Biblioteka


ROK  WIARY  A



A

     ROK

WIARY

A     1. niedziela Adwentu

„Tak będzie również z przyjściem Syna Człowieczego”

Wciąż gdzieś są trzęsienia ziemi, wciąż gdzieś panuje ucisk na świecie i ludzie umierają ze strachu, powstają narody przeciwko narodom i wybuchają wojny. Wciąż gwiazdy spadają i czasem słońce jest zaćmione, a czasem księżyc. I wciąż gdzieś brat wydaje brata, a dzieci wystepują przeciwko rodzicom. Wciąż dokonuje się przyjście Syna Człowieczego. Odbywa się Jego sąd nad ludźmi.
Wtedy, gdy trzęsie się nam ziemia pod nogami, gdy cierpimy ucisk i umieramy ze strachu, gdy wydaje nas własny ojciec, gdy są przeciwko nam własne nasze dzieci, gdy spadają nam ostatnie nasze gwiazdy. Wtedy dokonuje się przyjście Syna Człowieczego. Sąd nad nami i nad naszymi bliźnimi.

A     2. niedziela Adwentu

„Plemię żmijowe”

I my jesteśmy jak faryzeusze. Lubimy pierwsze miejsca przy stole i pozdrowienia na rynku, dbamy, by nie pomijano naszych tytułów i rozdajemy jałmużnę na skrzyżowaniach ulic, nakładamy na innych ciężary, których sami nawet palcem ruszyć nie chcemy i dziękujemy Bogu, że nie jesteśmy jak inni ludzie, zdziercy, oszuści, cudzołożnicy, albo chociażby jak ten nasz znajomy, który stoi w kącie kościoła i bije się w piersi – tak łatwo wołamy: ukrzyżuj go.

A     3. niedziela Adwentu

„Oczekiwać”

Po co Go wyczekiwać, skoro przyszedł. Po co Go wyglądać, skoro Go widzieć można. Po co Go nadsłuchiwać, skoro Go słyszeć można, skoro mówi do nas. Czy Adwent nie jest okresem roku kościelnego „na niby”? Czy to nie jest nieszczere udawanie? Czy to nie jest gra, dziecinna zabawa coroczna? Nie. Bo On się jeszcze w tobie na nowo nie narodził. A ty jesteś nowy. Jesteś inny niż rok temu. Inaczej patrzysz niż rok temu. Inaczej słuchasz niż rok temu. Inaczej myślisz niż rok temu. On się musi na nowo w tobie narodzić.

A     4. niedziela Adwentu

„Porodzi Syna”

Goście idą. Już się zbliżają: Matka Najświętsza ze świętym Józefem, pasterze – proste chłopy – mający w oczach jeszcze widzenie Aniołów, a w uszach śp8iewy niebiańskie, trzej Mędrcy ze Wschodu wpatrzeni w gwiazdę. Za chwilę wszyscy zapukają do drzwi twojej gospody.
A u ciebie pełno: oszuści, włóczęgi, niebieskie ptaki, urodzeni w niedzielę, bawidamki, rozpustnicy, cwaniacy, donosiciele. Krzyki, przekleństwa, wulgarne śpiewy, po kątach trwa handel rzeczami niewiadomego pochodzenia, na ławach śpią pijacy pijackim snem. A w całym twoim domu bałagan, brud, zaduch.
Co powiesz, gdy usłyszysz pukanie? Przecież nie wprowadzisz ich do takiego gnoju. Z łbem rozczochranym, brudny, rozchełstany, wyjdziesz do bramy. Odgarniesz zmierzwioną czuprynę, głowa ci jeszcze będzie pękała od wczorajszego przepicia. Co powiesz, gdy zobaczysz Matkę Najświętszą i świętego Józefa proszących o nocleg. Tylko jedno: miejsca nie ma.
Ale goście dopiero się zbliżają. Usuń póki czas ze swojego domu niecnych biesiadników, otwórz szeroko okna i drzwi, niech wejdzie świeży powiew wiatru, wyszoruj podłogę i ławy. Posprzątaj. Na stoły połóż czyste obrusy. Umyj się, włóż szatę godową. Żebyś – gdy zapukają – mógł ich do wnętrza zaprosić. Żeby się twój dom zapełnił Świętą Rodziną, ludźmi serdecznymi i mądrymi Magami. Żeby się odmieniło życie twoje.

A     W nocy       25 grudnia

„Narodził się wam Zbawiciel”

To jest nasze Boże Narodzenie. Czyś nie poczuł, że jesteś inny? Że inna ziemia pod twoimi stopami, inny wiatr na twarzy, inny świat przed twoimi oczami, inne głosy dochodzą do twoich uszu, inaczej biegną twoje rozmowy z ludźmi. Ten cud miał się stać, bo to jest również twoje narodzenie.
To jest nasze nowe narodzenie. Gdy słuchasz Ewangelii o tym, co się działo w Betlejem, gdy wpatrujesz się w Jezusa leżącego na sianie, gdy śpiewasz kolędy, rośnie w tobie świat o innych wymiarach, w którym panują prawa ubóstwa, przebaczenia, miłości.
Ileż tych Bożych Narodzeń już za nami. Od pierwszych lat, kiedy jeszcze nic nie rozumiałeś poza zapachem świerku, smakiem opłatka w buzi, poza świeczkami, kolorowymi bańkami, ogniami sztucznymi, zabawkami. Ileż tych naszych Bożych Narodzeń jest za nami. Rośniemy przez nie ku pełni Chrystusowego świata.

A     Niedziela Św. Rodziny

„Czyhali na życie Dziecięcia”

Ważniejsze jest mieszkanie niż dziecko. Ważniejszy jest samochód, szybkie dorobienie się, magisterium, doktorat, docentura, profesura, wyjazdy za granicę niż dziecko. Ważniejszy jest większy samochód, lepszy samochód, większe mieszkanie,, lepsze wyposażenie mieszkania niż dziecko. I dorobiliśmy się potworków: żon, które nie chcą być żonami i mężów, którzy nie chcą być mężami. A jeżeli się już zdarzy dziecko, a jeżeli w kocu zdecydują się na dziecko, to należy je jak najwcześniej oddać do żłobka, do przedszkola, do świetlicy szkolnej, pod opiekę pomocy domowej. Bo rodzice chcą mieć czas na życie swoje osobiste w jak największym, w jak najpełniejszym wymiarze, na karierę zawodową, zwiedzanie świata,  upiększanie mieszkania, pielęgnowanie samochodu, psów, kotów, znajomości. I tak dochowaliśmy się potworków: matek, które nie chcą być matkami, ojców, którzy nie chcą być ojcami. Bo najlepiej byłoby, żeby dziecko od razu wzięła jakaś instytucja. Niech je tam nauczą jeść, chodzić, mówić: „pani”, „auto”. Niech je tam – nawet za specjalną dopłatą – ktoś pogłaszcze albo przytuli. I tak powoli dorabiamy się potworków, które nie wiedzą, co to jest dom, matka, ojciec, atmosfera rodzinna, wspólne codzienne posiłki, wzajemne cieszenie się radościami, wzajemne smucenie się smutkami, wspólne świętowanie niedzieli. I tak rośnie ilość samochodów, coraz większych i lepiej wyposażonych mieszkań, coraz więcej dobrze ubranych kobiet i mężczyzn na ulicach.

