cierpień i radości. NIedotknięty, nienaruszony. Przyglądający się pobłażliwie tym, którzy jak ćmy opalili sobie skrzydła w ogniu. Pełen satysfakcji, że ciebie to nie spotkało – że nie dałeś się nabrać. Z konwencjonalnym uśmiechem, w który ani ty sam, ani nikt nie wierzy. Rozmawiasz z pozorną powagą o pogodzie i spędzonym urlopie. Ale ciebie nie ma: jesteś doskonale nieobecny. I oni wiedzą, że ciebie nie ma. Jest tylko ściana: twoja pogarda. A tyś ukryty w wieży z kości słoniowej, nastawiony na przeczekanie burz, które przewalają się nad twoim niebem.
 A naprawdę, to jesteś skrzywdzonym dzieckiem, obrażonym na ludzi i na świat, które ze swoją krzywdą poradzić sobie nie umie – które nie umie przebaczyć.

 


„Jako i my odpuszczamy”
__________________________________________________________________

 Jakżeż my jesteśmy bezlitośni dla bliźnich naszych. Chcemy ich wciąż przykrawać na swoją miarę. A przecież trzeba zaakceptować drugiego człowieka takiego, jakim jest, wraz ze wszystkimi jego wadami. Nawet gdy popełni jakąś nieuczciwość wobec ciebie – bo przebaczyć, to nie znaczy zapomnieć. Tego się nie da. Przebaczyć to znaczy zaakceptować go z tymi grzechami, które przeciwko tobie popełnił. I zdecydować się iść z nim dalej.

 


„Bracia twoi”
_____________________________________________________________________

 To jest prawdziwy cud – jeżeli za pieczątką, biurkiem, tytułem, funkcją, stanowiskiem zobaczysz człowieka, który jest taki jak ty. Który żyje, choruje, umiera, którego może teraz głowa boli, dokucza mu ząb, ma rodzinne zmartwienia.
 Czasem może się zdarzyć drugi cud, że ten ktoś – ekspedientka, przechodzień, urzędnik, współpracownik, kierownik, konduktor, sekretarka, dyrektor – zobaczy w tobie: w petencie, kliencie, stronie, przechodniu – człowieka. Nie rzecz, która jest pomocą albo przeszkodą, środkiem albo zawadą w realizacji celów, ale brata, któremu się mówi „ty”.
 I wtedy te dwa światy odkryją, że „ja” i „ty” tworzą wspólnotę: „my”, i trzeba wszystko robić, aby ta wspólnota nie przestała istnieć.

 


„I opuścili Go wszyscy uczniowie”
___________________________________________________________________

 Jest czas spotkania i czas rozstania. Jest początek i jest koniec – miłości, przyjaźni, współpracy. Napotykasz zimną, obojętną twarz.
 A przecież był czas pięknych spacerów, pełnego zrozumienia, wspaniałej współpracy, twórczości, radości z wzajemnego przebywania. A teraz widzisz tylko pogardę.
 Nie daj sobie tamtego dobra odebrać. Bo tamto jest prawdą. Bo tylko to się liczy, co jest dobre, wielkie w twoim życiu. Nie pozwól, by zbezcześciły tamten czas nawet najbardziej tragiczne rozstania.

 


„Przyjacielu, po coś przyszedł?”
___________________________________________________________________

 A tu chodzi o wierność. Bez niej nie ma życia – ani twojego życia, ani ludzi, z którymi idziesz. Bo ktoś na twoim słowie buduje – na tym, któreś wtedy powiedział. Bo ktoś wziął poważnie to twoje spojrzenie pełne zachwytu. To twoje opiekuńcze zachowanie się. – Ktoś liczy na ciebie.
 Zaginęło nam to słowo „wierność”. A bez niego nie ma życia, nie ma człowieka, nie ma chrześcijanina.

 


„Miej o nim staranie”
______________________________________________________________________

 Chodzi o to, ażeby przez ciebie twemu bliźniemu było dobrze: żeby przy tobie odnalazł samego siebie; gdy złamany – wyprostował się, gdy zgaszony – wybuchnął płomieniem, gdy stulony – zakwitnął. Ażeby przy tobie stawał się pełnym człowiekiem.
 Najłatwiej zbyć potrzebującego jałmużną uśmiechu, dobrego słowa czy rzeczy. – Ale to nie jest dobroć. To tylko tobie tak się zdaje.

