REKOLEKCJE ADWENTOWE 2007 – 3.



12 grudnia 2007


3.
NAUKA REKOLEKCYJNA


     1. U początków każdej społeczności stoją wielkie wydarzenia. Dołączają do nich również inne ważne wydarzenia, które dzieją się później, a które tak jak te pierwsze są przechowywane w jej pamięci.
     Do tych wielkich wydarzeń społeczeństwo powraca. One uzasadniają jego istnienie, ale także formują je, kształtują, nadają mu sens. Powraca na rozmaitych zasadach, również na zasadzie rocznicowej. Co roku w ten sam dzień, a nawet o tej samej godzinie, ludzie świętują – mówi się: wspominają. Posługują się przy tym symbolami, które są związane z tamtym wydarzeniem: które je niosą.
     Innymi słowy, liturgia rocznicy, jaką sprawuje społeczeństwo, służy na to, żeby przywołać tamten fakt, tamto zdarzenie dramatyczne, tragiczne, wzniosłe, budujące, rzucające nowe światło na życie jednostek, rodzin, narodu i państwa.


     To dotyczy również Jezusa, który zaistniał w historii naszego świata, ukształtował go w jakiś sposób i kształtuje go w dalszym ciągu, posługując się chętnie liturgią rocznicową. Jest ona sprawowana, aby przywołać tamto wydarzenie, tamten fakt, dramat, tamtą wielkość człowieczą. Społeczeństwo chce, żeby to wydarzenie w dalszym ciągu kształtowało jego świadomość.
     Dla nas chrześcijan takim podstawowym wydarzeniem jest Narodzenie Jezusa. To jest nie tylko sprawa przypominania sobie tego faktu, to nie jest tylko sprawa pamięci. Narodzenie Jezusa żyje w nas. Ono nas kształtuje, buduje nas. Dlatego musimy się z nim obchodzić bardzo troskliwie.
     To wydarzenie jest uobecniane przez liturgię świąt Bożego Narodzenia. Gdy bierzemy w niej udział, stajemy się uczestnikami tej tajemnicy, która miała miejsce w tamtym czasie.
     W tym świętym dramacie znajdujemy miejsce dla siebie. Jest nim grupa pasterzy. Nie tylko przypominamy sobie pasterzy, którym się objawili aniołowie na pastwisku – nie tylko ich sobie uobecniamy, gdy słuchali śpiewu anielskiego. Ale identyfikujemy się z nimi. To my jesteśmy tymi, którzy słyszą śpiewanie aniołów, którzy biegną, którzy wchodzą do stajni, którzy widzą Jezusa i Matkę Najświętszą ze świętym Józefem.
     Uprawniona jest ta identyfikacja. Bo w nas jest dostateczna ilość prostactwa, brutalności, grzeszności, byśmy mogli się identyfikować z tymi pasterzami, którzy przyszli do stajni, aby się pokłonić Jezusowi narodzonemu.
     A więc w świętowaniu Bożego Narodzenia nie chodzi tylko o samo przyjście z pasterzami do Jezusa. Nawet nie o wyrażenie szacunku im, o poszanowanie ich.
     Ale to jest utożsamienie się z nimi. Nie tylko z pasterzami sprzed dwóch tysięcy lat, ale z tymi pasterzami współczesnymi – z ludźmi marginesu, pogardzanymi jako wyrzutki społeczeństwa, jako śmieci społeczeństwa. Bo i my jesteśmy grzesznikami. I na naszym sumieniu ciążą nieuczciwości, choćby niewielkie, ale jednak.
     2. I na dowód, na świadectwo, na wyraz stosunku do tych ludzi był polski zwyczaj pustego krzesła przy stole wigilijnym. Ten symbol realizuje się w formie zapraszania do stołu wigilijnego kogoś, kto nie ma domu, kto jest samotny, kto jest ubogi, kto nawet należy do marginesu społecznego.
     Słyszałem, że jest rodzina, która na wigilię zaprasza do stołu byłego ubowca, funkcjonariusza Urzędu Bezpieczeństwa. Teraz to już stary człowiek, zniszczony, poza tym alkoholik. I to zapraszanie przez tę rodzinę jest praktykowane już od kilku lat. Przychodzi trzeźwiutki, skądś bierze ciemne ubranie, czystą koszulę, zawiązany krawat pod brodą, ogolony – co jest u niego rzadkością. I celebruje tę wigilię w tym domu tak jak najczulszy brat – z przejęciem, z powagą.
     Ktoś powie: „I co z tego? Jutro pójdzie i zapije się w trupa”. Może nie jutro, może dopiero pojutrze, może jeszcze pojutrze, ale że ta wigilia dla niego jest ważna, to świadczy o tym, że rokrocznie pyta się, czy będzie mógł przyjść, współuczestniczyć w tej rodzinnej wigilii.
