Biblioteka




 


TELEWIZOR


                                                                        Najlepsze te małe kina 
                                                                        w rozterce i udręce, 
                                                                        z krzesłami wyściełanymi 
                                                                        pluszem czerwonym jak serce.


                                                                        Kasjerka ma loki spadziste,
                                                                        króluje w budce złocistej,
                                                                        więc bierzesz bilet i wchodzisz
                                                                        w ciemność, gdzie śpiewa film.


                                                                        Jakże tu miło się wtulić, 
                                                                        deszcz, zawieruchę przeczekać
                                                                        i nic, i nic nie mówić,
                                                                        i trwać, i nie uciekać. 
                                                                                                                                (K. I. Gałczyński)                                        


     Telewizor jest jednym z przedmiotów tej ziemi, które w swojej naturze nie są ani dobre, ani złe. Obojętne. Ale tak jak inne przedmioty tej ziemi, musi być odpowiednio używany. Bo z telewizorem jest tak jak z kotletem. Jeżeli np. ktoś zje jeden kotlet, to może to mu – pod pewnymi warunkami, np. że nie jest niemowlakiem – wyjść na zdrowie. Ale jeżeli za jednym posiedzeniem zjadłby np. 25 kotletów, albo jeżeliby odżywiał się wyłącznie kotletami: kotlet na śniadanie, na obiad, na kolację, kotlet na drugie śniadanie i na podwieczorek, to może być z nim źle. Obraz jest chyba wystarczająco wyraźny. Może mnie spytasz, dlaczego po tym wszystkim, co dotąd napisałem na temat miłości, przechodzę nagle do telewizora. Bo on, wbrew pozorom, jest ściśle związany z tym, co dotąd napisałem. Nadużywanie telewizora jest mordercze dla psychiki człowieka. I to bez porównania gorsze niż kino. Owszem, byli kinomani, którzy często chodzili do kina. Ale jest to gatunek faktycznie na wymarciu. Ale gdyby nawet. Różnica jest zasadnicza. Taka, jak zasadniczo różni się kino od telewizji.
     Kino z natury rzeczy ma swój klimat, swoją celebrację. Z natury rzeczy musi być ciemno, jeżeli chce się obraz zobaczyć. Przychodzi się na spektakl do mniejszej lub większej sali. Gromadzą się ludzie o podobnych zainteresowaniach – nastawieni na oglądanie tego właśnie filmu. Tworzy się specyficzna atmosfera, widz koncentruje się wyłącznie na oglądaniu tego, co na ekranie, jest wciągnięty w akcję. Mniej lub więcej, ale przeżywa to, co się dzieje. Ten, kto się decyduje przyjść do kina, wie, że musi poświęcić ze swojego czasu określony wycinek. Siedzi w kinie dwie godziny. Wychodzi z kina z tym, co przeżył.
     W wypadku telewizji jest zupełnie inaczej. Telewizor rzadko ogląda się w pełnym mroku. Telewizor wszedł do mieszkania nie nawet jako przedmiot, nawet nie jako „coś”, ale już raczej jako „ktoś”. Jest obecny na zasadzie kogoś, kto podaje wiadomości najnowsze w dziennikach, informacje i komentarze. Odbiera się je rozmaicie – z mniejszym lub większym zainteresowaniem – ale prawie z osobistym stosunkiem do tego, kto je podaje. Oczywiście nikt w domu nie może sobie pozwolić na to, żeby codziennie oglądać wszystko, bo by mu życie stanęło na głowie. Choć może jestem tu przesadnym optymistą: przecież są i tacy. Ale w zasadzie odbywa się to tak, że telewizor jest otworzony, a naród korzysta z niego w miarę swoich możliwości, pomiędzy jednym a drugim przejściem przez pokój. Zainteresowanych informują ci, którzy są bardziej zorientowani, co się w tym czasie wydarzyło. W sumie jednak dawni kinomani to jest małe piwo. Ilość czasu, którą pochłania telewizor tym, nazwijmy ich: telemanom, jest obłędna.
     Ci, którzy byli projektantami telewizji, zapowiadali, że przyniesie ona skok w płaszczyźnie wiedzy człowieka, że ilość informacji, których dostarczać będzie telewizja, umożliwi eksplozję postępu ludzkości. Może faktycznie na początku tak to wyglądało. Ale kilkadziesiąt lat, które mamy za sobą, wykazały, że mylili się ci, którzy tak sądzili. Są nawet i stwierdzenia, że telewizja – przynajmniej złe jej używanie, bo o tym przede wszystkim mówimy – wpływa na obniżenie inteligencji człowieka: człowiek nie ma czasu samodzielnie myśleć. Zresztą nieprzypadkowo. Programy są tak budowane, ażeby człowiek samodzielnie nie myślał: ma myśleć tak, jak tego chce telewizja. Telewizja za niego myśli, telewizja kształtuje jego myślenie. Telewizja manipuluje myśleniem człowieka. Tak więc człowiek nie staje się mądrzejszy. Najwyżej poinstruowany. Poinformowany co do takich spraw i w tym zakresie, w jakim tego chce telewizja.
