Biblioteka


POKOCHAĆ SYNA




POKOCHAĆ  SYNA


Zwiastuję wam

    Nawróć się do świętego Mikołaja, do świętego Jana Chrzciciela, do szopy, choinki, kolęd, aniołów, do gwiazdy.
    Nawróć się do dobroci Mikołajowej, do surowości Chrzciciela, do ubóstwa szopy, do zachwytu aniołów, do prostoty kolęd, do żłobu, w którym złożone jest Dziecię.
    Nawróć się choćby o jedną łzę, jeden zachwyt, olśnienie, drgnienie serca, uśmiech, uścisk dłoni, choćby o jeden krok.

Oczekiwanie

    Jezus adwentowy jest w drzwiach. On czeka, żebyśmy ku Niemu wyciągnęli ręce. Ale On jest już z nami, gdy wołamy, by przyszedł. Jest w naszym oczekiwaniu i naszej tęsknocie. Czekamy na Niego – z Nim; wyciągamy do Niego ręce, modlimy się o Jego przyjście – z Nim.
    Dlatego dziękuj za każde swoje słowo „przepraszam”, za uznaną winę, za wszystko, co jest prawdą o tobie, bo to On jest – w twojej prawdzie, pokucie, w twoim przeproszeniu, w uznaniu win.

Słowo

    Nadsłuchuj Słowa, wyczekuj, wypatruj Go. W kolędach i piosenkach, w migotaniu drzewka i światłach reflektorów, w obrzędzie wigilijnym i zwyczajnych wydarzeniach, w Piśmie Świętym i gazetach, w kazaniach i codziennych rozmowach. A jeszcze w śpiewie ptaków, w szumie lasu, w kolorach nieba, we wschodach i zachodach słońca – wypatruj Go i nadsłuchuj, bo wciąż mówi do Ciebie.

Dziś narodził nam się Zbawiciel

    Tyle Adwentów za tobą. Tyle Narodzin Jezusa przeżyłeś. Czyżby to wszystko na próżno. Nie! Jeżeli tylko za każdym razem – coraz bardziej przerażony własną klęską, pustką, samotnością, przerażony tym, co się wokół ciebie dzieje – czekasz, tęsknisz, wyciągasz ręce, wznosisz głowę, wołasz, prosisz, aby przyszedł i zamieszkał w tobie i wśród wszystkich ludzi. Wtedy za każdym razem On się staje ciałem. I choć o krok, choć tylko o jeden okruch rośnie twoja miłość.

Grzechy świata

    On, który narodził się w stajni i został złożony w żłobie bydlęcym, opowiedział się za nędzarzami.
    On, który ciężko pracował jako cieśla, opowiedział się za tymi, którzy ciężko pracują.
    On, który czasem nie miał co jeść, opowiedział się za tymi, którzy głodują.
    On, który był tyle razy prześladowany, tyle razy na Niego podnoszono rękę, opowiedział się za tymi, którzy są prześladowani.
    On, który umarł na krzyżu, opowiedział się za tymi, którzy umierają w poniżeniu, wzgardzie, krzyżowani, wieszani, rozstrzeliwani, maltretowani.
    Pytają się niektórzy, czy chrześcijaństwo jest potrzebne. Odpowiedź jest bardzo prosta:
    Jak długo będzie człowiek głodny – Chrystus jest potrzebny.
    Jak długo człowiek będzie prześladowany za to, że inaczej myśli, za to, że inaczej chce, że inaczej żyje – Chrystus jest potrzebny.
    Jak długo ludzie ciężko pracują, aby wyżyć – Chrystus jest potrzebny.
    Jak długo ludzie umierają na krzyżach, są rozstrzeliwani, duszeni, czy niesłusznie trzymani w więzieniach – tak długo Chrystus jest potrzebny.
    Jak długo są ludzie, którzy dochodzą do władzy, do pieniędzy, do potęgi nieuczciwymi drogami, którzy szydzą z biednych, zgnębionych – tak długo Chrystus jest potrzebny.
    Jak długo są ludzie, którzy kłamią, oszukują – tak długo Chrystus jest potrzebny.

