28 marca 2007
3. nauka rekolekcyjna


 NIEBO


     1. Twój pogrzeb 
     Śmierć. Twoja śmierć – która przyjdzie w końcu zawsze niespodziewanie jak ptak. Wejdziesz do wieczności. Do Boga, który jest Miłością.
     To będzie jakieś wielkie światło – a potem wpadniesz w grupę ludzi, która na ciebie czeka. To rodzina twoja, najbliżsi twoi, którzy cię wyprzedzili na tej drodze do Boga – do nieba. Tacy odświętni, radośni, odmłodniali, piękni. Serdeczni, kochający wyszli ci na spotkanie.


     Ale ty jeszcze z ziemią związany – tym, co się dzieje z twoim ciałem. Widzisz, ileś kłopotu narobił swoją śmiercią. Ile spraw niepozałatwianych, niedopiętych, niedogadanych. Ileś wywołał nieporozumień, sprzeczek, napięć – choćby w sprawach materialnych. Usiłujesz jakoś łatać, poprawiać. Jesteś obecny w ciele uwielbionym, jesteś w innym świecie – ale przecież wciąż razem. Jesteś na swoim pogrzebie – na pogrzebie swojego ciała. Kondukt pogrzebowy. Grób. Kwiaty, wieńce, wiązanki, śpiew, modlitwy. Ksiądz, rodzina, przyjaciele, znajomi, ludzie. Przemówienie. Chwalą cię.
     Ja tego nie mówię o kimś trzecim. Ja mówię o tobie, mówię o sobie. Śmierć przyjdzie jak ptak, niespodziewanie.
     Potem zaczynają się zabliźniać rany, życie wraca do normalnego toku – jak rzeka do swojego koryta, z którego po roztopach wiosennych wylała i rozlała się, ale wraca. Życie silniejsze jest niż śmierć. Codzienność jest ważniejsza niż wydarzenie.
 
     A ty idziesz do czyśćca. Bo jeszcze w tobie przywarte strupy, skorupy grzechów – kłamstwa, oszustwa. Jeszcze niezabliźnione rany złości, pogardy, odwetu. Jeszcze musisz wyleczyć egoizm.


     Idziesz powoli. Nad niektórymi okresami zatrzymując się dłużej, bo nie możesz odżałować, że nie sprostałeś zadaniom, jakie ci Bóg wyznaczył. Bo się wstydzisz, że byłeś taki małostkowy, prymitywny, egoistyczny. A innym razem, że byłeś taki chciwy, pazerny, interesowny. Albo zatrzymywał cię zachwyt człowiekiem, którego spotkałeś, jego mądrością, serdecznością, przyjaźnią, pragnienie, by dorosnąć do jego poziomu, by napatrzeć się, nasłuchać się, nabrać w siebie jego jasności, prostoty.
     Czujesz się tak, jakbyś zrzucał z siebie stare brudne łachy, jakbyś mył się w źródlanej wodzie. Jakbyś odzyskiwał władzę w ramionach, w kręgosłupie, w nogach dotąd spętanych paraliżem. Teraz już wyprostowany, sprawny, lekki, sprężysty, radosny. Przebaczyłeś tym, którzy cię skrzywdzili, przeprosiłeś tych, wobec których byłeś niemiłosierny, żałowałeś, że za mało kochałeś. I teraz chcesz należeć do świata miłości, do nieba.
     Aż wreszcie koniec czyśćca: przeglądu swojego życia.


     Już od dawna marzyłeś o domu i o domownikach. Żeby usiąść w fotelu przy kominku. I żeby wszyscy byli w domu. I żeby było cicho. Najwyżej żeby ktoś grał na fortepianie. Ale nie za głośno. I tak trwać. I żeby to był czas Adwentu. I żeby padał śnieg. A ty idziesz na roraty w ciemności do oświetlonego kościoła. Już słyszysz z oddali: „Niebiosa, rosę spuszczajcie z góry”. Święta Bożego Narodzenia już w progu. W kącie czeka choinka, w kuchni trwa praca, pachnie barszczem, grzybami suszonymi, tartym makiem i ktoś gra na klarnecie kolędę.


