2 września 2007
22. NIEDZIELA ZWYKŁA


Być nauczycielem


     „Obyś uczył cudze dzieci” – przekleństwo chińskie.
     I to za jakie pieniądze? W co się pchasz? Nie utrzymasz ani siebie, ani tym bardziej rodziny. A jaka harówa. Na przerwach wrzask opętańczy aż pod samo niebo. Każda lekcja to wysiłek maksymalny, na jaki człowieka prawie nie stać. Koncentracja, napięcie, stres, wysiłek prawie nieludzki – aby powiedzieć to, co być powiedziane powinno, aby utrzymać klasę w spokoju, aby wzbudzić zainteresowanie problemem.
     A do tego troska o każde dziecko. Troska o jego dom, o jego rodziców. Indywidualne rozmowy. A poza tym – poprawianie zeszytów i zadań. Konferencje, wywiadówki, egzaminy, spotkania. Najrozmaitsze dodatkowe imprezy, które łączą się z życiem szkoły.
     Zdawałoby się, że wobec takich wyzwań nie będzie chętnych. A jednak są. 
     Co to znaczy być nauczycielem? To dzielić się ze swoimi uczniami swoją mądrością i jej brakiem, swoją wiedzą i niewiedzą, swoim doświadczeniem i spontanicznością, swoją wrażliwością i otępieniem. Przekazywać im siebie samego. Uczestniczyć w ich życiu. Brać odpowiedzialność za nich.
     Aż tyle? Tak. A nawet coś więcej: kochać ich.
______________________________________________________________