Biblioteka




VIII  ZESŁANIE DUCHA ŚWIĘTEGO

Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi. Tej ziemi”.

            Prośmy Boga o to, żeby nastał w naszym państwie spokój. Żeby ustały kłótnie, swary, obrzucania się błotem, obelgami, pomówieniami. By nie było pogardzania drugim człowiekiem, posądzeń, podejrzeń. Bo inaczej zagryziemy się wzajemnie w tej walce nie o Polskę, ale o stołki. Byśmy znowu stanowili jedność, taką, jak to było w czasie pierwszej pielgrzymki Jana Pawła II do Polski.

            Prośmy o to Boga:

Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi. Tej ziemi”.

**********


Pocieszyciel przychodzi do tych wszystkich, którzy są przygnębieni, którym świat dokuczył, skrzywdził, wyśmiał, oczernił.

              Abyśmy się nie martwili, nie kłopotali, nie brali do serca tego wszystkiego, co złe na nas mówią. Bóg Pocieszyciel nas kocha i nie chce, żebyśmy się zamartwiali, gdy chmury nad nami się gromadzą, gdy burze przetaczają się po naszym niebie.

             Udzieli nam nadziei, że wyjdzie znowu słońce, uspokoją się wichry i zazieleni się trawa.

 **********

            My potrzebujemy pocieszenia.

       Bo w naszym życiu jest więcej klęsk niż zwycięstw, niepowodzeń niż sukcesów, przegranych niż wygranych, smutku niż radości.

    A prawdziwe pocieszenie może nam dać Bóg. Który wytłumaczy, wesprze, uratuje, gdy upadamy z powodu naszej nieporadności.

   I dlatego nazywamy Go nie tylko Wszechmocnym, Wszechobecnym, ale również Pocieszycielem.

**********

 
To jest największa tragedia człowiecza – gdy ludzie nas opuszczą. Gdy przyjdzie czas osamotnienia, wzgardy. I zostaniemy sami. Znikną gdzieś krewni, przyjaciele, znajomi. Przekonamy się, że nikt nas nie rozumie; nikt nas nie chce słuchać; nikt nas nie potrzebuje. To jest najdotkliwszy czas dla każdego człowieka.

           Wtedy jedyny ratunek to sam Bóg, który w nas wierzy, który nas nie odstąpi, który wytrwa przy nas w tym czasie.

**********

            
Jezus modli się: „Aby wszyscy stanowili jedno, jak Ty, Ojcze, we Mnie, a Ja w Tobie”. Ale to jest dla nas za trudne. A my wciąż skłóceni, obmawiający, oczerniający, zazdrośni, gardzący. Do jedności brakuje nam – wszystko.

            Ale czy w ogóle można stanowić jedno, jeżeli każdy z nas jest różny? Można! Przez tolerancję, wzajemny szacunek. Przez pomoc, a nie szkodzenie drugiemu. Przez życzliwość, a nie upór. Przez wyrozumiałość, a nie zemstę.

**********


            Odważyłeś się powiedzieć do Boga kiedyś nieśmiałym szeptem, jak tylko potrafisz: Ojcze.

            Wykrzyknąłeś kiedyś: Ojcze! w przestrachu, w przerażeniu, wołaniem o pomoc, o ratunek w nieszczęściu.

            Wyjąkałeś kiedyś: Ojcze! z drżeniem w głosie, świadomy tego, żeś Go zawiódł.

            Wyszarpnąłeś kiedyś to słowo najświętsze: Ojcze! w geście protestu, rozpaczy, żądania, prośby

Czyś był kiedyś świadomy tego, że nie mówisz na pustyni, ale mówisz do Kogoś, Kto jest przy tobie, Kto cię słyszy, Kto zareaguje na twój głos.

            Bo nie może być dłużej tak, że mówisz „Ojcze”, nie zdając sobie z tego sprawy, co mówisz, do kogo mówisz, nie troszcząc się o to, czy On cię słyszy, czy nie; jest ci to obojętne. I przeżyłeś już tyle lat, tyle pacierzy masz za sobą, tyle doświadczeń, a jeszcze nie zdarzyło ci się, żebyś Go poczuł przy sobie. I przestaniesz się modlić.

         Radzę ci, spróbuj inaczej: zamiast pacierza powtarzaj to jedno słowo: Ojcze, Ojcze! Ojcze!! – po wielokroć. I może się zdarzyć tak, że przebijesz tym słowem własną bezmyślność, tępotę serca i rozbłyśnie ci światło Bożej obecności.

**********          


Przychodzimy do kościoła w niedzielę, czasem w dni powszednie, aby się spotkać z Jezusem w obrzędzie sakramentu Eucharystii. I bywa tak, że nic się nie dzieje. Wyuczone na pamięć pytania klepane i wyuczone na pamięć odpowiedzi.