A     1 I  –  Nowy Rok

„Co im zostało objawione”

Składam ci na ten nowy rok życzenia wytrwania w dobrym.
Nie zaczynasz od nowa. Przed „dziś” stoi „wczoraj”. A „wczoraj” to również „wczoraj” objawień, łask, darów, odkryć, osiągnięć, doświadczeń – niepowtarzalnych, jedynych, które w historii życia ludzkiego, w historii narodu tworzyć powinny milowe kamienie rozwoju. Byle ich nie roztrwonić, żeby się nie rozmyły. A chyba najłatwiej jest je utracić, gdy ci się zdaje, że je masz. Bo człowiek, bo naród nic nie „ma”. Bo człowiek, bo naród może tylko żyć, tylko „być”, a nie „posiadać”. Dobro człowiecze jest dynamiczne nie statyczne. Dobro człowiecze to jest droga, proces – nie rzecz.
W tym nowym roku życzę tobie i sobie wytrwania w dobrym.

A     6 I  –  Trzech Króli

„Mędrcy ze Wschodu”

Ażeby aż tak. Po ujrzeniu gwiazdy wybrać się w daleką, nieznaną drogę, by złożyć nowo narodzonemu królowi żydowskiemu pokłon. Ażeby aż tak? Ze złotem miłości, kadzidłem uwielbienia i mirrą cierpienia. Tylu królów żydowskich rodziło się już na przestrzeni wieków i ażeby aż tak teraz.
Jakież to było objawienie. Jakaż to prawda ukazała się trzem Magom. W co uwierzyli, czym się zachwycili, że wyszli w taką daleką drogę z pokłonem, z darami.
Obyśmy aż tak. Oby nam się objawiło, ukazało to, co im. Obyśmy i my przyszli do Niego z pokłonem. Ze złotem naszej miłości, z kadzidłem naszego uwielbienia, z mirrą naszego cierpienia. Obyśmy aż tak uwierzyli.

A     1. niedziela Wielkiego Postu

„I przystąpił do Niego szatan”

To każdy z nas jest tak wciąż kuszony. Każdy z nas jest kuszony, aby nagromadzić jak najwięcej chleba i zabezpieczyć go sobie na całe swoje życie – na całą nieskończoność. Każdy z nas jest kuszony, aby mieć władzę, jak największą władzę, aby swój tron osadzić mocno. Każdy z nas jest kuszony i żąda od losu, od Boga, od aniołów, aby go strzegli, na rękach nosili, by przypadkiem nie uraził nogi o kamień.
Wystarczy spojrzeć tylko w głąb swojego serca. Jaka cienka ściana dzieli nas od tego, byśmy sami nie wpadli w opętanie. Jeszcze chwila, a zaczniemy napychać chlebem dom nasz pod sam sufit. Jeszcze chwila i będziemy szli w górę po władzę, kłaniając się w pas wszystkim – trzeba czy nie trzeba. Jeszcze chwila, a gdy spadną na nas nieszczęścia, będziemy mieli pretensję do losu, do Boga, że nas od nich nie uchronił. Jeszcze chwila.

A     2. niedziela Wielkiego Postu

„Przemienił się przed nimi”

I ty doznajesz czasem łaski przemienienia. I ukazujesz się nagle sobie samemu i całemu swojemu otoczeniu jako inny człowiek. Spada z ciebie jak łachman wszystko, co dotąd się wlokło za tobą – codzienna twoja małość, tchórzliwość, prostactwo, głupota, ograniczoność, interesowność. I jesteś wielki. Taki natchniony, proroczy, mądry, jasny, taki święty.
Tylko później trzeba zejść z tej góry przemienienia w dzień codzienny i unieść choć odrobinę wielkości, jasności, która ci była dana. Bo chwile łaski są na to, żebyś nie zmarniał na co dzień.

A     3. niedziela Wielkiego Postu

„Daj mi tej wody”

A nade wszystko potrzebna jest nam mądrość. Nam, którzy co dzień czytamy gazety, słuchamy radia, patrzymy w telewizor. Nam pozamykanym w ciasnych kręgach rodzinnych, towarzyskich, zawodowych.
A nade wszystko potrzebna jest nam mądrość: przekonanie, żeśmy ograniczeni, ciaśni, zasklepieni, tępi, mali. I dążenie, żeby odkrywać węzłowe problemy ludzkości, świata i swoje własne, doszukiwać się logicznych związków, wyciągać właściwe wnioski – a więc szukać, pytać, zastanawiać się.
A nade wszystko potrzebna jest nam mądrość. Byśmy swoje osobiste życie ustawili mądrze i mądrze nim gospodarowali. Bo czas jest krótki. Bo przebiegają nam godziny, dnie, tygodnie, miesiące, lata.

A     4. niedziela Wielkiego Postu

„Kto zgrzeszył, że on się urodził niewidomy, on czy jego rodzice”

Jeżeli ktoś jest ubogi – to zasłużył na to. Jeżeli płacze – to za swoje winy. Jeżeli jest prześladowany – to widocznie mu się to należy. Jeżeli kto chory, ułomny – to przez grzechy, swoje albo przodków swoich. Czy taka jest prawda o życiu?
Jezus powiedział: Błogosławieni ubodzy. Błogosławieni, którzy płaczą.

A     5. niedziela Wielkiego Postu

„Choruje ten, którego kochasz”

On dzień w dzień od rana do wieczora obumierał dla siebie, dla swoich spraw osobistych, dla swojej wygody, dla swojej sławy, dla robienia pieniędzy, a żył cały oddany ludziom, którzy byli potrzebujący. On – Jezus Chrystus – nasz Mistrz.

A     Niedziela Palmowa

„Uczniowie Jezusa”

Z palmami w rękach wołamy: „Hosanna Synowi Dawidowemu”. W grupie, odważni, podnieceni sukcesem, powodzeniem Jezusa, jak banda owiec w gromadzie silna, mocna, odważna, wierna. To Mistrz nasz, Pasterz nasz, możemy się nim chwalić. Gdy przyjdzie rozproszenie, gdy każdy z nas indywidualnie stanie przed perspektywą śmierci, zagrożenia, zemsty, wtedy opada odwaga, uniesienie, a zostaje tylko nagi strach. Strach przed konsekwencjami, przed cierpieniem, przed śmiercią. „Nie znam tego człowieka”. Nie chcę mieć z Nim nic wspólnego. Dajcie mi spokój. Chcę żyć. Normalnie. Jak człowiek – z perspektywami rozwoju, awansu, ze śniadaniem codziennie i obiadem, i kolacją. Żeby móc spokojnie posiedzieć przed telewizorem, przyjaciół nawiedzić, iść na kawę. Nie ma nas ani w czasie biczowania, ani pod krzyżem, ani przy złożeniu do grobu. Nie chcemy wyśmiania, chłosty, cierpienia, maltretowania, klęski.
Ale gdy się wszystko uciszy, uspokoi – przyjdzie żal i płacz Piotrowy, wstyd przed samym sobą swojej podłości, małości, głupoty, słabości, tchórzostwa, egoizmu. I płakać będziemy po kątach, nie mając w czyje ręce położyć głowy. I wrócimy do Wieczernika jak uczniowie wracający z Emaus, do tych, którzy również wrócili, wierząc, że tylko On, wierząc, że tylko tak, wierząc, że pozostaniemy Mu już wierni do śmierci.

