Biblioteka


ROK MIŁOŚCI  C



     C
                                                      ROK

                                                      MIŁOŚCI

 

C        1. niedziela Adwentu

„Aby serca wasze nie były ociężałe”

    Jesteśmy spychani na pozycje biologiczne – dajemy się spychać na pozycje biologiczne. I temat: jedzenie, ubranie, urządzenie mieszkania, zabezpieczenie sobie przyszłości – staje się coraz bardziej jedynym tematem naszych rozmów, myśli, trosk. Coraz bardziej nasze życie sprowadza się do biologicznych funkcji. Do tego stopnia, że nawet gdyby się kiedyś tak stało, że wszystkiego będziemy mieli w bród, to już jedynym naszym tematem pozostanie – co jeszcze zjeść, w co się jeszcze ubrać, jak jeszcze mieszkanie urządzić i jak się jeszcze zabezpieczyć na przyszłość.
    Ale wciąż wmawiamy sobie, że jeżeli przyjdzie czas, kiedy będziemy mieli to, co potrzebujemy, będziemy mieszkać tak, jak chcemy, i zabezpieczymy swoją przyszłość, jak sobie marzymy, to wtedy wreszcie skupimy się na sprawach naprawdę ważnych: wtedy w naszym życiu znajdzie swoje miejsce modlitwa, kościół, poważna lektura, teatr, koncerty, muzea, wycieczki i podróże, odwiedzanie znajomych, przyjmowanie u siebie ludzi, za których towarzystwem tęsknimy.
    Ale przecież to nieprawda. My już nie będziemy umieli nic innego robić niż to, co dotąd.


C         2. niedziela Adwentu

„Chrzest nawrócenia”

    Pokutować, to najpierw odejść choćby o krok od siebie, od tych spraw bieżących, w które jesteśmy wkręceni. Zdobyć się na dystans w stosunku do swojej pracy zawodowej, do życia domowego i społecznego, które wypełnia nasz dzień. Zdobyć się na dystans w stosunku do swojej osoby, do ludzi, z którymi jesteśmy związani.
    Pokutować, to najpierw popatrzeć na cały nasz świat jak ktoś nie z tej ziemi, nie z tego świata. Bo jesteśmy nie tylko z tego świata. Popatrzeć na siebie z perspektywy powołania do wieczności, w którą wejdziemy z chwilą śmierci.

C          3. niedziela Adwentu

„Co mamy czynić”

    „Wróć do siebie”: bądź sobą – człowiekiem o tym twoim nazwisku, imieniu, dacie urodzenia. A na to trzeba, abyś zrzucił ze siebie to, czegoś się nauczył, chcąc łatwiej przejść przez życie. Abyś zrzucił ze siebie to, coś sobie przyswoił, chcąc się podobać ludziom, od których – zdaniem twoim – zależał twój los. Abyś przestał powtarzać to, co inni, naśladować innych, zacierać swoją tożsamość. Musisz stać się wolny – i mówić jako ty, działać jako ty, myśleć jako ty.
    I taki swobodny idź do ludzi. Traktuj ich jak partnerów. Bez kompleksów, żeś głupszy, żeś słabszy, żeś zależny. Nie bój się ich. Oceniaj spokojnym spojrzeniem ich działanie.
    Nawróć się do Boga – nawróć się do siebie.

C        4. niedziela Adwentu

„Błogosławiona jesteś, któraś uwierzyła”

    Aby doznać, kim jest Bóg, trzeba podnieść głowę do góry i zobaczyć wszechświat – odległe od nas o miliony lat świetlnych gwiazdy, wobec których istnienie ziemi naszej jest drobnym, nieznaczącym epizodem, a istnienia człowieka nie da się porównać nawet do istnienia iskry.
    I wtedy się przekonujemy, że nie potrafimy zrozumieć Stworzyciela świata. Cokolwiek powiemy o Bogu: że jest wszechmocny, nieskończony, wszędzie obecny, odwieczny, czy też, że jest Dobrem, Sprawiedliwością, Pięknem – wszystko jest bardziej nieprawdą niż prawdą. Nie jesteśmy Go w stanie wyrazić żadnym słowem, bo nie jesteśmy Go w stanie pojąć.
    Tym bardziej trzeba patrzeć w gwiazdy, które stworzył.


C         W dzień 25 XII

„Lecz świat Go nie poznał”

    A najprawdziwsze Boże Narodzenie było w 39 roku. Kiedy nad krajem wyniszczonym wojną: spalonym, zbombardowanym, wymordowanym rozciągnęła się pierwsza surowa okupacyjna zima, a ludzie tłumnie ciągnęli na Pasterkę.
    A najprawdziwsze Boże Narodzenie było w obozach koncentracyjnych. Gdy ludzie bici, upokarzani, poniewierani – w tę świętą noc śpiewali kolędy.
    A najprawdziwsze Boże Narodzenie jest w domach starców i na oddziałach szpitalnych. Wśród najbiedniejszych.

C           Niedziela Św. Rodziny

„Potrzeba abym był w sprawach Ojca Mojego”

    A my tacy jaśniepańscy. A my tacy do wyższych rzeczy stworzeni. Ponad mycie garnczków, robienie porządków, bawienie dzieci, pracę zawodową. I tak jest. I myśmy naprawdę do wyższych rzeczy stworzeni. Ale do nich idziemy poprzez przygotowywanie posiłków, domowe sprzątanie, pranie, troskę o swoje dzieci, codzienną drogę do pracy i pracę zawodową.

C         1 I – Nowy Rok

„Dziwili się”

    Uwierz, że jeszcze nie powiedziałeś ostatniego słowa w swoim życiu, że stać cię na więcej – a to, wbrew pozorom, bardzo trudno. Bośmy zakrzepli, skamienieli, zastali się w naszych słowach, myślach, codziennych czynnościach, gestach, nawykach tak bardzo, że sobie nie możemy wyobrazić najmniejszej zmiany. Uwierz, że możesz piękniej, bogaciej, bardziej twórczo iść przez życie.


C          6 I – Trzech Króli

„Inną drogą wrócili do ojczyzny swojej”

    O mało co – przez naiwność Trzech Mędrców – Jezus zginąłby w pierwszych dniach swojego życia. Bo przecież naiwnością było przyjść do króla Heroda i wypytywać się, gdzie się narodził nowy król Izraela. Naiwnością było opisywać dokładnie, kiedy gwiazda się ukazała. Naiwnością było wierzyć, że Herod pójdzie do Betlejem, aby oddać pokłon temu królowi. W końcu Trzej Mędrcy przyszli do Jezusa, złożyli Mu dary i mieli zamiar wrócić do Heroda, aby wszystko mu dokładnie opowiedzieć, może nawet, w którym domu mieszka Święta Rodzina, u kogo, może jeszcze ile jest tam drzwi, czy są tylne wyjścia.
    Czy i my nie jesteśmy tak naiwni jak Trzej Mędrcy. Z głową w niebie – nie dostrzegamy ziemi. Wpatrzeni w gwiazdę – nie widzimy ciemności. Wsłuchani w śpiewy anielskie – nie słyszymy chichotu szatańskiego. Pełni współczucia dla ubogiego Dzieciątka – nie myślimy o tym, że tuż obok trwa walka o pieniądze. Pełni podziwu dla Tego, który przyszedł służyć – nie chcemy wiedzieć o tym, że tuż obok trwa walka o władzę. Zachwyceni Bogiem, który stał się Człowiekiem, zapominamy, że tyle jest fałszu, zawiści, obłudy, chciwości – i w ludziach i w nas samych.


