15 października 2006


„Miłosierdzie”


     Poznałem Karola Wojtyłę w 1940 roku. Przyjaźniłem się z nim 64 lata. I nie usłyszałem z jego ust złego słowa wypowiedzianego przeciwko drugiemu człowiekowi. Dla mnie to cud taki jak wskrzeszanie umarłych.
     A przychodzili do niego i znosili mu oszczerstwa, plotki, obmowy. On słuchał. I dobrotliwie się uśmiechał.


* * *


     Gdy mówimy o miłosierdziu, wtedy myślimy o ludziach ubogich, bezdomnych, głodnych, starych, w szpitalach, w domach opieki. A przecież miłosiernym trzeba być również wobec drugiego człowieka, który jest zniesławiony, sponiewierany, wyśmiany, pogardzony. To jest trudniejsze miłosierdzie.


* * *


     Jeden z naszych kolegów odszedł od kapłaństwa. Karol nie powiedział słowa przeciwko niemu. Ale poszedł do niego.


* * *


     Mówi się o uczynkach miłosiernych względem bliźnich naszych. A śmierć drugiego człowieka zadana przez złe słowo jest prawie niedostrzegana.
     Zabić słowem – bardzo łatwo. A odwołać złe słowo – niemożliwe.
_____________________________________________________________________
17 października 2006


„Anioł”


     Marek Grechuta kiedyś powiedział, że życie jest krótkie i nie można zajmować się marginaliami, ale trzeba mówić o ważnych sprawach.
     Pojawił się na arenie czasów okrutnych, nieludzkich, jak – świeży kwiat. Nieśmiały – a mocny. Delikatny – a wyraźny. Uroczy – a niezachwiany. I śpiewał swoje piosenki, zachwycając zaskoczonych ludzi. Był jakby z innego świata. Jak anioł prosto z nieba wzięty.
     Niektórzy mówili, że nie pasuje do „Piwnicy”, że jest nieporozumieniem ze swoją delikatnością. Ale „Piwnica” na tyle była wielka, że go nie odrzuciła, znalazł tam miejsce dla siebie. Przyjęli go jak swojego. Wrósł w „Piwnicę”, tak jak wrósł w Kraków. W ten Kraków, który go wychował, który teraz z niego brał i bierze, i będzie brał.