     2. Twoje niebo
     Pojawia się przy tobie prześliczna istota. Pytasz ją:
     – Kto ty jesteś?
     – Jestem twoim aniołem stróżem. Towarzyszyłem ci w życiu ziemskim. I mogę ci być pomocny również i teraz. Jak długo będziesz chciał. Co byś chciał usłyszeć czy zobaczyć? – zapytuje cię.
     – Co bym chciał? – Podrzut serca.
     – Tysiąc, milion rzeczy, ludzi. Przecież nie zdążyłem za życia, nie było czasu, sposobności. Wszystko. Cały świat.
     – Ale nie naraz. Po kolei.
     – Najpierw spotkać się z moimi ukochanymi ludźmi. Z tymi, którzy umarli przede mną. Z rodzicami, z siostrami, siostrami bratem. Z babcią, z dziadkami, których prawie nie znałem. Nie naraz. Po kolei. Nacieszyć się każdym z nich. Nagadać się, nasłuchać. A czy mogę również zobaczyć się z tymi, którzy jeszcze żyją, którzy nie umarli?
     – Oczywiście. Możesz zobaczyć ich. Możesz wspierać ich dobrymi natchnieniami, możesz wstawiać się za nimi do Boga, możesz prosić Go o błogosławieństwo dla nich.


     Mozart. Koncert. Bazylika Świętego Piotra w Rzymie. Orkiestra. Dyrygent – wielkie nazwisko, Austriak. Zapomniałeś, jak się nazywa, ale sobie zaraz przypomnisz. Wysoki, szczupły, wyprostowany, bezbłędnie ubrany, dystyngowany. Przecież tak, to von Karajan. Msza. Cudowna muzyka. Brzmiąca w bazylice Świętego Piotra w sposób szczególny. Zasłuchany podchodzisz – do „Piety” Michała Anioła. Patrzysz na rzeźbę i słuchasz muzyki Mozarta.
     Mona Liza jakoś przychodzi ci na myśl. Louvre. Tyle obrazów. To twoje ukochane muzeum. Zatrzymać się przy jednym obrazie. Wieczność będzie na to, żeby po kolei wpatrywać się w każdy z tych wielkich, cudownych obrazów. A właściwie trzeba powiedzieć: Teraz jesteś poza czasem. Czas nie istnieje. Trwa wieczność.
     Teraz masz wieczność. Za życia – takiego krótkiego życia, jakie nasze życie było – nie zdążyłeś. Chociaż byłeś w Paryżu, Londynie, Nowym Jorku. Tyle tych zbiorów obrazów po świecie, masa. Nie zdążyłeś. Chciałbyś zobaczyć wszystkich, zobaczyć wszystko.
     Teraz masz. Będziesz zwiedzał – po kolei albo nie po kolei. Jak ci przyjdzie natchnienie, jak ci przyjdzie ochota, jak będziesz chciał się nimi ucieszyć.
     Teatrem. Wyspiański, Słowacki, Mickiewicz. Sztuki grane w teatrze. Ty siedzisz w fotelu – wolne miejsce – i patrzysz się na twoje ukochane sztuki teatralne, grane przez twoich wielkich aktorów. Szekspir.
     Jesteś w wieczności. Możesz nacieszyć się wreszcie tym, coś oglądał tylko mimo woli, przechodząc, spiesząc się przez życie, podganiany rozmaitymi innymi sprawami i sprawunkami.
     Aktorzy polscy. Film polski. Zbyszek Cybulski. Za ciemnymi okularami, jak zwykle, uśmiechnięty, twarz, postać bliska ci, to kolega prawie, chociaż z nim nie rozmawiałeś za życia. Teraz rozmawiasz. Jesteś poza czasem. On też jest poza czasem. I chętnie ci poświęci tyle, ile chcesz, rozmowy, dyskusji, wspominania. Clint Eastwood, John Wayne, Gary Cooper. „W samo południe” – klasyk. Film amerykański, film francuski, film szwedzki. Teraz możesz oglądać po kolei te filmy, które znasz, ale tylko w pośpiechu. Teraz na to, żeby spokojnie.
     Paryż. Champs-Elysees. Wieczór. Noc zapada. Sznur samochodów. Wzdłuż alei kawiarenki i kawiarnie, krzesła ustawione frontem do ulicy, siedzą ludzie, piją kawę, wino, rozmawiają, patrzą się na ulicę. Ty dosiadasz się – puste miejsce, możesz zająć je spokojnie, nikomu nie przeszkadzasz. Nawet gdyby ktoś przyszedł. Wieczór nad Paryżem. Światła Paryża, muzyka Paryża, atmosfera Champes Elisee. Sekwana. Statki oświetlające bulwary.
     Hiszpania, zamki hiszpańskie, zamki francuskie nad Loarą. Włoskie krajobrazy. Morze, plaże, fale. Cisza morska. Słońce wiszące nad morzem. To twoje. Lasy – to twoje. Góry – to twoje. Jeziora – to twoje. Rzeki. Kajak, łódka, łódź. To twoje.
     Jesteś w niebie. I należy do ciebie cały świat. Ty jesteś tym całym światem.
     Całym światem. Nie tylko dzisiejszym, ale i dawnym.
     W niebie jest wszystko, co było. Sokrates, Demostenes. Arystoteles. Platon. Myśliciele, filozofowie, wychowawcy narodu, młodzieży, filozofów. Rozmawiasz z nimi – jak z bliskimi ci ludźmi. Bo oni się tak czują względem ciebie i ty się tak czujesz względem nich. Konstanty Michalski, u którego na Uniwersytecie Jagiellońskim pisałeś pracę magisterską. Józek Tischner, pełen życia, optymizmu i inteligencji. Teologowie – Karl Rahner, u którego w Monachium i w Münster uczyłeś się teologii opartej o fenomenologię i egzystencjalizm.
     Święci. Święta Teresa od Dzieciątka Jezus. Dziewczynka prawie. Taka prosta, bezpośrednia. Rozmawia z tobą. Ty mówisz o różach, które obiecała zrzucać z nieba na ziemię – róże łask. Uśmiecha się do tej cytowanej przez ciebie jej wypowiedzi, prawie onieśmielona. Święci. Święty Piotr – zasadniczy, święty Jan ewangelista – chłopaczek prawie, dokazujący. Jan Paweł II. Nie musisz się pchać przez tłum, żeby dojść do niego. Jest przy tobie – jak brat wobec brata. Uśmiecha się, podaje ci rękę, rozmawia z tobą. Czas zniknął, czas przestał istnieć. Jest wieczność.