A     Wielki Piątek

„Judasz, który Go wydał”

Był czas zdrady. Jeden z przyjaciół zdradził, drugi się Go zaparł. Inni pouciekali. Rzesze zamilkły. Zamarły. Rzesze: a więc i ci wszyscy, którzy z Nim szli, którzy Go słuchali, którzy patrzyli na Jego cuda – ci nawróceni, zachwyceni, uzdrowieni, ci, którzy od Niego tyle łask otrzymali. Pod krzyżem stało zaledwie parę osób.
Jest czas zdrady, kiedy jedni przyjaciele zdradzają cię, inni wypierają się ciebie, a szerokie rzesze twoich znajomych nie przyznają się do ciebie – ludzie, którym pomagałeś, których wspierałeś, ci, którzy cię darzyli sympatią, z którymi siedziałeś tyle razy przy stole, wspólnie z nimi jadłeś, rozmawiałeś. Dźwigasz samotnie swój krzyż. Może spotka cię łaska, że jakaś litościwa Weronika otrze ci twarz spoconą. A potem konasz, otoczony przez wrogów. I pod twoim krzyżem cierpienia zostają tylko ci najwierniejsi.
Jest czas zdrady. Kiedy wydajesz swoich przyjaciół z zazdrości, za pieniądze, pod naciskiem. Zapierasz się ze strachu tych, którzy ponieśli klęskę. Albo po prostu odchodzisz od nich. Chociaż tyle im zawdzięczasz, chociaż byłeś nimi taki zachwycony. Nie idziesz z nimi ich drogą krzyżową. Nie stajesz pod ich krzyżem, gdy konają wśród wyzwisk, szyderstw i kpin. Obyś potem przynajmniej zapłakał nad sobą jak Piotr.

A     Wielkanoc

„Zobaczył leżące płótna”

Płyną lata. Rok za rokiem obchodzimy te święta. Rok za rokiem idziemy z niewiastami do grobu, spotykamy młodzieńca w białych szatach siedzącego na odwalonym kamieniu, wchodzimy do wnętrza grobu z Piotrem i Janem, patrzymy na porzucone prześcieradło i chustę, którą przykryta była Jego twarz, i z Marią Magdaleną szukamy Jego ciała po ogrodzie, natrafiamy na Jezusa, którego początkowo bierzemy za ogrodnika, i dopiero gdy zwraca się do nas po imieniu, wiemy, że to On, nasz Mistrz i Przyjaciel, droższy nad wszystko na świecie, i wracamy do domu, nie wiedząc, czy to był sen, czy jawa, nie rozumiejąc, co to wszystko ma znaczyć.
Rok za rokiem wciąż szukamy Go w pustym grobie. My, grzeszniejsi niż jawnogrzesznica, zapierający się Jezusa bardziej niż Piotr, porzucający Go jak uczniowie w Ogrodzie Oliwnym.
Ale wracamy do Jego grobu, starając się zrozumieć, co to znaczy cierpieć, być ukrzyżowanym i zmartwychwstać – co to znaczy dla Jezusa i co to znaczy dla każdego z nas.

A     2. niedziela Wielkanocy

„Pokój wam”

Nie myśl o swojej śmierci bez zmartwychwstania. Nie patrz z przerażeniem na rosnącą stertę przeżytych lat i nie licz, ile ci – jak niewiele – jeszcze lat pozostało. Nie patrz z przerażeniem na starzejącą się twarz, pogłębiające się zmarszczki, siwiejące włosy, na słabnące siły.
Nie myśl o swojej śmierci bez zmartwychwstania.

A     3. niedziela Wielkanocy

„Wziął chleb, błogosławił i łamał”

Bóg jest obecny nie tylko jako Dobro, Prawda, Piękno, ale i jako Wcielone Słowo, które się uobecnia podczas Mszy świętej w tajemnicy swojej męki, śmierci i zmartwychwstania. Abyś mógł przyjść do Niego, gdyś pełen radości, nadziei i dziękczynienia; gdyś poraniony, skrzywdzony, obity; gdyś zdradził, upadł, załamał się, stchórzył; gdyś spostrzegł, że twoje życie jest miałkie, puste, bez wyrazu. Abyś, obcując z Nim umęczonym i zmartwychwstałym, uczył się od Niego żyć w Prawdzie, w Dobru, w Pięknie.

A     4. niedziela Wielkanocy

„Aby owce moje miały życie w obfitości”

Za dobrze nam jest. Chodzimy w jasności, żyjemy w cieple. Boga mamy za Ojca. Jego Syna za brata. W każdym dniu spotykamy się z innym świętym. Byle tylko ręką sięgnąć, a możemy się karmić słowem Bożym. Byle tylko krok zrobić, a możemy uczestniczyć w świętych obrzędach.
Za dobrze nam jest. Tracimy poczucie rzeczywistości. Jak rozkapryszone dzieci, nie cenimy tego, w co opływamy. I za nic sobie mamy prawdę, która nam się objawiła. I nadużywamy wolności, która stała się naszym udziałem.
Za dobrze ci jest. Może oprzytomniejesz, gdy zobaczysz ludzi leżących w prochu. I może dopiero wtedy zrozumiesz, co zawdzięczasz Jezusowi Chrystusowi, który wychował cię na wolnego człowieka.

A     5. niedziela Wielkanocy

„Kto we mnie wierzy, będzie dokonywał tych dzieł co ja”

Najważniejsze, że był wierny prawdzie. A iluż jest takich, którzy zobaczyli prawdę, ale prędko zamknęli oczy i odeszli z pośpiechem, uciekli przed nią, bojąc się konsekwencji, jakie ona może przynieść.
Najważniejsze, że wytrwał, choć przeżywał ciężkie chwile. Pocił się w Ogrojcu krwawym potem, a nawet prosił: „Ojcze, jeśli to możliwe, oddal ode mnie ten kielich”. Ale nie uciekł. A iluż jest takich, którzy nawet poszli za prawdą, ale pożałowali tego kroku i wycofali się truchcikiem. Gdy zostali ukarani, a nawet tylko upomnieni – grzecznie powrócili, pocałowali w rękę i nadstawili głowę do pogłaskania.
Krzyż nie jest symbolem męki, ale zwycięstwa. Zwycięstwa nad strachem, wygodnictwem, uległością, oportunizmem, podłością. Jest symbolem człowieczeństwa.

A     6. niedziela Wielkanocy

„Kto miłuje”

Kochać. To samo słowo wypowiadane przez wszystkich ludzi. Przez każdego rozumiane inaczej: według miary, jaką Bóg dał każdemu z nas i na ile ten dar Boży rozwinęliśmy albo zniszczyli.
Kochać. Twoją miłość mierzy się wielkością twojej wrażliwości na człowieka, który stoi obok ciebie, na społeczeństwo, w którym żyjesz. Zawiniłeś, jeśli skóra na tobie narosła, jeśli uodporniłeś się, żeby mieć spokój od ludzi lub żeby nimi na zimno manipulować, i słowo „kochać” już nic dla ciebie nie znaczy.

A     7. niedziela Wielkanocy

„Twoimi są”

My, którzy uważamy, że wierzymy. Ale zbyt często w naszym życiu bywa tak, że gdy się coś stanie nie po naszej myśli, gdy coś się nam nie powiedzie – oburzamy się, skarżymy, narzekamy: na ludzi, na Pana Boga, na swój zły los. I być może, że z biegiem lat ta świadomość naszego pecha będzie się coraz bardziej pogłębiała. Zostaniemy do końca życia nieszczęśliwi.
A przecież nie jesteśmy łupiną rzucaną przez fale – to tu, to tam, jak wiatr zawieje. Jesteśmy kierowani ręką Bożą. Ten nowy los, to nowe przeznaczenie jest nowym zadaniem. Zobaczysz to może nie od razu, może dopiero z perspektywy czasu. Wtedy przekonasz się, że to wszystko było właśnie dla twojego dobra. Ale na to trzeba wierzyć.

