Biblioteka


ROK NADZIEI  B



B

     ROK

NADZIEI
 

 

B                 1. niedziela Adwentu

„Czuwajcie, bo nie wiecie, kiedy Pan domu przyjdzie”

 Balansujemy na linie istnienia. Ty, który teraz jesteś zdrowy, wiesz, że w jednej chwili możesz zachorować. Ty, który jesteś zamożny, usytuowany, wiesz, że w jednej chwili możesz stać się biedny. Ty, który jesteś otoczony ludźmi szanującymi cię, wiesz, że w jednej chwili możesz ich utracić. Ty, który żyjesz, wiesz, że w każdej chwili możesz zginąć.
 Do wymiaru ludzkiej osoby należy niepewność jej egzystencji. Każdy z nas – niezależnie od wieku, od stanu, mimo rozmaitych środków, jakie podejmuje, aby się zabezpieczyć, aby wyeliminować wszelkie zagrożenie – balansuje na linie istnienia. I dlatego każdy wciąż – na każdym etapie, w każdej sytuacji swojego życia potrzebuje Tego, który jest Światłem, Prawdą, Życiem.

 
B                 2. niedziela Adwentu

„Odpuszczenie grzechów”

 Jak żałować za grzechy – za to, co się samemu uczyniło? Dopiero wtedy, gdy odkryjesz, żeś stracił, gdy przekonasz się, coś stracił. Bo przecież grzech to nie tylko krzywda wyrządzona bliźniemu, lecz krzywda wyrządzona sobie samemu – strata, którą poniosłeś w rozwoju swojej osobowości. Gdy nagle zobaczysz kogoś, kto nie stracił. I patrząc w niego, jak jest wspaniały, odkrywasz, że ty mógłbyś być też taki. A nie będziesz. I już nigdy nie staniesz się tym, kim mógłbyś być. Zakopałeś talenty. Zagubiłeś się po drodze, zużyłeś siły swe i energię na bzdury, na niepotrzebną szarpaninę. Brakło ich na to, co istotne w twoim życiu. Upłynęły już dnie, tygodnie, miesiące, lata, które były przeznaczone na twój rozwój. Bezpowrotnie. I to jest ten żal. Niestety, on nie zmieni tego, co się stało – chociaż tak bardzo chciałbyś poprosić Reżysera, abyś mógł powtórzyć swoją kwestię.
 Ale może jeszcze pożyjesz. I ten żal: świadomość tego, ileś stracił, będzie ostrogą, byś uporządkował swoją hierarchię wartości i zaczął nowe życie na miarę powołania, które usłyszałeś.

 
B                 3. niedziela Adwentu

„Czy ty jesteś prorokiem”

 Jedną z największych tragedii Izraela, a może największą, było odrzucanie proroków, którzy chcieli ten naród uratować.
 W jakiś sposób, na tej płaszczyźnie decydują się losy nie tylko Izraela, ale każdego narodu. Nie wolno kamienować proroków. Oni lepiej widzą, lepiej słyszą, lepiej rozumieją. My musimy starać się ich oczami patrzeć, ich uszami słuchać, ich rozumem rozumieć – na to, aby uratować swój naród i siebie od zguby.

 
B                 4. niedziela Adwentu

„Oto ja służebnica Pańska”

 Czekajmy. Wyczekujmy. Na Pana. Nie na Tego, który przychodzi z mocą wielką i majestatem, aby usiąść na tronie sądzić świat: karać złych, wynagrodzić dobrych. Ale na Tego, który przychodzi w ciemności nocy betlejemskiej, jest złożony w żłobku na sianie, wśród gnoju, bydła.
 Mamy być gotowi nie na rachunek sumienia, ale na to, by popatrzyć w oczy, wytrzymać spojrzenie Tego, który nam siebie dał i nic innego nie chce, jak tylko, byśmy tak jak On stali sięmiłością.

 
B               O świcie 25 XII

„Znaleźli Maryję, Józefa i Niemowlę”

 To jest święto miłości. A miłość to znaczy – być razem. Bądź razem w te święta. A gdy nawet nie będziesz mógł, to zadzwoń, wpadnij, napisz list, wyślij jakiś drobiazg. Bo osobowość nasza nie kończy się na obrysie naszego ciała, możesz ją rozszerzać i przedłużać chociażby telefonem, listem, małym prezentem.
 To jest święto miłości. A miłość to znaczy być razem. Nie pozostawaj samotny w czterech ścianach twojego mieszkania. Bądź razem w te święta.

 
B              Niedziela Św. Rodziny

„Za natchnieniem Ducha”

 Trzeba zamiatać, gotować, myć, zmywać, szorować, prać, prasować, sprzątać, prześcielać. Jak tę sprawę traktujesz – jako katorgę czy wyraz twojej miłości?
 To nie jest obojętne, dlaczego myjesz szklankę, obierasz ziemniaki, pierzesz, prasujesz, robisz zakupy, porządki. To nie jest obojętne, czy z miłości, czy z psiego obowiązku.
 Bo albo się w ten sposób niszczysz, albo się stajesz.

 
B               1 I – Nowy Rok

„Wielbiąc i wysławiając Boga”

 Z kieliszkiem wina w ręce, słuchając zegara wybijającego koniec roku, wpatrzony w oczy przyjaciół – gdy próbujesz określić to wydarzenie, w którym uczestniczysz, pierwszym stwierdzeniem jest: udało się. Bośmy przeżyli. A tylu ludzi młodszych od nas, bliskich albo znanych tylko ze słyszenia, odeszło w tym roku.
 Ale tuż zaraz narasta świadomość uciekających lat, trwoga o każdy miesiąc, tydzień, dzień nawet, który cię czeka. I gorączkowe szukanie odpowiedzi na pytanie: jak żyć w tym czasie podarowanym.

 
B            6 I – Trzech Króli

„Przybyliśmy oddać Mu pokłon”

 A my wraz z pasterzami i Trzema Królami. Bośmy usłyszeli, że Zbawca się narodził. Przez mrok, we mgle, w błocie, potykając się, brniemy do Tego, który jest Światłem, my, którzy jesteśmy ciemnością, złością, niepewnością, rozdarciem, gniewem. Aby nas wybawił od naszego błota i mroku – od tego, co nam doskwiera, boli, rani, niepokoi, przeszkadza, z czym sobie rady dać nie możemy.
 Są tacy, którzy nie usłyszeli wołania aniołów, albo którzy nie dali im wiary. Są tacy, którzy nie zobaczyli gwiazdy, albo którym nie chciało się wybrać w drogę. Śpią dalej. Chociaż w brudzie, chociaż w błocie, chociaż w mroku. My przyszliśmy do Niego, bo chcemy, żeby się rozjarzył płomyk światła, który tli w nas. Żeby ogarnął nas, wypędził z dusz naszych mrok, zło, gniew, nienawiść.
 Tajemnica Bożego Narodzenia. Tajemnica narodzenia Boga w duszy twojej.