Wierzcie w Ewangelię

    W którymś momencie – może w latach młodzieńczych, może nawet wcześniej, a może dopiero w wieku dojrzałym – powstało w Nim podejrzenie, że to, czego nauczają faryzeusze, jest błędem. Ze to nieprawda, że Bóg kocha Izraelitów, a pogan nienawidzi, że kocha sprawiedliwych i wynagradza ich bogactwem, powodzeniem, zdrowiem, długim życiem, a grzeszników niszczy biedą, chorobami, krótkim życiem, okrutną śmiercią.
    W którymś momencie otworzyło się nad Nim niebo i zrozumiał, że Mojżesz wydał szereg przepisów, ale one były konieczne tylko na czas wędrówki do Ziemi Obiecanej, by nie wybuchły choroby zakaźne, by naród nie zrezygnował z tej uciążliwej drogi i nie rozproszył się pośród napotykanych społeczności.
    W którymś momencie Jezus odkrył, że trzeba zdzierać z tekstów świętych warstwy znaczeniowe – tak jak zdziera się łuskę z owocu – żeby dotrzeć do istoty Objawienia. A jest nią prawda o Bogu kochającym każdego człowieka, niezależnie od tego, czy jest Żydem czy poganinem, świętym czy grzesznikiem, zdrowym czy chorym, bogatym czy biednym.
    W którymś momencie otwiera się i nad tobą Niebo i nagle rozumiesz to, co było dla ciebie dotąd niezrozumiałe, przyjmujesz to, co było tobie obce: że Bóg ciebie kocha, takiego jakim jesteś.

Zmartwychwstał

    Idziemy Jego drogami. Krok w krok. My – nie tylko jako świadkowie, nie tylko współczujący, współcierpiący, jak niewiasty stojące pod krzyżem. Bo On to nie ktoś obcy; nie tylko przyjazny, serdeczny, nie tylko Mistrz i Pan, ale Zbawiciel – Ten, który mnie ratuje. Przez to, że i ja idę ze swoim krzyżem, upadam i wstaję, umieram na krzyżu, ale i zmartwychwstanę jak On.

Głosił Ewangelię

    Gdyby Jezus w czasie swojej trzyletniej działalności nauczycielskiej nie powiedział ani jednego kazania, ani jednej przypowieści, a tylko uzdrawiał – pochylał się nad trędowatymi i sparaliżowanymi, dotykał wrzodów, oczu, uszu, wskrzeszał, litował się nad płaczącymi, cierpiącymi – to by i tak głosił Boga, który jest Miłością.
    Jeżeli ty nieraz masz wyrzuty sumienia, że nie nauczasz o Bogu, to pamiętaj, że gdybyś całe życie nie powiedział o Nim ani słowa, a tylko litował się nad biednymi, chorymi i słabymi, pomagał, wspierał, służył swoją pracą zawodową najlepiej jak potrafisz – to głosisz najpiękniejszą naukę o Bogu-Miłości.

Nauczycielu

    My – słuchający Ewangelii świętej. Wystarczy przymknąć oczy, żeby poprzez niezdarne czasem słowa, poprzez niezdarne czasem zdania, które zapisał Ewangelista, których użył -zrozumieć Jego myśl, Jego prawdę. A gdy jeszcze bardziej wsłuchasz się, wmyślisz się w te teksty – to odbierasz je tak, jakby On sam teraz do ciebie mówił. I kolejny krok: że to nie „jakby” – ale że naprawdę Jezus do ciebie przemawia. I nagle odkrywasz, że to nie Jego słowa, nie Jego prawda – ale Bóg sam przychodzi do ciebie, napełnia cię światłem, radością, odsłania nowe światy, zachwyca na dziś, na jutro, na całe lata. Ukazuje życie w nowym świetle, w innych wymiarach. A ty, skupiony, zaskoczony, oczarowany, przyjmujesz Go, bierzesz, jednoczysz się z Nim.
    Byle przymknąć oczy, wczuć się, wsłuchać się, wmyśleć się – aby zrozumieć, jaka tajemnica kryje się w tym zwrocie, przenośni, w tym zdaniu, obrazie. Byle się nie zatrzymać na szczegółach, detalach, marginaliach, ale dojść do istoty rzeczy, którą chce ci przekazać Ewangelia, Słowo Boże.

