Biblioteka




9. Msza święta – część rocznicowa


 


     Drugim blokiem Mszy świętej jest powtórzenie Ostatniej Wieczerzy. Gdzie Bóg nam pokazuje w swoim Synu wielkość charakteru, jeśli tak można w skrócie powiedzieć. Bo Jezus się nie załamał, nie ustąpił, nie wycofał się. Nie dał się zastraszyć cierpieniem, śmiercią. Gdy Annasz spytał: „Czy jesteś Synem Bożym?” – potwierdził. Gdy Piłat spytał: „Czy jesteś Królem?” – potwierdził również. Gdy konał, nie przeklinał ludzi i Boga, ale zawołał: „W ręce Twoje oddaję ducha mego”. Był taki w czasie męki i śmierci, jaki był w ciągu całego swojego życia – zwłaszcza w czasie działalności nauczycielskiej – wierny wobec apostołów, nawet gdy Go zdradzili, ciepły w stosunku do zaprzyjaźnionej rodziny Łazarza, Marii i Marty, współczujący chorym, kalekom, wyrozumiały dla przewrotnych i nierozumiejących Go, miłosierny dla grzeszników, a wciąż mądry, roztropny, odważny, nieustępliwy, gdy chodziło o głoszenie prawdy o Bogu-Miłości, otwarty na pogan.
     I w tym sensie Msza święta jest niewykorzystana. Mówiąc inaczej, jest nudna dla wiernych. Choć dokonuje się rozmaitych zabiegów, żeby temu zapobiec: zmienia się Kanony, celebransi biorą to pierwszy, to drugi, to trzeci, to czwarty, to piąty, jeszcze inny i jeszcze inny. I słusznie. Ale również czyni się sztuczne zabiegi – wprowadza się zespoły jazzowe czy rockowe, mówiąc, że teraz będzie w kościele dobrze, bo orkiestry rozruszają wiernych. Niektórzy grają Bacha, Mozarta, Beethovena. A tymczasem chodzi o to, żeby przeżyć Mszę świętą. 
     Trzeba powiedzieć, że niewątpliwie zaciążyła na tym bloku inna kultura, w której się działy wydarzenia opisane w Ewangelii. Inny klimat, który my nie bardzo rozumiemy. Nasza kultura europejska jest na pewno semicko-grecko-rzymska. Do tego jeszcze słowiańska. Z tym, że niektóre kulturowe rzeczywistości nam wypłowiały, cofnęły się, zanikły. My już dziś ich nie rozumiemy.
     Na przykład, słowa Jezusa: „To jest bowiem Ciało moje. To jest moja Krew”. Były wypadki, że brano to dosłownie. I ktoś kiedyś nauczał, że należy spożywać Hostię Przenajświętszą ostrożnie, nie gryźć jej, bo się gryzie Ciało Jezusa. Przecież było kiedyś gdzieś opisane, że kropla konsekrowanego wina upadła na korporał księdzu, który nie wierzył w Przeistoczenie, i nagle z przerażeniem zobaczył on, że to kropla krwi. Nie dość na tym, pokazywano ten korporał, wystawiano go na widok publiczny.
     A tak naprawdę, pod postacią Chleba i Wina jest Jezus. Nie ciało, nie krew, tylko On sam. Gdy Jezus mówi w czasie Ostatniej Wieczerzy: „To jest Ciało moje” – tym samym mówi: „To jestem ja”. Gdy mówi: „To jest moja Krew” – „To jestem ja, który zostanę umęczony”.
     We Mszy świętej – nie tylko w Komunii świętej – my się jednoczymy z Jezusem. Z tym, co mówił, z tym, jaki był, z tym, za co umarł. A mówiąc dokładniej: powinniśmy się zjednoczyć z Jezusem. Ale nie przez to, że „połknę Jego Ciało i popiję Jego Krwią”. Należy zjednoczyć się z Nim duchowo, żyć Jego wielkością, mądrością, prawością, uczciwością, wiernością, świętością.
     Nam w Polsce, nam na świecie najbardziej brakuje ludzi – we wszystkich sektorach życia społecznego. Brak nam wielkich polityków, ekonomistów, naukowców, fachowców we wszystkich dziedzinach. Brak nam wielkich ludzi. Przekonujemy się naocznie, jak ludzie wyniesieni na wysokie stanowiska sypią się natychmiast. Przewraca im się w głowie. Ten, który wydawał się uczciwy, zaczyna po wariacku gromadzić pieniądze – per fas et nefas, uczciwie i nieuczciwie. Ten, który dostał się na wysoki fotel, gdy trzeba odejść, okazuje się, że się do niego przylepił. Nie tylko brak rozumu, brak wyobraźni, koncepcji, wizji, horyzontów, ale brak charakteru.
     Nasza klęska braku ludzi gdzieś tutaj ma swą przyczynę. Bo nie umiemy wykorzystywać Mszy świętej do kształtowania naszej osobowości, żebyśmy, wychodząc ze Mszy świętej, wychodzili innymi ludźmi. Bośmy się zjednoczyli z Jezusem. Po to przyszliśmy do kościoła. Nie po to, żeby wysłuchać orkiestry Mozarta, Beethovena, Bacha czy rzępolenia organisty.