C          1. niedziela Wielkiego Postu

„W owe dnie nic nie jadł”

    Niech znowu dla nas Adwent będzie Adwentem, Boże Narodzenie – Bożym Narodzeniem, Wielki Post – Wielkim Postem, Wielkanoc – Wielkanocą, Zesłanie Ducha Świętego – Zesłaniem Ducha Świętego. Przecież jesteśmy wyznawcami Chrystusa i chcemy swoją osobowość budować na kształt Jego osobowości. A więc weźmy to narzędzie pomocne, jakim jest rok kościelny. Niech on znowu stanie się dla nas – jak dla ojców naszych – szkołą życia Chrystusowego.
    Niech znowu w naszym życiu będzie Adwent, Boże Narodzenie, Wielki Post. Post. Wielki. Pośćmy z pamięcią na Jezusa. Na Jego życie, na Jego mękę, na Jego śmierć. Pośćmy. Nie róbmy sobie żadnych dyspens. Może nie potrafimy tak pościć, jak ojcowie nasi. Ale pośćmy. Przecież za dużo jemy – wbrew pozorom. I źle jemy. Pośćmy w duchu Chrystusowym: bo naszym obowiązkiem jest żyć jak najdłużej, jak najsprawniej, by móc ludziom służyć. Włączmy do Wielkiego Postu dietę odchudzającą i antymiażdżycową i jeszcze parę innych: przeciw zawałowi, cukrzycy, przeciw chorobom układu krążenia. A jeżeli masz coś specjalnego dla siebie do dodania – sprawę papierosów, alkoholu, sprawę ukochanych ptysi, kremówek, tortów, przesłodzonej herbaty czy kawy – to dodaj teraz w czasie Wielkiego Postu.
    Przecież jesteśmy Chrystusowi, przecież chcemy kształtować swoje życie na kształt Jego życia. Niech Adwent będzie dla nas – jak dla ojców naszych – Adwentem, Boże Narodzenie – Bożym Narodzeniem, a Wielki Post – Wielkim Postem.


C           2. niedziela Wielkiego Postu

„Gdy się modlił”

    Stajemy przed Tobą, który jesteś Ciszą. My, rozgadani, zaspieszeni, rozgorączkowani, rozbiegani. Z głową pełną spraw wielkich i małych, pomysłów, projektów, zamiarów zmieniających się co chwila jak w kalejdoskopie. Z sercem, które migocze wszystkimi uczuciami i wpada z radości w smutek, ze śmiechu w płacz, z zachwytu w pogardę, z miłości w nienawiść. Prosimy Cię – ucisz nas.
    Stajemy przed Tobą, który jesteś Pokojem. My zagrożeni przez złych ludzi, przez zły świat. Przestraszeni nienawiścią, chciwością, zaborczością, chamstwem, brutalnością, zbrodniami, intrygami. Przestraszeni śmiercią, chorobą, nieszczęściem, wypadkami. Skuleni, sparaliżowani, trzęsący się nad swoim życiem i zdrowiem, prosimy Cię – uspokój nas.
    Stajemy przed Tobą, który jesteś Światłem. My, ograniczeni, ciaśni, widzący na koniec swojego nosa a pełni samouwielbienia, bez horyzontów, widnokręgów… My głupi, choć z tego nie zdajemy sobie sprawy, prosimy Cię – oświeć nas.
    Stajemy przed Tobą, który jesteś naszym Ojcem, prosimy Cię, przemień nas: uczyń z nas swoje dzieci.

C        3. niedziela Wielkiego Postu

„Jeśli się nie nawrócicie”

    Dużo wiemy, ale mądrzy nie jesteśmy.
    Jesteśmy przeinformowani. Zalewają nas fale informacji z prasy, radia, telewizji, z rozmów ze znajomymi, kolegami, przyjaciółmi. Kolejna wiadomość zmywa poprzednią.
    Jesteśmy przeinformowani. Zbyt wiele wiemy wszystkiego dobrego i wszystkiego złego. Jesteśmy zblazowani, zepsuci, cyniczni. Uważamy, że już nie damy się naciągnąć, namówić na nic. Ani na lewo, ani na prawo, ani w górę, ani w dół. Że już mamy dostatecznie duże doświadczenie, mądrość życiową, praktykę życia.
    A tymczasem po prostu nie potrafimy prawidłowo oceniać, wartościować, selekcjonować, klasyfikować, oddzielać ziarno od plew. Nie potrafimy już zobaczyć prawdy. Już nie stać nas na to, aby się nad spotkaną prawdą zatrzymać, zastanowić, wyciągnąć z niej konsekwencje, wprowadzić w nasze życie. Nie potrafimy już prawdą żyć, dla niej poświęcić swoje życie, jej służyć.
    Mamy dużą wiedzę, nie mamy mądrości.

C          4. niedziela Wielkiego Postu

„Ojciec wybiegł mu naprzeciw”

    Gdyby spytać: jakie jest główne pojęcie chrześcijaństwa, cecha najbardziej charakterystyczna, słowo najświętsze, prawda najważniejsza nauki, którą Chrystus głosił, to odpowiedzieć musimy: prawda, że Bóg jest Ojcem naszym.
    Gdyby spytać, co jest cechą konstytutywną naszej postawy chrześcijańskiej, składnikiem nieodzownym, elementem koniecznym, przez który upodabniamy się do Tego, który jest Mistrzem i Panem naszym, to odpowiedzieć musimy: traktowanie Boga jako naszego Ojca.
    Na tyle w nas chrześcijaństwa, na ile w nas dziecięcej ufności, miłości i wiary w Boga.

C           5. niedziela Wielkiego Postu

„I zaczęli odchodzić jeden po drugim”

    Gdy będziesz stał z kamieniami w zaciśniętych rękach, może spotka cię łaska, że Jezus stanie przed tobą i będzie pisał po ziemi. Byleś tylko zechciał to odczytać. Wtedy pełen zawstydzenia nawet nie zauważysz, jak rozluźnią się twoje palce i wypadnie spomiędzy nich kamień.

C          Niedziela Palmowa

„Szydzili z Niego”

    Jest jeszcze Palestyna pełna słońca. Są jeszcze łany zbóż falujące pod tchnieniem wiatru. Drogi wijące się wśród wzgórz. Ciepły puch ścieżek. Studnie otoczone kępami drzew. Są ludzie przyjaźni czekający na Jezusa, na Jego nauki i Jego cuda. Ale jeszcze chwila, a krajobraz ten ulegnie zmianie. Niebo zaciągnie się chmurami. Uderzy pierwszy grom. Drzewami targnie wichura. Lunie nawałnica. Będzie ciemno, pusto i zimno.
    Tak jest w każdym życiu ludzkim. Bywa, że jest dobrze, słońce świeci, niebo niebieskie, wszystko przyjazne – zwierzęta i ludzie, i rzeczy, i przyroda. Zdaje się, że tak zawsze będzie, że nie może być inaczej. Aż w jakiś dzień wszystko się przełamuje i nagle okazuje się, że jesteś otoczony wrogami, ludźmi nienawidzącymi cię. Nagle wszystko jest przeszkodą, kroku naprzód postawić nie jesteś w stanie, nic załatwić, nic zorganizować, do nikogo się nie możesz zwrócić, bo się wszyscy rozpierzchli, boś został sam.


C          Wielki Piątek

„Jezu, wspomnij na mnie”

    Zwycięstwo pokonanych. To jest prawda Jezusa. Prawda wszystkich męczenników Kościoła i wszystkich tych, którzy walczyli o wolność, sprawiedliwość, praworządność na świecie.
    Zwycięstwo pokonanych. Bo przecież w każdym człowieku – nawet w tym, który zdradzi o trzecim pianiu kura, nawet w tym, który wyda za trzydzieści srebrników, nawet w tym, który zada śmiertelny cios – tli się iskra człowieczeństwa, uczciwości, sprawiedliwości.
    Zwycięstwo ukrzyżowanego Chrystusa w nas – którzyśmy i tchórzliwi, i sprzedajni, i okrutni. Bo w nas też tli się iskra sprawiedliwości, uczciwości, prawdy, która przez krzyż Chrystusa potrafi rozgorzeć i ogarnąć nas jak płomień – jak płomień, który i Jego ogarniał.

