Biblioteka


POKOCHAĆ SIEBIE




POKOCHAĆ  SIEBIE


Duch Prawdy

     Gdy pojawia się temat sumienia, nieodłącznie przychodzi mi na myśl ogłoszenie w gazecie, które mi ktoś kiedyś pokazał: „Poszukuję sekretarki. Wymagany…” Byłem pewny, że dalej nastąpi litania życzeń: „dobry wygląd, znajomość języka obcego, umiejętność pracy na komputerze” czy coś podobnego. A tam było napisane: „Wymagany – entuzjazm”. Pomyślałem w pierwszej chwili o poszukującym: wariat albo geniusz; szybko jednak doszedłem do wniosku, że geniusz.
    Sumienie to – po pierwsze i po dziesiąte – entuzjazm. Że coś dobrego możesz zrobić. I że trzeba się spieszyć, żeby starczyło życia. I dlatego można to ogłoszenie poprawić: Poszukuję inżyniera, nauczyciela, lekarza, księdza, poszukuję dyrektora, kierownika, robotnika, ministra, posła, senatora, polityka… Wymagane: sumienie.

Wrócił, widząc

    Jeszcze nie wiesz, na co cię stać, nie potrafisz sobie nawet wyobrazić, na co możesz się zdobyć. Nie spodziewasz się, na jaki poziom mądrości jesteś w stanie się wznieść. Jaką wolność osiągnąć, jaką świętość, jaką miłość.
    Jeszcze nie wiesz, jak nisko możesz upaść. Nie spodziewasz się, ile w tobie małości, tchórzostwa. Nie jesteś w stanie sobie wyobrazić, ile w tobie chciwości i interesowności. Nie potrafisz uwierzyć, na jakie chamstwo cię stać, na jaką pogardę i arogancję.
    Jeszcze nie wiesz, kim jesteś.

Bądźcie doskonali

    A może byśmy przywrócili w Polsce order „Sapere auso” i nagradzali nim takich, którzy odważyli się myśleć? Jezus jest ich wzorem. Wziął Pismo Święte do ręki i odkrył, że jego istotę stanowi prawda, że Bóg jest miłością. Za to Go zresztą powiesili na krzyżu.
    Ale niełatwo jest myśleć po swojemu, na własną rękę, na własną odpowiedzialność. Najpierw musisz umieć bronić się, by ci nie wtykano półinteligenckich mądrości, utartych sloganów, obiegowych poglądów, które napisał, powiedział, wygłosił rzecznik prasowy, polityk, publicysta, profesor, doktor, magister albo i nie magister. Bo wtedy nie dziw się, że jesteś zablokowany i nie możesz dojść do swoich pomysłów, odkryć, rozumień, do swojego widzenia, do swojej interpretacji.
    Gdy zaczniesz myśleć, uważaj z mówieniem. Choć nie powieszą cię na krzyżu, bo teraz już inny zwyczaj. Ale mogą wywalić z pracy ze szkoły, z redakcji, z mafii, z układów, z „paki”. I nie pocieszaj się, że przynajmniej dadzą ci order „Sapere auso”. Ten bardzo szybko zinstytucjonalizują i przekażą „wybitnym”.

W niebie i na ziemi

    W tobie jest niebo i piekło. Wciąż żyjesz rozpięty pomiędzy dobrem a złem, mądrością a głupotą, bezinteresownością a kupczeniem, wolnością a poddaństwem, odwagą a tchórzostwem, ufnością a rozpaczą, miłością a pogardą. Ty wybierasz i ty decydujesz o tym, czy jesteś w niebie czy piekle – tak tu na ziemi, jak i po śmierci.

A wy jesteście świadkami

    Jaka jest twoja prawda? W co ty naprawdę wierzysz? Czym żyjesz? Jakie świadectwo dajesz swoim życiem?
    O co ci chodzi? Na czym ci zależy? Do czego dążysz? Co budujesz? Co jest dla ciebie wartością najwyższą? Jakie są twoje zamiary i cele? Co chcesz w tym życiu powiedzieć, wykrzyczeć? O czym świadczysz? Co wyznajesz? Co głosisz? – Wtedy kiedy rozmawiasz; wtedy kiedy dyskutujesz; wtedy kiedy nic nie mówisz, tylko pracujesz.
    Czy potrafisz powiedzieć, gdy będziesz konał: „Wykonało się”? A może będziesz jak ryba wyrzucona na brzeg, zaskoczona tym, że życie już się skończyło. A tyś nie zdążył. Nawet nie pomyślałeś. Do głowy ci nie przyszło. Bo naprawdę o nic ci nie chodziło. Nie miałeś żadnych celów. A gdy jakieś były – to wstyd byłoby ci się przyznać, że ci na takich bzdurach zależało.