 
B               1. niedziela Wielkiego Postu

„Był na pustyni”

 Wzrastaj w Boga, ale w ukryciu. Wzrastaj w Boga swoją uczciwością, dobrocią, serdecznością – niech rozprzestrzenia się w tobie Bóg, ale niech nikt o tym nie wie, kto wiedzieć nie musi. Nie obnoś się z tym, coś dobrego uczynił. Nie zabiegaj o akceptację, uznanie, pochwałę, nagrodę. Niech to stanie się dla ciebie zupełnie nieważne, nawet gdy ludzie za twoją ofiarność potępią cię w swoim niezrozumieniu. Dopiero gdy tak sprawę postawisz, przekonasz się, jaki jesteś wyrachowany. Jak bardzo przyzwyczaiłeś się do podstawiania głowy na pogłaskanie, wyciągania łapy po nagrodę.

 
B               2. niedziela Wielkiego Postu

„Jego odzienie stało się białe jak śnieg”

 Nie możesz żyć w ciągłym poniżeniu, pogardzie, cierpieniu, nie możesz być wciąż przegrany. Musisz mieć chwile radości, po to, żeby wytrzymać późniejsze cierpienie. Musisz mieć chwile zwycięstwa, żeby przyjąć klęskę, która się na ciebie zwali. Musisz mieć chwile satysfakcji i uznania od ludzi, od świata, od siebie samego, by znieść pogardę i odrzucenie.
 Wiedz o tym, że ty taki jesteś i że każdy człowiek jest taki. Wiedz o tym, że ludzie, z którymi masz kontakty jako ojciec, jako matka, jako współpracownik, przełożony, nauczyciel, kolega, przyjaciel, nie wytrzymują ciągłych upomnień, że muszą słyszeć od ciebie pochwały. Nie zniosą twojego wciąż surowego oblicza. Muszą na nim widzieć również uśmiech i serdeczność. Wiedz o tym – nikt nie wytrzyma tylko cierpienia, każdy musi mieć chwile szczęścia, uwielbienia i podniesienia aż do siódmego nieba – od Boga, od ludzi, ale i od ciebie, który jesteś za niego odpowiedzialny.

 
B               3. niedziela Wielkiego Postu

„Nie róbcie targowiska z domu Ojca mego”

 Najgorzej gdy ksiądz przestanie być księdzem, żona – żoną, mąż – mężem, matka – matką, ojciec – ojcem, naukowiec – naukowcem, robotnik – robotnikiem, dom – domem, szkoła – szkołą, kościół – kościołem. Najgorzej, gdy matka przestanie się troszczyć o swoje dzieci, mąż o swoją żonę, nauczyciel o swoich uczniów, lekarz o swoich pacjentów. Najgorzej, gdy człowiek straci powołanie. Wtedy zaczyna się troszczyć wyłącznie o siebie, o swój interes, pieniądze, sławę, o to, żeby mu dobrze i wygodnie było w życiu.
 Jest coś jeszcze gorszego: gdy ktoś w ogóle nie usłyszy swojego powołania. Gdy nie poderwie się na głos, gdy nie podejmie swojego zadania. Bo ten pierwszy przynajmniej odczuł smak życia. Ma do czego wrócić. A taki, który nigdy nie podjął wezwania, jest skazany wyłącznie na siebie, na krążenie wokół własnej osi.

 
B               4. niedziela Wielkiego Postu

„Potrzeba, by wywyższono Syna Człowieczego”

 Może polegniesz. Może, realizując swoje życie według wzoru Jezusa, przegrasz: twoja bezinteresowność będzie przez innych wykorzystana, twoja uczciwość nie zostanie przez nikogo zauważona, twoje zasługi zwrócą się przeciwko tobie, nie dojdziesz do żadnych dużych pieniędzy ani nie staniesz się sławny, nie zyskasz uznania. Przylepią ci łatkę fantasty, naiwnego, nieżyciowego, niepraktycznego. Może nawet oszusta.
 Ale czy to jest przegrana, czy to klęska. Przecież On tak przegrał, tak poległ.

 
B               5. niedziela Wielkiego Postu

„Jeśli ziarno wpadłszy w ziemię nie obumrze”

 Tajemnica śmierci Chrystusa. Tajemnica śmierci tych, co padli za sprawę. Tajemnica rozstrzelanych, wieszanych, ścinanych, dawniej kamienowanych, krzyżowanych.
 Chociaż jesteśmy słabi, bojaźliwi, zmienni, upadający, chociaż jesteśmy grzeszni, chciwi, wyrachowani, interesowni, leniwi, to przecież w duszy każdego z nas tli iskra wielkości. I nie ma nic lepszego, żeby tę iskrę w płomień zamienić, jak świadectwo innego człowieka. A spośród wszystkich świadectw najlepsza jest śmierć za sprawę.

 
B                    Niedziela Palmowa

„Dźwigając krzyż”

 Idź za Jezusem Jego drogą krzyżową, aby Go zrozumieć.
 Idź za Jezusem Jego drogą krzyżową, abyś zrozumiał swoją drogę krzyżową, gdy będziesz niesłusznie osądzony i potępiony, gdy będziesz ze swoim krzyżem szedł, upadał i powstawał, aż cię przybiją do krzyża, aż cię odrzucą i wyśmieją, i zostaniesz sam, może wśród garstki przyjaciół. Idź za Jezusem, abyś siebie zrozumiał i doszedł za Nim do chwały Niedzieli Wielkanocnej.
 Znakiem chrześcijaństwa nie jest tylko Jezus ukrzyżowany, ale Jezus zmartwychwstały, triumfujący. Najpełniejszą prawdą chrześcijanina nie są tylko cierpienia i klęski, ale uwielbienie, jakie otrzyma za służbę prawdzie od Ojca w zmartwychwstaniu.

 
B                   Wielki Piątek

„Nie znam tego Człowieka”

 Jak kochać, skoro tyle razy zostaliśmy zdradzeni. Jak wierzyć, skoro tyle razy zostaliśmy wydani. Jak ufać, skoro tyle razy przeżyliśmy rozczarowanie. Jak rozmawiać, skoro tyle razy nas okłamano.
 A więc nie wierzyć, nie ufać, nie kochać? Zamknąć się w sobie, zapiec się, odciąć się od wszystkich?
 A przecież mimo tego, że nas tyle razy oszukano, zdradzono, wydano, trzeba wierzyć, ufać, kochać. Bo tylko na tej drodze jesteś w stanie natrafić na płomyki ludzkiej wiary, nadziei i miłości, jesteś w stanie wzmocnić ich światło.

 
B              Wielkanoc

„I otworzyły się ich oczy, i poznali Go”

 Czy tobie objawił się już kiedyś Jezus Zmartwychwstały? Wtedy, gdy Go szukałeś – jak Maria Magdalena w ogrodzie. Gdy czekałeś na Niego – jak Apostołowie nad Jeziorem Tyberiadzkim. Gdy odchodziłeś od Niego – jak dwaj uczniowie do Emaus. Gdy bałeś się – jak Dwunastu w Wieczerniku, którzy się zamknęli ze strachu przed Żydami. A może jak Szawłowi, który, gdy jechał do Damaszku, usłyszał: „Szawle, Szawle, czemu mnie prześladujesz?”
 Czy tobie ukazał się już kiedyś Jezus Zmartwychwstały?