 


„Byłem w więzieniu, a nawiedziliście mnie”
_______________________________________________________________________

 Prawo tego świata to walczyć, niszczyć i zwyciężać. Tylko ten jest dobry, kto jest silny, bogaty, zdrowy. Tylko z takim należy trzymać, takiego należy popierać, bo to się zawsze opłaci. Biada słabym, ułomnym, biednym, samotnym. Nie liczą się w walce. Bo to ani przeciwnicy, ani partnerzy. Zostaną odrzuceni jak plewy, podeptani jak śmiecie.
 A przykazanie Boże mówi: Nieść pomoc każdemu, kto potrzebuje pomocy. I choć to Jezus wyraźnie powiedział przed dwoma tysiącami lat, i choć mienimy się Jego wyznawcami, brzmi to dla nas wciąż jak rzecz nieprawdopodobna, niemożliwa do spełnienia – i jest przez nas tak traktowana. A przecież z tego będziemy sądzeni.

 


„Nie tylko chlebem żyje człowiek”
____________________________________________________________________

 Dobrym słowem można żyć chwilę, godzinę, dwie, dzień cały. Dobre słowo jest w stanie uratować cię w chwili rozpaczy. Bez dobrego słowa trudno jest żyć. Dlatego nie wstydź się, że cię pochwalono, nie gardź dobrym słowem. Nie bój się, że ci może ono przewrócić w głowie. Przecież dostateczna ilość złych słów spada na ciebie codziennie.
 Dobrym słowem można długo żyć. Dlatego dawaj je ludziom, gdy na to zasłużą. Bo potrzebują ludzkiej akceptacji. Bo bez niej trudno jest żyć. Nie bój się, że im to w głowie może przewróci. Otrzymują codziennie swoją porcję złych słów. Nie tylko od innych ludzi, od ciebie też.

 


„Dawajcie”
_____________________________________________________________________

 Najdroższą rzeczą dla każdego człowieka jest czas. I nad niczym tak nie drżymy jak nad czasem. I niczego tak innym ludziom nie żałujemy jak czasu. – I nie ma większego daru, jaki możemy dać drugiemu człowiekowi, jak czas. A dać drugiemu człowiekowi czas, to znaczy starać się go wysłuchać, zrozumieć go, pomóc mu – stać się uczestnikiem jego życia.
 I jak miarą mądrości człowieka jest organizowanie swojego czasu, tak miarą miłości jest dawanie swojego czasu drugiemu człowiekowi.

 


„Błogosławieni miłosierni”
_______________________________________________________________________

 Trzeba pomóc drugiemu człowiekowi, gdy zagubi swoją ścieżkę, zaplącze się w labiryncie cudzego życia, gdy nie jest w stanie uporządkować swoich spraw. Trzeba mu pomóc, by przetrwał swój kryzys, złapał oddech.
 Ale uważaj, bo tuż zaraz zaczynasz go przyzwyczajać do stałego liczenia na twoją pomoc, legalizować jego nieporadność, jego oglądanie się na cudze miłosierdzie. I ten kolejny twój krok to nie miłość ale demoralizacja: uczenie lenistwa, bierności, lekkiego życia, cwaniactwa.

 


„Kto was przyjmuje, mnie przyjmuje”
______________________________________________________________________

 Pozamykaliśmy drzwi naszych mieszkań i pozasuwali storami okna. Odcięliśmy się od ludzi i kisimy się we własnym sosie. W najlepszym wypadku tkwimy bez końca w gronie tych samych ludzi, gdzie z góry od lat już wiadomo, co kto wie i co kto powie. Wygodnie nam na tym wygniecionym foteliku, mamy poczucie własnej wartości.
 A przyznać się nie chcesz, że boisz się wartościowych ludzi, bo przy nich ujawniają się twoje braki – przy nich czujesz wszystkie swoje niedostatki. Unikasz tych ludzi, bo kontakt z nimi zmusza cię do skupienia, uwagi, wysiłku, żąda od ciebie pracy, zmiany, odnowy.
 Głupiejesz. Bo się odciąłeś od ludzi – od Boga, który w ich postaci do ciebie chce przyjść.