Jednemu dał pięć talentów

    Jezus mówi do ciebie również w przypowieściach. To szczególna forma literacka. Bliska legendzie, bajce, anegdocie – wielka parabola.
    Bohaterem przypowieści jesteś ty. A dokładniej: ty i On – twój Bóg, który cię kocha. To ty jesteś sługą, panną mądrą bądź głupią. To ty jesteś bogaczem i Łazarzem leżącym pod jego drzwiami. To ty szukasz najpiękniejszej perły, znajdujesz skarb w roli. Wciąż chodzi o ciebie.
    W przypowieściach wciąż występuje Bóg, który jest pasterzem zatroskanym o ciebie – zabłąkaną owcę, i ojcem przygarniającym ciebie – syna marnotrawnego; gospodarzem zapraszającym cię na ucztę weselną; najemcą angażującym rozmaitych robotników – również ciebie – do swojej winnicy. Wciąż jest Bóg.
    Przypowieści nie tylko ukazują ci ciebie i Boga w tym nieustannym dialogu, który się toczy między Wami. Ale w przypowieściach dzieją się twoje sprawy – choć Jezus tylko opowiada o kąkolu i pszenicy, o siewcy i ziarnie, które padło na ziemię dobrą albo złą. W nich Bóg walczy o ciebie: o twoje człowieczeństwo. Między Wami wciąż rozgrywa się dramat.

Nauczał tłumy

    Nie wszyscy słuchacze przyjęli prawdę głoszoną przez Jezusa o Bogu-Miłości. Z Sanhedrynu, liczącego siedemdziesiąt dwie osoby, uwierzyło tylko dwóch: Nikodem i Józef z Arymatei. Spośród ludzi ciągnących za Jezusem trudno dopatrzeć się kogoś podczas sądu u Piłata. Są jeszcze uczniowie, którzy jednak w chwili uwięzienia Jezusa pouciekali.
    A przecież nauka ta pozostała w ludzkości jak kwas, który zakwasza ciasto; daje do myślenia, niepokoi, fascynuje.

Wtedy odezwie się Król

    Ewangelia to nie tylko historia Jezusa, nie tylko kronika o Jezusie, nie tylko Jego biografia. Ewangelia to również literatura. Bardzo swoista literatura, gdzie główną postacią jest Jezus. A ty jesteś Janem, Judaszem, Magdaleną, Martą, Mateuszem-celnikiem, Piłatem, Annaszem, Kajfaszem, Nikodemem, Łazarzem, Józefem z Arymatei. Ich dzieje są twoimi dziejami.
    Jesteś wierny Jezusowi jak Piotr – i zapierasz się Go. Jesteś kochający – i obojętny. Jak Nikodem zafascynowany Nim – i tchórzliwy, więc przychodzący tylko nocą na rozmowy. Podchwytliwy, dociekliwy jak faryzeusz – i radujący się przyjściem Jezusa jak Zacheusz. Idziesz z Nim jako apostoł po palestyńskich bezdrożach, słuchasz Go z tłumami, jesz rozmnożony przez Niego chleb, łowisz na Jego polecenie ryby, On cię ratuje na jeziorze w burzę. Wciąż On i ty.
    I tak czytaj. Aby się tam odnajdywać, wciąż się z kimś utożsamiać. To twoje dzieje rozgrywają się przed tobą. To ty się nawracasz i zdradzasz. Przychodzisz i odchodzisz. Nie kiedyś, nie w przeszłości – ale aktualnie. Wciąż w Ewangelii trwasz, żyjesz. Niewierny – i wierny, zimny – i gorący, prosty – i skomplikowany. Wciąż ty i On.
    Ewangelia święta uobecnia twoje życie, twoje dzieje, twoją wiarę i niewiarę, twoją nadzieję i twoją rozpacz, miłość i nienawiść. W niej wciąż wyznajesz, wracasz, przepraszasz, wierzysz, ufasz, kochasz. Z niej bierzesz Boga, który jest tam obecny.

Wrzuciła wszystko

    Proś, by cię przemienił. Jeszcze sam nie wiesz, jak. Jeszcze sam nie wiesz, o co. Ale proś, byś wszedł w światło. By uruchomił w tobie wszystko dobro, o którym nawet nie masz pojęcia. By otworzył w tobie takie perspektywy i takie horyzonty, wzbudził taką mądrość, o której nawet nie przypuszczasz, że możesz się na nią zdobyć. By wydobył z ciebie taką wielkość ducha, o której nawet nie marzysz.
    Nie bój się prosić o taką przemianę. To jest na pozór droga w ciemno, ale ta ciemność jest jasnością.
    Chciej przemiany, bo trzeba zdążyć dać z siebie wszystko. Abyś kiedyś nie żałował, żeś nie podjął tego trudu – wysiłku i prośby.
    Proś, by przemienił ciebie, twoich najbliższych i cały nasz skołowany naród.