A     Wniebowstąpienie

„W niebie”

Jesteśmy w drodze do nieba.
Chociaż budujemy, remontujemy, sprzątamy, czyścimy, staramy się wygodnie urządzić – tak jakbyśmy mieli na tej ziemi pozostać na zawsze;
chociaż jemy racjonalnie, żyjemy higienicznie, staramy się nie przemęczać naszego organizmu, odpoczywamy, wyjeżdżamy na urlop, zażywamy lekarstwa, budujemy szpitale wyposażone w najnowsze aparaty, usiłujemy jak najdłużej żyć – tak jak gdyby tylko tu na ziemi było prawdziwe życie;
chociaż cieszymy się życiem, śpiewamy, tańczymy, bawimy się, opowiadamy dowcipy, entuzjazmujemy się zawodami sportowymi, chodzimy do kin, teatrów, słuchamy koncertów, bierzemy udział w widowiskach, zwiedzamy świat, napawamy się widokiem lasów, gór, morza, staramy się przyjemnie żyć – tak jakby prawdziwe szczęście już tu na ziemi można było osiągnąć;
chociaż walczy6my o sprawiedliwość, pokój, przyjaźń, o równe prawa dla wszystkich ludzi, o wolność dla czarnych, białych, żółtych i brązowych, o to, by żaden człowiek nie był poniżany, wykorzystywany, krzywdzony, przeciwstawiamy się wszelkiej przemocy, dążymy do tego, by zapanowała praworządność – tak jakby tylko tu na ziemi człowiek mógł osiągnąć pełną sprawiedliwość;
jesteśmy w drodze do nieba.
I dojdziemy do nieba tylko wtedy, jeżeli potraktujemy swoje życie na ziemi naprawdę poważnie, jeżeli zaangażujemy się w nie wszystkimi swoimi siłami, jeżeli do końca naszych dni tu na ziemi będziemy walczyli o uczciwość, przyjaźń, praworządność i prawdę. Tylko wtedy dojdziemy do nieba, gdzie spotkamy w całej pełni sprawiedliwość i miłość, prawdę i przyjaźń, która się nazywa Bóg.

A     Zesłanie Ducha Świętego

„Weźmijcie Ducha Świętego”

Czy ty masz Ducha Bożego?
Czy widzisz więcej niż oczy potrafią? Czy słyszysz więcej niż uszy potrafią? Czy kochasz więcej niż serce potrafi? Czy pojmujesz więcej niż rozum potrafi?
Czy ty masz jeszcze Ducha Bożego? Na ileś się przygiął do ziemi przez swój strach, oportunizm, zachłanność, wygodnictwo. I widzisz tylko tyle, ile oczy potrafią. I słyszysz tylko tyle, ile uszy potrafią. I kochasz tylko tyle, ile serce potrafi. I pojmujesz tylko tyle, ile rozum potrafi.

A     1. niedziela zwykła

„Wtedy Mu ustąpił”

Nie narzucaj niczego nikomu. Nic na siłę. Nic na gwałt. Nic przemocą, nic za kołnierz, nic na sznurku. Uszanuj wolność każdego człowieka. Uratuj jego godność. Nawet gdy nie ma racji, gdy się myli. Nawet gdy grzeszy, gdy błądzi.
Tylko w pełnej wolności może człowiek służyć Bogu i ludziom.

A     2. niedziela zwykła

„Który chrzci Duchem Świętym”

Są kręgi bliskości. Jest krąg rodziny, kolegów w miejscu pracy, ludzi twojego miasta, regionu, narodu, Europy. Jest krąg katolików, chrześcijan, wierzących.
Ale ponad wszystkie kręgi istnieje jeszcze krąg ludzi dobrej woli. Bo nawet wśród najbliższych braci twoich możesz napotkać ludzi, którzy cię chcą wykorzystać, zawładnąć tobą, którzy chcą oszukać się, którzy manipulują tobą dla swoich celów, którzy nie popuszczą swojego, którzy cię nie słyszą, nie słuchają, nie chcą słyszeć.
Ponad wszystkie kręgi, w których żyjesz, wyrasta krąg ludzi dobrej woli. Gdy natrafiasz na człowieka – nieraz z kręgu bardzo odległego – który cię słucha, rozumie, który nie chce cię oszukać ani tobą zawładnąć, ale chce ci pomóc, usłużyć ci, który ci jak brat – chociaż bratem nie jest, jak rodak – chociaż rodakiem nie jest, jak katolik – choć do kościoła nie chodzi – jak ktoś najbliższy.
Życzę ci, żebyś i ty był człowiekiem dobrej woli. Żebyś i ty umiał słuchać, nie chciał nikim manipulować i wykorzystywać dla swoich interesów. Żebyś i ty pomagał za darmo.
Bo człowiek dobrej woli to jest człowiek Boży. Choćby nie był praktykującym ani katolikiem, ani chrześcijaninem, ani wyznawcą żadnej religii. To jest człowiek Boży. Bóg w nim mieszka.

A     3. niedziela zwykła

„Uczynię was rybakami ludzi”

To nie tylko do Piotra. Nie tylko do Apostołów. Nie tylko do swoich uczniów. To do każdego z nas Jezus kieruje te słowa: „uczynię was rybakami ludzi”.
Im więcej jesteś chrześcijaninem, tym większa troska twoja o zbawienie ludzi: tych, z którymi idziesz przez życie, ale i tych, którzy są poza zasięgiem twojego bezpośredniego oddziaływania. O zbawienie dzieci, młodzieży, ludzi dorosłych, starych, umierających. Bez tej trosko nie byłbyś chrześcijaninem. Bez tej troski nie byłbyś zbawiony.

A     4. niedziela zwykła

„Błogosławieni, którzy płaczą”

Błogosławiony jesteś ty, który idziesz, choć upadasz; który wciąż podejmujesz starania, choć nie masz żadnych rezultatów; który więcej wiesz, uczciwiej pracujesz, a jesteś nieuznany, zepchnięty na margines, osamotniony, zapomniany.
Błogosławiony jesteś ty, który niedomagasz, który chorujesz, który tylko z największym trudem potrafisz przebrnąć kolejny dzień, dla którego każda noc to koszmar. Błogosławiony jesteś.

A     5. niedziela zwykła

„Bo jeśli sól zwietrzeje”

Czy ty jesteś solą ziemi? A może już zwietrzałeś. I na nic innego się nie nadajesz, jak tylko abyś był wyrzucony i podeptany przez ludzi.
Czy ty jesteś światłością świata? A może już nie świecisz i już się nie nadajesz, abyś stał na świeczniku i trzeba cię wstawić pod korzec.

A     6. niedziela zwykła

„Jeśli wasza sprawiedliwość nie będzie większa
niż uczonych w Piśmie i faryzeuszów”

Życzę ci – jeżeli chcesz mieć pieniądze – żebyś miał pieniądze, jeżeli chcesz mieć wyższe stanowisko – żebyś miał wyższe stanowisko, jeżeli chcesz jechać na wycieczkę zagraniczną – żebyś pojechał na wycieczkę zagraniczną, jeżeli chcesz mieć większe mieszkanie – żebyś miał większe mieszkanie, jeżeli chcesz samochód – żebyś miał samochód, jeżeli chcesz lepszy samochód – żebyś miał lepszy samochód, jeżeli chcesz mieć kolorowy telewizor – żebyś miał kolorowy telewizor, jeżeli chcesz mieć buty – żebyś miał buty, jeżeli chcesz mieć ubranie – żebyś miał ubranie, jeżeli chcesz kupić zastawę do czarnej kawy – żebyś kupił zastawę do czarnej kawy.
Życzę ci, żebyś już wreszcie miał to, co chcesz. I ażebyś wreszcie zaczął normalnie żyć – jak człowiek. Przecież nie można całe życie przejść od stanowiska do stanowiska, od tytułu do tytułu, od butów do ubrania, od ubrania do telewizora, od telewizora do samochodu. Życzę ci, żebyś wreszcie nie żył dla stanowiska, odznaczenia, nagrody, telewizora, butów i kożucha, żeby ci życie nie zleciało na bezustannym zbieraniu.