C        Wielkanoc

„Ujrzał i uwierzył”

    A gdyby Pan Jezus nie zmartwychwstał. A gdyby Pan Jezus nie zmartwychwstał, wtedy dwaj uczniowie idący do Emaus zaszliby do gospody, do której zajść chcieli, zjedliby kolację, poszliby spać, a rano udaliby się w dalsza drogę do domu i spokojnie do końca życia sadziliby pietruszkę i podlewali kwiatki. Gdyby Pan Jezus nie zmartwychwstał, wtedy uczniowie zgromadzeni w Wieczerniku, zamknięci w obawie przed Żydami, przesiedzieliby jeszcze parę dni, aż by fala niepokoju wywołanego śmiercią Jezusa ucichła, a potem jak szczury z tonącego okrętu wymknęliby się z powrotem do domu, do Galilei, i do końca życia spokojnie łowiliby ryby w Jeziorze Genezaret, aby czasem wspominać ze smętkiem te swoje trzy lata spędzone u boku Mistrza z Nazaretu. Gdyby Pan Jezus nie zmartwychwstał, mówiliby o Nim jeszcze jakiś czas uzdrowieni paralitycy, trędowaci, młodzieniec z Naim, którego Jezus zdjął z noszy cmentarnych, ci, których nakarmił chlebem i rybami. Jakiś czas krążyłyby pomiędzy Judeą a Galileą wieści o dobrym Mistrzu z Nazaretu uzdrawiającym chorych i karmiącym głodnych. Jakiś czas. Ażby utonął w niepamięci. Gdyby Pan Jezus nie zmartwychwstał, zaginąłby w nurcie historii. Nie byłoby przecież ewangelii św. Mateusza, Marka, Łukasza, Jana, nie byłoby św. Pawła. Jak nie byłoby Kościoła.
    Zmartwychwstał dla nich. Żeby w Niego uwierzyli. Przyłączył się do uczniów idących do Emaus, wszedł do Wieczernika, podążył za nimi nad Jezioro Genezaret. Wszystko na to, żeby zatrzymać ich – przestraszonych, uciekających. Żeby znowu uwierzyli.
    Zmartwychwstał dla nas. Żebyśmy przyznali się do Niego, wrócili do Niego – żebyśmy uwierzyli, że to, co mówi, jest prawdą. Zmartwychwstał, żeby być dla nas znakiem Zbawienia – Mistrzem, Panem, Bratem, z którym idziemy do naszego zmartwychwstania.

C         2. niedziela Wielkanocy 

„Którzy uwierzyli”

    Uwierzył Szymon i poszedł za Jezusem. Uwierzył Tomasz. Uwierzyli inni apostołowie. Czy uwierzył Judasz?
    Wierzyć to znaczy „pójść za”. Wierzyć to znaczy być zachwyconym. Wierzyć, to znaczy starać się naśladować. Nawet bez „starać się”. Bo w zachwycie już to się mieści – naśladowanie.
    Gdzie nie ma naśladowania, nie ma zachwytu, nie ma „pójścia za” – nie ma też wiary.
    Czy ty wierzysz naprawdę w Chrystusa?

C        3. niedziela Wielkanocy 

„Ty wiesz, że Cię miłuję”

    Jaka jest wielka odległość pomiędzy pytaniem św. Piotra, co otrzyma od Jezusa za to, że poszedł za Nim, a jego śmiercią męczeńską za Jezusa. Jak bardzo musiał się zachwycić tym, czego Jezus nauczał, jak bardzo musiał przyjąć Jego prawde za swoją własną, skoro dla niej poświęcił wszystko.
    Ile w nas z młodego Piotra. Ile w nas posługiwania się Jezusem do osiągnięcia własnych celów. I nawet jesteśmy skłonni iść za Nim, byle tylko nas uchronił, zachował, obdarzył, ubezpieczył – sprawił, żebyśmy długo żyli i żeby nam się dobrze powodziło.
    Jaka jest długa jeszcze przed nami droga do prawdziwej wiary w Jezusa.

C          4. niedziela Wielkanocy 

„Nikt nie może moich owiec wyrwać z ręki mego Ojca

    Jesteśmy wciąż w Jego rękach. To On – sam Bóg, pobudza nas do dobrego: przynagla, niepokoi, upomina, błogosławi, uspokaja, ucisza. To On na każdą chwilę pobudza nas, byśmy przełamywali nasze lenistwo, chciwość, zazdrość, nienawiść, interesowność. To On pobudza nas, byśmy byli dobrzy, pracowici, wyrozumiali, opanowani, wolni, radośni, wspaniałomyślni, bezinteresowni – abyśmy byli wciąż z Nim zjednoczeni.
    A potem wszystko zależy od ciebie. Na ile przyjmiesz, na ile odsuniesz – na ile udasz, że nie widzisz, że nie słyszysz, że nie wiesz, o co chodzi, że to nie ciebie dotyczy.
    Wszystko dobre w naszym życiu zaczyna się od Boga, jesteśmy wciąż w Jego rękach, ale ostateczne rozstrzygnięcie zależy od nas.

C            5. niedziela Wielkanocy 

„Jesteście uczniami moimi”

    Kościół jest arką Noego, rodziną Lota uchodzącą ze Sodomy i Gomory – społecznością tych, którzy się uratowali z szaleństwa tego świata. Z tego świata, gdzie jedzą i piją, żenią się i za mąż wychodzą, kupują i sprzedają, sadzą i budują – jak gdyby to było wyłączną treścią życia, jakby na to się narodzili, na to żyli i na to umierali.
    Jesteśmy arką Noego i rodziną Lota – należymy do Kościoła, jeżeli nie na to żyjemy, aby jeść i pić, żenić się i za mąż wychodzić, sprzedawać i kupować, budować i sadzić.

C           6. niedziela Wielkanocy 

„Gdybyście Mnie miłowali”

    Taki jest nasz byt – że musimy orać, siać, żąć, zbierać zboże do gumien. Taka jest nasza ludzka rzeczywistość – że musimy pracować coraz lepiej, sprawniej, wydajniej, nowocześniej, racjonalniej.
    Tylko aby w tym kieracie codziennej roboty nie zatracić się, aby nie stać się jedną ze śrubek w wielkiej machinie produkcji, musi brzmieć w naszej pracy zawodowej ton najwyższy, który się nazywa: służba dla bliźniego. Służba tym trudniejsza, jeżeli dla bliźniego anonimowego, którego biedy, potrzeb, utrudzenia nie widzisz oczami, którego prośby, płaczu, narzekania nie słyszysz uszami, którego cierpienie możesz wyczuć tylko sercem.


C         7. niedziela Wielkanocy 

„Którzy będą wierzyć we Mnie”

    Czego się spodziewasz za to, żeś poszedł za Jezusem? Czy spodziewasz się, że za to pobłogosławi ci i będziesz się cieszył nieustannym zdrowiem, i nie zagrozi ci nic ani nikt, i nie spotka cię żadne nieszczęście, i złodzieje cię nie okradną, i źli ludzie ci nie  wyrządzą krzywdy, i twój majątek w niczym nigdy nie ucierpi, ale się będzie powiększał spokojnie z dnia na dzień, że Jezus wysłucha każdej twojej prośby, każdej twojej zachcianki, a nawet, gdy trzeba, cud uczyni – jak w Kanie Galilejskiej. I tak będziesz żył długo i będzie ci się zawsze dobrze powodziło, a po śmierci otrzymasz od Niego jeszcze jedną nagrodę – szczęście w niebie.
    A gdzież miłość do Jezusa, która – jak każda miłość – musi być bezinteresowna, bo inaczej nie jest miłością?


