REKOLEKCJE ADWENTOWE 2005





1.  NAUKA  REKOLEKCYJNA
  

12 grudnia 2005



             Już myślałem, że Ciebie wielkiego zobaczę,
             A Tyś mi zniknął z oczu jak najprostszy mak.
             Otrzyj twarz mi rękawem, niechaj już nie płaczę,
             Że mi Ciebie nie widzieć przez płonący krzak.


     Tak pisał ksiądz Jan Twardowski.


     A po Mszy świętej, gdy zapowiedziałem, że będą rekolekcje, podszedł do mnie zaprzyjaźniony profesor wyższej uczelni krakowskiej i spytał:
     – A kto to jest Bóg? A kto to jest Bóg?
     Odpowiedziałem:
     – Największa Tajemnica.
     – Nic więcej?
     – Wszystko, co potem powiemy, jest niedookreśleniem, niedopowiedzeniem, wypaczeniem tego pierwszego stwierdzenia. Nawet gdy powiemy, że jest Wszechpotężny; nawet gdy powiemy, że jest Wszechobecny; nawet gdy powiemy, że jest Najmędrszy – to każde z tych stwierdzeń jest jakimś niedookreśleniem, zawiera większą niewiedzę niż wiedzę.


     Jezus powiedział: Trzeba się zawsze modlić, a nigdy nie ustawać.
     Zawsze się modlić? Jak zawsze się modlić? Jak zawsze się modlić?! A nigdy nie ustawać?


     Gdy założymy że modlitwa to jest zjednoczenie z Bogiem, to wtedy, kiedy jesteś uczciwy, prawy, wtedy kiedy postępujesz w prawdzie, w uczciwości, gdy jesteś pracowity, twórczy – jesteś z Nim złączony. Gdy jesteś kochający, przebaczający, życzliwy! Gdy jesteś życzliwy! – jesteś z Nim złączony. To znaczy: modlisz się!
     Czy przy garnkach, czy przy sprzątaniu, czy przy desce rysunkowej, czy przy komputerze, czy przy obliczeniach, czy przy pracach rzemieślniczych – gdy wykonujesz to, co wykonujesz, uczciwie, prawidłowo, twórczo, dokładnie, aby było zrobione to wszystko, co robisz, perfekcyjnie – modlisz się.
     A Bóg gdzie jest?
     W tej twojej pracy, w tej twojej uczciwości, w tej twojej prawości, w tej twojej twórczości. Pod cienką warstwą czujesz Go. Jego, który jest wolnością, który jest mądrością, który jest twórczością. Czujesz Go! Chociaż nie mówisz o Nim wprost, chociaż nie myślisz o Nim bezpośrednio, ty Go wciąż czujesz. Że jesteś wolny – tak jak On, że jesteś odważny – tak jak On.
     A czasem tak w pół zdania, w pół słowa, w pół czynu – zatrzymasz się i spytasz Go: „Czy dobrze? Czy wszystko jest dobrze? Czy wszystko, co robię, jest dobrze? Czy jesteś ze mnie zadowolony?”


     Tak w pół słowa, tak w pół zdania, tak w pół czynu – zatrzymasz się na moment. I spojrzysz w głąb Niego – Który jest w tobie, Który idzie przez życie z tobą od samego początku, kiedyś zaistniał, Który ci towarzyszy. Bo cię nie stworzył tylko w pierwszym momencie twojego istnienia, ale stwarza cię na każdą chwilę twojego życia. Pomaga ci być mądry. Pomaga ci być serdeczny. Pomaga ci być twórczy. Pomaga ci być człowiekiem. 
     Idziecie w dwójkę.
     Ty jesteś wolny – ale wciąż inspirowany przez Niego. Ty jesteś wolny – ale wciąż z pomocą Jego potęgi. Ty jesteś wolny, bo jesteś człowiekiem i On ci tego nie odbierze, bo ci to dał jako istotę twojego człowieczeństwa: wolność – ale idzie z tobą.
     Nawet wtedy, kiedy odejdziesz od Niego, kiedy postąpisz odwrotnie niż powinieneś, błędnie, źle, fatalnie – jest przy tobie. Czeka na ciebie. Tęskni za tobą. Chce cię mieć razem, iść dalej w życie. Chce cię mieć teraz i po śmierci w niebie.