 
B            2. niedziela Wielkanocy

„Uwierzyłeś”

 Nie potrafisz ukryć tego, że jesteś człowiekiem uczciwym. Nie potrafisz ukryć tego, że jesteś człowiekiem wierzącym. Nie potrafisz ukryć tego, że jesteś uczniem Chrystusowym. Takich tajemnic nie ma.
 Jeżeliby nikt nie wiedział o tym, że jesteś chrześcijaninem, to naprawdę nie jesteś chrześcijaninem. Jeżeliby nikt nie wiedział o tym, że jesteś uczciwym człowiekiem, to znaczy, że nie jesteś człowiekiem uczciwym.

 
B            3. niedziela Wielkanocy

„Wy jesteście świadkami”

 Prawdę Ewangelii można głosić na zasadzie gramofonu – „bo tak trzeba”, „bo mnie w tym wychowano” – nawet nie wierząc w nią. Ale świadczyć można wtedy, gdy się jest osobiście zaangażowanym. Gdy prawda Ewangelii nie jest czymś z zewnątrz ciebie, ale gdy w niej uczestniczysz, gdy to, co mówisz, potwierdzasz swoim życiem, dajesz tej prawdzie gwarancję sobą.
 Czy jesteśmy świadkami prawdy Chrystusowej, czy tylko jej głosicielami.

 
B            4. niedziela Wielkanocy

„Jam jest pasterz dobry”

 Bóg jest Ojcem naszym. Ale On nie jest słaby ani naiwny. My Go nie oszukamy. On nie da się okłamać, ani nie da się nabrać na nasze sztuczki. To jest Ojciec, ale najmądrzejszy z mądrych. Który nas widzi aż do samego dna we wszystkich naszych intencjach, najtajniejszych zamysłach, ukrytych planach. On – który jest wrażliwy na każdą iskrę twojej dobrej woli, na najlżejsze podniesienie twojej głowy, na najmniejszy twój dobry czyn – wszystko zrobi, aby nauczyć cię rozumu. I będziesz zbierał takie lanie, będziesz dostawał takie cięgi, jakie uzna za potrzebne, aby z ciebie uczynić człowieka. I nie przepuści ci niczego. Bo cię tak bardzo kocha.

 
B            5. niedziela Wielkanocy

„Jam jest szczep winny, wyście latorośle”

 Tym jest Kościół – społecznością ludzi, którzy uwierzyli w Jezusa jako swego Zbawcę. Jako tego, który wybawia od zła, od bezsensu, który prowadzi ku dobru, ku pełni rozwoju człowieczeństwa – który pomaga upodabniać się do Niego.
 Należymy do Kościoła, na ile Jezus wybawia nas od nienawiści , na ile nadaje pełną treść codziennym naszym poczynaniom i całemu życiu, na ile pomaga nam, byśmy się stawali odważni, wspaniałomyślni, bezinteresowni.

 
B            6. niedziela Wielkanocy

„Wytrwajcie w miłości”

 Być wrażliwym na człowieka. Wyczuwać, co się w nim dzieje, jak odbiera świat, z czym sobie nie daje rady, co go dręczy, czego nie rozumie, w czym się myli, błądzi, z czego nie zdaje sobie sprawy, co jest jego drogą do nikąd, co nie daje mu żadnych szans, nie rokuje żadnych nadziei.
 Być wrażliwym na człowieka. Ale nie po to, aby go zniszczyć, zawładnąć nim, a przynajmniej wykorzystać dla własnych celów, ale aby mu pomóc: uruchomić jego możliwości – pokłady dobra jeszcze nienaruszone, wskazać szanse dotąd niezauważone – odkryć, gdzie jego droga nadziei. I wydobyć z siebie serdeczność, powagę, uśmiech, surowość, trafić na właściwe słowo, podać dobrą radę – otworzyć, uspokoić, pobudzić.
 Tylko jak zachować swoją wrażliwość na człowieka, gdy on nas po raz któryś oszuka, nabierze, okłamie. Jak nie zrezygnować po tysięcznej nieudanej próbie. Jak nie zarazić się chamstwem, brutalnością, cynizmem. Jak nie zamknąć się w skorupie własnych doznań, spraw, interesów.

 
B            7. niedziela Wielkanocy

„Abyś ich ustrzegł od złego”

 Zahartowani jesteśmy. Już bez zmrużenia oka, już ze spokojnym sumieniem potrafimy słuchać największych, najgorętszych słów. Nie robią na nas wrażenia. Znamy je na pamięć. Jesteśmy w stanie przytoczyć taką samą, albo jeszcze wspanialszą, gamę słów. Przyglądamy si,e pogardliwie tym, których usta pełne wzniosłości, świętości.
 Tylko jeszcze czyjś bezinteresowny czyn. Tylko jeszcze czyjeś pełne poświęcenia życie może złamać nasz cynizm, naszą pogardę. Tylko to nas może przekonać.

 
B           Wniebowstąpienie

„Głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu”

 Do nieba sam nie dojdziesz. Za bardzo jesteś ślepy, głuchy, ułomny, opętany. Potrzeba, żeby ktoś ci pomógł: pokazał drogę, podparł, pouczył.
 Do nieba nie dojdziesz sam. Musisz dorosnąć do niego swoją miłością. Dojdziesz tam z tymi, których uratowałeś, dźwignąłeś, poprowadziłeś.
 Do piekła sam nie pójdziesz. Za dużo w tobie uczciwości, prawości, dobroci, prostoty. Dopiero musi się zjawić ktoś, kto cię wprowadzi na drogę nienawiści, nauczy nieuczciwości, wepchnie w rozpacz, cynizm, strach.
 Do piekła nie pójdziesz sam. Musisz „dorosnąć” do niego swoją podłością. Pójdziesz tam z tymi, których wciągnąłeś w błoto, zgorszyłeś, nauczyłeś przestępstwa, zdemoralizowałeś, zdeprawowałeś.
 Razem żyjemy tutaj, razem będziemy żyć w wieczności.

 
B          Zesłanie Ducha Świętego

„Przyszedł Jezus”

 Każdy ma swoje wielkie dni. Czas wielkich radości, wzruszeń, uniesień, zachwytów, entuzjazmu.
 Wtedy widzimy – jakby po raz pierwszy – to, co przecież już tyle razy widzieliśmy. Słyszymy – jakby po raz pierwszy – to, co przecież już tyle razy słyszeliśmy. Rozumiemy – jakby po raz pierwszy – to, co przecież już tyle razy rozumieliśmy – wielkie sprawy Boże i ludzkie. Czujemy, jakbyśmy się na nowo narodzili: tak jesteśmy prości, wrażliwi.
 Ale potem przychodzą popołudniowe zmęczenia, wieczorne lęki, niedzielne wygodnictwo, roztropność świata tego. Wypełza z powrotem nasza zaborczość, cwaniactwo, interesowność, spekulanctwo, zachłanność, chciwość, lenistwo, strach.
 A przecież za wszelką cenę musisz uratować tamten najpiękniejszy kształt twojej osobowości odkryty choćby na moment.