C         Wniebowstąpienie

„Uniesiony w niebo”

    Tam będą jaśnieć nasze ręce spracowane, nasze oczy szukające prawdy, nasze serca kochające. Tam tylko to się liczy.
    Ile jeszcze tu na ziemi naszych dni? Ile miesięcy? Ile lat? Ale zawsze za mało, aby w ostatniej godzinie nie powiedzieć, że trzeba było żyć inaczej: żeś się zbyt oszczędzał, żeś nie wydarł ze siebie wszystkiego, na co cię było stać.
    Bo tam będziesz na tyle jaśniał, na ileś się napracował, szukał prawdy – na ileś kochał.


C           Zesłanie Ducha Świętego

„Jezus stanął pośrodku”

    Trzeba umieć świętować. Zgromadzeni w pięknych kościołach świętujemy pamięć Męki, Śmierci i Zmartwychwstania Jezusa. Zebrani w kole rodzinnym świętujemy nasze rodzinne wydarzenia – świętujemy ich pamięć. Zjednoczeni z całym narodem świętujemy nasze wielkie narodowe wydarzenia – świętujemy ich pamięć.
    Ale potem trzeba umieć zdjąć ubranie świąteczne, włożyć na siebie ubranie robocze i zabrać się do codziennej pracy – trzeba umieć przekształcić tamte wartości w formę dnia powszedniego. Bo inaczej nieprawda będzie tamta rzeczywistość, którą świętujemy, nieprawdą miłość, którą deklarujemy. Nasze świętowanie to będzie tylko złuda, udawanie, gra, okłamywanie samego siebie.


C       1. niedziela zwykła

„Otworzyło się niebo”

    Czy jesteś człowiekiem pokoju, czy wojny?
    Czy, gdy wchodzisz, ludzie spinają się, bo jesteś wciąż nadąsany, naburmuszony, neurasteniczny, malkontentny, narzekający na wszystko i na wszystkich, wyszukujący dziury w całym, wściekły, kłębek nerwów, bo wciąż wywołujesz kłótnie, awantury, doprowadzasz do konfliktów, zadrażnień, sporów, intryg.
    Czy, gdy wchodzisz, ludzie się uśmiechają z serdecznością, bo wiedzą, że pomożesz, pozasklepiasz, uspokoisz, załagodzisz, uciszysz, uładzisz, wyprostujesz, porozplątujesz, wyjaśnisz – bo umiesz pocieszyć, pochwalić, doradzić, bo cieszysz się każdym sukcesem, osiągnięciem, powodzeniem – jesteś człowiekiem nadziei, gałązką oliwną.
    Czy jesteś człowiekiem wojny, czy pokoju? Czy wiesz, co to znaczy opanowywać swoje humory, trzymać na wodzy swoje nerwy, kontrolować to, co mówisz, co robisz, jak postępujesz. Czy sobie zdajesz sprawę z reakcji, jaką wywołuje twoje mówienie i postępowanie u ludzi cię otaczających.
    Tak nam uciekło wszystko, co dotyczy panowania nad sobą. A bez tego nie ma społeczeństwa, społeczności, rodziny, miejsca pracy.

C           2. niedziela zwykła

„I uwierzyli w Niego”

    Braćmi jesteśmy wszyscy, którzy wierzymy w Chrystusa, niezależnie od tego, czy jesteśmy katolikami, prawosławnymi, luteranami czy kalwinami.
    Braćmi jesteśmy wszyscy, którzy wierzymy w Boga. Niezależnie od tego, czy to Bóg biały, czarny, żółty czy brązowy.
    Braćmi jesteśmy wszyscy, którzy wierzymy, że świat na nas się nie kończy, ale że jest sprawiedliwość, prawo i prawda, za którą trzeba iść jak za gwiazdą, której trzeba służyć jak wartości najwyższej i zaufać jak Ojcu.
    Należymy do wielkiej rodziny wierzących – niezależnie od tego, czy jesteśmy chrześcijanami, czy uważamy się za obojętnych religijnie – wtedy, jeżeli potrafimy zrezygnować ze swojego egoizmu, wznieść się ponad swój osobisty interes i służyć potrzebującemu człowiekowi.

C        3. niedziela zwykła

„Abym niósł dobrą nowinę”

    A byśmy nawet poszli nauczać o Chrystusie. Białą wstęgą drogi. We dwóch. Bez worka podróżnego. Od miasta do miasta. Zwłaszcza kiedy wakacje i ładna pogoda. Niechby schodzili się ludziska. Niechby słuchali. Niechby się nawracali, bili w piersi i pokutowali. Moglibyśmy cytować na pamięć całe partie Ewangelii. Zwłaszcza przypowieści. Nawet wiemy, na czym  polega istota miłości. Dokładnie tak jak Pan Jezus uczył.
    Lubimy nauczać bliźnich swoich. Czasem w oczy, najczęściej za plecami. Wiemy, jak powinni postępować. Zwłaszcza najbliżsi, zwłaszcza wobec nas.
    Tylko wcale nie to jest najważniejsze, żebyś mówił. Pan Jezus wcale nie stawia takich żądań, żebyś tak od miasta do miasta szedł i opowiadał Jego przypowieści. Powiedział: „Po tym poznają, żeście uczniami moimi, jeśli miłość mieć będziecie jedni ku drugim”. Tylko tyle. Albo – aż tyle.

C         4. niedziela zwykła

„Wyrzucili Go”

    Brak nam, chrześcijanom, uśmiechu, pogody, miękkości. Jesteśmy sztywni, zasadniczy, pewni swojego obrazu człowieka, wiemy, jak każdy ma wyglądać i nie mamy żadnych pod tym względem wątpliwości. Wymagamy, by każdy człowiek zmieścił się we wzorcu, który ukształtowaliśmy sobie na podstawie katechizmu, siedmiu grzechów głównych, dobrych uczynków co do ciała i co do duszy, przykazań kościelnych i przykazań Bożych interpretowanych przez nas. Patrzymy spode łba na wszystko, co odbiega od takiego obrazu. Jesteśmy podejrzliwi, nieufni. Mroczno w nas, zazdrośnie, nieprzyjaźnie. Za łatwo nam przychodzi potępianie, skazywanie, odrzucanie.

C          5. niedziela zwykła

„Ludzi będziesz łowił”

    To w każdej godzinie dnia albo zachowujesz swe życie dla siebie, albo tracisz je dla bliźnich. To w każdej godzinie dnia dbasz o to, byś sam, byś sobie, byś dla siebie, byś ku sobie, byś przy sobie, albo też troszczysz się o to, by on, by oni, by dla nich, dla niego, dla tego kogoś, kto jest potrzebujący obok nas – dla jakiejś sprawy ludzkiej.
    Tak swoje życie zachowujesz albo tracisz.

C         6. niedziela zwykła

„Biada wam, bogaczom”

    Dotąd wszystko było jasne – byli grzesznicy i byli sprawiedliwi. Sprawiedliwym wolno było rozmawiać tylko ze sprawiedliwymi, grzesznikom tylko z grzesznikami. Sprawiedliwym Bóg błogosławił, a grzeszników karał. Sprawiedliwi płacili podatki z kminku i anyżku; oddawali dziesięcinę z wszystkiego, co posiadali, mieli prawo stać na środku świątyni i na głos się modlić, grzesznicy najwyżej w kącie bić się w piersi i pokutować za swoje grzechy. Sprawiedliwi umierali godnie, a grzesznicy w hańbie, cierpieniu, a czasem i na krzyżu.
    Pan Jezus poprzewracał te podziały. Tym, którzy się uważali za sprawiedliwych, powiedział, że są podobni grobom pobielanym, które na zewnątrz czyste, ale wewnątrz pełne wszelkiego plugastwa. Przyjaźnił się z grzesznikami i z celnikami. Ukazał, że białe nie jest wcale takie białe, a czarne nie jest wcale takie czarne. A nawet więcej, że to, co na pozór jest czarne, może być białe – i na odwrót.
    Pan Jezus poprzewracał podziały na sprawiedliwych i grzeszników.

