REKOLEKCJE ADWENTOWE 2010 – 3. 15 XII






REKOLEKCJE ADWENTOWE 2010
15 XII


3.


„Drugi człowiek”


 


       „Aż przyszedł jesienny dzień. Typowa plucha – zimno, wietrzno, deszczowo. Siedziała na furcie zmarznięta, okutana w co tylko miała pod ręką, i pisała swój „Dzienniczek”. Na taki czas psa z kulawą nogą nie uświadczy.


       Nagle usłyszała głos:


       – Siostro…


       Podniosła oczy. Przed nią stał obtarganiec. Włosy w strąkach, przemoczony na wylot, brudne ręce.


      – Może mi siostra dać coś ciepłego do jedzenia? Głodny jestem. I zmarznięty.


      Nie budził zaufania. Żądał, nie prosił. Ot, jeden z takich młodych gniewnych, którzy mają pretensje do wszystkich o wszystko. Dopiero teraz spostrzegła, że jest bosy. „Jakieś buty trzeba by mu znaleźć” – pomyślała. „Ale najpierw coś ciepłego do jedzenia. Trzeba się wykiklać z bambetli, wejść w deszcz, aby dostać się do kuchni. Tam powinna być zupa z obiadu. Może jeszcze ciepła. A jak nie, trzeba podgrzać”.


       – Proszę chwilkę poczekać.


       Zawahała się. „Może on specjalnie wysyła mnie stąd, bo chce coś ukraść? Ale przecież nic takiego wartościowego tu nie ma. Ryzykujemy. Biegiem”.


       Rzuciła się pędem przez deszcz. Kuchnia. Garnek. Pokrywka. Jest. Niewiele, ale dla niego starczy. Najważniejsze, że jeszcze ciepła. Chochla. Nabrała od spodu, żeby gęstsza. Wlała do półlitrowego garnuszka. Można jeszcze zagęścić. Chleb. Gdzie chleb? W szafie. Jest. Ukrojona kromka. Wdrobić. Zamieszała. Przykryła spodkiem i biegiem z powrotem na furtę. Może odszedł. Nie, jest. Jakby nawet trochę odtajał. Podała mu z uśmiechem, zdyszana.


       – Proszę.


       Wziął, nic nie mówiąc. Zaczął pić, pomagając sobie łyżką. Nie patrzyła na niego, żeby go nie krępować. Podniosła oczy dopiero wtedy, gdy usłyszała:


       – Dziękuję.


      Odebrała pusty garnuszek. On odwrócił się, skierował się ku wyjściu – i niespodziewanie odwrócił twarz w jej stronę. Twarz najpiękniejszego Człowieka na świecie. To był Jezus.


      I usłyszała Jego słowa: «Chciałem doświadczyć twojego miłosierdzia»”.


                                                                               (M. Maliński, Faustyna znaczy szczęśliwa)


 


     „Będziesz miłował Pana Boga swego z całego serca swego”. A tuż zaraz: „A bliźniego swego jak siebie samego”.


 


     Na sądzie ostatecznym Najwyższy Sędzia, zwracając się do zbawionych, powie:


     „Pójdźcie, błogosławieni Ojca mego. Bo byłem głodny, a daliście Mi jeść; byłem spragniony, a daliście Mi pić; byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie; byłem nagi, a przyodzialiście Mnie; byłem chory, a odwiedziliście Mnie; byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie».


    
     Wówczas zapytają sprawiedliwi: «Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym i nakarmiliśmy Ciebie? spragnionym i daliśmy Ci pić? Kiedy widzieliśmy Cię przybyszem i przyjęliśmy Cię? lub nagim i przyodzialiśmy Cię? Kiedy widzieliśmy Cię chorym lub w więzieniu i przyszliśmy do Ciebie?» A Król im odpowie: «Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili»”.


    
    
A zwracając się do potępionych, Najwyższy Sędzia powie:


     „Idźcie precz ode Mnie, przeklęci, w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom! Bo byłem głodny, a nie daliście Mi jeść; byłem spragniony, a nie daliście Mi pić; byłem przybyszem, a nie przyjęliście Mnie; byłem nagi, a nie przyodzialiście Mnie; byłem chory i w więzieniu, a nie odwiedziliście Mnie».


    
     Wówczas zapytają i ci: «Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym albo spragnionym, albo przybyszem, albo nagim, kiedy chorym albo w więzieniu, a nie usłużyliśmy Tobie?» Wtedy odpowie im: «Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, czego nie uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, tegoście i Mnie nie uczynili»”.


     
     
Bóg mówi do nas przez swojego Syna, utożsamiając się z ludźmi poszkodowanymi. Niemogącymi stawić czoła obowiązkom, które nakłada im społeczeństwo. Bóg domaga się współczucia. Utożsamia się z głodnymi, z chorymi. Ale nie dość na tym – utożsamia się z ludźmi, których społeczeństwo odrzuciło: „Byłem w więzieniu, a nie przyszliście do Mnie”.