Nachyliwszy się, pisał palcem na ziemi

    Co Jezus pisał na ziemi? Myślę, że nic. Po prostu kreślił jakieś znaki. Wstydził się za nich i nie chciał im patrzeć w oczy, gdy oskarżali jawnogrzesznicę. I być może do końca nic by nie powiedział. Ale bardzo Go naciskali. Wtedy podniósł się i powiedział do nich: „Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci na nią kamień”. I powtórnie nachyliwszy się, pisał na ziemi. Myślę, że i tym razem nic nie pisał, a po prostu kreślił jakieś znaki. Bo wstydził się za nich i nie chciał im patrzeć w oczy, gdy wszyscy, jeden po drugim, zaczęli odchodzić, poczynając od starszych.
    Ile razy Jezus, nachyliwszy się, pisał przy tobie palcem po ziemi, gdy oskarżałeś ludzi? Ile razy jeszcze będzie pisać? Żebyś tylko choć trochę się zawstydził.

Weźmijcie Ducha Świętego

    Wydaje nam się, że rozumiemy Jezusa o wiele lepiej niż nasi bracia sprzed stu, trzystu czy tysiąca lat. Patrzymy ze zgrozą, przerażeniem i zgorszeniem na to, co działo się w czasach inkwizycji czy wojny trzydziestoletniej – że w imię Jezusa ktoś kogoś torturował, skazywał na wygnanie czy zabijał.
    Lata płyną, wieki mijają, a my uważamy, że coraz lepiej Go rozumiemy. I nieodparcie nasuwa nam się przeświadczenie, że jeżeli świat potrwa następne tysiąc lat, to w roku 3000 chrześcijanie będą patrzeć na nas ze zgrozą – jak słabo my, ludzie XX wieku, rozumieliśmy Chrystusa. Ile w nas było głupoty, złości i nienawiści. Jaki mogliśmy toczyć wojny i mordować się wzajemnie; jak mogliśmy być tacy ciaśni i ograniczeni; jak bardzo nie rozumieliśmy Boga i Jego Syna Jezusa Chrystusa, który głosił przykazanie miłości.

Widzieli, kim On jest

    Na oczach świata, całej Europy, na naszych oczach, w byłej Jugosławii katoliccy Chorwaci wyrzynali prawosławnych Serbów. Prawosławni Serbowie wyrzynali katolickich Chorwatów. A Chorwaci i Serbowie mordowali mahometan. Mahometańscy żołnierze zabijali katolickich Chorwatów i prawosławnych Serbów.
    A Jezus nauczał, że Bóg jest Miłością.
    Może zrodzić się pytanie: Czy prawo miłości jest realne? Czy Jezus nie był fantastą, utopistą? Ale przekonujemy się, że nie ma innej drogi; ani dla człowieka, ani dla narodu, ani dla ludzkości. Że tylko tak można żyć. Przebaczając, darowując, będąc wyrozumiałym, cierpliwym, tolerancyjnym, z otwartym sercem, z wielką wrażliwością. Tylko tak można porozumieć się z drugim człowiekiem. Zarówno na płaszczyźnie międzynarodowej, jak w czterech ścianach swojego domu.

Pójdź za mną

    W Wielki Piątek i Wielką Niedzielę rozstrzygały się losy Izraela, losy ludzkości – losy Boga. Jezus został powieszony na krzyżu, bo nauczał, że Bóg kocha wszystkich ludzi na całej ziemi. Nie tylko Izraelitów, ale także pogan, świętych i grzeszników, bogatych i biednych, zdrowych i chorych.
    Bóg nie zapobiegł śmierci Jezusa. Faryzeusze i rzesze uznali to za potwierdzenie fałszywości Jego nauki.
    Tymczasem Jezus na trzeci dzień zmartwychwstał. I my jesteśmy tymi, którzy Mu uwierzyli.

Jam się na to narodził

    Nie trzeba się pchać na krzyż. Jezus tez się na krzyż nie pchał. Ideałem chrześcijańskim jest życie, nie śmierć męczeńska.
    Ale czasem przyjdzie chwila, kiedy zabrzmi dla ciebie dzwon. Kiedy w imię uczciwości, twojej godności człowieczej, w imię prawdy wybierzesz krzyż.
    To może być krzyż utraty stanowiska, pieniędzy, a czasem tylko krzyż pogardy, lekceważenia, ironii.