A     7. niedziela zwykła

„Jeśli cię kto uderzy w policzek”

Przyjemnie nam słuchać słów Ewangelii. To wszystko wydaje się nam piękne. Naukę Chrystusa uważamy za najsłuszniejszą na świecie. Zwłaszcza prawdę o miłości nieprzyjaciół. Przyznajemy rację, że tak być powinno w istocie.
Ale tylko do chwili aż ci ktoś zrobi krzywdę. Aż wzbierze w tobie nienawiść, chęć zapłaty na zasadzie – oko za oko, ząb za ząb: jeżeli tyś mnie skrzywdził i ja tobie tym samym odpłacę; i udowodnię ci, że musi panować sprawiedliwość na świecie. Giną ci sprzed oczu wszystkie zasady ewangeliczne, któreś jeszcze przed chwilą tak chwalił, którymiś się tak zachwycał. – Twój czas pokusy.

A     8. niedziela zwykła

„Nie troszczcie się zbytnio o swoje życie”

To, czego najbardziej potrzebujemy, czego najuporczywiej szukamy od najmłodszych lat aż po ostatnie tchnienie, niezależnie od tego jakie skończyliśmy szkoły, jakie zajmujemy stanowisko, jakie wykonujemy funkcje, to jest odpowiedź na pytanie: jak żyć. Czasem stawiamy sobie to pytanie wprost, czasem pozostaje ono w głębokich pokładach naszej podświadomości, ale zawsze jest obecne. Wypatrujemy drogi życia czasem idąc utartymi szlakami, czasem klucząc po kniejach, chaszczach, napotykając nieznane ścieżki. Niekiedy nam się zdaje, że już znaleźliśmy, żeby za chwilę stwierdzić, że ta droga wiedzie do nikąd. O to „jak żyć” pytamy siebie, świat, ludzi, nadsłuchując tego, co mówią, co piszą, co pokazują. Przesiewamy ich opinie przez palce, wypatrujemy, co nam zostało na dłoni. Szukamy mądrości życia nie na to, by pisać naukowe rozprawy, ale żeby samemu nie dać się połknąć przez świat – żeby się uratować. I to uratować jak najpełniej.

A     9. niedziela zwykła

„Ten, kto spełnia wolę Ojca mojego, który jest w niebiesiech”

Jeżeli czegoś w życiu będziemy żałowali na łożu śmierci, to tylko tego, że życie nasze nie było pełne, ale miałkie, pospolite, byle jakie. Żeśmy nie dali z siebie tyle, ile dać mogliśmy. Żeśmy się rozproszyli w drobiazgach, szczegółach, głupstwach. Że było tyle straconej energii, czasu na inicjatywy niegodne takiego zaangażowania. Że nie skupiliśmy naszych sił, naszego czasu na sprawach istotnych. Że nie było w naszym życiu tyle nadziei, miłości, wiary, że nie było życie nasze takie wspaniałe, jak być mogło.
Jeżeli już dzisiaj czegoś żałujemy, to tylko tego, że życie nasze nie jest tak wielkie, jak być mogło.
Ale dzisiaj to jeszcze nie łoże śmierci. Ale jeszcze żyjemy. Ale jeszcze mamy szansę.

A     10. niedziela zwykła

„Dlaczego Nauczyciel wasz jada z grzesznikami i celnikami”

Jezus wszedł pomiędzy ludzi. Kładł ręce na umarłych, chorych, sparaliżowanych, niewidomych, głuchych. Przebywał wśród celników, ulicznic, wyrzutków społeczeństwa. Dlatego nie miał dobrej opinii.
Jakże my cenimy swoje dobre imię. Najchętniej chcielibyśmy trwać na wyimaginowanym tronie szacunku ludzkiego i stamtąd wygłaszać mądre opinie, rzucać gromy potępienia, dawać dobre rady. Na wszelki wypadek wciąż myjemy ręce, strzepujemy proch ze swoich szat. Tylko nie dziwmy się, że nikt się nie nawraca.
Jeżeli chcesz pomóc człowiekowi, musisz zejść w dół. Nawiązać ludzkie kontakty, sprzęgnąć się z nim swoim życiem. Dotknąć brudu, ropy, krwi, gnoju. Narazisz się na to, że pobrudzisz swoje ręce, swoje szaty, że usłyszysz plotki na swój temat, szepty za plecami. Wystawisz na szwank swoją karierę. Nie będziesz się cieszył dobrą opinią. Ale Jezus również się nią nie cieszył.

A     11. niedziela zwykła

„Nauczycielu dobry”

Kto chce być nauczycielem? Użerać się z dziećmi przez kilka godzin dziennie. Być odpowiedzialnym za wszystko, co tym małym dzikusom może przyjść do głowy, potem w domu siedzieć bez końca nad zeszytami przy poprawianiu głupich błędów. Troszczyć się ustawicznie o dzieci zaniedbane, upośledzone, niedorozwinięte, zapóźnione w rozwoju, agresywne, skompleksowane, o te dzieci, które się nie uczą, nie przychodzą do szkoły, spóźniają się, kłamią, kradną, palą papierosy, rozbijają się. Szukać współpracy, pomocy u rodziców przez telefony, wizyty domowe, wysłuchiwanie użaleń, utyskiwań, pretensji, żądań, awantur.
Kto chce być dzisiaj nauczycielem? Może tylko ten, kto lubi chodzić w góry, długo przebywać nad morzem, bo tu otrzyma dwa miesiące wakacji latem i dwa tygodnie w zimie. Może tylko ten, kto nie dostał żadnej lepszej roboty. Bo czego tu może się spodziewać. Cały dzień zajęty od rana do wieczora wyczerpującą pracą, w której nigdy dna nie widać. Czy nie lepiej być urzędnikiem, wypełniać przez osiem godzin papiery, a potem spokojnie wracać do domu i mieć czas na swoje prywatne życie.
Być nauczycielem. Uczyć dodawania, odejmowania, stawiania pierwszych liter, stulania liter w całe słowa, układania słów w zdania, rozbudowane zdania, zdania poprawne stylistycznie.
Uczyć. Mówić o świecie, o ludziach. Być wśród dzieci w zespoleniu z nimi, widzieć otwarte szeroko oczy. Widzieć, jak każdy uśmiech czy smutek, gest, intonacja głosu wywołuje w nich reakcję, jak każde powiedzenie, żart, uwaga są wchłaniane, przyjmowane. – Brać odpowiedzialność za tych małych ludzi, którzy zostali oddani w twoje ręce.
Być nauczycielem. Być im jak matka, jak ojciec, jak siostra, jak brat, jak koleżanka, jak kolega, jak najbliższy człowiek na świecie. Uczyć zachowania się, wyrażania się, jedzenia, higieny. Poprawiać kokardy, włosy, fartuszki, ucierać nosy, zawiązywać sznurowadła, pomagać się ubierać. Upominać. Bez końca upominać. Karać. Nagradzać. Zachęcać. Bawić. Cieszyć się. Wygłupiać się. Udawać zagniewanie. Surowość. Być aktorem, klownem, sędzią, spowiednikiem, prorokiem. Widzieć na własne oczy tydzień za tygodniem, miesiąc za miesiącem, rok za rokiem jak dziecko nieporadne, nierozgarnięte, bałaganiarskie zmienia się, pięknieje, szlachetnieje, doskonali się, staje się coraz bardziej człowiekiem.
Być nauczycielem. Panować nad klasą, panować nad sobą, nad swoją słabością, przerażeniem, bezradnością. Kryć swoją nieporadność, bezsilność milczeniem. Być przyjacielem tych małych ludzi, będąc naprawdę samotnym. Uczyć.
Aż do końca klasy, szkoły. Wtedy kwiaty, łzy, wierszyki, drętwe słowa pożegnania, skurcz w gardle. Jeszcze przelotne wizyty, zanikające listy. Aż kolejne twoje dziecko tonie w tłumie.
Potem powrócić do klasy i następnym dzieciom być jak siostra, brat, ojciec i matka, jak najbliższy człowiek na świecie.
Kto chce być nauczycielem?