     Tajemnica tego przykazania miłości bliźniego: Bóg objawia się w każdym człowieku. Również w chorym, w grzeszniku, w żyjącym w nieprawości. Ale kocha. A więc Bóg jest przy nas, na wyciągnięcie ręki. On jest w narkomanie biorącym narkotyk, w pijaku nadużywającym alkoholu. Domaga się ratunku, pomocy, współczucia.


     Ten motyw powraca w Ewangelii. W przypowieści o miłosiernym Samarytaninie, Jezus stawia przed sobą dwóch ludzi – Żyda i Samarytanina – którzy czuli do siebie niechęć, jak nie wprost nienawiść zakotwiczoną głęboko w historii. A kończy tę przypowieść w zdaniu skierowanym do Żyda, które może wywołać tylko wzburzenie, niechęć tak ze strony Żydów, jak ze strony Samarytan: „Idź i ty czyń podobnie”.


     To znaczy: Patrz na Samarytanina, który uratował Żyda. I teraz, jak się trafi okazja i zobaczysz pokaleczonego Samarytanina, to poratuj go, tak jak ten Samarytanin poratował twojego brata Żyda.


     I papierkiem lakmusowym miłości Boga jest właśnie ta miłość do bliźnich. I to do bliźnich, którzy zawinili względem nas, którzy mają u nas konto obciążające ich. Dla nas nie ma wroga, nie ma nieprzyjaciela, nie ma grzesznika.


     „Nie przyszedłem do sprawiedliwych, ale do grzeszników”.


     To jest prawda, przed którą Żydzi stanęli murem, stwierdzając, że jest nie do przeskoczenia. Na tym zamknęli swoje Objawienie, swój Testament.


     A my jesteśmy tymi, którzy podjęli prawdę o Bogu kochającym każdego człowieka. O Bogu, który prosi o pomoc, o ratunek.


     Historia powtarza się w wypadku Zacheusza.



     „Potem wszedł do Jerycha i przechodził przez miasto. A [był tam] pewien człowiek, imieniem Zacheusz, zwierzchnik celników i bardzo bogaty. Chciał on koniecznie zobaczyć Jezusa, kto to jest, ale nie mógł z powodu tłumu, gdyż był niskiego wzrostu. Pobiegł więc naprzód i wspiął się na sykomorę, aby móc Go ujrzeć, tamtędy bowiem miał przechodzić. Gdy Jezus przyszedł na to miejsce, spojrzał w górę i rzekł do niego: «Zacheuszu, zejdź prędko, albowiem dziś muszę się zatrzymać w twoim domu». Zeszedł więc z pośpiechem i przyjął Go rozradowany. A wszyscy, widząc to, szemrali: «Do grzesznika poszedł w gościnę». Lecz Zacheusz stanął i rzekł do Pana: «Panie, oto połowę mego majątku daję ubogim, a jeśli kogo w czym skrzywdziłem, zwracam poczwórnie». Na to Jezus rzekł do niego: «Dziś zbawienie stało się udziałem tego domu, gdyż i on jest synem Abrahama. Albowiem Syn Człowieczy przyszedł szukać i zbawić to, co zginęło»”.



     Taką samą miłość okazuje dobry ojciec, który widząc marnotrawnego syna wracającego do domu, nie żąda przeprosin, nie wyznacza pokuty, ale poleca przynieść świeżą suknię, wkłada na palec pierścień i organizuje przyjęcie – radosne, dziękując Bogu za ten dar, jakim jest syn, który odszedł ale powrócił, prosząc o przebaczenie.


 


     To się okazało na samym końcu życia Jezusa na ziemi. Gdy został zdradzony za 30 srebrników. Gdy pouciekali w popłochu wszyscy apostołowie. Nie ma słowa wyrzutu, którym by Jezus obciążył ich. Ale już zapowiadając swoje przyjście do nich, powiedział niewiastom, które wracały od Jego pustego grobu: „Idźcie i powiedzcie braciom moim”. Nazwać bratem człowieka, który w chwili próby uciekł ze strachu, zaparł się Go – to wielka rzecz.


 


     A cała awantura, która wybuchła w Nazarecie przy pierwszym wystąpieniu Jezusa w ich synagodze, obrazuje nam granice, których przekroczyć nie są w stanie Żydzi w nienawiści do nie-Żydów. Chociaż Jezus w swoim przemówieniu powołuje się na Stary Testament – że to prorok został wysłany przez Boga, aby uratował umierającą z głodu pogankę i aby oczyścił z trądu Naamana, dowódcę armii – poganina.



     „Przyszedł również do Nazaretu, gdzie się wychował. W dzień szabatu udał się swoim zwyczajem do synagogi i powstał, aby czytać. Podano Mu księgę proroka Izajasza. Rozwinąwszy księgę, natrafił na miejsce, gdzie było napisane:


        Duch Pański spoczywa na Mnie,


        ponieważ Mnie namaścił i posłał Mnie,


        abym ubogim niósł dobrą nowinę,


        więźniom głosił wolność,


        a niewidomym przejrzenie;


        abym uciśnionych odsyłał wolnymi,


        abym obwoływał rok łaski od Pana.