     3. Szczęście wieczne
     Jesteś szczęśliwy. Nic ci nie brakuje. Masz wszystkiego pod dostatkiem. Boga – w którym jesteś, świat – który jest w Bogu, do ciebie należy, tak jak ty należysz do niego.
     I do takiego nieba my idziemy. I to w niebie my będziemy robić, jeżeli słowo „robić” jest adekwatne, a właściwie nie jest adekwatne. Będziemy się cieszyć – ludźmi, historią, która jest teraźniejszością. Bo w niebie nie ma czasu. Jest wieczność. I ty należysz do wieczności. I świat należy do ciebie, jak ty należysz do świata.
     Odpoczynki – po życiu, które było tu na ziemi. Trudne, bolesne, pospieszne, byle jakie. Tu – jest wieczność. Na wszystko. Czas przestał istnieć.
     Jest wieczność. I w tej wieczności ty jesteś wieczny.
     I wciąż nie dość słuchania. Kiepura. Śpiewa dla ciebie. Wciąż nie dość widzenia, patrzenia – na miasta, które wyrastają z ziemi jak grzyby po deszczu.
     Ty należysz do tego świata, chociaż jesteś za światem. Ty należysz do nieba – a niebo jest wszędzie.
     A gdy oglądniesz wszystko, co na ziemi jest, spokojnie, bez nerwów, nie spiesząc się; jak usłyszysz wszystko, co było do usłyszenia, co skomponowali Beethoven, Bach; a jak oglądniesz wszystkie przedstawienia, jakie były tylko na świecie, wszystkie filmy, które były wystawione na świecie oglądniesz; a gdy przeczytasz wszystkie książki – filozoficzne, teologiczne, całą beletrystykę – których nie zdążyłeś przeczytać za życia ziemskiego – to co wtedy? – spytasz.
To są jeszcze galaktyki. W każdej galaktyce gwiazdy, planety – miliardy. A każda planeta, każda gwiazda to inny świat. A galaktyk – miliardy. I możesz uczestniczyć w tej podróży po galaktykach razem z Bogiem, który wciąż stwarza, jest ciągle twórczy, ciągle dający życie, dający istnienie. I nigdy nie ma końca w tym dawaniu.
     A ty należysz do Niego. I cieszysz się tym dawaniem, życiem które jest stwarzane przez Niego. I ty jesteś synem Bożym – uczestnikiem tego wielkiego dzieła, które się nazywa świat.
     Jesteś w niebie.
     Do nieba idziemy. Niebo na nas czeka. Do nieba zostaliśmy stworzeni. Do radości, do szczęścia, do pełni człowieczeństwa. Ile tylko dusza potrafi unieść, ile tylko rozum potrafi zrozumieć, ile tylko wzrok potrafi zobaczyć – wszystko twoje.
A ty jesteś ukochanym dzieckiem Bożym, stworzonym dla nieba.