Mój Syn umiłowany

    Żebyś zdążył powiedzieć swoje słowo. On zdążył. Kazaniami, życiem przekazał ludziom prawdę, że Bóg jest miłością. Żebyś i ty zdążył.
    Może mnie spytasz zdziwiony: „Jakie słowo?” Odpowiadam: twoje słowo, twoją prawdę, w którą wierzysz, którą żyjesz, którą przechowujesz w sercu jak skarb znaleziony w roli, jak perłę najdroższą. Żebyś zdążył ją wypowiedzieć i przekazać światu. Tylko nie mów, że jej nie masz, że nie wiesz w ogóle, o co chodzi. Bo gdyby tak było, to jesteś niegodny zwać się człowiekiem.

Jak uciec

    To jest największy trud człowieczy, największa męka: podjąć decyzję, rozstrzygnąć, wybrać. Bo najchętniej trwalibyśmy jak kamień czy drzewo, poddani prawom przyrody. Jak zwierzę ukryte w stadzie, pogodzone z tym, co się dzieje. Niech inni biorą odpowiedzialność za teraźniejszość, przyszłość i przeszłość. Potem będzie można ponarzekać, gorszyć się, wykpić albo mieć satysfakcję.
    To jest największy czyn człowieczy. Z dwóch dróg, z tysiąca dróg wybrać jedną albo rzucić się na ścianę i wybijać przejście nowe, którym dotąd jeszcze nikt nigdy nie przeszedł. I stąd ta zatykająca oddech w piersiach radość.

I nie dopuść, byśmy ulegli pokusie

    Już wszyscy wiemy, że palenie jest powodem wielu chorób, m.in. raka płuc. A na naszych ulicach szaleje reklama firm papierosowych. Ludzie, zachęcani również przez nią, palą. I to nie tylko dorośli. Są dzieci ze szkół podstawowych, nawet z niższych klas, które już nie krępują się palić na ulicy. Podobnie kobiety – nawet w stanie błogosławionym – choć to jest krzywda wyrządzona dziecku, które noszą w swoim łonie, bo może się ono urodzić z jakimś odchyleniem od normy fizycznej czy psychicznej. A więc palenie jest grzechem.
    Mam na swoim koncie tysiące wyspowiadanych ludzi. I gdy sięgam w przeszłość i usiłuję sobie przypomnieć takie wyznanie: „Zgrzeszyłem: paliłem papierosy” – nie przypominam sobie.
    Coś złego dzieje się z naszym sumieniem. Nie reaguje. Można by wyliczać litanię grzechów nieuważanych za grzechy. Powoli dochodzi do tego, że będziemy się oskarżać jedynie o nieprzyjście na Mszę świętą niedzielną i o nieodmówiony paciorek. Poza tym jesteśmy w porządku.

Syn Człowieczy musi wiele wycierpieć

    Cierpienie nie ma być twoją klęską – choć często tak to wygląda i może się nią stać, jeżeli zachowasz się biernie. Naprawdę, cierpienie powinno być dopingiem, obudzeniem się, przejrzeniem. Ono ma cię zmusić do nowego myślenia, szukania wyjścia, ratowania się. A więc do nowych pomysłów, wynalazków, na które byś nigdy nie wpadł, nie domyślił się, gdyby nie twoje cierpienie.
    Nasz naród cierpi. Bo bezrobocie, bo szerzący się alkoholizm, narkomania, bo rosnący bandytyzm, nawet wśród młodzieży, bo coraz trudniejsza sytuacja ludzi starych, ludzi żyjących z emerytur, bo opieka zdrowotna niedostateczna, nieporadnie funkcjonujący system ubezpieczeniowy, bo szkolnictwo w trudnej sytuacji. I te cierpienia narodu – mniejsze i większe – można by jeszcze długo wyliczać. Ale nie po to, żeby biadać. Nie po to, żeby patrzeć z założonymi rękami. Lecz żeby ten stan  rzeczy inspirował nas do podejmowania inicjatyw na miarę takich, jak tamta „Solidarność” z 1980 roku  – kiedy to wszyscy troszczyli się o wszystkich.