C           7. niedziela zwykła

„Miłujcie nieprzyjaciół waszych”

    Przebaczyć. Ale co to znaczy przebaczyć. – Zapomnieć? Ale jak zapomnieć, skoro gdy spotykasz tych, którzy cię skrzywdzili, cały drętwiejesz. Jak zapomnieć, skoro zasnąć nie możesz, a w nocy budzisz się i wracają przed oczy tamte chwile upokorzeń, fałszywych zarzutów, oszczerstw, wypaczania twoich intencji, odbierania ci tego, na co sobie zasłużyłeś, czego się dorobiłeś – powraca tamta niesprawiedliwość, która cię spotkała. Jak zapomnieć, skoro twoja trudna sytuacja życiowa wciąż ci dolega, wciąż cię uwiera twoje kalekie życie – na co dzień towarzyszy ci krzywda, którą ci wyrządzono.
    Przebaczyć to nie znaczy zapomnieć. Bo tego się nie da. Bo to jest niemożliwe. Przebaczyć to znaczy przede wszystkim nie mścić się. – Nie mścij się. Nie szukaj narzędzi, dróg, koalicji, układów, sprzymierzeńców na to, aby twoim wrogom zapłacić, wyrównać rachunki metodą oko za oko, ząb za ząb. Po prostu idź dalej, rób swoje.

C           8. niedziela zwykła

„Belki we własnym oku nie dostrzegasz”

    Jaką my mamy wrażliwą skórę. Niech nas ktoś pominie, nie zauważy, nie wymieni, nie uszanuje. Niech nam ktoś – nawet bez złej woli – naruszy ustalony porządek dnia, przyjdzie niezapowiedziany. Niech ktoś nam uchybi, nawet nie oszczerstwem, obmową, fałszerstwem, oszustwem, ale tylko intonacją głosu, drobnym słowem, gestem. Wychwytujemy wszystko jak najdelikatniejsze sejsmografy, co ludzie o nas mówią, jak się wobec nas zachowują. Jacy my jesteśmy delikatni.
    A sami rozpychamy się. Włazimy drugim pod nogi, potrącamy ich, depczemy, ranimy. Nie liczymy się z ludźmi, z ich czasem, z ich zamiarami, z ich pragnieniami. I tego zupełnie nie czujemy, nie widzimy, z tego zupełnie nie zdajemy sobie sprawy. Gdy nam ktoś zwróci na to uwagę, upomni, jesteśmy zaskoczeni, zdziwieni albo obrażamy się w poczuciu naszej krzywdy.

C            9. niedziela zwykła

„Nie jestem godzien”

    Dotąd jesteśmy Chrystusowi, dotąd jesteśmy chrześcijanami, dopóki się potrafimy bić w piersi. Dopóki umiemy przyjmować, usłyszeć, wysłuchać – jak dziecko, które wie, że daleko mu do dorosłości, jak grzesznik, który wie, że daleko mu do doskonałości. Gdy już jesteś pewny siebie, swojej mądrości, potęgi, nienaruszalności, gdy wszystko wiesz bardzo dobrze i lepiej, gdy cię nikt nie potrafi przekonać, gdy stajesz się posągiem, kamieniem, drewnem, to już nie jesteś ani chrześcijaninem, ani człowiekiem.

C            10. niedziela zwykła

„Oddał go matce”

    Byłeś kiedyś w żłobku dzieci osieroconych? Widziałeś kiedyś dziecko chore na chorobę sierocą? Gdy już nie płacze, tylko siedzi w swoim kojcu, patrzy tępo przed siebie, od czasu do czasu kiwa się w przód i w tył rytmicznym ruchem, a czasem zaczyna bić główką w ścianę. Budujemy Domy Dziecka. I dobrze. Ale niech ta marginalna w końcu sprawa nie odwraca naszej uwagi od głównego założenia, którego powinniśmy przestrzegać. Oddajmy dziecko matce. Oddajmy dziecku matkę. Niech przynajmniej pierwsze lata spędzone będą razem. Oddajmy dziecku ojca. Niech ojciec ma codziennie czas dla dziecka. Oddajmy dziecku rodzinę. Niech dziecko ma swoją babcię, niech ma swojego dziadka, niech ma swojego wujka, stryjka, ciocię, wujenkę, kuzynów i kuzynki.
    A wobec dzieci porzuconych albo osieroconych niech się wciąż pojawiają ludzie samotni – albo i nie samotni – którzy je wyrwą z sierocińca, z żłobka, z przedszkola i uznają za swoje.

C             11. niedziela zwykła

„Zaprosił Go na posiłek”

    Przyjść do kogoś w gościnę, to znaczy przynieść siebie – wszystko to, czym się żyje, czym się jest, co się ma najdroższego, najistotniejszego, aby tym podzielić się z gospodarzami. Wtedy dopiero ma sens przynoszenie kwiatów i prezentów, wygłaszanie mowy, wznoszenie toastów, bo dopiero wtedy one wyrażają twoje oddanie.
    Przyjąć kogoś w gościnę, to znaczy zaakceptować go – dobro, które stanowi, uznać jego wartości za wspólną własność, uczestniczyć w nich. Wtedy można i stół przykryć odświętnym obrusem, zastawić go wszystkim, co w domu najlepsze, kwiaty wstawić do wazonu. Wtedy dopiero one wyrażają twoją akceptację.

C            12. niedziela zwykła

„Syn Człowieczy będzie odrzucony”

    A gdy zostaniesz odrzucony. A gdy odrzuci cię społeczeństwo, w którym żyjesz, koledzy z zakładu pracy, kierownictwo, z którym współpracujesz, rodzina, dla której się poświęcasz, człowiek, którego kochasz.
    Dlatego potrzebna nam jest modlitwa. Bo naprawdę potrzebna nam jest akceptacja totalna, która nada pełny sens wszystkiemu, co robimy, czym żyjemy, dlaczego żyjemy.
    Jeżeli ci się dotychczas udało, że nie zostałeś odrzucony, to wiedz, że to się stanie. Bo przyjdzie czas twojej starości, niedołężności, niepotrzebności. Bo przyjdą klęski życiowe, niepowodzenia, błędy, upadki. Bo nawet gdybyś był w pełni zdrowy i silny, zdarzy się, że poprzez twoją postawę, zajęcie stanowiska – nawet najsłuszniejszego w świecie – zostaniesz przez swoje otoczenie odrzucony. A przecież musisz to wytrzymać.

C            13. niedziela zwykła

„Zostaw umarłym grzebanie umarłych”

    Nie mów: „za moich czasów było inaczej” – niezależnie od tego ile masz lat. Niezależnie od tego o jakich czasach myślisz: sprzed ilu lat. Ustawiłeś się w pozycji emeryta, w dystansie obcości do tego wszystkiego co się dzieje, w przekonaniu, że twoje najpiękniejsze dni masz za sobą: dni twórczości, aktywności; że to, co miałeś do powiedzenia, już powiedziałeś, to, co miałeś do zrobienia, już zrobiłeś, a teraz patrzysz na rozwijające się sprawy jako na zupełnie ci obce, nie czujesz z nimi żadnych związków, dowiadujesz się o nich ze zdziwieniem, przerażeniem, nawet podziwem, ale i ze świadomością, że cię to niewiele obchodzi. Pozostajesz w bezruchu. Nie masz ochoty wskakiwać w żaden kolejny pociąg. Uważasz, że nie dobiegniesz, nie dogonisz, że twój świat odszedł i nikt nie jest go w stanie wskrzesić.
    Nie mów tak. Nie wolno ci tak mówić. Wszystkie czasy są twoje – wszystkie czasy powinny być twoje.

