Biblioteka


 Świętować przez muzykę.



     Świętować przez muzykę. Grać na instrumencie. Na fortepianie, na gitarze, na skrzypcach, na flecie. Po amatorsku: dla siebie, „dla swojej przyjemności”. Uczyć się nowych utworów, które ci się podobają. Chopina, Mozarta, Bacha, Ravela, Mahlera, Gershwina. Kompozytorów współczesnych, muzyki poważnej, rozrywkowej, jazzowej. Wpatrywać się w zapisy: w czarne punkty na pięciolinii. Niektóre utwory znasz prawie na pamięć. Zdaje ci się, że mógłbyś je zagrać bez potknięcia. Ale naprawdę tak nie jest. Dopiero patrząc w zapis odkrywasz niuanse przez ciebie niezauważane, stylizacje przez ciebie pomijane. Dopiero patrząc w tekst podziwiasz w pełni wielkość twoich kompozytorów, którzy tak genialnie potrafili dopowiadać do końca to, co chcieli.
     Grać. Wsłuchiwać się w dźwięki. Wsłuchiwać się w dusze twórców, w ich przeżycia, które wypowiadali swoimi utworami. Znajdować siebie w nich. Swoją tęsknotę, smutek, radość zachwyt, rytm. Tylko jeszcze piękniejszy niż twój, tylko doskonalszy – doskonalej wyrażony niż byś to ty sam potrafił. Grać utwory muzyczne, wyrażać nimi siebie, swoje przeżycia, wzbogacać je, uszlachetniać z pomocą tej muzyki. Muzykować w grupie. W kwartecie, w kwintecie. Muzykować dla siebie. Śpiewać piosenki akompaniując sobie na gitarze. Muzykować dla ludzi. Śpiewać na ogniskach, gdy zapadnie noc, gdy za plecami las, na polanach, na łąkach, nad rzeką, w kącie sali, na kamieniu, przy mikrofonie dla zgromadzonych na wieczornicach. Śpiewać z nimi. Przeciwko głupocie, zbrodni, przemocy, wojnie, za przyjaźnią, wolnością, miłością, wiernością. Śpiewać i grać razem. Bo takich jak ty jest wielu. Nie jesteś sam i tym większa twa radość. Cieszyć się muzyką i tekstem. Mieć swoich „tekściarzy” i swoich kompozytorów, i swoich aranżerów, i swoich piosenkarzy, i swoje zespoły. Cieszyć się każdą ich nową pozycją, każdym nowym przebojem. Być wiernym starym sympatiom, obserwować nowe gwiazdy, które nagle wybuchają na niebie muzycznym. Próbować własnych kompozycji. Wygrać to, czego nie wysłyszałeś w innych utworach. Zaczynać może od wariacji na temat wielkich dzieł, aby i z tego zrezygnować i przejść do swojej muzyki, do swojej pieśni. Zawrzeć w niej cząstkę siebie, swojej duszy, swoich przeżyć.
     Świętować przez muzykę. Iść do filharmonii na koncert. Bo przyjechał wielki dyrygent, słynna orkiestra. Bo grają twoje ukochane utwory, bo grają twoi ulubieni muzycy. Bo prapremiera, bo premiera – przynajmniej dla ciebie – nigdy dotąd nie słyszałeś tych utworów, nowe a już sławne. Znaleźć czas, wyrwać te dwie godziny, choć zdaje ci się, że nie ma szans. Albo wprost przeciwnie: odsunąć wszystko, co stoi na drodze, bo ten koncert to dla ciebie sprawa wagi pierwszorzędnej.
     Wejść w świat muzyki. Czy to będzie Chopin, Bach, Beethoven, Mozart, Ravel, Szymanowski czy Penderecki. Słuchać. Przy oczach otwartych albo zamkniętych. Brać muzykę w siebie. Wchodzić w świat przeżyć, które są przecież i w tobie, ale dotąd tylko jako przeczute, których nawet nie odważyłbyś się dopowiedzieć przez swoją nieśmiałość, przez brak wyobraźni, przez brak horyzontów, przez brak talentu, przez brak geniuszu, który był ich udziałem. Wchodzić w świat ich przeżyć jak w tajemnicze groty oświecane światłem odbijającym się w martwych jeziorkach, rozbłyskujące kolorami tęczy w kryształach górskich. Wchodzić w świat ich przeżyć jak na wysokie szczyty, skąd oszałamiające widoki na przepastne urwiska, na martwe, wiecznym śniegiem pokryte masywy górskie.
