4 lutego 2007
5. NIEDZIELA ZWYKŁA


„Nie bój się


     Jezus mówi do Szymona: „Odtąd ludzi będziesz łowił”. W domyśle: Razem ze mną.
     Co to znaczy „łowił”?
     Jezus przyszedł na świat, aby powiedzieć nam, że Bóg jest Miłością i że my, jak On, mamy być miłością.
     Jak łowić do miłości? Sobą! swoją miłością! – Przeistaczać smutnych, przestraszonych, zrozpaczonych na ludzi kochających.
     Takie jest powołanie biskupów, księży – następców apostołów. To na nich spoczywa odpowiedzialność za Ewangelię, za słowo Boże. Niech dają Boga sobą. Nie tylko tłumaczeniem, nie tylko wyjaśnianiem, nie tylko udowadnianiem. A właściwie prawie wcale nie udowadnianiem, prawie wcale nie tłumaczeniem, ale swoim życiem.
     Nie tylko biskupi, księża, zakonnicy, zakonnice, ale każdy z nas. Bośmy są ochrzczeni, to znaczy włączeni do kapłaństwa powszechnego. Stąd jesteśmy również apostołami, tymi, którzy mają łowić swoją miłością.


* * *


     Kiedyś byłem w Londynie na sztuce teatralnej pod tytułem „Gospel”. Pokazywała grupę apostołów z Jezusem na czele jako bandę włóczęgów – w łachmanach, głodujących, bez dachu nad głową – a zarazem najszczęśliwszych na świecie, którzy się turlali z radości, z wesela, ze szczęścia, że są kochani przez Boga.
     Tak byśmy chcieli mieć coś z tego w sobie. Bo nasz smutek, troska beznadziejna, niepewność, przygnębienie, strach, rozpacz – to zaprzeczenie miłości, brak wiary w Boga.


* * *


     A trzeba dbać o swoją radość, pogodę ducha, pokój, optymizm, światło, ufność w Opatrzność Bożą. Nie udawaną – autentyczną, prawdziwą, rzeczywistą.