Biblioteka



          TWÓJ TRZECI WIEK

 Odejść mądrze w emeryturę.



     TWÓJ TRZECI WIEK     


     Odejść mądrze w emeryturę. Nie być nią zaskoczonym. Przygotowywać się do niej latami. Odejść bez dziecinnej fanfaronady w stylu: wreszcie odpocznę, wreszcie nie będę musiał wcześnie wstawać, wreszcie nie będę musiał bać się, żeby się nie spóźnić, wreszcie będę mógł wysypiać się do woli, wreszcie będę sobie mógł uporządkować wszystko, na co teraz nie mam czasu. Że będziesz mógł zwiedzać świat, o czym całe życie marzyłeś, a na co też nie miałeś czasu. – Bo wysypiać się można tydzień, porządkować można przez miesiąc, a co potem. A potem mieć pretensje, że cię nie pożegnano w pracy w sposób bardziej uroczysty, że nie przyszedł naczelny dyrektor i nie uścisnął ci dłoni, że nie odznaczono cię tam czymś, że nie wręczono ci dyplomu, że nie dodano ci do emerytury nadzwyczajnego dodatku, bo się okazuje, że ty, któryś tak narzekał na swoją pracę, nie możesz bez niej żyć i myślami wciąż tam jesteś, i wciąż wspominasz, i wciąż masz żal.
     Niby planujesz jakieś dalekie podróże wymarzone, chodzisz do biur turystycznych, ale przyłapujesz się na tym, że odeszła cię dawna ochota. Zwiedzać dla zwiedzania? Może cię zniechęciło towarzystwo, w którym przyjdzie ci podróżować. Ludzie, których spotykasz przy załatwianiu formalności, wyraźnie ci nie odpowiadają. Plączesz się po mieszkaniu, udajesz, że coś robisz, że czymś jesteś zajęty, wyszukujesz sobie jakieś prace, udajesz przed innymi, przed sobą, że jesteś rzeczywiście zajęty, a wnętrze żre ci nuda, pustka, samotność. Najgorsze są noce.
     Budzić się nieoczekiwanie w poczuciu, że jesteś wyspany choć dopiero pierwsza albo druga godzina. Nie móc zasnąć. Wracać do przeszłości, która w tobie tak wciąż obecna. Do błędów, potknięć, głupoty, niewiedzy, braku horyzontów, straconych okazji. Boleć nad zmarnowanymi latami, kiedy zajmowałeś się sprawami nieistotnymi, zbieraniem pieniędzy czy rzeczy, kombinowaniem, staczaniem bojów o to, co nieważne, co później sam porzuciłeś, czego się wstydziłeś i wstydzisz dotąd, a teraz ci jeszcze tylko żal. Mogłeś pójść naprzód w sprawach istotnych, bo mogłeś o wiele więcej zrobić, dokonać ważnych rzeczy. Wstydzić się przed sobą samym, żeś był taki małostkowy, taki chciwy, zachłanny, pazerny, że zbierałeś, bez końca zbierałeś, że kłóciłeś się o drobiazgi, a później traciłeś lekkomyślnie fortuny. Właśnie to jest dla ciebie najcięższe – poczucie niepotrzebności. Narzekałeś na telefony, że ci ludzie wciąż głowę zawracają. Teraz nadaremnie wyczekujesz na jakiś. Narzekałeś na listy, że nie masz czasu na czytanie a tym bardziej na odpisywanie. Teraz nie możesz się doczekać listonosza. Podchodzisz do skrzynki, by wybrać gazety i jakieś reklamówki. Najchętniej słuchasz radia. Pilnujesz dzienników, wysłuchujesz, czekasz, doczekać się nie możesz, żeby się coś stało ważnego, wielkiego, co zmieni twoje co dzień takie samo życie, co nagle sprawi, że w tych wielkich wydarzeniach i ty, i twoje życie nabierze rangi ważności i wielkości. Ale nic się nie dzieje. Co dzień prawie to samo. Co godzina prawie to samo. Zamykasz radio rozczarowany. Zamykasz, bo nie lubisz współczesnej muzyki. Przeglądasz gazety, ale w nich to samo co w radiu tylko szerzej. Nie pozostaje ci nic innego jak wyjście do swoich kumpli, by z nimi pogadać. Może oni coś więcej wiedzą. Ale i oni cię zawodzą. Takie samo „co słychać”, które i ty przyniosłeś. Parę starych dowcipów.
