31 grudnia 2006


„W owym czasie”


     Każdy rok ma swoją dominantę, swój główny akcent, swój najważniejszy nurt, który nadaje ton. Rok 2006 miał swój akcent główny – groźny, trudny, dla niektórych nieskończenie trudny. Sprawa donosów.
     Oskarżycielami byli agenci Urzędu Bezpieczeństwa.
     Rok ten kiedyś potomni chyba nazwą rokiem opętania. Coraz wywlekały mass media z tłumu jakąś ofiarę i dokonywały lustracji. Opierając się na raportach ubowców, esbeków. A więc tych, którzy znęcali się nad upatrzonymi ludźmi, prześladowali ich, nachodzili, otwierali listy, gnębili, podsłuchiwali rozmowy telefoniczne, śledzili, telefonowali, grozili, szantażowali, terroryzowali, przymuszali do podpisania zgody na donoszenie, za które wypłacali wynagrodzenie. A teraz śmieją się z tego cyrku, który się dokonuje w naszym kraju, śmieją się, biorąc odpowiednio wysokie emerytury. To jest ich wygrana.
     Była jeszcze instytucja, która stworzona została w tym celu, aby wyszukiwać tych, którzy się złamali i donosili albo nie donosili. Gazety były pełne wiadomości na ten temat. Radio, telewizja pęczniało tymi informacjami, którymi się karmiło nasze społeczeństwo polskie jako najważniejszymi sprawami.
     Taki był najważniejszy akcent tego roku, który minął. I wszystko wskazuje na to, że podobny będzie rok 2007.


* * *


     Ten stan rzeczy domaga się odpowiedzi na podstawowe pytanie: Jak się to ma do chrześcijaństwa? Czy chrześcijaństwo to pozłotka, pod którą nie ma nic?! Czy to tylko blichtr, tradycja, udawanie, zwyczaj – i więcej nic? Gdzie jest nasze upodobnienie się do Chrystusa?
     Bo my przypominamy gromadę faryzeuszów, którzy przywlekli do Jezusa jawnogrzesznicę, mówiąc: „Mojżesz kazał takie kamienować, a co Ty powiesz?”. A On odpowiedział: „Niech pierwszy rzuci kamień ten, kto jest bez grzechu” – potem możecie już rzucać wszyscy. Ale pierwszy kamień niech rzuci ten, kto jest bez grzechu.
     I nikt nie rzucił!! Odeszli wszyscy jeden po drugim.
     Proponowałbym tych faryzeuszów kanonizować. To święci Pańscy! Z którymi nie możemy się równać. Bo my rzucamy!! Zabijamy!! Nie fizycznie, bo to pół biedy, ale duchowo – odbierając przywleczonym na widok publiczny godność ludzką, przekreślając ich raz na zawsze.
     A gdy faryzeusze odeszli, Jezus zapytał oskarżoną: „Nikt cię nie potępił?” Odpowiedziała: „Nikt, Panie”. „I ja cię nie potępiam. Idź i nie grzesz więcej”. A więc nie domagał się przeproszeń, wyznania swoich win czy zadośćuczynienia. Wymagał tylko zmiany życia.
____________________________________________________________________ 3 stycznia 2007
Kazanie wygłoszone na Mszy świętej w dniu pogrzebu
ks. Tadeusza Ryłko

     Tadek, to twoje święto. Odprowadzamy twoje ciało do grobu. Zebrali się przy twojej trumnie twoi bliscy i twoi dalecy, ale związani z tobą. Może zaskoczyło cię to, że przyszedł sam Kardynał, ordynariusz Stanisław Dziwisz, żeby być razem w tej ważnej godzinie modlitwy za ciebie. A poza tym przyszli twoi następcy: obecny proboszcz, prałat Andrzej Waksmański, ksiądz biskup Jan Zając, ksiądz Eugeniusz Góra, księża koledzy, księża wikariusze. Koledzy z roku: jest Kazek Myśliwiec. I ja.
     Nie przyszli ci, którzy nie wiedzieli o twojej śmierci, ci którzy chorzy, starzy, którzy daleko. Bo kościół powinien pękać w szwach! Tłumy powinny stać również na zewnątrz! Twoje uczennice i uczniowie, twoi penitenci, twoi uczestnicy Mszy świętych, kazań, odczytów, rekolekcji, wykładów.
     Byłeś świetnym katechetą, wykładowcą, kaznodzieją, konferencjonistą. Brali od ciebie pełnymi garściami! A tyś dawał, rozrzutnie, ile cię tylko było stać na to. A stać cię było na wiele.
     Przyszliśmy w to twoje święto dzisiejsze, by odprowadzić twoje ciało do grobu. A ty jesteś z nami. Duchem. W sposób szczególny. Bo to Msza święta za ciebie.
     Miałeś czasy, po ludzku mówiąc, powodzenia. Ale przyszedł czas niepowodzeń, przyszedł czas choroby – jednej, drugiej, trzeciej, atakowały cię coraz to nowe. A tyś pozostał księdzem. Nawet wtedy, kiedy nie mogłeś chodzić. Duszpasterzowałeś. Miałeś dużo do powiedzenia i mówiłeś – na nowy sposób: przez Internet, przez komputer, przez książkę, przez modlitewniki znane w całej archidiecezji, w całej Polsce.
     Miałeś swoje pasje. Jedna z nich to Jan Paweł II. Byłeś zachwycony tym człowiekiem. Mówiłeś, że to największa postać w dziejach tysiącletniej Polski. Jego mądrość, miłość, przebaczenie podnosiłeś w książkach o nim. Studiowałeś jego wypowiedzi, nie tylko w encyklikach, ale nawet w środowych audiencjach generalnych. Jego teksty brałeś jak skarb najdroższy i dawałeś ludziom.
     Druga pasja to prawda o Miłosierdziu Bożym ukazana przez świętą Faustynę Kowalską. Zachwyciła ciebie i ten zachwyt starałeś się przekazać twoim czytelnikom.
     Byłeś księdzem. I doceniali to ludzie. Doceniali ci najbliżsi. Twój gospodarz – proboszcz, prałat, twoi koledzy wikariusze. Otaczali cię szacunkiem, serdecznością, posługą. Byli na każde zawołanie.
     W to święto twoje modlimy się – by cię Bóg przyjął do swojego Światła. Bo taka jest prawda człowiecza. Ale modlimy się również do Boga z podziękowaniem za ciebie. Że dał nam spotkać ciebie w życiu. Że zachwyciliśmy się prawdą, którą głosiłeś w sposób oryginalny, jedyny, swoisty, indywidualny. Pokazywałeś nam Ewangelię, Jezusa, Słowo Boże w sposób zaskakujący.
     Dziękujemy Bogu za ciebie. I – zostaniesz z nami. W naszych sercach, w naszych umysłach, w ukształtowanym przez ciebie poglądzie na pobożność, religijność, na cierpienie, miłość, przebaczenie – o czym tak chętnie pisałeś i mówiłeś.
     Umierałeś tak, jak ksiądz tylko może sobie wymarzyć. Na plebanii. W otoczeniu najbliższych księży – księdza proboszcza, księży wikariuszów. Prawie nie cierpiąc. Pogrążony w modlitwie, po przyjęciu sakramentu olejem świętym namaszczenia, umierałeś spokojnie. Zgasłeś prawie niespodziewanie.
     Chcemy cię zachować w naszej pamięci jako człowieka o wielkiej mądrości życiowej, o wielkiej miłości do ludzi, o wielkim sercu przebaczania za krzywdy, których doznałeś w swoim życiu.