A     12. niedziela zwykła

„Nie bójcie się”

Tylko gdy cię dużo, wtedy wierzysz w swoje siły, w pomoc ludzi i Boga. Tylko gdy cię dużo, jesteś odważny, stać cię na wszystko – rozdajesz wokół siebie szeroką garścią uśmiech, pogodę, wspaniałomyślnym gestem służysz innym, idziesz przez życie szerokim krokiem, stać cię na to, by każdemu życzyć szczerze samego dobra, patrzeć bez zazdrosci, jak się innym dobrze powodzi. Tylko gdy cię dużo, darowujesz, przebaczasz, nie czepiasz się szczegółów, drobiazgów, nie zwracasz uwagi na detale, nie pamiętasz złośliwości, przytyków. Tylko gdy cię dużo, widzisz daleko, słyszysz z daleka: perspektywy, możliwości, szanse. Gdy cię dużo.
Ale gdy cię mało, wtedy nie wierzysz w siebie, w ludzi, w Boga. Gdy cię mało, wtedy boisz się, trzęsiesz się nad sobą, nie widzisz nic poza kręgiem swoich spraw, obwarowujesz się na zdobytym placu, nie chcesz tam nikogo dopuścić, boisz się konkurencji. Gdy cię mało, pamiętasz każdą urazę i przysięgasz odpłacić, nie przebaczasz, nie darowujesz, zazdrościsz każdego powodzenia, sukcesu, każdego słowa, kroku, nienawidzisz, pięścią z tyłu wygrażasz. Gdy cię mało.

A     13. niedziela zwykła

„Jednemu z tych najmniejszych”

Czy twój dobry czyn jest dobry? Jaka jest intencja, motyw, powód, uzasadnienie, źródło, z którego twój czyn płynie? Dlaczego ty to robisz: dlaczego pracujesz, uśmiechasz się, chodzisz do kościoła, dlaczego pomagasz drugiemu człowiekowi? Czy tylko dlatego, że na coś liczysz? Że czegoś oczekujesz? Że załatwiasz kolejny interes? Że będą cię obnosić na ustach jako dobrego?
Oby na końcu twojego życia nie stwierdził Bóg, że już otrzymałeś nagrodę swoją.

A     14. niedziela zwykła

„Przyjdźcie do Mnie”

Spotkania z Bogiem. Czasem w kościele, w samotności, w ciszy, w skupieniu, na modlitwie, w jakimś olśnieniu, w głębi twojego serca. Czasem w poczuciu doznanej krzywdy, niesprawiedliwości, w wyrzutach sumienia, w uznaniu swojej winy. Czasem w geście wyciągniętej dłoni, przebaczeniu, w uśmiechu, któregoś nie oczekiwał, w dobroci, na którą zupełnie nie liczyłeś, w pomocy, której ktoś ci niespodziewanie udzielił. Czasem w zrywie twojego serca na widok piękna, cierpienia, nieszczęścia – błyśnie w tobie jak światło w mroku.

A     15. niedziela zwykła

„Dlaczego w przypowieściach mówisz do nich?”

Przypowieści Jezusowe. I te największe – o synu marnotrawnym, o Samarytaninie, o bogaczu i Łazarzu, o faryzeuszu i celniku modlącym się w świątyni. I te całkiem drobne, choćby o tym, że światła nie stawia się pod korcem, ale na świeczniku, że Królestwo Boże podobne jest do kwasu, który kobieta wkłada w trzy miary mąki, do drogocennej perły, do skarbu ukrytego w roli.
Przypowieści Jezusowe. Chociaż już znamy ich treść prawie na pamięć, chociaż od samego dzieciństwa przesypują się przed nami jak drogocenne kamienie, wciąż jednak przebłyskują nowym blaskiem. Wciąż, co chwila, odkrywamy nowe wartości, elementy przedtem niezauważone, prawdy, które nas zdumiewają. A czasem zdarzy się, że zobaczymy w nich nasze własne życie i zawstydzimy się.

A     16. niedziela zwykła

„Nieprzyjaciel nasiał chwastu między pszenicę”

Do kogo ja należę: do dobra, które jest we mnie, czy do zła. Co mnie stanowi: moje dobro, czy moje zło. Kim ja właściwie jestem: moim dobrem, czy moim złem. I tak rozdwojeni pomiędzy naszą interesowność i bezinteresowność, podejrzliwość i szczerość, agresywność i czułość, chciwość i wielkoduszność, nienawiść i oddanie, zazdrość i życzliwość – kształtujemy swoją osobowość kolejnymi decyzjami.

A     17. niedziela zwykła

„Sprzedał wszystko, co miał”

Pan Bóg kocha szczególnie tych, którzy nie pchają się w ogonkach, którzy nie zajmują najlepszych miejsc w autobusach, tramwajach i pociągach.
Pan Bóg kocha szczególnie tych, którzy nie upierają się przy swoim, którzy nie muszą mieć zawsze racji.
Pan Bóg kocha szczególnie tych, którzy nie muszą mieć najmodniejszych ubrań, najnowocześniejszych sprzętów.
Pan Bóg kocha szczególnie tych, którzy mogą spokojnie spać, choć poniosą klęskę, stratę, choć im się coś nie uda, choć nie potrafią sobie załatwić jakiejś ważnej sprawy.
Pan Bóg szczególnie ich kocha – oni Pana Boga szczególnie kochają.

A     18. niedziela zwykła

„Oddalił się na miejsce pustynne osobno”

Nam skazanym na miasto, mieszkającym w betonowych blokach, patrzącym na szare ściany, chodzącym po asfaltowych kanionach; popychanym przez codzienne obowiązki; zaspieszonym rano, zaspieszonym w południe, zaspieszonym wieczorem; nam zagadanym przez gazety, radio, telewizję – nam marzy się czasem wieś. Domy pokryte strzechą słomianą, przed którymi rosną malwy. Bocianie gniazda na starych lipach. Droga polna pokryta ciepłym kurzem przyjaznym dla bosych stóp. Pola z dojrzałym zbożem, po których chodzi wiatr, wśród których siedzą ciche grusze. Łąki usiane kaczeńcami, bratkami, stokrotkami. Stary dom drewniany, pachnący miodem, pełen grania świerszczy, gdzie podają zsiadłe mleko i razowiec wyciągnięty niedawno z pieca chlebowego, oblepiony przypalonymi liśćmi.
Nam skazanym na miasto marzy się cisza, spokój, gdzie nic nie musimy na gwałt. Bo marzy nam się odzyskanie równowagi, wewnętrzna cisza, uspokojenie, uładzenie, powrót do swojej osobowości. Aby nam łatwiej było spojrzeć na siebie z dystansem – na kolejny okres, który przeszedł. Aby nam było łatwiej ocenić z odnowioną, jedynie słuszną hierarchią wartości, jaki walor ma to wszystko, co robimy. Nam, skazanym na miasto.