C           14. niedziela zwykła

„Lżej będzie mieszkańcom Sodomy i Gomory w dzień sądu”

    Czy wina jest tylko po stronie słuchaczy Ewangelii? A gdzież wina tych, którzy ją głoszą: takich księży, teologów, zakonników i zakonnic, gorliwych katolików świeckich, których kazań, nauk, pouczeń nikt nie jest w stanie znieść. Gdzież wina ich tępoty, nieumiejętności, głupoty, braku wiedzy i roztropności, braku otwartości, wczucia się i rozumienia człowieka.
    Czy wina jest tylko po stronie biorących przykład? A gdzież jest wina tych, którzy sieją zgorszenie swoim postępowaniem: takich księży, zakonników, sióstr zakonnych i gorliwych katolików świeckich, na których widok każdy się otrząsa. Gdzież wina ich prostactwa, chamstwa, interesowności, chciwości, nonszalancji, brutalności, wchodzenia z butami do dusz ludzkich, fałszywej pokory.
    Czy nie trzeba powiedzieć, że takim właśnie głosicielom Ewangelii ciężej będzie niż tym ze Sodomy, niż tym z Gomory.

C             15. niedziela zwykła

„Samarytanin”

    Jeżeli jest miejsce spotkania się nieba z ziemią, to wykłada się jednym słowem: bezinteresowność. To jest przejście z teorii do praktyki, wypróbowanie w życiu i sprawdzenie tego, co tkwi w naszej głębi, probierz naszej wiary w Boga. Tu możemy się przekonać, czy żyjemy dla Boga, czy na sprzedaż. Czy to, co robimy, mówimy, czy nasza codzienna praca, czy nasze kontakty z ludźmi, czy to wszystko płynie stąd, że tego wymaga Uczciwość, Sprawiedliwość, Prawda – Bóg, czy też dlatego, „aby pokazać się przed ludźmi”.
    Bo tylko wtedy, gdy naprawdę wierzymy w Pana Boga, gdy nam On naprawdę wystarcza, stać nas na bezinteresowność. A jeżeli w Pana Boga nie wierzymy – choć nam się zdaje, że wierzymy, a nawet innych o tym zapewnniamy – to wciąż będziemy biegali po prośbie: aby być uznanym przez ludzi. Aby nam zapłacili za nasze uczciwe, dobre życie – wdzięcznością, dobrym słowem, rewanżem.

C             16. niedziela zwykła

„Marta uwijała się koło rozmaitych posług”

    Droga Marty. Droga służenia najbliższym ludziom na świecie. Droga gospodyń domu, matek, żon, mężów – tych, których udziałem jest przede wszystkim troska, aby nakarmić domowników, a więc żeby kupić na czas to, co potrzeba, wymyślić  posiłek, z którego wszyscy byliby zadowoleni, a poza tym -żeby był on na czas przygotowany, żeby nie było nic przypalone ani surowe, przesolone ani niedosolone, przegotowane ani niedogotowane, ale w sam raz.
    Droga Marty. Droga miłości rozmienionej na drobne: na tysiące schyleń, podnoszeń, ruchów, czynności nieważnych, drobnych, takich jak zmywanie naczynia, zamiatanie, ścieranie kurzu, układanie rzeczy na swoje miejsce, mycie okien, pranie, cerowanie, przyszywanie guzików – czynności, które nie spowodują przewrotu świata,
które niczego nie zmieniają, ale starają się, by było w domu tak, jak być powinno.
    Droga Marty. Droga miłości rozmienionej na gesty, uśmiechy, zapytania, odpowiedzi, cierpliwe wyjaśnianie, spokojne tłumaczenie, wyważone upomnienia, powstrzymywanie się – czasem z najwyższym wysiłkiem, całą siłą woli – żeby nie wybuchnąć gniewem, oburzeniem, żalem, wymówkami, żeby nie postawić na swoim, żeby nie mieć racji, żeby nie udowodnić, wykazać błąd, ale żeby pomóc, pokierować, poprowadzić.
    Droga Marty. Droga miłości, której się nie dostrzega, do której się jest przyzwyczajonym, którą się uważa za coś zupełnie normalnego, zwyczajnego, nieodzownego.
    Droga Marty. Droga strzeżenia ogniska domowego.

C              17. niedziela zwykła

„Panie, naucz nas”

    Gdybyś potrafił powiedzieć naprawdę słowo: Bóg. Gdybyś potrafił naprawdę odmówić modlitwę „Ojcze Nasz”. Gdybyś potrafił naprawdę uczestniczyć we Mszy świętej. Gdybyś potrafił naprawdę popatrzeć na obraz, zdjęcie, rzeźbę – na człowieka. Gdybyś potrafił.
    Ale ty słuchasz, nie rozumiejąc. Mówisz, powtarzając obce, wytarte słowa, których treści nigdy nie starałeś się zgłębić. Patrzysz, ślizgając się po kolorach, kształtach, napisach – ledwie co widząc.
    Ale ty jesteś prawie nieobecny. Ogarniasz strzępem swojej świadomości, uwagi to, co się wokół ciebie dzieje. Prawie nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak żyjesz.

C            18. niedziela zwykła

„Tej nocy zażądają twojej duszy od ciebie”

    W miarę upływających lat będziesz czul, jak przychodzi twój czas. Najpierw – jeszcze prawie nieświadomy kolei rzeczy – będziesz patrzył, jak odchodzi pokolenie twoich dziadków. Potem już zaniepokojony stwierdzisz, że odchodzi pokolenie twoich rodziców. Wreszcie przerażony odkryjesz, że już umiera twoje pokolenie. Będziesz dowiadywał się od znajomych i z ogłoszeń w gazecie, że przyszedł czas i na ciebie. Takie jest prawo, któremu jesteś jako człowiek również podległy. Pociski będą padały przed tobą, za tobą, to bliżej, to dalej, a ty będziesz wiedział, że wkrótce kolejny uderzy w ciebie.
    Oby w miarę upływających lat wzrastała w tobie świadomość życia wiecznego.

C             19. niedziela zwykła

„A wy podobni do ludzi oczekujących swojego pana”

    Żebyś teraz nie żałował. Żebyś nie mówił: człowiek się naharował, nie dojadł, nie dospał, siedział dzień i noc, zdrowie nadwerężyl, ludziom się narazil, a teraz co ma z tego? Żebyś nie żałował. To były najpiękniejsze dni twojego życia, kiedy zdobyłeś się na bezinteresowne zaangażowanie w ludzkie sprawy. To było prawie dotknięcie Boga samego. Nie psuj tego. Nie przeliczaj teraz skrupulatnie twojego poświęcenia, twojej odwagi na pieniądze. Nie narzekaj, że nie zarobiłeś na tym tyle, ile teraz uważasz, że powinieneś zarobić. Zachowaj ten twój czas jak najbardziej cenny skarb. Nie będziesz kiedyś musiał stanąć przed Bogiem z próżnymi rękami.

C            20. niedziela zwykła

„Przyszedłem rzucić ogień na ziemię”

    Nie myśl, że już jesteś chrześcijaninem. Nie myśl, że kształt twojego chrześcijaństwa już zdołałeś ustalić. Nie patrz zadowolony na dzieło, jakiego dokonałeś. Wiechy nie masz co kłaść na zrąb twojego budowania. Jesteś w szukaniu. Jesteś w tworzeniu. Jesteś w stawaniu się. Musisz być przekonany, że twoja droga jeszcze daleka – kończy się dopiero za horyzontem. Tylko wtedy możesz być chrześcijaninem.