     Ale tu nawet czas nie jest najważniejszy ani to, że informacja jest pobieżna i jednostronna. Tragedia polega na destrukcji naszej psychiki w sensie zobojętnienia. Spróbuj mnie zrozumieć. Gdy kinoman szedł do kina, to on w końcu przeżywał – płakał na melodramatach, śmiał się na komediach, był wstrząśnięty na tragediach – na to chodził do kina. Telewizor przeżycia ograniczył do samego naskórka. To są obrazki, na które człowiek rzuca okiem pijąc herbatę, jedząc obiad czy kolację, robiąc na drutach, sprzątając stół czy zamiatając. Przesuwają się przed twoimi oczami straszne i mniej straszne sceny, wesołe, radosne, komiczne. On jej wyznaje swoją miłość i namiętnie całuje. Tuż zaraz dochodzi do napadu na dom przez bandytę i rabunku, za chwilę następuje straszliwa scena gwałtu. Od niej odrywa cię okrzyk mamy, żebyś skoczył do sklepu i przyniósł chleb albo już tam nie wiem co. Po twoim powrocie trwają pościgi na koniach. Idzie ostrzał artylerii, kowboje staczają pojedynki, trup pada gęsto. Mama poleca ci przygotować stół do kolacji, co czynisz z mniejszym czy większym oporem. Wracasz, a tam znowu kogoś wieszają na słupie za winy niepopełnione albo tancerz na linie wykonuje niebezpieczne spacery. To wszystko dzieje się pomiędzy zupą, drugim daniem a kompotem. Pomiędzy: „Uważaj, jak niesiesz”. „Patrz, znowu dzisiaj masz brudne ręce”. Co w tym wszystkim dla odbiorcy telewizyjnego najgroźniejsze, to ta sieczka, słoma ludzkich istnień, zdarzeń, tragedii, radości, szczęść, na które on patrzy z pozycji między krzesłem a kanapą. Ten kalejdoskop ludzkich losów z rozmaitych epok, z rozmaitych krajów, ludzi o rozmaitych odcieniach skóry, o rozmaitym wieku. Groźny jest wniosek, że i moje życie jest też takie nieważne, niewyliczone, nieoceniane. Jestem jedną z plew w tej młócce, jedną z drobin w tej sieczce, na które nikt nie patrzy, a jeżeli patrzy, to tak jak ja patrzę na inne drobiny. To jest groźne, że telewizja nie tylko znieczula na ludzkie nieszczęścia, radości, ale że stwarza wrażenie, że nic nie jest ważne, co dotyczy człowieka. I wtedy mimo woli nasuwa się wniosek: nie jest ważne, co ty robisz, co ty zrobisz, jak postąpisz.
     Ale są i inne zagrożenia: to zła nauka życia. W telewizorze dzieje się dużo złych rzeczy. Są kradzieże, oszustwa, napady, rabunki, walki, brutalne bijatyki, morderstwa. I nigdy nie wiadomo, kiedy taki model może się widzowi – może się tobie – przydać. Kiedy go użyjesz, powtórzysz, będziesz naśladował.
     Mógłby ktoś próbować bronić telewizji, mówiąc: Ale w historiach telewizyjnych przeważnie jest tak, że zbrodnia, kradzież, nieuczciwość jest karana, a nagradzane jest życie prawe. Tak. Tak przeważnie jest. Niemniej zanim dojdzie do takiego happy endu, najpierw musisz się napatrzeć na wiele nieprawości. A my jesteśmy istotami – jak to katechizm krótko, ale trafnie określa – skłonniejszymi do złego niż do dobrego. I te obrazy, które oglądasz, pamięć twoja bardzo dokładnie notuje. I istnieje niebezpieczeństwo, że dostarczy ci je, gdy w twoim życiu sytuacja okaże się podobna. I jeszcze punkt głębiej: każde zło, które popełnisz, powinno być dla ciebie wstrząsem – że na coś takiego było cię stać. Każde zło popełniane przez kogo bądź powinno być dla ciebie szokiem – że człowieka na coś podobnego było stać. A gdy w telewizji przewala się tyle zła, to z biegiem czasu tępiejesz. Już potrafisz spokojnie jeść zupę i patrzeć, jak tam kogoś mordują. I to jest zło telewizora większe, niż sobie chyba z tego zdajemy sprawę.
     Podobnie gdy chodzi o miłość. W telewizorze często oglądać można łatwą miłość, łatwe dziewczyny. Są zdrady, gwałty, rozwody, nowe żony, nowi mężowie. Ja wiem, że przeważnie na koniec rozwiązłość, rozpusta, porzucanie swojego małżonka czy małżonki, dzieci jest ukarane, ale to, co po drodze zobaczysz, to zobaczysz. I tak twoja miłość, zanim jeszcze się narodzi, już jest zagrożona, narażona na zniekształcenia. Nanoszą się na twoją psychikę stereotypy złe, fałszywe, zakłamane, które w tobie będą trwać, będą cię drążyć. Będą obciążać, hamować spontaniczność, prawdziwość twojej miłości. Tak jak w tamtym wypadku tak i tu ostrzegam cię: nie rób z siebie śmietnika, do którego niefrasobliwie wrzucasz wszystko, co po drodze napotkasz, nie przebierając. Bo różnica pomiędzy tobą a śmietnikiem jest istotna. Kosz na śmieci można opróżnić, wywracając go do góry dnem. Swojej psychiki nie opróżnisz. Co raz wpadło – zostaje.
     Jak się uratować przed niebezpieczeństwem telewizora. Nie ma rady. Nie wrócisz do epoki sprzed telewizora. Ale możesz nawet w tej epoce żyć rozsądnie. Nie siedź z głową w telewizorze. Nie pozwól, by szedł przed tobą non stop. Otwieraj go tylko wtedy, gdy uznasz, że to powinieneś zrobić.