A     19. niedziela zwykła

„Lecz na widok silnego wiatru uląkł się”

Ileż było świetnych pomysłów, inicjatyw, projektów, rozwiązań, zapewnień. I co z nimi. Jak mogło życie nasze inaczej wyglądać. Ale łaski danej nam wtedy nie podjęliśmy. Owszem, podjęliśmy. Tylko przyszła pierwsza trudność, trzecia, dziesiąta i skończyło się. Bośmy jak mimozy. Obraziliśmy się na świat, że się na nas nie poznał, na ludzi, że nam kłody pod nogi kładli. Bośmy jak słoma, która buchnie płomieniem i zgaśnie. Zgasł zapał, zachwyt, zgasło olśnienie. Bośmy leniwi i po prostu nam się odechciało pokonywać nowe trudności.
Patrzmy w nasze życie indywidualne – jak moglibyśmy być inni. Patrzmy w naszą historię narodową – tę bliższą i tę dalszą – jak moglibyśmy jako naród inaczej wyglądać, gdybyśmy wytrwali.

A     20. niedziela zwykła

„Ulituj się nade mną”

Po co modlić się „święć się Imię Twoje”, „przyjdź Królestwo Twoje”, „bądź wola Twoja”, „chleba naszego powszedniego”. Po co w ogóle o cokolwiek Boga prosić, przecież sam Jezus powiedział: „a na modlitwie nie bądźcie gadatliwi, bo wie Ojciec wasz, co wam potrzeba, wpierw zanim Go poprosicie”.
Pan Bóg nie potrzebuje naszej modlitwy i prośby. On na pewno wie, czego nam potrzeba, wpierw niż poprosimy. To my potrzebujemy modlitwy. To my potrzebujemy tego, byśmy Pana Boga prosili.

A     21. niedziela zwykła

„Ty jesteś Mesjasz”

Być wiernym sobie. Być wiernym drugiemu. Być wiernym Bogu. Być wiernym.
Życie ludzkie nie składa się z samych entuzjazmów, zachwytów, olśnień, odkryć. One czasem przychodzą jak błysk piorunu albo jak łagodny deszcz wiosenny. W tej godzinie objawienia widzimy tak, jak nigdy dotąd nie widzieliśmy, wiemy tak, jak nigdy dotąd nie wiedzieliśmy, chcemy tak, jak nigdy dotąd nie chcieliśmy. Wtedy wyrastają nasze postanowienia, rozstrzygnięcia, decyzje. Przy nich trzeba trwać, gdy idzie się codzienną drogą zwyczajnego trudu, zwyczajnych szarych dni.
To jest wierność.

A     22. niedziela zwykła

„Piotr zaczął Mu robić wyrzuty”

Teraźniejszość jest zwodnicza. Jest pełna namiętności, emocji, uniesień, zachwytów, oburzeń, zacietrzewienia. Jest pełna plotek, dezinformacji, niedomówień, przesady, niedoceniania.
Dopiero czas wymierza światu wyrok. Gasi ognie namiętności. Rozwiewa popioły. Odsłania diamenty lub próchno.

A     23. niedziela zwykła

„Jeśli brat twój zgrzeszy przeciwko tobie”

Za krzywdy, które bliźnim naszym wyrządzaliśmy ze spokojnym sumieniem
za obmowy, oszczerstw i obelgi, które na bliźnich naszych rzucaliśmy ze spokojnym sumieniem
za okłamywanie, nieuczciwość i oszustwa, których przeciwko bliźnim naszym dopuszczaliśmy się ze spokojnym sumieniem
za naszą pychę, lenistwo, zazdrość, chciwość, obłudę, w której żyjemy ze spokojnym sumieniem
przepraszamy Cię, Panie.
Aby sumienia nasze stały się wrażliwe, Ciebie prosimy, wysłuchaj nas, Panie.

A     24. niedziela zwykła

„Panie, ile razy mam przebaczać”

Potrafimy być wyrozumiali, przebaczający, wielkoduszni dla przestępców – nawet dla zbrodniarzy, którzy czynią zło z premedytacją. Ale tylko dla tych, którzy działają w dużej odległości od nas.
Jesteśmy bezwzględni, domagający się sprawiedliwości, pełnego zadośćuczynienia, wynagrodzenia wobec ludzi, którzy wyrządzili krzywdę nam osobiście. Dla nich nie mamy litości. Traktujemy ich jak wyjętych spod prawa, wobec których dozwolony jest każdy czyn, byleby wyrównać naszą krzywdę.
A przecież Jezus myślał właśnie o tych ludziach, gdy nakazał nam się modlić: „…i odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”.

A     25. niedziela zwykła

„Wyszedł gospodarz najmować do winnicy swojej”

Z której godziny jesteś – z rannej, z południowej, z wieczornej? Odkąd przystałeś do Jezusa – od lat dziecięcych, poprzez „pa, Boziu”, pierwszy nieporadny znak krzyża, pierwsze niezrozumiałe „Ojcze nasz”, pierwszą w bieli uroczystą Komunię świętą. A może jesteś z godziny przedpołudniowej: z czasu młodzieńczych burz, kiedy odkryłeś piękno prawdy Chrystusowej. A może jesteś z godziny południowej, gdyś wszedł już w życie i przekonałeś się, jaką ma wartość nauka Chrystusa dla życia indywidualnego i społecznego. A może jesteś z godziny popołudniowej, z twojej gorzkości, z zawodów, z klęsk: gdyś zobaczył, co jest złotem w życiu, a co prochem – co się w życiu naprawdę liczy. A może dopiero w przedostatniej swojej godzinie – w starości swojej zobaczyłeś Jezusa Chrystusa – dopiero wobec swojej śmierci uwierzyłeś w Jego śmierć i Jego zmartwychwstanie.
Niezależnie od tego, z której jesteś godziny, niezależnie od tego, kiedyś przyszedł do Jezusa, najważniejsze, żebyś od Niego już nie odszedł.

A     26. niedziela zwykła

„Powiedział: idę, ale nie poszedł”

Jacy my jesteśmy tolerancyjni. Już się niczemu nie dziwimy. Potrafimy patrzeć na wszystko bez zmrużenia oka. Potrafimy słuchać wszystkiego w milczeniu. Już się do wszystkiego przyzwyczailiśmy. Nie mamy żadnych oporów ani zastrzeżeń.
Jacy my jesteśmy tolerancyjni. Uśmiechamy się na wyrost. Kiwamy głowami, zanim usłyszymy polecenie. Żeby się nie narazić, żeby ktoś nie pomyślał, że nie chcemy się zgodzić.
My jesteśmy tacy tolerancyjni, bo nas po prostu nic nie obchodzi. Niech sobie gadają, co chcą. Niech sobie robią, co chcą. Byle uratować swoją skórę jak najlepiej i jak najdokładniej.

A     27. niedziela zwykła

„Królestwo Boże będzie wam zabrane”

Boję się ludzi sprawiedliwych, szlachetnych, prawych, czystych, ludzi o nieskalanych rękach. To są ci, którzy innych osądzają, skazują, potępiają.
Boję się o tych ludzi, którzy siebie uważają za uczciwych, prawych, sprawiedliwych, za ludzi czystych rąk. Ci są zdolni do najgorszych grzechów.

