Biblioteka


Homoseksualizm



 

HOMOSEKSUALIZM

                                                     Gorejąc nie wiesz, czy stawasz się wolny,
                                                     Czy to, co twoje, ma być zatracone?  
                                                     Czy popiół tylko zostanie i zamęt,  
                                                     Co idzie w przepaść z burzą? – Czy zostanie 
                                                     Na dnie popiołu gwiaździsty dyjament, 
                                                     Wiekuistego zwycięstwa zaranie…          
                                                                                                           (Cyprian K. Norwid)

     Przyszedł do mnie mężczyzna. Niby na pozór nic szczególnego, choć w ruchach miękki, jakoś za elegancki. Ale z tego zdałem sobie sprawę dopiero, gdy wyszedł, po naszej rozmowie. Chciałby przystępować do Komunii świętej, a ksiądz, do którego poszedł, by się wyspowiadać, nie dał mu rozgrzeszenia. Dlaczego? „Przyjaźnię się z pewnym mężczyzną. Żyjemy ze sobą już kilka lat. Najchętniej chcielibyśmy zawrzeć ślub kościelny. Czy ksiądz się nie orientuje? Istnieje taka możliwość? Był synod biskupi w 1983 roku w Rzymie na temat rodziny. Spodziewaliśmy się, że wtedy również i te sprawy zostaną pozytywnie załatwione”.
     Mówił dość szybko, ale wyraźnie, swoim miękkim, prawie kobiecym głosem. Może tylko mi się tak zaczęło zdawać. Ale chyba nie. Mówił to wszystko jako coś oczywistego, z lekką nuta pretensji do Kościoła, że tak nienowoczesny, że nie rozumie rzeczy najprostszych, że się upiera przy dawnym stanowisku, które w dzisiejszych czasach jest nie do utrzymania. Słuchałem go najpierw spięty samym faktem, a potem sposobem jego traktowania. Wreszcie, gdy zostałem dopuszczony do głosu i zasugerowałem zmianę trybu życia, okazało się, że on po to do mnie przyszedł, by Kościół usankcjonował jego postępowanie, bo inaczej straci znowu jednego z wyznawców. A ja powinienem to zrozumieć i spowodować zmianę stanowiska Kościoła, bo jestem księdzem nowoczesnym i mam zrozumienie dla problemów życia dzisiejszego. Nie zrezygnowałem od razu. Spróbowałem znaleźć jakąś platformę porozumienia. Spytałem go o jego pracę. A więc pracuje, ale nie jest zadowolony z tego, co robi, nie odpowiadają mu warunki. Owszem, sam problem go interesuje, ale stosunki są niekorzystne. Spytałem o rodziców. Nie żyją. Zresztą niewielki miał z nimi kontakt. Rodzice rozeszli się. On sam poszedł – został odesłany – do szkoły z internatem. Tam zresztą to wszystko się zaczęło. Tam doszło do pierwszych kontaktów. Potem dziewcząt nie lubił. Nie lgnął do nich. Nie szukał ich towarzystwa. A nawet była w tym, co mówił, jakaś dla nich pogarda, lekceważenie czy nawet chęć poniżenia. Nie, nie spotkał w swoim życiu żadnej wartościowej dziewczyny czy kobiety.
     Po godzinie rozmowy spostrzegłem, że z marszu sprawy nie załatwię. Poprosiłem, by znowu przyszedł na rozmowę i żeby przyprowadził swojego partnera. Ale, niestety, wyjeżdżał za granicę do pracy. I nigdy już się z nim nie zobaczyłem. Odszedł, zostawiając mnie na skraju swojego dziwnego świata, w którym żyje, z którego nie chce wyjść.