     Wchodzić w mroczne katedry oświetlone światłem wpadającym przez przecudowne witraże, w zamki warowne i pałace lekkie jak z morskiej piany, gdzie w salach balowych panie wydekoltowane, w krynolinach, panowie w perukach, żabotach i białych pończochach tańczą menueta. Dać się prowadzić na kwieciste łąki.
     Dać się wyprowadzić z siebie, z codziennego załatwiania, zabiegania, zdobywania, gromadzenia, urządzania się, zabezpieczenia się na dziś i na jutro, z wyścigu po rzeczy, po pieniądze, po sukcesy, po chwałę i sławę, w świat wolności, pokoju, radości, gdzie tuż za progiem jest On, który jest samą radością, pokojem, wolnością.
     Przekonać się jeszcze raz, jak za pomocą dźwięków można przekazać tęsknotę i nadzieję, rozpacz i zwycięstwo, smutek i radość, przestrzeń i upływający czas, przemijanie świata i ludzi, zachwyt aż do ściśnięcia gardła, aż prawie do omdlenia, przeżycia niewyrażalne w inny sposób, których nie potrafi wyrazić słowo, których nie potrafi opisać żaden tekst. Biją w tobie dzwony kościelne, szumią morza, wieją wiatry, przepływają kolorowe łąki, kwitną czereśnie, śpiewają ptaki, idą procesje z rozwianymi chorągwiami, szaleje nawałnica, strzelają pioruny, maszerują wojska, grzechocą werble żałobne, tańczą dziewczęta, chichoczą szatani, tłucze o pokład ulewa, huczą potoki – a w tym świecie ty zagubiony, przelękniony, ty panujący, twórczy i decydujący o losie swoim i tego świata. A ty wniebowzięty, a ty pokorny robisz rachunek sumienia ze swojego życia. Na dźwiękach przypływają do ciebie twarze ludzi, wydarzenia, tworzą się łańcuchy, ciągi obrazów-nieobrazów, burz i ciszy, wzniesień i opadów, niepokojów sumienia, wątpliwości co do swojego postępowania i radości z drogi prawdy i światła, którą chcesz iść i idziesz. Wyrzucając sobie, że tak szaro u ciebie, tak małostkowo, smutnie. I robisz postanowienie, żeby tak nie żyć nadal jak ubogi krewny.
     Świętować przez muzykę. Słuchać nagrań muzyki klasycznej z płyt, z taśm. Gromadzić swoje skarby najdroższe, swoich przyjaciół najbliższych. Mieć ich. Obcować z nimi. Bez nich byłoby ci trudno w rozdeszczone jesienie, w puste wieczory, w twoich dniach, kiedy przychodzisz wykończony z pracy, przygnębiony niepowodzeniami, kiedy schodzą się przyjaciele kochający muzykę, w twoje święta wielkanocne, w twoje święta Bożego Narodzenia. One pomagają ci żyć w dzień zwyczajny i w święto. Potrafisz ich słuchać bez końca. Wykorzystujesz każdą chwilę. Znasz je na pamięć, ale to nie zmniejsza twojego zachwytu. One mobilizują cię do życia. Przez nie twoje życie nabiera sensu, zyskuje pełny blask. Tylko zdrowy rozsądek powstrzymuje cię, byś nie zaniedbywał przez nie swoich obowiązków. Czujesz jak bez kontroli łatwo mógłbyś dojść do wyłącznie słuchania nagrań. A przecież trzeba żyć: trzeba przekuć ten świat olśnień w czyn. Trzeba ponieść te objawienia, jakie się stały twoim udziałem, w ludzi. Trzeba budować lepszy świat, inspirowany pięknem, które przeżyłeś.