C           21. niedziela zwykła

„Zamknie drzwi”

    Żebyśmy w chwili śmierci nie stanęli przed zatrzaśniętymi drzwiami Królestwa Niebieskiego. Żebyśmy nie tłukli w nie pięściami, wołając: Panie, otwórz mi. Żebyśmy nie usłyszeli: Nie znam cię. Żebyśmy zdumieni nie mówili: Przecież jestem ochrzczony w Twoje imię, w niedziele brałem udział w spotkaniach eucharystycznych, przyjmowałem Twoje Ciało i Krew, modliłem się do Ciebie rano i wieczór: Panie, Panie. Żebyśmy nie otrzymali odpowiedzi: Odejdź stąd, ty, który czyniłeś nieprawość. I ujrzymy, jak bramy Królestwa Niebieskiego otwierają się szeroko dla ludzi, o których wiedzieliśmy, że są niepraktykujący.
    To jest niebezpieczeństwo, które grozi nam ze strony każdej instytucji – że stanie się celem sama dla siebie. To jest niebezpieczeństwo, które grozi nam, katolikom, że praktyki religijne staną się celem same dla siebie – że uznamy naszą religijność za legitymację naszej prawości.

C             22. niedziela zwykła

„Oni Go śledzili”

    Twoje mówienie o bliźnich: ironiczne, złośliwe, dwuznaczne, zazdrosne, insynuujące. To w pierwszym rzędzie nawet nie krzywda, jaką im wyrządzasz. Ale to przede wszystkim jeden ze znaków, że nie masz w sobie radości życia: że jest w tobie pustka, że straciłeś sens swojego działania. Że skończyło się to, co w tobie wielkiego, albo że w ogóle nic wielkiego nigdy się w tobie nie zaczęło.

C            23. niedziela zwykła

„Kto nie ma w nienawiści siebie samego”

    Powołanie nasze. Nasze powołanie do człowieczeństwa.
    W rozgardiaszu spraw codziennych zapominamy, że nam łatwiej o zło niż o dobro: żeśmy leniwi, oszczercy, zazdrośni, chciwi, pyszni. Nawet już przyzwyczailiśmy się do tego, żeśmy nieobowiązkowi, nieodpowiedzialni, że flejtuchy; że robiąc – nie robimy, mówiąc – nie mówimy, myśląc – nie myślimy; rozmamłani, niechlujni, niedomyci, niepodopinani, niedouczeni, niewychowani. Czas nam przecieka przez palce, ulatuje dzień za dniem, tydzień za tygodniem. Rozłazi się nam przedpołudnie, rozłazi się nam popołudnie. Brak nam organizacji pracy, umiejętności wykorzystania czasu, kontroli nad tym, co mówimy, co robimy, co myślimy. Tyle w tym bylejakości, taki brak skupienia, odwagi, koncentracji. Zdaje się nam, że dni są wypełnione, a przecież wszystko można by daleko szybciej, daleko sprawniej, daleko precyzyjniej. W nawoływaniu do naturalności zapominamy, co to znaczy dyscyplina, umartwienie, opanowanie, trzymanie się w garści. Zapominamy, że sami musimy wyciosać, własnymi rękoma, kształt swojej osobowości – odpowiedzieć na powołanie nasze.

C                24. niedziela zwykła

„Radość w królestwie niebieskim”

    Który z pasterzy, gdy zgubi jedną owcę, pozostawia dziewięćdziesiąt innych na pustyni i idzie szukać zaginionej. Przecież w tym czasie na osamotnione stado napadną wilki i rozbiją je.
    Która z kobiet, gdy straci jeden grosz, przeszukuje swoje mieszkanie tak dlugo, aż go znajdzie. Czyż jest sens tracić tyle czasu w tym celu. Gdzież powód do radości, aby potem jeszcze zwoływać swoje sąsiadki i mówić: cieszcie się i radujcie, bo znalazłam grosz, który straciłam.
    Jakiż ojciec wybiega na spotkanie synowi, który roztrwonił cały majątek, i przyjmuje go w swoim domu jak najbardziej oczekiwanego gościa. Czyż nie ma racji wierny syn, który z oburzeniem patrzy na postępowanie ojca?

C              25. niedziela zwykła

„Kto w drobnej rzeczy jest wierny, ten i w wielkiej będzie wierny”

    Są dni zwyczajne, kiedy na pozór nic się nie dzieje, gdy życie toczy się zwyczajnym rytmem pracy, posiłków, odpoczynków, świętowania; rytmem produkcji, nauki, kultury. Ale są chwile – tak w życiu człowieka jak narodu – kiedy zostaje on postawiony pod ścianę i wtedy albo wyzna, co stanowi dla niego wartość najwyższą, zaprotestuje zgodnie ze swoim sumieniem przeciwko złu, upomni się o swoje najważniejsze prawa, będzie walczył o sprawy najświętsze. Z takiej próby wyjdzie w poczuciu swojej godności, szacunku dla siebie samego. Albo schyli głowę, rzuci się na kolana i poprosi o życie. Upodlony, z poczuciem swojej słabości, z piętnem służalca.

C            26. niedziela zwykła

„Błogosławieni, którzy pragną sprawiedliwości”

    Musisz być wyczulony na wszelką niesprawiedliwość. Na niesprawiedliwość, która się dzieje w twoim środowisku, w twoim społeczeństwie, w twoim narodzie i na świecie.
    Musisz dążyć, by twój świat był sprawiedliwy, ale działaj rozsądnie, bez szaleństw, z wyważeniem każdego słowa, posunięcia, choć nieustępliwie krok za krokiem. Bo to nie jest bezpieczna droga. Ci, którzy się dopuszczają niesprawiedliwości, za dużo na tym zarabiają, by chcieli łatwo zrezygnować. Dlatego walcząc o sprawiedliwość, narażasz się na utratę swojego stanowiska, pozycji, opinii. A na pewno na miano warchoła, anarchisty, człowieka niepoważnego, niezrównoważonego. Istnieje jeszcze możliwość, że zginiesz, powieszony na krzyżu.
    Ale czyż jest inna droga dla nas, którzy uważamy się za chrześcijan, dla nas, których Mistrza ukrzyżowano, również za to, że walczył o sprawiedliwość.

C               27. niedziela zwykła

„Przymnóż nam wiary”

    Dlaczego Jezus wybrał na jednego z dwunastu Judasza, który Go zdradził.
    Ale również dlaczego wybrał Szymona Piotra, dlaczego go uznał za skałę, na której budować będzie swój Kościół – tego, który zaparł się Go w chwili próby. Dlaczego wybrał synów Zebedeuszowych, którzy prosili, aby w nowym Królestwie mogli siedzieć obok Niego jeden po prawicy a drugi po lewicy. Dlaczego wybrał apostołów, którzy sprzeczali się między sobą, który z nich jest największy. Dlaczego wybrał takich, którzy domagali się wynagrodzenia za to, że poszli za Nim. Dlaczego wybrał takich, którzy w chwili Jego pojmania pouciekali.
    A przecież w końcu ponieśli śmierć męczeńską za Jezusa. Co za ogromną drogę ci ludzie odbyli. Jakiż to przykład, jaka szansa dla nas.

C             28. niedziela zwykła

„Upadł do stóp Jego, dziękując”

    Trzeba się modlić. I nie tylko na to, aby prosić, dziękować, przepraszać, wielbić. Ale aby się nasycić Jego Światłem. Aby w Jego Dobru stopniało zło, które cię wciąż niszczy. Aby w Jego Pięknie ustąpiła brzydota, która cię zniekształca. Aby w Jego Prawdzie zniknęło kłamstwo, które wciąż się w tobie nakłada.
    A gdy prosisz, dziękujesz, przepraszasz, wielbisz, to także najważniejsze jest, że trwasz w Jego obecności, że upodabniasz się do Niego – uczysz się kochać, myśleć, chcieć podobnie jak On.