             Już myślałem, że Ciebie wielkiego zobaczę,
             A Tyś mi zniknął z oczu jak najprostszy mak.
             Otrzyj twarz mi rękawem, niechaj już nie płaczę,
             Że mi Ciebie nie widzieć przez płonący krzak.


     A jak ci ciężko, jak cię napadnie coś w życiu, co cię załamie – a jak ci nie ciężko, ale radośnie, jak ci dobrze – miej swoje punkty odskoku. Umiej wejść do kościoła albo do przedsionka, siąść w ławce – oby takich kościołów było jak najwięcej, gdzie można siąść w ławce w ciągu dnia. Tak jak po długim biegu, tak jak po długiej ciężkiej pracy – odpocząć. Z Nim. W Nim. Przy Nim. Razem z Nim, razem przy Nim. Nie modlić się ustnie, nie mówić różańca, nie mówić Ojcze nasz ani Zdrowaś Mario, nie mówić nic. Tylko przy Nim być. W kościele. W mieszkaniu. Albo na polu. Patrzyć na drzewo, na trawę, na krzaki, na ulice. One życzliwe – krzaki, drzewa, trawa, kwiaty; ulice życzliwe – te główne i te boczne; ci ludzie – też życzliwi. To wciąż On! Bóg – w drzewach, Bóg – w trawie, Bóg – w kwiatach, Bóg – w ludziach, Bóg – w ulicach, Bóg – w kamienicach, Bóg – w kościołach. Pięknem, mądrością, życzliwością.
     A jak ci ciężko, jak ci radośnie – umiej wziąć w ręce różaniec i mów. Tak jak to uczyła cię matka. Mów różaniec. Nie bój się, że przez głowę przelatują ci świeckie myśli. Zamiast myśleć o tym, co mówisz, to myślisz o tym, co było przed chwilą, do czego idziesz, co cię czeka na przyszłość – za minutę, za dziesięć minut, za pół godziny – jaką masz robotę przed sobą jeszcze niezrobioną, z kim się masz spotkać. To nic, że przetaczają się przez ciebie takie myśli, takie plany – świeckie. One są spójne z różańcem. Z Ojcze nasz, ze Zdrowaś Mario. Przeplatają się, przewijają się nawzajem myśli świeckie z myślami religijnymi. Tak że jedne stają się drugimi, a drugie pierwszymi.
     Mów różaniec, gdy ci ciężko, gdy ci lekko. Na to, żebyś zrozumiał swoje życie. Na to żebyś zrozumiał swoje obowiązki. Na to żebyś odkrył sens twojego dnia, twoich tygodni, twoich miesięcy, twoich lat. Sens! Który to sens ma nazywać się: miłość.
     Bo przy okazji zobaczysz – znaki. On ci czasem daje znaki. On ci czasem daje znak. Żebyś wiedział, że jest przy tobie! Że twoje życie nie jest zbieraniną przypadków, ale przez Niego sterowane, ma swoją treść, swój kształt, swoją wymowę. Daje ci znak. Który cię zaskoczy, którego się nie spodziewałeś, na który się zdumiewasz, że taki zaistniał.
     Znak. Przypadek? Zbieg okoliczności? Ale ty wiesz, że to jest coś więcej niż zbieg okoliczności, niż przypadek. To jest znak. Znak przez Niego dany. Porozumiewawczy. Uśmiecha się do ciebie. Czyś zrozumiał, czyś odgadnął, czyś pojął, czyś odebrał.


             Już myślałem, że Ciebie wielkiego zobaczę,
             A Tyś mi zniknął z oczu jak najprostszy mak.
             Otrzyj twarz mi rękawem, niechaj już nie płaczę,
             Że mi Ciebie nie widzieć przez płonący krzak.


     Lata biegną. Biegną miesiące, biegną tygodnie, biegną dnie, biegną godziny. Twoje życie nabiera coraz wyraźniej kształtu, sensu, prawdy. Coraz bardziej zbliżasz się do Niego – jak lecą lata, jak lecą miesiące, jak lecą tygodnie. Coraz bardziej cieszysz się Nim – świadomy coraz bardziej tego, że On się tobą cieszy.
     I to jest modlitwa twojego życia.
     Modlitwa twojego życia. Twoich dni, miesięcy, lat wypełnionych przez Niego i przez ciebie – przez ciebie i przez Niego, wspólnie budowanych. Aż do ostatniego momentu twojego życia.