 
B                    1. niedziela zwykła

„On chrzcić was będzie Duchem”

 Czy jesteś człowiekiem, w którym mieszka cisza, światło, który wie, czego chce – który chce żyć z Bogiem.
 Czy dajesz ludziom pokój? Czy jesteś przystanią, gdzie chronią się bezpiecznie statki w czasie sztormu? Polaną wśród ciemnego boru pełną słońca, kwiatów, zapachu świerków, śpiewu ptaków, gdzie można wypocząć? Domem rodzinnym, w którego ścianach człowiek czuje się bezpiecznie.
 A może jesteś człowiekiem niepokoju? A może jest w tobie ustawiczny wir, zamieszanie, pogoń za błyskotkami świata? I wciąż nie wiesz, czego chcesz od życia, od ludzi, od siebie.
 A może jesteś człowiekiem, który sieje niepokój. A może jesteś pustynią bezwodną, nieprzyjazną ludziom, niszczącą ludzi? Stepem nieurodzajnym, po którym ustawicznie hula wiatr? Szulernią, dokąd zaprasza się naiwnych, aby ich ograbić? Knajpą, gdzie rozpija się słabych? Jaskinią zbrodni, intryg, zatargów, niechęci, nienawiści, wzajemnego niszczenia?
 Czy jesteś człowiekiem pokoju, czy niepokoju. Synem Boga czy szatana.

 
B                    2. niedziela zwykła

„Znaleźliśmy Mesjasza”

 My, katolicy, mamy więcej niż ewangelicy i prawosławni, więcej niż mahometanie, buddyści, więcej niż poganie.
 Tylko żebyśmy się nie rozsiedli w naszym bogactwie. Tylko żebyśmy się nie zachłysnęli naszą prawdą i na niej nie utknęli.
 My, katolicy, otrzymaliśmy więcej niż ewangelicy, prawosławni, buddyści, mahometanie – ale obyśmy nie zmarnowali tego daru, który posiadamy.

 
B                    3. niedziela zwykła

„Pójdźcie za Mną”

 Chcesz naprawiać świat i ludzi: żonę, męża, dzieci, kolegów, swoje otoczenie, swój naród, ludzkość. I wpatrzony w siebie wykrzykujesz swoje impresje, wrażenia, wywrzaskujesz swoje cenzurki, twierdząc, że zależy ci na prawdzie. A w gruncie rzeczy zależy ci na tym, aby przyznano ci rację.
 Chcesz naprawiać świat i ludzi. A ty ich tylko obrażasz, upokarzasz, ranisz, zniechęcasz, przyginasz do ziemi, krzywdzisz, łamiesz swoją pychą, niedelikatnością, chamstwem.
 Bądź nauczycielem: patrz, co się dzieje w duszy człowieka, który źle postępuje. Wysil wszystkie swoje umiejętności, żeby mu pomóc. Musisz to uczynić tak delikatnie, aby on nawet nie zauważył. Aby nawet nie czuł potrzeby podziękowania ci.

 
B                    4. niedziela zwykła

„Opętany przez ducha nieczystego”

 A czy ty potrafisz z ludzi wypędzać złe duchy? Czy twoja obecność wśród ludzi powoduje, że zmieniają się na lepsze, przestają się bać, że niknie w nich złość, chciwość, zazdrość, marazm, że wstępuje w nich ochota do życia. Czy czekają na ciebie z radością, bo wnosisz pokój, jasność, optymizm, nowe idee, pomysły, rozszerzasz ich horyzonty, mobilizujesz ich do twórczej pracy – dajesz im nowe życie.
 A może ty wpędzasz złe duchy w ludzi. A może twoja obecność demoralizuje otoczenie, wprowadza ferment, zawiść, intrygi. A może twoja obecność, twój przykład paraliżuje inicjatywę, powoduje zobojętnienie na sprawy ludzkie, lekceważenie obowiązków, brak odpowiedzialności, zacieśnianie się wyłącznie do swoich spraw.
 A może jesteś jak szatan, który się cieszy z demoralizacji, rozkładu i gnicia. Może cieszysz się, że ludzie są źli, głupi, tchórzliwi, prostaccy, że wciąż wszystkim wszystkiego zazdroszczą, że wczepieni w siebie nienawistnie zagryzają się.
 Czy ty potrafisz wypędzać z ludzi złe duchy? A może ty wpędzasz złe duchy w ludzi?

 
B                    5. niedziela zwykła

„Udał się na miejsce pustynne i tam się modlił”

 Wejdź do kościoła, który lubisz. Usiądź wygodnie. Niech cię ogarnie świetość tego miejsca. Dla ciebie zostało ono zbudowane. Potrzebne ci jest do życia tak jak twój dom mieszkalny, jak twoje miejsce pracy.
 Wejdź do kościoła, aby się modlić. Abyś się uratował od szaleństw tego świata: od zafascynowania pieniądzem i władzą, od żądzy posiadania rzeczy i ludzi. Abyś odbudował właściwą hierarchię wartości. Abyś powrócił do prawdziwego chrześcijaństwa, abyś się uchronił od schorzeń psychicznych i od schorzeń fizycznych.
 Wejdź do kościoła i módl się do Boga. Powtarzaj: Ty jesteś ciszą, albo: Ty jesteś pokojem, albo: Ty jesteś światłością, albo: Ty jesteś miłością, albo: Ty jesteś przebaczeniem. Aż opadną z ciebie zaspieszenia, napięcia, niepokoje. Aż przestaniesz się bać, złościć, nienawidzić, przeklinać. Aż zjednoczysz się z Nim, który jest Ciszą, Pokojem, Światłością, Przebaczeniem, Miłością.
 Wchodź do kościoła codziennie, aby się modlić.

 
B                    6. niedziela zwykła

„Przyszedł do Niego trędowaty”

 Przychodzimy do Jezusa w niedzielę na Mszę świętą, aby nas uleczył. Jak ten trędowaty. Jeszcze nie wiemy, czy to sam początek choroby, czy ona już jest bardzo zaawansowana, ale świadomi tego, że On może nam pomóc.
 Opada z nas pancerz, w który się opinamy codziennie przed atakiem ludzi i stajemy przed Nim bezbronni, otwarci, czekając, aby On położył na nas swoje ręce i powiedział: Chcę, bądź oczyszczony.
 Przychodzimy do Jezusa w każdą niedzielę do kościoła świadomi tego, że jeżeli nawet nie jesteśmy chorzy, to możemy nimi stać się za chwilę. Świadomi, że nie ma takiego człowieka, któremu nie groziłby grzech. Żeby Jezus położył na nas swoje ręce i uchronił nas od złego.