Ojciec

    Bóg cię stworzył jako jedyną niepowtarzalną jednostkę. Wymyślił ci taki scenariusz życiowy, żebyś mógł się rozwinąć na wybitnego i świętego człowieka. Pod warunkiem, że będziesz szedł drogą uczciwą. Ile było po drodze błąkań? Ileś razy dał się zwieść? Zmieniłeś drogę – nawet wybrałeś kierunek przeciwny?
    To, co się nazywa grzechem, niejednokrotnie widzisz jako krzywdę zrobioną człowiekowi, czasem obrazę Boga. A grzech jest przede wszystkim krzywdą sobie samemu zadaną. Swoją lekkomyślnością, wygodnictwem, samolubstwem, egoizmem – choćby plotkami, obmowami, którymi się kompromitujesz. Przez grzech niszczysz plan Boga wobec ciebie. I już się nie da na tamtą drogę wrócić. To jest nowa sytuacja, nowy kształt twojego życia, zaprzepaszczone szanse. Niewykorzystane możliwości. Zmarnowane dnie, miesiące, lata. A przynajmniej nie na pełnych obrotach. I pozostaje jakieś zawstydzenie – że mógłbyś być lepszy. Żal – że byłoby cię stać na niejedno więcej. Gdyby nie tysiąc rzeczy, które zawaliłeś.
    Ale nawet po twoich upadkach, głupstwach, błędach, któreś popełnił w swoim życiu, straconych okazjach, On jest wciąż przy tobie ze swoją miłością i pomocą. Proponuje ci nowe rozwiązania, choć już nie na tamtym – wyższym – poziomie. Dopóki żyjesz, wciąż masz możliwości. Już uszczuplone, ale jednak. Byle nie robić kolejnych głupstw, kolejnych błędów, nie marnować możliwości, nie tracić szans, nie wplątywać się w niepotrzebne sprawy, nie marnować energii, czasu.

Co mamy czynić?

    A my byśmy nieraz woleli, żeby ktoś za nas rozstrzygał, żebyśmy nie musieli się sami dręczyć i miotać: czy tak, czy siak, na lewo czy na prawo, do przodu czy do tyłu. A tymczasem nikt nic nam nie pomoże. To ty sam decydujesz. I nie wmawiaj sobie, że to ktoś inny, że to nie od ciebie zależy, że to ktoś z zewnątrz tobą steruje. Nieprawda. To ty swoimi rękami budujesz siebie. To ty wciąż wybierasz między dobrem a złem, między „na lewo” i „na prawo”, między „do przodu” a „do tyłu”, między tak a siak. Ty wybierasz między wielkością a małością, tchórzostwem a odwagą, twórczością a powielaniem, bezinteresownością a handlowaniem, trudem a lenistwem. Wciąż ty sam.

Góry przenosić

    Jesteś młody czy stary? Pełen nadziei czy też uważasz, że wszystko jest beznadziejne? Chcesz przewrócić świat do góry nogami czy poddajesz się walkowerem? Masz plany, zamiary, cele, czy nie masz już żadnych celów, a tylko przyglądasz się życiu jak kibic (albo już nawet się nie przyglądasz: nic cię nie obchodzi – co inni mówią, jak żyją)? Jest coś w tobie z rewolucjonisty permanentnego, wierzącego, że dopóki piłka w grze, to wszystko jest możliwe, czy tylko gorszysz się poglądami i stylem życia młodzieży? Jesteś ciekaw świata, ludzi, szukasz podobnych sobie, czy uciekasz w przeszłość, wspominając, jak to było dawniej, jacy to świetni byli ludzie?
    Masz w sobie iskrę radości, optymizmu, szansy? Grasz w zielone o siebie, o twoje małżeństwo, rodzinę, o Polskę, o ludzkość? Jesteś młody czy stary?

I ukrzyżowali Go

    Nie będzie Ci nic darowane. Wyda Cię przyjaciel, opuszczą Cię najbliżsi, zaprze się Ciebie ten, na którego najbardziej liczyłeś. Zostaniesz oskarżony, skazany. Będziesz wyszydzony, wyśmiany. Na koniec pójdziesz ze swoim krzyżem – popychany, potrącany, wzgardzony.
    Ale przecież nie do końca. Matka zostanie Ci wierna. Obcy człowiek pomoże Ci nieść krzyż. Weronika otrze Ci twarz. Napotkane kobiety zapłaczą nad Tobą. Setnik wyzna, żeś był prawdziwie Synem Bożym. Do Twojego grobu wybiorą się trzy Marie. Ale Cię nie zastaną – bo zmartwychwstaniesz.