     Homoseksualiści – powiedzmy całkiem po prostu – to są ludzie psychicznie skrzywieni. To skrzywienie jest bardzo charakterystyczne. We wszystkich innych dziedzinach myślenia jest wszystko normalne albo prawie normalne, a tylko ta jedna sprawa jest fałszywa.
     Skąd się to bierze. Po pierwsze, mogą to być skłonności wrodzone. Człowiek się rodzi już z takim odchyleniem. Ale tak jak z każdą ludzką sprawą, tak jest i z tą. Są ludzie, którzy się rodzą ze skłonnościami do gruźlicy, ale mogą przejść przez życie w zdrowiu, chyba że popadną w warunki niekorzystne i wtedy zapadają na tę chorobę. Może być inaczej. Człowiek rodzi się normalny, zdrowy, bez żadnych obciążeń, ale gdy żyje w warunkach dla zdrowia niekorzystnych, a zwłaszcza gdy dostanie się w środowisko gruźlicze, zapada na tę chorobę.
     Podobnie i z tymi skłonnościami. Taką okolicznością, która wyzwoli je i przekształci w pełną nienormalność, może być człowiek, który sam będąc już pederastą szuka partnera i po kolejnych nieudanych próbach natrafia na takiego, który jest podatny na tego rodzaju nienormalność. Po drugie – zresztą jak to jest już oczywiste na podstawie tego, co dotąd zostało powiedziane – mogą być ludzie normalni, nie mający żadnych skłonności czy obciążeń wrodzonych, a przecież, gdy zetkną się z takim środowiskiem czy takim człowiekiem indywidualnym, mogą się pod jego wpływem wypaczyć. 
     Jaki wniosek na końcu tego tekstu należałoby postawić. Po pierwsze nie zdziw się, jeżeli wśród rozmaitych ludzi psychicznie skrzywionych i takich ludzi zobaczysz. Nie zdziw się i bądź na to przygotowany, gdy tego typu propozycje usłyszysz – traktuj je tak, jak traktować powinieneś. To po pierwsze. 
     Po drugie, chroń kolegów przed takimi ludźmi. Zwłaszcza gdy masz brata, czuwaj nad nim i pod tym względem. Takim może być kolega. Może być starszy człowiek, a nawet przełożony, który wyszukuje sobie ofiary wśród nieświadomych chłopców.
     Względem ludzi, którzy może będą szukali pomocy w swoich takich trudnościach – wiedz, że zasadą jest: im prędzej, tym łatwiej jest uratować się – czym później, tym trudniej jest wyrwać się z takiego nałogu. Ale oczywiście wszystko jest możliwe przy cierpliwości i dobrej woli. A sposobem najprostszym jest: zerwać złą znajomość, skończyć w sposób ostateczny ze spotykaniem się. Półśrodki są męczące, przedłużają poprzednią sytuację i kończą się przeważnie fiaskiem.
     Piszę wciąż w rodzaju męskim, opisałem zdarzenie ze środowiska mężczyzn. A przecież to nie jest domena wyłącznie męska. Pamiętam historię dwóch już starszych dziewczyn. Z analogicznymi kompleksami i uprzedzeniami jak w wypadku tamtego mężczyzny. A więc ten sam zamknięty świat swoich intymnych, chorych przeżyć seksualnych. To samo uciekanie do niego ze świata, który w ich oczach jest obcy, zły, brutalny, nieludzki. Te same uprzedzenia i niechęć do płci przeciwnej. A więc tym razem niechęć do mężczyzn, pogarda wobec nich.
     Dobrały się nawet klasycznie: jedna – „męski” typ, o surowym sposobie bycia, nawet lubiła się nosić po męsku; druga – nadkobieca, o szczególnej jakiejś, niemiłej zresztą, czułostkowości. Nawet dla ludzi niezorientowanych stanowiły przedziwną parę. Przyszły do mnie jedna po drugiej. Rzucone nakazem pracy w zupełnie obce sobie środowisko, sfrustrowane, nieprzystosowane do sytuacji, w której się znalazły, zaraziły się tym nałogiem. Wyzwoliły się z tego, i to w stosunkowo krótkim czasie. Jeżeli się to w pełni udało, to myślę, że również dlatego, iż oparły się obie na sakramencie pokuty i na prawie codziennej Komunii świętej.

     Spotkałem chłopca w wieku chyba 18 lat, który powiedział mi, że dziewczęta nie interesują go całkowicie, a że czuje pociąg do chłopców. Spytałem go:
     – Odkąd tak to czujesz?
     – Od zawsze – odpowiedział. – Odkryłem z zaskoczeniem, że jestem gejem.
     – To jest krzyż, który trzeba ci nieść. Każdy ma swój krzyż. Jeden taki, drugi inny, Ty masz taki.
     – No to jaką mam przyszłość przed sobą?
     – Celibat.
     – Tego żąda ode mnie Bóg?
     – Taka jest twoja droga. To nie znaczy, że musisz iść samotnie przez życie. Nawiążesz przyjaźnie z ludźmi bliskimi. Ale co najważniejsze, skoncentruj się na twórczości po linii twoich zainteresowań. To jest zadanie do wykonania.