 
B                    7. niedziela zwykła

„Przyszli z paralitykiem”

 Litość mieć. Nie miłość: nie podziw, oczarowanie,, zachwyt pięknem człowieka. Ale litość. Współ – czucie dla tego kto chory, ułomny, znękany, porzucony, zagubiony, bezradny. Dla tego kto ograniczony, głupi, prostacki, nieznośny, nachalny, uporczywy, niedelikatny, natrętny. Dla tego kto brzydki, niezgrabny, nieśmiały, skompleksowany. Dla tego kto niewychowany. Litość mieć. Współ – czucie. Mieć spokój, opanowanie, cierpliwość, wyrozumiałość. Pomóc mu – na ile nas na to stać – aby podniósł się, wyprostował, rozwinął. Pomóc mu, aby – na ile go na to stać – dojrzał do pełni swego człowieczeństwa.

 
B                    8. niedziela zwykła

„Będą pościć”

 Nie możemy siebie w pełni zaakceptować. Nie możemy w pełni uznać swojej natury. Nie możemy się powodować każdym pomysłem, każdym natchnieniem. Jesteśmy i dobrzy, i źli.
 Jest w nas piekło i niebo. Piekło pełne ognia namiętności, złości, chciwości, nienawiści. Piekło zimnego wyrachowania, biorące początek w naszym bezwzględnym egoizmie. Ale i niebo pełne czułości, ciepła, serdeczności, przebaczenia, światła, bezinteresowności i poświęcenia. Mieszają się w nas aniołowie z szatanami w jednym wirze myśli, odczuć, przeżyć, zachceń, pomysłów: przekleństwa z błogosławieństwami, zemsta z wyrozumiałością, wyuzdanie ze wstydem, brutalność z delikatnością, lenistwo z pracowitością.
 Są w nas dwie studnie: żywa i zatruta, których wody się zlewają. Studnia wody żywej: czystych intencji, najszczerszej bezinteresowności, dobrych zamiarów, motywów niekłamanych. I studnia, która nawet najbardziej spontaniczne, najszlachetniejsze nasze czyny miłości bliźniego zatruwa interesownością, chęcią zysku, wykorzystania dla własnej chwały, choćby dla zwrócenia na siebie uwagi.
 Nie ma chrześcijaństwa bez usiłowania rozeznania się w tym kotłowisku przeżyć, motywacji. Nie ma chrześcijaństwa bez usiłowania, aby nie dać się okłamać przez siebie samego, oszukać. Bez stałej kontroli siebie, kontroli motywów postępowania, bez usiłowania oddzielenia dobra od zła: plew od ziarna, prawdziwych monet motywacji od fałszywych, podsuwanych nam przez nasz egoizm.

 
B                    9. niedziela zwykła

„Szabat został ustanowiony dla człowieka,
  a nie człowiek dla szabatu”

 To jedno z tych zdań, za które mógł być ukamienowany przez Żydów. To jedno z tych zdań, których głębi nie jesteśmy w stanie do końca pojąć. Których treści nie potrafimy wyczerpać. Których pełne konsekwencje i wnioski jeszcze są dla nas nieodgadnione. Które są dla nas źródłem zachwytu, podziwu, ciągłych inspiracji. Które ukazują nam Jezusa w Jego najistotniejszym wymiarze: jako Słowo Boże – jako prawdę, która nam się objawiła.

 
B                  10. niedziela zwykła

„Kto pełni wolę Ojca mego,
  jest mi jak matka, jak bracia moi”

 Przyjaźń. Kiedy jesteśmy sobie bardziej bliscy niż bracia, bardziej niż siostry. Taki cud się zdarza, gdy łączymy się nie w imię jakichś partykularnych interesów, jakichś chwilowych celów, ale w imię spraw najświętszych, wartości najgłębszych. Wtedy stajemy się bliscy Jezusowi jak Jego matka, jak Jego bracia, jak siostry.

 
B                  11. niedziela zwykła

„Nasienie wrzucone w ziemię”

 To bardzo niebezpiecznie nadsłuchiwać prawdy, która w tobie rośnie, mówić prawdę, która przez ciebie chce przyjść do słowa, żyć według prawdy, która cię obejmuje w swoje posiadanie. Licz się z tym, że możesz zostać wyśmiany, wzgardzony, odsuną się od ciebie koledzy, stracisz zaufanie przełożonych i pozostaniesz samotny na swoim krzyżu.
 Nie spodziewaj się również, że Bóg ześle ci na pomoc orszak aniołów. Ale On jest wciąż przy tobie. Jesteś Mu droższy niż wszystkie wróble ziemi, z których żaden nie spada z dachu bez Jego woli. On chce, żebyś nadsłuchiwał prawdy, którą On w tobie zasiewa, byś mówił prawdę, którą On ci objawia, byś żył według prawdy, którą On jest – byś był prawdą, tak jak On nią jest.

 
B                  12. niedziela zwykła

„Małej wiary”

 Wiara nasza. Dopiero, kiedy zaczną gromnicę wciskać ci w dłoń? Kiedy ujrzysz w oczach najbliższych własną śmierć. Kiedy doktor powie ci: „… no, musimy się przekonać, czy nie ma choroby nowotworowej”. Kiedy cię doszczętnie okradną, oszukają, sponiewierają, wyrzucą. Kiedy ze starości rozleci się papierowy domek twojej potęgi. Kiedy odejdą twoi najbliżsi i zostaniesz zawieszony w pustce. – A tragiczne chwile przyjdą na pewno, nie wyminiesz ich, nie ujdziesz im, bo jesteś człowiekiem, bo do elementów składowych życia należy cierpienie i śmierć. Dopiero wtedy sięgnąć po wiarę? A jeżeli się okaże, że ci jej nie starczy. O tym, czy ci starczy, zadecyduje twój zwyczajny dzień – twoje codzienne uczciwe życie i twoje praktyki religijne.

 
B                  13. niedziela zwykła

„Twoja wiara cię ocaliła”

 Pukać, dobijać się, łomotać; prosić, błagać, żebrać, domagać się, żądać; trwać uparcie, nieustępliwie; zaufać, oddać się, poświęcić; wydzierać ze swojej tchórzliwości, głupoty, małości okruchy odwagi, wspaniałomyślności, wiary; a tylko wtedy otrzymasz, znajdziesz, będzie ci otwarte, a tylko wtedy tworzysz siebie ponad miarę swoich wygodnych wyobrażeń, schematów, modeli – a tylko wtedy możesz stać się człowiekiem.

 
B                  14. niedziela zwykła

„Lekceważony”

 Godność twoja. Mimo tego, że jesteśmy słabi, mali, że tak krótko żyjący; mimo tego, że jesteśmy przygnieceni naszą materialnością, naszą cielesnością; mimo tego, że grzeszni jesteśmy, wciąż upadający – to przecież stanowimy jedyną, niepowtarzalną wartość: wobec Boga, wobec siebie i wobec bliźnich swoich.
 W imię tej wartości masz prawo domagać się, abyś był szanowany, aby nikt cię do niczego nie zmuszał, nie gwałcił twojej woli, nie rzucał cię na kolana. Masz prawo domagać się, byś nie był przez nikogo poniżany, lekceważony.
 W imię tej wartości masz obowiązek nie dopuszczać się niczego niegodnego: kłamstwa, obłudy, intryganctwa, oszustwa, lizusostwa – wszelkiego rodzaju interesowności; stawiać sobie coraz wyższe wymagania, wciąż próbować wykonywać jak najlepiej to, co jest twoim życiowym powołaniem.
 Godność bliźniego. Wobec innych ludzi twoją  pierwszą powinnością jest szanować ich, nikim nie gardzić, nikogo nie poniżać, ale dźwigać ich w górę, uświadamiać im ich wartość, ich zadania.
 Godność narodu. Jeżeli ją stracimy – stracimy siebie. Jeżeli ją zyskamy – zyskamy siebie. Bo dopiero tacy ludzie, którzy szanują siebie samych i szanują siebie nawzajem, tworzą prawdziwe społeczeństwo.