        Aż kiedyś stanie się. I zostaniemy uderzeni. I otworzą się nam nieba. I Ewangelia, którą słyszeliśmy tysiąc razy, nagle zabrzmi pełnym tonem i przeżyjemy szok. Aż do odczucia szczęścia tak wielkiego, że serce prawie tego nie może pomieścić. – Jezus do mnie to mówi. Jezus o mnie to mówi. – I już wszystko rozumiemy. Już wszystko wiemy. Już nikt nam nie musi nic tłumaczyć.

        Wtedy, kiedy odkryjesz w słowie pokłady, których nie spodziewałeś się nigdy; a pieśń, którą śpiewasz od zawsze, nabierze pełnego dźwięku. Aż do ściśnięcia gardła. I będziesz szczęśliwy, prawie wniebowzięty. Nikt ci nie będzie musiał udowadniać, ukazywać. Ty już będziesz napełniony Duchem Świętym.

**********


Jeszcze żyjesz. To znaczy: jeszcze myślisz, czujesz, doznajesz, współczujesz, odkrywasz świat.

Jeszcze żyjesz po to, abyś pojął to, czegoś dotąd nie pojmował; zrozumiał to, czegoś dotąd nie zrozumiał. Aby objawiła ci się prawda, której nie doceniałeś. Bo życie polega na tym, żebyś dorastał duchowo.

Jeszcze przed tobą wiele przeżyć, oświeceń, natchnień, objawień. Oczekuj na te chwile. I ciesz się nimi, dbaj o to, żebyś ich nie przeoczył, nie stracił, nie zmarnował.

**********


Rozmowa jest bardzo ważnym narzędziem naszego rozwoju, dorastania do człowieczeństwa. Przymusza nas do tego, ażebyśmy ustosunkowali się do stwierdzeń rozmówcy. Domaga się określenia naszego stanowiska. I tak rozmowa to poznawanie się wzajemne. Wzbogacanie się wzajemne. Ukazuje, że mój świat, choć jest hermetyczny, przecież może się otworzyć na drugiego człowieka. Może go wysłuchać, uradować się jego odkryciem – albo przerazić.

**********


    Nasze rozmowy. Jakie są? Czy płaskie, próżne, byle jakie, od niechcenia, czy może nawet kłamliwe – kiedy nie chcemy się odsłonić, nie chcemy powiedzieć, co naprawdę myślimy na podany temat. Ukrywamy się z naszymi przekonaniami ze strachu, z niepewności czy ze wstydu. Czy odważymy się podnieść przyłbicę i powiedzieć własne zdanie.

    I tak rozmowa nas kształtuje, rozwija – albo zamyka, upokarza i niszczy.

**********

           
Ile w nas matki, ile w nas ojca, babci, dziadka, praojca, pramatki. I oni patrzą na nas z ciekawością i z miłością, co my z tym dorobkiem robimy. Czyśmy poszli chociaż krok do przodu, spojrzeli nad siebie. Czyśmy choć trochę pokochali więcej Boga, ludzi, siebie samych niż oni to zdołali uczynić.

**********


     Ale szły z Nim również kobiety.

   To jest szczegół Ewangelii jak gdyby niedostrzegany, nie zwraca się na niego uwagi. A przecież to jest rewolucja, której Jezus dokonał, że szli z Nim nie tylko apostołowie, ale również kobiety. I to zwłaszcza te, które przez Niego zostały wyzwolone od złych duchów.

    Później nie natrafiamy na nie jakoby głosiły Ewangelię. Możemy tylko przypuszczać, że tak było. Duch Święty zstąpił na apostołów w Wieczerniku i na tych, którzy byli tam obecni. Wśród nich na Matkę Jezusa i również na inne kobiety, które tam się modliły.

 **********


             I znowu: „Święta, święta i po świętach”. I wracamy do dawnego życia.

            Tak się nam wydaje, że nie zmieniliśmy się. A tymczasem nie jesteśmy tacy sami, jacy byliśmy przed świętami. Nasze patrzenie jest inne, inne odczuwanie, inny refleks, inna ocena własnego postępowania. To jest inna wrażliwość niż była przed świętami.

**********

      Przychodzę do Twojej świątyni, Boże, abyś mi pomógł oczyścić moje motywy, intencje, cele, zamiary. Żebyś mi dał prostotę dziecka. Żebym został napełniony Tobą samym. Na dziś, na jutro, na cały tydzień, który przede mną. Do następnej niedzieli, gdy znowu przyjdę do Ciebie – chociaż już w innej sytuacji, w innym kontekście – prosić o Twojego Ducha.