20 marca 2011
2. NIEDZIELA WIELKIEGO POSTU


Tam się przemienił



     Twoja góra przemienienia to jest kościół, do którego idziesz w każdą niedzielę na Mszę świętą. A idziesz na zasadzie przyzwyczajenia, czasem z pełną obojętnością, wyrzucając sobie, że nie potrafisz, nie stać cię na stanowcze powiedzenie: „Nie. Już nie idę”.
     Twoja góra przemienienia to niedzielna Msza święta, na której jesteś obecny. Nie lubisz słowa „uczestniczysz”, bo nie czujesz się uczestnikiem tego, co się dzieje przy ołtarzu. Obojętnie wysłuchujesz Czytań, obojętnie słuchasz kazania, na które nie zwracasz szczególnej uwagi. Trochę denerwują cię same teksty mszalne niezgrabnie czytane przez księdza celebransa. Oczywiście nie idziesz do Komunii świętej. Wychodzisz z kościoła tak obojętnie, jak wchodziłeś przed godziną. Machasz ręką: „Niech będzie”.
     Ale czasem, ale zdarza się, że idziesz do kościoła pełen wzburzenia. Może jesteś wstrząśnięty wiadomościami politycznymi z twojego kraju albo z krajów sąsiednich, albo z innego kontynentu. Albo po prostu dlatego, bo sobie uświadomiłeś biegnący czas coraz prędzej, bo umarł twój znajomy i zdajesz sobie sprawę, że to jest człowiek z twojej półki wiekowej. Może tobą wstrząsnęła świadomość, że aż tyle zbliżył się do ciebie dzień śmierci. Nie jesteś człowiekiem wiekowym, ale odchodzą nawet młodsi od ciebie koledzy.
     I w kontekście tych wydarzeń, które tobą wstrząsnęły, zupełnie inaczej wygląda twoja Msza święta. Choć nie dosyć dokładnie słyszysz, co jest czytane z Starego Testamentu, jakie modlitwy są odmawiane, czujesz, że to wszystko jest prawdziwym braniem twojego udziału. W twojej Mszy świętej. A słowa Ewangelii, jakby do ciebie skierowane, trafiają w twoją świadomość z całą oczywistością i wyrazistością. I jesteś przejęty, wdzięczny Bogu za poruszenie twojego serca.
     Nawet po wyjściu z kościoła ktoś cię zaczepił, powiedział: „Co ty jesteś taki zaczerwieniony. Gorączkę masz? Czy co?” Aż się temu dziwisz, że ktoś zobaczył, co się z tobą dzieje, że to, co przeżyłeś, szczęście, które cię spotkało, aż odbiło się na twarzy twojej. A ty faktycznie czujesz się, jakbyś spotkał samego Jezusa.



 





March 20, 2011
2nd Sunday of Lent



That’s where He was transfigured



     Your Mount of Transfiguration is the church, to which you go every Sunday to participate in the Holy Mass.  You go there just our of habit, sometimes with a total indifference while reproaching yourself for not being able to firmly say: ”No, I am not going anymore.”
     Your Mount of Transfiguration is a Sunday Holy Mass at which you are present.  You don’t like the word “participate”, because you don’t feel like a participant of whatever is happening at the altar.  You indifferently listen to the readings, you indifferently listen to the sermon, to which you hardly pay any attention at all.  You are a little annoyed by the same liturgical texts awkwardly read by the celebrant.  Of course you don’t go to communion.  You leave the church as indifferently as you entered it an hour earlier.  You wave it all aside: “Whatever.”
     But sometimes it happens that you go to church all agitated.  Maybe you are shocked by the political news from your own country or from the neighboring countries or from another continent.  Or simply because you’ve become aware of the fact that time is running faster and faster, because one of your acquaintances from the same age group had just passed away.  Maybe the awareness of approaching day of death has shocked you.  You are not a very old person but your friends who are even younger than you, are leaving. 
     And in the context of these events which shook you to the core, your Holy Mass looks totally different.  Even if you don’t hear exactly what is being read from the Old Testament, or what prayers are being said, you feel that your real participation is included in all of it.  It’s your Holy Mass.  And the words of the Gospel are somehow addressed to you; they reach your consciousness with full obviousness and clarity.  And you are moved, you are grateful to God for stirring your heart. 
     As you exited the church someone even stopped you and said:  “Why are you so flushed; do you have a fever or something?”  You are so surprised that someone has noticed what is happening to you, that what you’d experienced; that happiness that you’d encountered has reflected on your face.  And you really feel as if you’d met Jesus himself.