 
B                  15. niedziela zwykła

„Wzywali do nawrócenia”

 A my nienaruszeni. W ustalonych układach: z rodziną, z kolegami, ze znajomymi. W ustalonym trybie życia: praca i dom; gazety, radio, telewizja; bieżące sprawy, kłopoty; wizyty, imieniny, urodziny; kino, teatr, koncert; spoczynek. Wakacje, znowu praca.
 A niedziela w niedzielę padają słowa Pana Jezusa. Czy mają szanse, żeby owoc przyniosły.

 
B                  16. niedziela zwykła

„Odpocznijcie nieco”

 Nie dajmy się zagadać na śmierć i nie zagadajmy się sami na śmierć.
 Najświętsze słowa mamłane, paplane, powtarzane staną się jak sieczka, jak plewy, jak uschła trawa. I słowo „wolność” nie będzie znaczyło wolność, „demokracja” nie będzie znaczyło demokracja, „samorządność” nie będzie znaczyło samorządność, „sprawiedliwość” nie będzie znaczyło sprawiedliwość, „uczciwość” nie będzie znaczyło uczciwość, „odpowiedzialność” nie będzie znaczyło odpowiedzialność, „praca” nie będzie znaczyło praca, „miłość” nie będzie znaczyło miłość, „Bóg” nie będzie znaczyło Bóg. Nie będzie znaczyło już nic.
 Szanujmy te wielkie słowa, bierzmy za nie odpowiedzialność i nieśmy je jak skarb najdroższy w naczyniach glinianych.

 
B                  17. niedziela zwykła

„Skąd kupimy chleba, aby oni się posilili”

 Czy czujesz się odpowiedzialny za jakąś sprawę? Za jak wielką sprawę? Za drugiego człowieka, za społeczność? Za jak wielką społeczność?
 Czy czujesz się odpowiedzialny za siebie? A może wciąż jeszcze rozglądasz się, uzależniasz swoje postępowanie, swoje myślenie, od tego, czy zostaniesz zaakceptowany. A może wciąż czekasz na to, żeby cię dostrzeżono, odkryto, doceniono, poprowadzono, skierowano, popchnięto. A może wciąż uważasz, że to ich obowiązkiem jest troszczyć się, byś był odpowiednio wykorzystany, że to do nich należy, abyś wykonywał funkcje, do których zostałeś przygotowany, że oni są odpowiedzialni za to, że się marnujesz.

 
B                  18. niedziela zwykła

„Troszczcie się nie o pokarm, który ginie”

 Prosimy Cię, Panie, my grzeszni, słabi, tchórzliwi, byśmy Ciebie i siebie nie oddali za miskę soczewicy, nie sprzedali za trzydzieści srebrników, nie zaparli się w godzinie próby. Wysłuchaj nas, Panie.
 Prosimy Cię, Panie, byśmy nie kiwali głowami wtedy, kiedy nam każą; byśmy nie uśmiechali się wtedy, kiedy sobie tego życzą; byśmy nie brali wtedy, kiedy nam dają. Wysłuchaj nas, Panie.

 
B                  19. niedziela zwykła

„Ja jestem Chlebem życia”

 Gdyby nie było Eucharystii, nie byłoby chrześcijaństwa, a przynajmniej nie byłoby go w takim kształcie, w jakim jest. Od samego początku, od pierwszych dni, wokół stołu eucharystycznego gromadzili się wierzący w Chrystusa. Przy tym stole uczyli się miłości, wspierania wzajemnego, umierania za drugich. Tak było zawsze aż po dziś dzień.
 W naszej samotności, w naszym smutku, w naszej szarzyźnie, w naszym zwątpieniu On jest kimś najbliższym, kto chce uczestniczyć w naszym życiu, kto pomaga nam nadawać mu sens.

 
B                  20. niedziela zwykła

„To jest Chleb, który z nieba zstąpił”

 Kościół święty każdych czasów dba z najwyższą starannością, żeby zachować wszystko tak, jak było wtedy, gdy Chrystus nauczał – jak było w pierwszej gminie. Z największą uwagą odczytuje teksty Pisma Świętego, z największą skrupulatnością zachowuje całą strukturę sakramentalną, liturgiczną, hierarchiczną: prezbiterów, biskupów, z papieżem – następcą św. Piotra – na czele. A to wszystko po to, ażeby trwała tamta rzeczywistość. A to wszystko na to, aby Zacheusze zapraszali Jezusa do swych domów, by jawnogrzesznice płakały u Jego stóp, by Nikodemowie przychodzili wieczorami do Niego na nocne rozmowy, by Szymony, Andrzeje, Jany porzucali wszystko i szli za Nim. – Byś między nimi i ty swoją drogę do Jezusa mógł znaleźć.

 
B                  21. niedziela zwykła

„Odtąd wielu uczniów Jego się wycofało”

 Nie wszystko Mu się udało. Nie potrafił nawrócić faryzeuszów i saduceuszów, kapłanów. Spotykał się z niepowodzeniem również u zwyczajnych ludzi – w Betsaidzie, Korozain, Nazarecie, Kafarnaum. Ponosił klęski nawet u swoich najbliższych uczniów. Nie tylko Judasz Go zdradził. Daleko wcześniej wielu z nich odeszło od Niego. A przecież był najlepszym z ludzi i całe swoje życie poświęcił pomaganiu potrzebującym, i kierował się w swoim działaniu najbardziej bezinteresownymi motywami.
 I tobie nie wszystko uda się w życiu. Nawet wtedy, gdy będziesz kierował się najczystszymi pobudkami i będziesz starał się postępować najlepiej, jak cię na to stać.  Niech cię to nie gorszy ani przeraża.

 
B                  22. niedziela zwykła

„Dlaczego uczniowie Twoi
  nie postępują według tradycji starszych”

 Najprościej żyć w więzieniu. Tam każdy wie, jakie obowiązują przepisy więzienne i obyczaje: na co może sobie pozwolić, a za co dostaje w mordę albo idzie do karniaka. Przez kraty świat ludzi wolnych wydaje się kolorowy, bajeczny, nieprawdopodobny. I rośnie za nim tęsknota. Ale w miarę upływu dni, tygodni, miesięcy, lat coraz bardziej człowiek przywyka do reżimu więziennego. I gdy wreszcie wyjdzie na upragnioną wolność, to się okazuje, że nie umie być wolnym człowiekiem. Nie umie żyć w wolnym społeczeństwie. Zapomniał, odzwyczaił się. Jak ptak, który długo siedział w klatce. Nie wie, co powinien, a czego nie powinien, dokąd sięga jego obszar posiadania, a odkąd zaczyna się obszar drugiego człowieka. Jakie ma prawa i jakie ma obowiązki. Nie wie, co mu wolno, a czego mu nie wolno. I albo zatęskni za więzieniem, gdzie były przepisy i więzienne zwyczaje, albo zacznie uczyć się wolności. Ale to niełatwo. Ale to przez mękę, poprzez upadki, błędy, pomyłki, upokorzenia, porażki, poprzez starcia, spory, dyskusje.
 Żebyśmy nie zatęsknili za więzieniem. Żebyśmy nie zatęsknili za byciem więźniem.