     Zwinąwszy księgę oddał słudze i usiadł; a oczy wszystkich w synagodze były w Nim utkwione. Począł więc mówić do nich: «Dziś spełniły się te słowa Pisma, któreście słyszeli». A wszyscy przyświadczali Mu i dziwili się pełnym wdzięku słowom, które płynęły z ust Jego. I mówili: «Czy nie jest to syn Józefa?» Wtedy rzekł do nich: «Z pewnością powiecie Mi to przysłowie: Lekarzu, ulecz samego siebie; dokonajże i tu w swojej ojczyźnie tego, co wydarzyło się, jak słyszeliśmy, w Kafarnaum». I dodał: «Zaprawdę, powiadam wam: żaden prorok nie jest mile widziany w swojej ojczyźnie. Naprawdę, mówię wam: Wiele wdów było w Izraelu za czasów Eliasza, kiedy niebo pozostawało zamknięte przez trzy lata i sześć miesięcy, tak że wielki głód panował w całym kraju; a Eliasz do żadnej z nich nie został posłany, tylko do owej wdowy w Sarepcie Sydońskiej. I wielu trędowatych było w Izraelu za proroka Elizeusza, a żaden z nich nie został oczyszczony, tylko Syryjczyk Naaman». Na te słowa wszyscy w synagodze unieśli się gniewem. Porwali Go z miejsca, wyrzucili Go z miasta i wyprowadzili aż na stok góry, na której ich miasto było zbudowane, aby Go strącić. On jednak przeszedłszy pośród nich oddalił się”.


 


    
     „Jeśli bowiem miłujecie tych tylko, którzy was miłują, jakaż za to dla was wdzięczność? Przecież i grzesznicy miłość okazują tym, którzy ich miłują.


    
     Wy natomiast miłujcie waszych nieprzyjaciół, czyńcie dobrze i pożyczajcie, niczego się za to nie spodziewając. A wasza nagroda będzie wielka, i będziecie synami Najwyższego; ponieważ On jest dobry dla niewdzięcznych i złych”.


 



     I tak jakby nie było innego ważniejszego tematu nad ten, w modlitwie, którą podyktował, jest passus przekraczający możliwość pełnego zrozumienia i przyjęcia dla wyznawcy Jezusa. „I odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”. Innymi słowy: Bóg ma wzorować się w swojej miłości do nas, wzorować się na naszej miłości do nieprzyjaciół naszych? Mamy bardziej kochać bliźniego niż Bóg ich kocha?


     A przy tym mamy nie być smutni, ponieważ smutek obciąża nas i nasze otoczenie. Mamy być pogodni, życzliwi. Mówiąc paradoksalnie uśmiechnięci – zawsze, mimo wszystko. Mając nadzieję i ufność w Bogu, który kieruje losami ludzi. Mamy być pogodni. Jako dzieci do swoich rodziców, jako rodzice do swoich dzieci, jako uczniowie do swoich nauczycieli, jako nauczyciele do swoich uczniów. Stwarzać atmosferę pogody. Nie strachu, nie bojaźni, ale prostoty. Dzień bez uśmiechu jest dniem przegranym, nieudanym, fatalnym. Tylko pogoda, uśmiech, optymizm jest promieniem pochodzącym od Boga. „Święty smutny to smutny święty”.


 


     Faustyna ułożyła modlitwę, przed śmiercią, do Boga:


     „Pragnę się cała przemienić w miłosierdzie Twoje i być żywym odbiciem Ciebie, o Panie; niech ten największy przymiot Boga, to jest niezgłębione miłosierdzie Jego, przejdzie przez serce i duszę moją do bliźnich.


     Dopomóż mi do tego, o Panie, aby oczy moje były miłosierne, bym nigdy nie podejrzewała i nie sądziła według zewnętrznych pozorów, ale upatrywała to, co piękne w duszach bliźnich, i przychodziła im z pomocą.


     Dopomóż mi, aby słuch mój był miłosierny, bym skłaniała się do potrzeb bliźnich, by uszy moje nie były obojętne na bóle i jęki bliźnich.


     Dopomóż mi, Panie, aby język mój był miłosierny, bym nigdy nie mówiła ujemnie o bliźnich, ale dla każdego miała słowo pociechy i przebaczenia.


     Dopomóż mi, Panie, aby ręce moje były miłosierne i pełne dobrych uczynków, bym tylko umiała czynić dobrze bliźniemu, na siebie przyjmować cięższe, mozolniejsze prace.


     Dopomóż mi, aby nogi moje były miłosierne, abym zawsze spieszyła z pomocą bliźnim, opanowując swoje własne znużenie i zmęczenie. Prawdziwe moje odpocznienie jest w usłużności bliźnim.


     Dopomóż mi, Panie, aby serce moje było miłosierne, bym czuła ze wszystkimi cierpieniami bliźnich. Nikomu nie odmówię serca swego. Obcować będę szczerze nawet z tymi, o których wiem, że nadużywać będą dobroci mojej, a sama zamknę się w najmiłosierniejszym Sercu Jezusa. O własnych cierpieniach będę milczeć. Niech odpocznie miłosierdzie Twoje we mnie, o Panie mój”.


 


     Bo tym Faustyna chciała żyć i żyła.