STRONA GŁÓWNA / KSIĄŻKI / „NAJCHĘTNIEJ GRAŁ NA BRAMCE”

„Najchętniej grał na bramce”



„Najchętniej grał na bramce. To sformułowanie chyba dobrze określa naszego Papieża. Gra na bramce: broni istotnych wartości chrześcijaństwa i katolicyzmu. Aby przez zbyt nieroztropnych, lekkomyślnych chrześcijan nie zostały wyrzucone, zniszczone, zaprzepaszczone. A takich nie brak w naszych czasach, w których słowo „postęp”, „nowość” wciąż jeszcze ma najwięcej zwolenników.
On broni tych wartości nie z uporu, nieruchawości, konserwatywnego myślenia. Ale dlatego, że widzi ich sens, głębię, przydatność, potrzebę, konieczność w życiu każdego człowieka i społeczeństwa.
Nasz Papież nie tylko teraz tak widzi swoje zadanie, nie dopiero teraz „gra na bramce”. Tak zawsze określał swoją funkcję. Najwyraźniej powiedział to w kazaniu w katedrze wawelskiej jako młody biskup wtedy, gdy 8 marca w roku 1964 obejmował archidiecezję krakowską: „Nie trzeba tworzyć programów nowych, trzeba tylko w nowy sposób, z nową gorliwością i nową gotowością wejść w ten odwieczny program, ten odwieczny Boży, Chrystusowy program i wypełniać go na miarę naszych czasów”.

* * *

     Tak pisze autor w słowie wstępnym do swojej książeczki, przedstawiającej w popularnym – przeznaczonym również dla młodego odbiorcy – zarysie życie i działalność Karola Wojtyły od dzieciństwa do lat osiemdziesiątych. Treść książki obfituje jednak we fragmenty, które ukazują, że obecny Papież, broniąc podstawowych wartości, potrafi być bardzo nowatorski w swoich posunięciach.

 





Zobacz fragment publikacji

Fragmenty z rozdziałów relacjonujących dwie pielgrzymki papieskie:

Wreszcie przylatuje do Krakowa. Najpierw jedzie do katedry. Ale już wieczorem – choć to późny wieczór – przychodzą pod okna rezydencji studenci i niestudenci. Ulica Franciszkańska wypełnia się ludźmi i śpiewaniem. Papież wychodzi do okna. Całkiem dosłownie: staje na parapecie okna na pierwszym piętrze. I przez głośnik rozmawia, śpiewa, żartuje:
– Do czego to doszło, że Papież chodzi po oknie.
Ludzie nie chcą odejść, choć już robi się coraz później. Wywołują wciąż Papieża. On wychodzi po raz któryś:
– Jeżeli nie pójdziecie już spać, to jutro zaśniecie mi na kazaniu.

* * *

Na plac (w Częstochowie) ściąga coraz liczniej młodzież. Robi się chłodno. Zapada powoli przedwczesny mrok. Msza się kończy. Czas na Apel Jasnogórski. Wychodzi Papież. Wybucha wrzask taki jak wtedy. Gdy się pojawił po raz pierwszy, tylko ze zdwojoną siłą.
– Niech żyje Papież! – przewala się przez to morze ludzkie.
– Podejdź bliżej! Podejdź bliżej!
Papież nadsłuchuje. Tylko że głosy się zlewają, zdanie jest trudne do skandowania. Wreszcie Papież rozumie. Odpowiada:
– To czemu mi od razu nie mówicie.
Schodzi niżej. Księża przestawiają mu mikrofony. Ale wrzask trwa nadal. Wreszcie się włącza Papież:
– Czy może człowiek, który do was przyjechał z Rzymu, coś powiedzieć?
– Taaak!