 
B                  23. niedziela zwykła

„Przyprowadzili Mu głuchoniemego”

 Wciąż słyszymy, co się dzieje wokół nas – za ścianą, u sąsiadów, w mieście, na wsiach, w stolicy, w kraju, poza krajem, za granicami północnymi, południowymi, wschodnimi, zachodnimi, w Europie, na innych kontynentach.
 Wciąż patrzymy na to, co się dzieje wokół nas – w domu, na ulicy, na podwórku, w miejscu pracy, w teatrze, w kinie, u przyjaciół, krewnych, znajomych, w sklepach, w szpitalu, na cmentarzu.
 Wciąż widzimy, wciąż słyszymy to, co się dzieje wokół nas.
 I co ty na to?
 Przecież nie jesteśmy – przecież nie możesz być – bankiem informacji, komputerem, który rejestruje.
 Co ty na to, co się dzieje? Nie chodzi o to tylko, żebyś się cieszył albo smucił, był przerażony albo zachwycony. Chociaż to już jest bardzo dużo, jeżeli jesteś wrażliwy. Ale to nie wszystko. Co ty na to swoim życiem? Jak to wszystko oddziaływa na twój dzień zwyczajny?
 Co ty robisz, żeby było tak, jak być powinno w twoim domu, w twoim miejscu pracy, w kraju, na świecie?

 
B                  24. niedziela zwykła

„Jeśli kto chce iść za Mną”

 Nasze powołanie. Powołanie do wykonania powinności. Ale najpierw to wołanie musisz usłyszeć, powinność zobaczyć i uznać ją za swój obowiązek, za sens swojego życia. Musisz ją uznać za sens swojego istnienia w twoim środowisku, istnienia na tej planecie o nazwie Ziemia, istnienia wobec Boga – wobec siebie samego.

 
B                  25. niedziela zwykła

„Posprzeczali się, kto z nich jest największy”

 Bronimy się przed stwierdzeniem, że ktoś jest lepszy od nas, mądrzejszy, inteligentniejszy, uczciwszy, wspaniałomyślniejszy. Nie chcemy tej prawdy dopuścić do siebie w obawie, że zagrozi poczuciu naszej wartości. A jeżeli w końcu zmuszeni jesteśmy przyznać, że tak jest, to nie chcemy o tym mówić. Boimy się, że nasza pozytywna opinia o kimś może umniejszyć naszą sławę, odwrócić oczy ludzi od naszej osoby. A gdy już nawet na to się zdecydujemy, wtedy dodajemy zastrzeżenia, krytyczne uwagi.
 Oderwać się od swojego „ja”, popatrzeć na drugiego człowieka, zachwycić się jego wartością, a jeszcze powiedzieć to wobec innych ludzi – nie kierując się żadnymi interesownymi przesłankami, ale z najgłębszego przekonania – to świadczy o twojej bezinteresowności, o twojej wielkości, to jest droga, byś się otworzył na jego bogactwo, rozwijał z pomocą jego wartości swoją osobowość.

 
B                  26. niedziela zwykła

„Nauczyciel”

 Być może, że zostanie wynalezionych jeszcze wiele środków masowego przekazu lepszych niż obecne: niż prasa, radio, telewizja, które mają za zadanie podawać informacje i wychowywać społeczeństwo. Ale zawsze jak dawniej, jak teraz, tak i w przyszłości jedynym najlepszym, niezastąpionym środkiem przekazu informacji, sposobem wychowywania człowieka pozostanie drugi człowiek: nauczyciel.
 Spośród rozmaitych ważnych zawodów potrzebnych do tego, aby społeczeństwo mogło normalnie żyć i rozwijać się, na pewno najważniejsza jest funkcja nauczyciela, w którego rękach spoczywa przyszłość narodu, przyszłość ludzkości.

 
B                  27. niedziela zwykła

„I będą dwoje w jednym ciele”

 Dlaczego jedno małżeństwo jest szczęśliwe, a drugie nie. Kiedy kończy się miłość i zaczyna się obojętność. Na jakiej zasadzie podziw przemienia się w pogardę. Jak następuje to pęknięcie, że życzliwość przeradza się w niechęć. Odkąd zakochani zaczynają mówić o sobie „on”, „ona”, gdzie już nie ma bezinteresowności, ale wyliczanie wszystkiego – ile ja tobie, ile ty mnie: uśmiechów, pomocy, czasu; może nawet – śmiesznie powiedzieć – pieniędzy, rzeczy. I tak kończy się małżeństwo. Jeżeli trwa to coś, to jako czysty zlepek na zasadzie wspólnych interesów czy jakichś względów. Nieraz dochodzi do rozwodu. Na rozprawie odbywa się tłumaczenie według znanego stereotypu: że niedobranie, że różnice charakterów, usposobienia.
 A naprawdę to wszyscy mają prawie te same szanse. I ci, którzy są nieszczęśliwi, i ci, którzy są szczęśliwi całe życie. Wszyscy mają wady, chwile słabości, pokusy. A naprawdę małżeństwo się uda, jeżeli Jezus jest nie tylko na jego początku, ale gdy pozostaje z małżonkami na zawsze: przez modlitwę, Msze święte niedzielne i przez codzienne życie – jeżeli pozostaje wśród nich jako mistrz, pan, wzór, przykład. Jeżeli każde z nich stara się być dla drugiego tak otwarte, wrażliwe, bezinteresowne, wyrozumiałe, przebaczające – jak On.

 
B                  28. niedziela zwykła

„Odszedł zasmucony, bo miał wiele posiadłości”

 To, za czym my tęsknimy – zwłaszcza w miarę jak nasze lata uciekają – czego potrzebujemy, czego domagamy się od losu, od życia, od siebie samych, to stabilizacja. Chcemy mieć gniazdo, z którego nas nikt nie wypłoszy. Żeby można było w nim nogę postawić i powiedzieć „moje”. Żeby to było gniazdo choćby prymitywne, ale moje własne. Chcemy mieć posadę, stanowisko, pozycję ustaloną, obwarowaną, zabezpieczoną, nienaruszalną, trzymać ją twardo w garści, nie popuścić, żeby nam gwarantowała przyszłość na zawsze.
 A przecież masz Bogu ufać, Bogu bezgranicznie zaufać.