Oni jednak nie rozumieli

    Dwóch ludzi pracuje: dla jednego nuda, dla drugiego twórczość. Dwóch ludzi rozmawia: jeden powtarza frazesy, drugi odkrywa świat. Dwóch ludzi się modli: jeden odklepuje modlitwę, drugi sięga Nieba. Dwóch ludzi na Mszy świętej: dla jednego zgorszenie, dla drugiego spotkanie z Bogiem.
    Dwóch ludzi żyje: jeden byle przeżyć, dla drugiego – pełnia życia. Jednym z tych ludzi jesteś ty.

Odpowiedział Piotr

    Ten tylko może zadośćuczynić, kto więcej zrozumiał, przeżył, doznał, komu wzeszło światło, kto ma cieńszą skórę. I widzi – ostro, w świetle. Kto widzi głupotę i zło, które czyni on sam i które rośnie wokół niego.
    Ale choć już potrafisz zadośćuczynić – nie możesz być spokojny. Jeszcze nie wszystko wiesz, nie jesteś do końca świadom, co sam robisz i co się wokół ciebie dzieje, nie wszystko czujesz. Jeszcze sobie lekceważysz mnóstwo problemów, obowiązków, odpowiedzialności.

Otwórz się

    Są ludzie z powołaniem. I są ludzie bez powołania – nawet profesorowie i lekarze, księża i siostry zakonne, matki i ojcowie… Ludzie, którzy się plączą po świecie jak liście spadłe z drzewa.
    Ale przecież Bóg powołuje każdego. Tylko my boimy się powołania. Boimy się, że nie będzie nas bawić zbieranie pieniędzy, ani nie dość nacieszymy się samochodami, ani kupowaniem domów, że nie będziemy kolekcjonować parcel ani kosztowności, tytułów, stanowisk. A być jeszcze jednym Bożym wariatem – to nam nie odpowiada.
    A ty, który masz powołanie, jesteś po prostu szczęśliwy. Tylko uważaj, żebyś tego daru nie stracił. Bo pokusy napierają również na ciebie. I gdy nie będziesz uważał, to nagle zaczniesz się zajmować zbieraniem godności, odznaczeń, będziesz bawił się samochodami, kupował meble i tylko czekał, żeby cię zapraszali, tytułowali, pokazywali w telewizji i o tobie pisali.

Pozostałe ułomki

    Obraziłeś się na Polskę? Że cię skrzywdziła? A przecież byłeś jej wierny. I nie wstąpiłeś za tamtych lat do PZPR-u. Chociaż kusili, obiecywali niestworzone rzeczy. Wreszcie ukarali cię: nie poszedłeś wyżej. A tamci byli kierownikami, dyrektorami, otrzymywali stypendia – również zagraniczne. A tamci dostawali talony na samochody, najlepsze mieszkania, parcele, budowali sobie domy, dacze. Teraz, gdy nastała „prawdziwa Polska” znowu im się dobrze powodzi, nikt im nie odebrał domów, parcel, pieniędzy, stanowisk, a nawet ciągle są poszukiwani, bo przecież mają wykształcenie, praktykę. Łatwo im zakładać i prowadzić wszelki biznes. A ty jak byłeś, tak jesteś. Żal ci? Jesteś rozgoryczony?
    Może najwyższy czas, żebyś sobie powiedział, o co ci w życiu chodzi. Przecież wtedy, gdy odmawiałeś wstąpienia do partii, ratowałeś w tym nieludzkim czasie może resztkę swojej wolności, swej godności osobistej, swego człowieczeństwa. A że ci ojczyzna nie wynagrodziła? Chyba nie liczyłeś na to. Ona rzadko odznacza orderami i godnościami. Tylko na zasadzie wyjątku. Czasem przypadku. I dlatego jedyny krzyż, który masz zagwarantowany, to ten na grobie. Byleś do niego dorósł.

I siądą za stołem w królestwie

    Czy nadejdą takie czasy, kiedy będzie ci wystarczało zamknąć drzwi tylko na klamkę? Kiedy nie będziesz się bał, że cię ktoś napadnie, oszuka, okradnie, skrzywdzi, obrazi. Kiedy każdy będzie uczciwy nie ze strachu przed policjantem czy karą więzienia, ale dlatego, że nieprawość jest poniżej godności człowieczej, że nie można się szmacić.

