REKOLEKCJE ADWENTOWE 2011



WIECZÓR DRUGI

Ewangelia to nie jest „opowiadanie o” – o tym, że się Jezus narodził w Betlejem, o tym że żył w Nazarecie jako Syn cieśli, o tym że poszedł nad brzeg Jordanu do Jana Chrzciciela, który zapowiadał Jego przyjście, o tym jak rozmnożył chleb, jak uciszył burzę na morzu ani nawet o tym, że opowiadał przypowieści. Ale ma charakter reportażu, relacji świadka, który był obecny osobiście przy wydarzeniu, jakie relacjonuje. Inaczej mówiąc, każde z tych wydarzeń ma się nam jawić nie jako opowiadanie kolejnych fragmentów dramatu Jezusowego życia, ale to musi być pełne uobecnienie tamtej rzeczywistości. Każde z tych wydarzeń ma się zjawić przed nami – albo, lepiej powiedziawszy – mamy się znaleźć w każdej z tych sytuacji i uczestniczyć w nich. Czyli spotykać Jezusa uobecnionego przez tekst czytanej Ewangelii.
To jest ważne, żeby odróżnić tę formę od literackich tekstów. Tym bardziej jest to dla nas możliwe, że Ewangelie nie są dla nas lekturą obcą, ale że znamy ich treść prawie na pamięć. I to pomaga odkrywać coraz inne, coraz głębsze obecności Jezusa w naszym życiu.

*
* *

Powiedzmy dokładnie: Ewangelie to nie jest życiorys Jezusa, spisany na to, żebyśmy wiedzieli, kim był, co mówił o Bogu, o świecie, o sobie, o ludziach i co się w Jego życiu wydarzyło. Nic podobnego. To jest książka dla uświęcenia naszego. Żebyśmy, czytając tę książkę, utożsamili się z Nim, jak i z apostołami i przyjaciółmi Jego, takimi jak Łazarz, jak Maria i Marta siostry Łazarza, jak Józef z Arymatei, jak Jan Chrzciciel, jak również utożsamili się z bohaterami Jezusowych przypowieści, jak np. miłosierny Samarytanin, faryzeusz i celnik modlący się w świątyni.
I dlatego nie doszukujmy się w Ewangeliach informacji, kiedy się Jezus urodził, gdzie konkretnie przebywał, gdzie się wychował, co robił w młodości swojej, co robił jako dojrzały mężczyzna. Nie znajdziemy tam daty śmierci Józefa, nie wiemy czy umarł, czy jeszcze żył, gdy Jezus poszedł nauczać.
Bo ważniejsze od nich są przypowieści Jezusa. Poza tym jest ważna Jego sylwetka – Jezusa jako człowieka wrażliwego na biedę, na nędzę ludzką, na cierpienie, na choroby, który pragnie swoją mocą i modlitwą do Boga ulżyć ludziom w ich życiu.

*
* *

A my cwaniacy, kombinatorzy, sprzedający siebie – swoją pracę, swoje uśmiechy, swoje dobre słowa. Czekamy na odpłatę, rewanż. My – egoiści, którzy chcą wciąż zwyciężać i wygrywać, i gromadzić, i zbierać. Wciąż skoncentrowani na sobie. Nic z miłości, nic z bezinteresowności. I w takim nastawieniu do życia idziemy w niedzielę do kościoła na Mszę świętą.
I teraz wszystko zależy od tego, jak potraktujemy Mszę świętą: święte misterium – duchowy obrzęd, w którym możemy spotykać Jezusa.
Bo istota Mszy świętej polega nie na oglądaniu czegoś z zewnątrz, ale to jest uczestnictwo w życiu Jezusa, które wciąż uobecnia się w kolejnych Mszach roku liturgicznego.
W Adwencie czekamy na Jego przyjście, w Boże Narodzenie witamy Go wraz z pasterzami i Magami ze Wschodu. Gdy pojawia się jako Mesjasz, słuchamy Jego nauczania i towarzyszymy Mu w Jego pielgrzymkach i Jego działaniu. I tak jesteśmy wychowywani przez Niego. Uczymy się od Niego miłości.

*
* *

I to, co najważniejsze, Jezus uczy nas bezinteresowności – bo tylko taka miłość jest miłością prawdziwą – przebaczenia, życzliwości, współczucia, przyjaźni. Krok za krokiem. W każdą kolejną niedzielę Jezus wprowadza nas w nową sytuację, rozwiązuje wraz z nami nowe problemy moralne, żebyśmy wyrobili w sobie prawidłowe odruchy, gdy znajdziemy się w analogicznej sytuacji. Jak na przykład Jezus i Jego apostołowie, Jezus i jawnogrzesznica, Jezus i Zacheusz – przełożony celników, Jezus i Judasz, Jezus i Piłat. I w kolejnych zdarzeniach, które pouczają nas, jak problemy mogą być rozwiązywane przy pomocy miłości.
I ta Ewangelia niedzielna powinna towarzyszyć, w jakiś sposób prowadzić nas przez cały tydzień, który przed nami. I tak budować siebie, być prawdziwymi chrześcijanami.

*
* *

I to jest Msza święta. Żeby stanąć w tłumie otaczającym Jezusa nie jak obserwator – ale jak uczestnik biorący udział w tajemnicy Jego życia. Ona nie–do–prze-oczenia, która przedstawiona jest w Ewangelii czytanej w pierwszej części Mszy świętej.
Niedziela za niedzielą, dzień za dniem inny cud, inne zdarzenie, inna przypowieść. I przeżywasz Jego życie, który był absolutnie wolny od egoizmu, od jakiejkolwiek sprzedajności. Na to uczestniczysz we Mszy świętej, żebyś się uwolnił od siebie samego. Od twojego egoizmu, od twojej chciwości, pazerności. Żebyś był wolnym człowiekiem. Takim jak On.
Tak traktujmy Mszę świętą. Żebyśmy wychodzili ze Mszy świętej tak, jak ze spotkania z żywym Jezusem. Bo to nie jest puste słowo „żywym”. On jest żywy w sakramencie Eucharystii. Wychodzisz jako wolny człowiek, który się oderwał od siebie, od świata i patrzy na wszystko nie jak na przeciwnika, tylko jak na brata.

*
* *

Eucharystia to nie Przeistoczenie. Eucharystia to nie Komunia święta. Eucharystia to nie Najświętszy Sakrament niesiony w procesji. Ani wystawiony w monstrancji podczas nabożeństw majowych, czerwcowych czy październikowych.
Eucharystia to uobecnienie życia, śmierci i zmartwychwstania Jezusa w liturgicznej oprawie Mszy świętej. Przez czytaną Ewangelię uczestniczymy w życiowych wydarzeniach Jezusa. Słuchamy, co do nas mówi, jakie opowiada przypowieści, patrzymy na to, czego dokonuje, umieramy z Nim i zmartwychwstajemy z Nim.

[Fragment książki pt. „Na każdy wieczór”,
która ukazała się w Wydawnictwie WAM]