9 maja 2010
6. NIEDZIELA PO WIELKANOCY


Pokój mój daję wam


     To było 1 września 1939 roku. O godzinie wpół do szóstej rano zauważyłem 13 bombowców nad Krakowem. Miały być ćwiczenia wojskowe. Ale to nie były bombowce polskie, tylko niemieckie. Widziałem, jak krążą nad Krakowem, potem pikowały i zrzucały bomby na ulicę Warszawską – ale tego nie wiedziałem, że to bomby, że to ulica Warszawska.
     A potem przyszedł czas nieludzki. Rzesze uciekających przed zbliżającym się frontem, ostrzeliwane przez samoloty. W łunie palonych miast, wsi. Potem powrót – nad Wawelem łopotała flaga z Hackenkreuzem.
     Nastało okrucieństwo codziennych, zwyczajnych dni – łapanki, rozstrzeliwania, aresztowania, wywożenie do Oświęcimia, głód, brak opału w zimie.
     8 maja 45 roku zakończenie wojny.
     Jadę w pociągu – przede mną Niemiec. Pyta, skąd jestem. Mówię, że z Polski. „A, przejeżdżałem przez Polskę, jadąc na wschód”. Po okrucieństwa wojennych – dobrze wychowany urzędnik.
     Co się stało? Różdżka czarodziejska go odmieniła? Diabeł w nich wstąpił, że napadli na świat? I teraz ta przemiana. W irchowych rękawiczkach – bracia Niemcy.
     Tajemnica człowiecza. Ci, którzy potrafili mordować w Oświęcimiu, na drugi dzień chętnie pójdą z tobą na kawę, którego zamordowali przedwczoraj własnymi rękami.
     Zapomnieć?! Czy da się to zapomnieć?! Ale trzeba żyć dalej! Jak gdyby nic się nie stało. Jakby od wczoraj dopiero zaczęliśmy żyć.
     Trzeba podać mu rękę, gdy wyciąga rękę do ciebie. Ściskasz tę samą rękę, w której przed chwilą trzymał pistolet.
     Przebaczyć. Przecież on jest też człowiekiem. Licząc na pokłady dobroci, jakie są w jego sercu. Bo oprócz tego, że był mordercą, jest i człowiekiem.
     Bo i my nie jesteśmy bez winy i dlatego podpisujemy się pod oświadczeniem biskupów polskich: „Przebaczamy i prosimy o przebaczenie”.