Szukajcie

    Dar wakacji to dar czasu. Wtedy już nie musisz żyć w pośpiechu. Obowiązki, terminy ograniczają się do minimum. I tak otrzymujesz luksus dystansu. Patrzysz na świat z pozycji obserwatora, krytyka. Uzyskujesz możliwość zamyślenia, zadumania, zastanowienia się nad sobą: o co ci naprawdę chodzi, po co to wszystko, co nazywa się życiem.
    Chyba że przestraszysz się samotności i pytań. I wypełnisz wakacje ludźmi, sprawami, terminami. Będziesz nadal popychany, będziesz nadal innych popychał. Z wywieszonym językiem – od sprawy do sprawy, od terminu do terminu, od człowieka do człowieka. Zalatany, zagubiony nie dowiesz się, po co żyjesz.

Jest w drzwiach

    Dobiega końca rok kościelny. Jeszcze próba przeproszenia Boga za to, co było nie tak. Ale już głowa podniesiona do góry i wypatrywanie następnych horyzontów. A więc, żeby nie było wątpliwości, ustalamy wspólnie:
    Po pierwsze, nie daj się zabić. Ustalamy, że dożyjemy. Nie daj się zabić, kiedy jesteś za kierownicą, na ulicy. Nie daj się zabić z własnej nieostrożności, nieprzewidywania tego, co twojemu bliźniemu do łba może strzelić, choćby pijanemu kierowcy. Nie daj się zabić chorobie, którą wywołasz z własnej głupoty – przez papierosy, wódkę czy choćby niehigieniczny sposób odżywiania się czy życia. Nie daj się zabić.
    A po drugie, wysoko sobie ustaw poprzeczkę. Od samego początku. Bądź wobec siebie wymagający. Żebyś nie roztrwonił tych dwunastu miesięcy, które przed tobą. Za rok przyjdź do kościoła i pochwal się przed Panem Bogiem: „Jak Krzysztof Kolumb odkrył Amerykę, jak Nobel wynalazł proch, tak ja…” – i tu wymienisz, coś wymyślił, czegoś się dopracował, do czego doszedłeś, coś stworzył nowego. Jeżeli gwałtownie potrzebujesz człowieka, przed którym byś to opowiedział, to ci służę, przyjdź do mnie albo napisz i pochwal się: „Pracowałem jak opętany. Nie dla forsy. Tylko tak mnie zafrapował temat”.
    Nie wiem, czy dokładnie tak mi powiesz. Ale przynajmniej mi powiedz, że ten rok ci minął na ciężkiej pracy i to z efektem: „Jeszcze nie wynalazłem nowego prochu, ale jestem o krok od tego”. Niezależnie od tego, ile masz lat, niezależnie co robisz, żebyś dał z siebie wszystko, na co cię stać. Żeby to był rok prawdziwego życia.

Tyś jest Syn mój

    W gazetach podsumowania minionego roku. Jakie było największe wydarzenie, osiągnięcie, sukces, sensacja, oszustwo, przestępstwo?
    A co się u ciebie ważnego wydarzyło? Odpowiesz: „Ja nie polityk ani wielki biznesmen”. Nie. Każdy ma swój świat i swoją skalę, swój wymiar. A więc co było u ciebie wielkim osiągnięciem, sukcesem, dziełem w twojej pracy, w domu rodzinnym, w twoim środowisku? Czym się radujesz, co ci przyniosło satysfakcję, wiarę w siebie, że nie jesteś ani taki zły, ani taki głupi, ani taki beznadziejny?
    Moę spodziewasz się, że spytam cię z kolei o twoje klęski, głupstwa, których się wstydzisz nawet przed samym sobą? Nie, bo już odpokutowałeś, już dotkliwie odczułeś konsekwencje i czujesz je do tej pory. A poza tym chcę, żebyś zapamiętał swoją wielkość, możliwości twojego umysłu i serca, i żebyś w nowym roku szedł tym śladem.

Wstań

    Trzeba się uczyć umierania. Najprostszym obszarem tej nauki jest noc i zasypianie. Wchodź w sen tak, jakbyś się miał nie obudzić. Staraj się wtedy jednoczyć z Bogiem tak, jakbyś chciał być z Nim zjednoczony w godzinie twojej śmierci. Mów do Niego, proś Go: „Ty, który jesteś pokojem, spraw, niech zapanuje we mnie Twój pokój. Ty, który jesteś ciszą, napełnij mnie sobą. Ty, który jesteś przebaczeniem, pomóż mi przebaczać. Ty, który jesteś miłością, daj mi dar kochania”.
    Trzeba się uczyć umierania – trzeba się uczyć życia.