     Ale ten sposób odnoszenia się do tych ludzi nie powinien ograniczać się do święta, kiedy sprawujemy wigilię. Powinien rzutować na naszą codzienność, na taki sposób kontaktu, żeby nie deptać ich godności człowieczej.
     Podobnie jest ze świętem Trzech Króli. To nie jest sprawa przypominanie sobie, że przyszli trzej Mędrcy ze Wschodu do Jezusa. To nie jest tylko aktualizacja tamtego faktu. Również w tym wydarzeniu znajdujemy miejsce dla siebie. To jest identyfikacja nasza z tymi Magami.
     Jest podstawa do tego. Dlatego, bo każdy z nas jest filozofem – po części, ale jest. Każdy z nas jest intelektualistą – po części, ale jest. Każdy z nas jest mędrcem – po części, ale jest. Każdy z nas buduje sobie światopogląd, pogląd na świat. Każdy z nas jest jakoś za tę wizję odpowiedzialny i starannie, przez lata, od dzieciństwa aż po śmierć buduje w sobie filozofię na użytek codzienny i na użytek wielkich wydarzeń w jego życiu. Każdy ma swoją Gwiazdę. Tak jak każdy ma swoich aniołów i swoją drogę do Boga.
     I takie przeżywanie tego święta Trzech Króli powinno rzutować na naszą codzienność. Każdemu człowiekowi należy się szacunek. Szacunek dla jego wszelakich przekonań. Tak społecznych, jak politycznych. Tak kulturalnych, jak religijnych i światopoglądowych. Nie wolno nikogo wyśmiewać, prześladować, potępiać czy przymuszać, by przyjął nasze poglądy. Nie wolno zabraniać mu, by swoje głosił – chyba że byłyby niebezpieczne dla życia społeczności.
     3. Jako kontrapunkt pojawia się postać Heroda. To jest człowiek, który politykę uznał za najważniejszą sprawę swojego życia. Za bezwzględną funkcję swojego postępowania. Siebie utożsamił z państwem, uznał za jedynego realizatora sprawy państwa, na czele którego stał. Wszystkie środki były dopuszczalne, ważny był cel. A celem była potęga państwa. Aż do decyzji ostatecznej, jaką jest wyrok śmierci – chociaż niesłuszny, ale z jego punktu widzenia uprawniony. Bo gdy chodzi o dobro polityki, dla niego każdy chwyt był dozwolony. Przestała się liczyć przyjaźń, braterstwo, rodzina. Pogwałcona była tolerancja, prawo do własnego zdania. Nawet próba manipulowania taką świętością, jaką jest Pan Bóg.
     Jezus stanął mu na przeszkodzie, wobec tego musiał zginąć – tak jak zginęła żona Heroda, jego trzech synów i wielu dostojników państwowych – ponieważ w jego koncepcji politycznej się nie mieścili.
     Ta okrutna postać jest ostrzeżeniem dla każdego człowieka przeżywającego święta Bożego Narodzenia. Bo każdemu człowiekowi grozi tyrania w imię realizacji planów państwowotwórczych. I tu nie tylko gdy chodzi o sprawy państwa. Takim minipaństwem jest rodzina, zakład pracy, grono przyjaciół. I na ich obszarze należy się zachować, postępować jak człowiek, a nie jak absolutny władca. Tak mąż wobec żony, jak żona wobec męża. Tak rodzice wobec dzieci, jak i dzieci wobec rodziców. Tak kierownik wobec pracowników, jak i pracownicy wobec kierownictwa. 
     Mówimy o tym, bo zbyt często zdarza się przemoc, gwałt, awantury, wyzwiska, a nawet rękoczyny. Równie często na terenie domu rodzinnego czy zakładu pracy występują nieuzasadnione podejrzewania, posądzania, podsłuchiwanie, czytanie cudzych listów, bezpodstawne oczerniania, szantaże. W wielu społecznościach panuje atmosfera zawiści, niechęci, pogardy. Trwa walka o pierwsze miejsce, o zawładnięcie rządów. Tworzy się kliki, układy, które nabierają charakteru przestępczego.
     Uzdrowić tę sytuację jest w stanie autentyczne przeżywanie świąt Bożego Narodzenia. Są one takie ważne, gdyż są wielofunkcyjne, bo – głęboko przeżywane – oddziałują na rozmaite płaszczyzny naszej aktywności społecznej i osobistej.