Wśród prześladowań

    Bóg, który jest Miłością, dopuszcza, aby Jego Syn umarł śmiercią krzyżową – aby stał się symbolem każdego człowieka i całego świata. Bo cierpieniem jest naznaczone życie ludzkie – od poczęcia do śmierci. Bo cierpieniem jest naznaczone życie każdego stworzenia.
    Krzyż jest znakiem naszego świata, ale nie przekleństwem. Bóg dopuszcza cierpienie po to, abyśmy wewnętrznie dojrzewali do pełni człowieczeństwa. I tak cierpienie wpisane jest w definicję człowieka, jako sposób stawania się człowiekiem – wpisane jest w definicję świata jako sposób dorastania do jego coraz doskonalszego kształtu.

Ukrzyżowali Go

    Jezus umarł na krzyżu za prawdę. Nie był pierwszy. Przed Nim też ginęli ludzie za to, że mówili prawdę. I tak jest nadal. Wciąż giną ludzie – krzyżowani, rozstrzeliwani, wieszani. Zabijani oficjalnie i potajemnie, w więzieniach, w mieszkaniach, na klatkach schodowych, na ulicach. Wołali, by zstąpił z krzyża. Może niektórzy się spodziewali, że przecież zejdzie, aby udowodnić, że jest od Boga wysłany. Ale gdyby zszedł On, powinni by schodzić wszyscy inni z krzyży. Wszystkich innych głoszących prawdę Bóg powinienby ratować od kul, od wieszania, od zamachów. Zginął, jak wszyscy inni ginęli i jak będą ginąć. Dlatego jest dla nas nie tylko Panem, nie tylko Synem Bożym, ale wzorem i Bratem.

Nie może być moim uczniem

    Jak zauważyłeś, że umarłem? Przecież mówię, uśmiecham się, jem posiłki – jak dawniej. Kiedyś to spostrzegł, Boże mój, że umarłem? Przecież nic się nie zmieniło. Kiedy spostrzegłeś, że wygasło wszystko, co płonęło; że zamieniło się w popiół to, co było zielone; że przestałem iść za Tobą, a zamieniłem się w kamień przydrożny. Nie podejrzewałem, że to zauważysz. Stajesz przede mną i zapraszasz, bym ruszył z Tobą w drogę. Wierzysz, że z popiołów może buchnąć ogień? Że mogę jeszcze drgnąć i, jak za najpiękniejszych mych lat, przytulić się do Ciebie.

Będzie zbawiony

    Tak dużo było w telewizji, w radiu, gazetach i tygodnikach na temat Zmartwychwstania Pańskiego. O całunie turyńskim – wyjątkowo obszernie: gorąca dyskusja – ten całun czy nie ten. Były również dywagacje na temat grobu: był pusty czy nie? I co to znaczy, że Jezus ukazał się w ciele? Czy można było Go dotknąć?
    I tak potrafimy bez końca. I już staniemy się fachowcami. Będziemy wszystko wiedzieli o całunie i o ostatnich osiągnięciach egzegezy. Ale przecież nie o to przede wszystkim chodzi. On zmartwychwstał, abyś uwierzył, że Bóg jest miłością.

Pokazał im ręce i bok

    Jezus zmartwychwstał, aby apostołowie Mu uwierzyli, że Bóg jest miłością, choć On – Syn Boży – został zamordowany w tak okrutny sposób.
    Jezus zmartwychwstał, abyśmy Mu uwierzyli, że Bóg jest miłością, choć my – synowie Boży – czasem cierpimy w tak okrutny sposób.

I wy żyć będziecie

    Zmartwychwstaniesz do światła – albo umrzesz do ciemności. Zarabiasz na to całym życiem. Bo w życiu wciąż codziennie albo zmartwychwstajesz do światła, albo umierasz do ciemności.

Ujrzał i uwierzył

    Cud zmartwychwstania jest dla nas, żebyśmy biegli zadyszani do grobu, gdzie leżało Jego ciało; żebyśmy ujrzeli odwalony kamień, zostawione prześcieradła; żebyśmy Go spotkali w Wieczerniku, gdy wchodził przez zamknięte drzwi; żeby zatrzymał nas uciekających do Emaus; żeby czekał na nas nad jeziorem przy ognisku.
    Zmartwychwstał, żeby w nas pozostał – jeszcze jeden, największy z wszystkich cudów.