A     28. niedziela zwykła

„Uczta jest gotowa”

Ostatnia Wieczerza: Świętowanie Męki, Śmierci i Zmartwychwstania Jezusa – Świętowanie ustanowione przez Niego samego. Każdy Wielki Czwartek jest rocznicą Ostatniej Wieczerzy. Ale i każda Msza święta. Do istoty tego sakramentu należy, aby wszystko się odbywało tak jak wtedy. Ma być taki chleb jak wtedy, wino jak wtedy i słowa te same – jak wtedy. I tak każda Msza święta jest kontynuacją Ostatniej Wieczerzy. Każda Msza święta – tak jak Ostatnia Wieczerza – jest świętowaniem, uobecnieniem Męki, Śmierci i Zmartwychwstania Jezusa. My przy stole Pańskim na równi z apostołami spożywamy to samo Ciało i pijemy tę samą Krew Pańską, którą Jezus przelał na krzyżu.

A     29. niedziela zwykła

„Oddajcie co Bożego Bogu”

Przestajemy się modlić. Ginie modlitwa indywidualna ranna i wieczorna. Nawet dzieci przestaje się przyuczać do pacierza. Giną rozmaite modlitewne zwyczaje, jak wstępowanie do kościoła na krótką chwilę.
Przestajemy się modlić. Odpowiedzią jest zawsze brak czasu. Ale odpowiedzią głębszą, która pozostaje w tle naszej świadomości, jest przeświadczenie, że w życiu liczy się przede wszystkim czyn, że za czyn będziemy rozliczani.
Równocześnie ginie czyn miłości. Spotkać człowieka, który potrafi zobaczyć Sprawę i podjąć ją, nie kombinując, ile na niej zarobi, spotkać człowieka, który za jakąkolwiek pomoc, przysługę nie wyciągnie łapy po wynagrodzenie, który nie domaga się za każdą uprzejmość rewanżu, nie jest łatwo. Bo tak to jest. Niełatwo zdobyć się na bezinteresowność, bośmy interesowni, chciwi, zaborczy, zazdrośni. I nawet przy najlepszych początkach z dnia na dzień ześlizgujemy się niezauważenie na robienie interesu nawet z najświętszej sprawy. A przecież czyn miłości jest warunkiem naszego chrześcijaństwa i naszego człowieczeństwa.
Dlatego modlitwa. Dlatego codzienna modlitwa. Dlatego ta konieczność systematycznego stawania w obecności Bożej, jednoczenia się z Tym, który jest Miłością: żebyś nie przegrał życia, które jest twoją największą wartością.

A     30. niedziela zwykła

„Będziesz miłował bliźniego swego”

Chorobą jest nienawiść. Chorobą jest złośliwość, zazdrość, pycha, chciwość, egoizm. Każdy grzech to nie tylko zło moralne, ale choroba: skrzywienie osobowości.
Uleczyć takiego człowieka można tylko dobrocią, cierpliwością, wyrozumiałością, spokojem, ciepłem, serdecznością – miłością.

A     31. niedziela zwykła

„Mówią, ale sami nie czynią”

Mamy usta wciąż pełne rad, poleceń, pouczeń, wskazań, napomnień. My wiemy dobrze, jak ludzie powinni żyć. Jak powinni postępować nasi przyjaciele, koledzy, sąsiedzi. Czego powinni unikać, co powinni pielęgnować, wprowadzać w swoim życiu. Aż do najdrobniejszych szczegółów. Wiemy, jak powinni się ubierać, co kupować, jak się odżywiać, jak urządzać mieszkanie, dokąd jechać na wakacje, z kim się przyjaźnić, jak wychowywać dzieci.
Już tacy mądrzy jesteśmy, tacy doświadczeni, tacy praktyczni. Tylko dlaczego nasze życie jest takie kulawe.

A     32. niedziela zwykła

„Wyszły na spotkanie”

Mieć nadzieję. Że będzie lepiej, że będzie inaczej, bo dłużej tak być nie może. Że wreszcie zapanuje sprawiedliwość, uczciwość, prawo.
Mieć nadzieję. Że będzie ci lepiej. Że załatwisz, że otrzymasz, dostaniesz to, o co się starasz, co chcesz, co ci się należy, na co czekasz, o co się dobijasz, upominasz, prosisz, żądasz.
Mieć nadzieję. Że wrócisz do sił, do kondycji, do zdrowia, do swojej młodości, do swojej sprawności fizycznej i intelektualnej i będziesz silny, sprawny i stać cię będzie na wszystko tak jak dawniej i jak nigdy dotąd.
Mieć nadzieję. Nawet wtedy, kiedy nie ma żadnych szans. Nawet wtedy, kiedy upływa dzień za dniem, tydzień za tygodniem, miesiąc za miesiącem i nic się nie zmienia, wszystko jest tak, jak było, a nawet jest coraz gorzej. Sterczy ściana twarda, nieugięta, bez rysy, bez cienia, bez perspektyw.
Mieć nadzieję. W nocy – że doczekasz dnia. W ciemności – że przyjdzie światło. We mgle – że słońce się przedrze. W zimie – że przyjdzie ciepło.
Mieć nadzieję. Bo bez nadziei żyć się nie da. Bo beznadziejnie żyć się nie da. Bo beznadziejne życie jest żadnym życiem. Bo gdy nie będziesz miał nadziei, przestaniesz żyć.

A     33. niedziela zwykła

„Pewien człowiek mając udać się w podróż”

Wędrujemy przez świat, zwiedzamy miasta, miasteczka, wsie, poznajemy ludzi, ich zwyczaje, tradycje, oglądamy budynki, rzeźby, obrazy. Pytamy kto, kiedy, jak, gdzie.
Ale w tym wszystkim chodzi nam na końcu o nas samych, o sens naszego życia. O prawdę życia, której nigdy nie jesteśmy w stanie dogłębnie poznać.
I dlatego do ostatniego naszego tchu musimy wędrować po świecie, poznawać miasta i miasteczka, pielgrzymować do miejsc świętych i miejsc sławnych, oglądać pamiątki, zabytki, dzieła sztuki, aby nie zbłądzić ani nie dać się oszukać – aby zgłębiać prawdę naszego życia.

A     34. niedziela zwykła

„Cokolwiek uczynicie jednemu z braci najmniejszych, mnieście uczynili”

Wszystkie religie świata mówią o miłości bliźniego. Ale żaden założyciel religii, żaden reformator nie potrafił tak lapidarnie określić, na czym ta miłość polega.
Zdanie wstrząsające, nigdy w pełni nie zgłębione, które identyfikuje Boga z człowiekiem potrzebującym. Które stwierdza, że pomoc udzielana człowiekowi potrzebującemu na zasadzie czystej bezinteresowności jest pomocą udzielaną Bogu samemu.

A     Wszystkich Świętych

„Błogosławieni jesteście,
którzy łakniecie i pragniecie sprawiedliwości”

Błogosławieni jesteście wy, którzy walczycie o sprawiedliwość – upominacie się o starych, schorowanych, stajecie w obronie uciśnionych, domagacie się praw ludzkich dla krzywdzonych, poniżonych, pomagacie żyć tym, którzy nie umieją albo już nie potrafią. Błogosławieni jesteście, którzy walczycie o sprawiedliwość, chociaż z tego powodu cierpicie prześladowania, chociaż wam ludzie urągają i prześladują was, i mówią kłamliwe rzeczy na was. Błogosławieni jesteście.