 
B                  29. niedziela zwykła

„Czy możecie pić kielich, który ja mam pić”

 Wielkie życie musi wiele kosztować. Im większy chcesz być, tym więcej musisz płacić.
 Ale ty w głębi serca masz nadzieję, że jakoś, ktoś, coś, gdzieś, że w jakiś sposób, jakimś cudem, na jakiejś zasadzie wyjdziesz cało. Masz nadzieję, że przynajmniej w twoim wypadku zaistnieje ten wyjątek i obejdzie się bez tragicznych sytuacji, bolesnych decyzji, okrutnych cięć, bez codziennego trudu i mozołu. Masz nadzieję, że przynajmniej tobie uda się wszystko to wyminąć, wymanewrować, uda się tego uniknąć.

 
B                  30. niedziela zwykła

„Ślepiec na brzegu drogi”

 Jesteśmy jak ten ślepiec na brzegu drogi. Dochodzą do nas głosy, szepty, krzyki, śpiewy – a my nie bardzo rozumiemy, co się dzieje, o co chodzi.
 Jesteśmy jak ten ślepiec na brzegu drogi. Każdy z nas. Każde społeczeństwo. Każdy naród. Ludzkość cała.
 Byleśmy zdawali sobie sprawę ze swojej ślepoty. Byleśmy chcieli przejrzeć, dostąpić łaski ujrzenia w prawdzie – choćby na wyciągnięcie ręki – tej rzeczywistości, wśród której żyjemy, aby – choć na krótko, choć na koniec – ujrzeć siebie w zwierciadle. Byleśmy mieli odwagę prosić tak jak ślepiec: „Panie, abym przejrzał”.

 
B                  31. niedziela zwykła

„Będziesz miłował bliźniego swego jak samego siebie”

 Nie ma tragedii na świecie, żeby tobie nie zagrażała. Nie ma klęski, głodu, potopu, pożaru, suszy, chociażby ona wydarzyła się w najdalszym kątku świata, która by tobie nie przyniosła szkody. Nie ma radości na świecie, powodzenia, sukcesu, jakiegokolwiek zwycięstwa dobra, chociażby wydarzyło się w najdalszym zakątku świata, żeby i tobie nie przyniosło pomocy. Rodziną jesteśmy, jednym wielkim organizmem. Każdy z nas jest elementem, cząstką tej całości. Ona cię ukształtowała, dzięki niej powstałeś. Dzięki niej posiadłeś mądrość, którą masz.
 Ale nie tylko ty uczestniczysz w życiu ludzkości, również i ludzkość w twoim życiu uczestniczy. Chociaż jesteś drobnym składnikiem ludzkości, ona w tobie uczestniczy i jest od ciebie uzależniona. Twoje tragedie i radości, twoje klęski i twoje osiągnięcia, twoje grzechy i twoje dobre czyny tę ludzkość kształtują.

 
B                  32. niedziela zwykła

„Ta wdowa wrzuciła wszystko”

 Jesteśmy jak ci ludzie wrzucający pieniądze do skarbony świątynnej. Jeden wrzuca więcej, drugi mniej, jeszcze inny tylko udaje, że wrzuca. Ta wdowa wrzuciła wszystko.
 Jesteśmy ludźmi wrzucającymi grosze do skarbony Boga – to, co nam zbywa, z czego i tak nam nic, co dla nas niewarte, przynajmniej – mało warte. Ona wrzuciła wszystko.
 Jesteśmy ludźmi rzucającymi Bogu ochłapy modlitwy, Mszy świętych niedzielnych, ochłapy swego życia: tak zwanych dobrych uczynków. Ona wrzuciła wszystko. Więcej dać nie mogła, więcej nie miała.
 Kto z nas – przynajmniej o zmierzchu swojego życia – nie żałuje, że nie jest jak ta wdowa.

 
B                  33. niedziela zwykła

„Zbierze swoich wybranych z czterech stron świata”

 Żebyś chciał zrozumieć, co to znaczy powołanie życiowe. Żebyś chciał zrozumieć, że zostałeś wybrany przez Boga do wykonywania tej twojej konkretnej funkcji w społeczeństwie i w Kościele. Żebyś chciał zrozumieć, że tylko przez spełnianie swojego powołania życiowego rośniesz do twego życia wiecznego.

 
B                  34. niedziela zwykła

„Aby świadectwo dać prawdzie”

 Ty na to się narodziłeś i na to przyszedłeś na świat, aby świadectwo dać prawdziwe. W zbiorowisku zwanym: ludzkość jesteś fenomenem niepowtarzalnym, osobowością jedyną w swoim rodzaju. Inaczej czujesz, myślisz, rozumujesz, oceniasz, przeżywasz – inaczej niż wszyscy inni. Masz swoje własne spojrzenie na świat i na siebie, na sprawy najważniejsze i najprostsze. I tego nie wolno ci zatracić. Owszem, należysz do społeczeństwa, żyjesz w nim, czerpiesz z jego mądrości, doświadczeń i dorobku, uczestniczysz w jego sukcesach i klęskach – jesteś częścią społeczeństwa, ale nie w tym sensie, jakobyś był jego produktem. Owszem, z pomocą społeczeństwa budujesz swój osobny świat. Według opinii społeczeństwa kontrolujesz siebie, bierzesz pod uwagę jego oceny, sprawdzasz siebie, posługując się jego werdyktami – ale nie identyfikujesz się z nim. Ono pomaga ci, żebyś łatwiej doszedł do swoich stwierdzeń, ale ostateczny wyrok należy do ciebie. Ty rozstrzygasz o tym, co jest słuszne, a co niesłuszne, co jest piękne, a co grzeszne, co jest uczciwe, a co podłe. Jesteś sędzią spraw, które się dzieją na zewnątrz ciebie i w tobie samym. I tego nikt nie może ci odebrać, bo dopiero na tej drodze stajesz się prawdziwym członkiem społeczeństwa.
 Ty na to się narodziłeś i na to przyszedłeś na świat, aby świadectwo dać prawdzie. Ale to wcale nie takie łatwe i nie takie bezpieczne. Łatwiej jest poddać się fali, popłynąć z prądem: dzień za dniem dostosowywać się, dopasowywać, stawać się cieniem, naśladować tych, których opłaca się naśladować, od których wszystko – tak się nam przynajmniej wydaje – w naszym życiu zależy. I tak z dnia na dzień będzie zanikała granica pomiędzy tobą a twoim społeczeństwem, stracisz orientację, gdzie kończy się „ty”, a zaczyna się „oni”; już nie będziesz wiedział, jakie jest właściwie twoje zdanie, co sam myślisz, czego sam chcesz, kim sam jesteś. Coraz bardziej będziesz się zatracał, zanikał, rozpływał się w masie. Staniesz się bezosobową jednostką – nikim.

B                Wszystkich Świętych

„Błogosławieni ubodzy duchem,
  albowiem do nich należy królestwo niebieskie”

 Gdy stajesz przy grobie twojego bliskiego, pytaj go, co było warto w jego życiu. Niech ci tej jedynej łaski udzieli w zamian za twoją pamięć o nim. Pytaj na to, żebyś potrafił sam sobie odpowiedzieć, co w życiu naprawdę warto – żeby on pomógł ci zdobyć tę mądrość życiową, której ci wciąż brak i której do śmierci nie będziesz miał dosyć.