8 lutego 2009
5. NIEDZIELA ZWYKŁA


Abym i tam mógł nauczać


     Lefebryści zarzucają Kościołowi, że wprowadził do liturgii języki narodowe. Odprawiają Mszę świętą po łacinie – żeby wszystko było tak jak dawniej. Ale tu się mylą, bo gdy „tak jak dawniej”, to powinni odprawiać Mszę świętą po aramejsku. Bo po aramejsku Jezus sprawował Ostatnią Wieczerzę.
     Odprawiają Mszę świętą z celebransem odwróconym plecami do zgromadzonych. Ale gdyby chcieli odprawiać Mszę świętą „po staremu”, to trzeba by było usiąść w kręgu – tak jak Jezus z apostołami przy stole.
     Mówią, że zbawieni mogą być tylko ludzie, którzy należą do Kościoła. „Extra Ecclesiam nulla salus” – „Poza Kościołem nie ma zbawienia”. A Jezus powiedział o setniku rzymskim, poganinie: U nikogo w Izraelu nie znalazłem tak wielkiej wiary. A również powiedział, że przyjdzie wielu ze Wschodu i z Zachodu i zasiądą do stołu z Abrahamem, Izaakiem i Jakubem w królestwie niebieskim. A synowie królestwa zostaną wyrzuceni na zewnątrz, w ciemność, tam będzie płacz i zgrzytanie zębów. Decydujące nie jest przynależenie do jakiegoś zgromadzenia religijnego, tylko miłość.
     Najbardziej oburzają się na ekumenizm. Mówią, że chrześcijanie nie mają nic wspólnego z religiami nieobjawionymi. Ogromne zgorszenie wywołały modlitwy o pokój w Asyżu, w 1986 roku, które prowadził Jan Paweł II. Mówią, że papież modlił się razem z wyznawcami bożków, a nie z wyznawcami prawdziwego Boga.
     A przecież trzeba szukać tego, co jest wspólne, co nas łączy. A łączy nas bardzo dużo podstawowych prawd. Dla przykładu: Wszyscy ludzie religijni wierzą w Boga, który jest Duchem, który jest Stworzycielem, który jest Panem nieba, który oczekuje nas po śmierci.
     Ale nie nawrócimy ich na prawdziwą drogę wyśmiewaniem, pogardą, lekceważeniem – tylko miłością.