C             29. niedziela zwykła

„Zawsze powinni się modlić, a nigdy nie ustawać”

    Przestaliśmy się modlić. Juz nie ma pacierzy rannych, które dzieci tak skrupulatnie odmawiały. Nie ma wspólnych modlitw całej rodziny. Przestaliśmy się modlić przed posiłkiem, po posiłku. Nawet zniknął znak krzyża świętego. W ciągu dnia kościoły świecą pustką.
    Wytłumaczenie brzmi: jesteśmy zagonieni, zapracowani, nie ma czasu na modlitwę.
    Ale chyba to znaczy, że modlitwa nie jest dla nas taka ważna. Opanował nas pośpiech działania, mówienia, organizowania, załatwiania, budowania. Uważamy, że tylko z tego będziemy rozliczani – i teraz, i kiedyś na końcu świata. Nie potrafimy zbudować tego przęsła myślowego, że tylko dzięki modlitwie to, co robimy, będzie lepsze, wartościowsze – że tego będzie więcej. To za dalekie na naszą wyobraźnię. My chcemy mieć już, natychmiast efekty – uważamy wciąż, że modlitwa wstrzymuje nas w biegu, opóźnia nasze wyniki.

C             30. niedziela zwykła

„Dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie”

    Nie porównuj się z innymi ludźmi. Po prostu nie wiesz, ile oni otrzymali, a ile ty otrzymałeś. Może dlatego przewyższasz ich, bo ty więcej dostałeś, może dlatego oni cię przewyższają, bo oni więcej dostali.
    Nie porównuj się z innymi ludźmi, bo każdy z nas stanowi niepowtarzalną osobowość, niezestawialną z nikim innym na świecie

C           31. niedziela zwykła

„Do grzesznika poszedł w gościnę”

    Bardzo wiele działo się w życiu Jezusa podczas posiłków. Podczas posiłku u Szymona Trędowatego przyszła grzesznica, łzami obmywając Jezusa stopy. Podczas posiłku Zacheusz oświadczył, że połowę swojego majątku oddaje ubogim. Podczas posiłku w Betanii u Łazarza Maria namaściła nogi Jezusa. Podczas posiłku w Wieczerniku, na krótko przed swoją śmiercią, Jezus ustanowił wspólne spożywanie chleba i wina jako pamiątkę swojej męki, śmierci i zmartwychwstania. I tak nasz Najświętszy Sakrament dokonuje się przy stole jako wspólne spożywanie.
    Nasze wizyty, nasze w dom przyjście. Nasze gościny. U sąsiadów, u przyjaciół, z okazji imienin, urodzin, z okazji świąt, bez okazji. U rodziny, u znajomych, u bliskich i u dalekich. Nasze wspólne przebywanie, nasze wspólne siedzenie przy stole, nasze ucztowanie – oby choć w części przypominały tamte spotkania Jezusowe, oby nie były ich parodią.

C           32. niedziela zwykła

„Dzieci tego świata”

    A był czas naszej gorliwości. A był czas zachwytu, podziwu, kiedyśmy słuchali, czytali Słowo Boże z uczuciami odkrywcy nowych światów. Był czas naszej gorliwości, kiedyśmy byli gotowi sprzedać wszystko, co mamy i kupić oną rolę, w której znaleźliśmy skarb ukryty – najpiękniejszą perłę Królestwa Bożego. Był czas naszej gorliwości, kiedy nam, wpatrzonym w naszego Mistrza, wystarczały jedne sandały na nogach i jedna suknia na grzbiecie, kiedyśmy za nic mieli niepewną naszą przyszłość, chorobę, starość nas czekającą. Był czas naszej gorliwości, gdyśmy byli wspaniali, kiedy nie było dla nas spraw trudnych czy niemożliwych do wykonania, jeżeli tylko uważaliśmy je za dobre, gdyśmy nie liczyli się z czasem, ale szeroką ręką, bezinteresownie służyli ludziom, nie patrząc, czy otrzymamy coś za to, czy nie. Był czas naszej gorliwości.
    A teraz sami nie wiemy, w jaki sposób znaleźliśmy się na drodze wiodącej do Emaus i rozmawiamy bez końca o swoich interesach, o swoich pieniądzach, o swoim stanowisku i o swoim zdrowiu. Sami nie wiemy, kiedy odkryliśmy urok posiadania pieniędzy, rzeczy, ludzi. Teraz jesteśmy już przekonani, że trzeba żyć jak wszyscy. Że trzeba mieć dach nad głową, i to mocny dach, że trzeba nieć pozycję w życiu, i to mocną pozycję. Choć przyznajemy, że jakoś inaczej chcieliśmy, że miało być wszystko pięknie. Ale nie mamy zamiaru wrócić do Jerozolimy. Patrzymy na lata młodości jak na dziecinne wybryki, dziecinne marzenia.
    Dlatego prosimy Cię, Jezu, podejdź do nas idących do Emaus, jak do tamtych uczniów, mów do nas, tak jak do nich mówiłeś. Otwórz nam oczy, byśmy widzieli, jak dawniej widzieliśmy, otwórz nam uszy, byśmy słyszeli melodie wszystkich światów, jak dawniej słyszeliśmy. Zaproś nas do stołu, byśmy poznali Cię przy łamaniu Chleba, by serca nasze zapałały dawną gorliwością, byśmy poszli z Tobą w świat w jednych sandałach i w jednej sukni, szczęśliwi, że możemy kochać Boga i kochać ludzi.

C          33. niedziela zwykła

„Jaki będzie znak, gdy się to dziać zacznie”

    Biada ci, jeśli wiesz więcej. Biada ci, jeśli ostrzej widzisz. Biada ci, jeśli głębiej czujesz. Jeszcze pocierpisz od mędrków, którzy cię będą uczyli jak myśleć, patrzeć, słuchać, mówić, czytać. Jeszcze usłyszysz nieraz, żeś głupi, a przynajmniej, żeś niepraktyczny, nierealny, idealista. Jeszcze sobie skrzydła obtłuczesz o klatkę, w którą cię wsadzą. Jeszcze sobie ręce poranisz o więzy, którymi cię spętają.
    Ale jakież byłoby twoje życie, gdybyś był inny. I dlatego dziękuj Bogu, jeśli potrafisz więcej widzieć, czuć, wiedzieć.                                          

C           34. niedziela zwykła

„Jezu, wspomnij na mnie”

    A naprawdę, nikt ci nie może odpuścić grzechów – ani ksiądz, ani Jezus Chrystus, ani sam Bóg – jeżeli nie będziesz żałował.
    A naprawdę, nie potrafisz żałować, jeżeli Bóg nie natchnie cię do żalu.
    A naprawdę, od ciebie zależy, czy przyjmiesz łaskę pokuty.
    A naprawdę, zbawienie twoje zależy od twojej dobrej woli.

C            Wszystkich Świętych

„Królestwo Niebieskie”

    Święto zmarłych. Święto naszych zmarłych. Przychodzimy do nich – jak kiedyś, w dzień ich imienin czy urodzin – odświętnie ubrani. Granica pomiędzy nimi a nami zaciera się. Jesteśmy jedną społecznością żyjących duchów.
    Przychodzimy do nich – jak dawniej – z kwiatami, symbolem naszej ku nim miłości. Przynosimy im w prezencie świece – symbol naszej modlitwy. To, czego od nas najbardziej oczekują, o co proszą”.
    Święto naszych zmarłych – święto nasze. Święto naszej wspólnoty ludzkiej, z której część już po tamtej stronie, część po tej, w oczekiwaniu na przyłączenie się do życia wiecznego.

<