     Odchodzisz od nich zniecierpliwiony, rozżalony, gdy się posprzeczacie na tematy, na które sprzeczacie się zawsze i z tym samym skutkiem. Pozostaje jako ostatnia ewentualność troska o swoje zdrowie. Chodzenie po lekarzach, homeopatach. Lekarstwa, zioła, kuracje. Choć to nic nie ratuje, ale jeszcze bardziej przygnębia: po co się leczyć, jeżeli jestem nikomu niepotrzebny. A przecież twój niepokój jest uzasadniony. Masz w sobie ogromną wiedzę i ogromne doświadczenie i to nie tylko zawodowe ale i życiowe. I stąd to poczucie niepokoju: że się marnuje ten potencjał, że go nie wykorzystujesz, że go nie zużywasz, że jakoś tu sam zawiniłeś. I może dopiero uratują cię wnukowie, spadną jak dar niebios. Początkowo będziesz się boczył, że śmią tobie „takie rzeczy” proponować jak zajęcie się wnukami, że ty nie masz cierpliwości ani ochoty, że się na tym nie znasz, żeś tego nigdy nie robił. Będziesz się zastrzegał, że nie bierzesz odpowiedzialności, jak będzie coś nie tak, że niech pamiętają, że sami chcieli. Ale przecież to jest audytorium, które ciebie pyta. To jest audytorium, które chętnie pyta, bo rodzice nie mają czasu i chętnie oddają wnuki w twoje objęcia, pod twoje opiekuńcze skrzydła.
     I to jest nowy etap twojego życia, twoja ostatnia, najpiękniejsza miłość, miłość do wnuka. Przeżywać wielką miłość do swojego wnuka. Kochać i być kochanym. Usłyszeć to na własne uszy. Gdy twój wnuk wygramoli się na twoje kolana i powie ci, wpatrując się w twoją starą twarz, z zachwytem w głosie: Kocham cię. Chodzić z nim na spacer, trzymając w swojej suchej i twardej, martwej, chłodnej dłoni jego miękką, ruchliwą, ciepłą łapkę. I że tak jest, przekonujesz się o tym bez przerwy. Wtedy, gdy się z nim witasz. Gdy się z nim żegnasz. Gdy w swoim pacierzu rannym i wieczornym i o tobie pamięta. Wtedy, gdy opowiada – tylko tobie – o swoich nieszczęściach, tajemnicach, niespodziankach, klęskach i radościach. Twoja miłość.
     Gdy wpatrujesz się w jego myślenie, w jego przeżycia, gdy widzisz jego wrażliwość, jego piękno i dobroć, jego słabości, rodzące się zło i czujesz, że możesz mu pomóc, ochronić, uprzedzić, ostrzec. Usłyszeć od swojej córki, od swojego syna zdanie powiedziane żartem, w którym się jednak kryje nuta zazdrości: „Bo twój wnuk kocha ciebie więcej niż nas, rodziców”. Znaleźć w swoim wnuku słuchacza, który wreszcie słucha cię z zainteresowaniem – twojego życia, twojego losu – który się dopytuje o swoich wujków, ciocie, który pyta o twojego ojca i matkę, o jego pradziadków. Ukazywać twojemu wnukowi w tym małym lustereczku twojej rodziny historię waszego narodu wraz z jego wielkościami i upadkami, wraz z jego zwycięstwami i klęskami.
     Pokazywać, przynosić mu swoje skarby, twoje bezcenne pamiątki, z których się wyśmiewa twoja córka lub syn, a które teraz twój wnuk bierze do ręki, patrzy na nie z jeszcze większym szacunkiem i nabożeństwem niż ty sam.
     Śpiewać mu piosenki twoje stare, które ty śpiewałeś jako dziecko, przekazywać swojemu wnukowi część swojego życia, siebie samego, swoje ideały, to czym sam żyłeś. Widzieć, jak wnuk twój chłonie to, co mu przekazujesz, mieć pewność, że będzie twoim kontynuatorem. Bardziej niż twój syn, niż twoja córka. Bo po prostu wtedy nie miałeś dla nich czasu. Ani jednej setnej z tego, co dajesz teraz swojemu wnukowi.