Powstał z martwych

    Wskrzesz mnie. Bo jestem jak umarły. Brak mi sił. Kolana moje są zemdlałe i nie ma miejsca na ciele moim, gdzie by nie było ran. Dotknij mnie, tak jak dotknąłeś swego Syna – a zmartwychwstanę. Dźwignę się na nogi, podniosę głowę w górę, rozprostuję ramiona, moje rany zajaśnieją blaskiem. To, co było we mnie śmiercią, stanie się życiem. Co klęską, będzie zwycięstwem.

Biegli do grobu

    Żeby Go spotkać, nie trzeba biec do grobu ani wędrować gdzieś poza gwiazdy. On jest bliżej niż na wyciągnięcie ręki.
    Ale czasem ta droga doń jest trudniejsza niż bieg do grobu, jest dłuższa niż wędrówka poza gwiazdy. Chociaż On wciąż dopomina się, ostrzega, prosi: Uważaj! Nie rób głupstw! Zaprzestań! A kiedy idziesz dobrze, woła do ciebie jak ojciec, jak brat: Chodź! Bliżej! Radośniej! Wspanialej! I ty czujesz, że On cieszy się tobą, błogosławi cię. On – Bóg, który jest miłością, prawdą, wolnością – czeka na ciebie.

Kto mnie miłuje, będzie zachowywał moją naukę

    Nie dziw się Tomaszowi, który był tak ostrożny i nie dowierzał nawet swoim przyjaciołom, że Bóg wskrzesił Jezusa. On chyba jeden zdawał sobie sprawę, jakie to niesie konsekwencje, gdy się ten fakt potraktuje poważnie.
    Ale przecież to nie tylko on, nie tylko tych Dwunastu – ty również, jeżeli ten fakt potraktujesz poważnie, musisz sobie zdawać sprawę, jakie to niesie konsekwencje.

Wszystko moje jest twoje

    Gdy myślimy o Jezusie, wciąż mamy na uwadze Jego życiorys. Że się urodził w stajni, wychował w Nazarecie, zagubił w świątyni, dał się ochrzcić przez Jana nad Jordanem, nauczał, czynił cuda. Nawet krzyż, nawet zmartwychwstanie ograniczamy do ziemskiego życiorysu Jezusa.
    Ale w religii nie chodzi tylko o biografię. Przez tę zewnętrzność trzeba się przebić o wiele głębiej. Kto widzi mądrość Jezusa – ten widzi Boga, który jest Mądrością. Kto widzi przebaczenie Jezusa – widzi Boga, który jet Przebaczeniem. Kto widzi miłość Jezusa – widzi Boga, który jest Miłością.
    Bo inaczej nic nie rozumiemy z tego, czym jest chrześcijaństwo.

Jezus powiedział uczniom swoim

    Można mieć nawet dużą wiedzę o Jezusie. Można dowiadywać się coraz bardziej szczegółowo o dacie i miejscu Jego urodzenia, coraz dokładniej przyglądać się Jego działalności nauczycielskiej. Można starać się zrozumieć, na czym polegał Jego spór z faryzeuszami, saduceuszami i zagrożenia wynikające stąd dla Niego. Można wreszcie śledzić Jego proces sądowy przed Sanhedrynem, przed Piłatem, Jego śmierć i zmartwychwstanie.
    Ale to nie jest wiara w Jezusa Chrystusa. Wierzyć w Niego, to przyjąć prawdę, którą głosił, że Bóg jest miłością – przyjąć, zachwycić się nią i wprowadzać w życie. Wtedy zaczynasz inaczej patrzeć na Niego i na Jego historię, jaka się rozwija przed tobą w ciągu roku liturgicznego. Wtedy On jest dla ciebie jak brat, jak przyjaciel, który swoją nauką i swoim życiem ukazuje ci, co to znaczy kochać.

Znam Ojca

    Uwierzyć w Jezusa, to nie znaczy tylko przyjąć, że jest On Mesjaszem, że jest Synem Bożym.
    Uwierzyć w Jezusa, to znaczy uwierzyć w Jego naukę, że Bóg jest miłością. A uwierzyć, to znaczy utożsamić się – żyć nią.